Najlepsze i najgorsze filmy 2023 roku. Znasz je wszystkie?
Jakie były najlepsze filmy 2023 roku – co warto nadrobić, a co kategorycznie należy omijać?
Rok 2023 dla każdego kinomaniaka był prawdziwą ucztą. Można było się poczuć jakby Gwiazdka trwała non stop bo praktycznie każdy miesiąc przynosił jakąś filmową niespodziankę. Powrót Indiany Jonesa, nowe filmy takich mistrzów kina jak Christopher Nolan czy Martin Scorsese, bitwa o widzów między Barbie, a Oppenheimerem. Atrakcji było co nie miara. Jakie filmy zrobiły na mnie największe wrażenie, jakie polecam do nadrobienia, a co kategorycznie należy omijać?
Filmowe podsumowanie 2023 roku. Złe dobrego początki
Zacznijmy od tego, że czasy filmów, które trwają mniej niż dwie godziny minęły już chyba bezpowrotnie. Reżyserzy chcą żebyśmy w kinie spędzili minimum trzy godziny jak na Oppenheimerze, czy nawet trzy i pół, bo tyle trwa Czas Krwawego Księżyca Martina Scorsese. Wielu widzów i krytyków mocno na to narzekało – pojawiły się pomysły, żeby tak długie filmy wyświetlane były z dziesięciominutową przerwą – tak jak to było w przeszłości. W internecie pojawiły wpisy widzów, którzy widzieli Oppenhaimera, i którzy tym, co mieli film dopiero zobaczyć sugerowali, na której scenie warto… udać się do toalety, żeby nic nie stracić z fabuły filmu Christophera Nolana.
Najlepsze i najgorsze filmy – początek 2023 roku
Początek 2023 roku nie wyglądał specjalnie obiecująco. Kilka głupawych komedii typu Kokainowy miś, czy Domówka nie zachęcały do wizyty w kinie. Pierwszy ciekawie zapowiadający się tytuł pojawił się w marcu. Był to kolejny filmu z cyklu John Wick, sensacyjny thriller o przygodach super tajnego agenta. Fabułę można streścić klasycznym „zabili go i uciekł”. Jeśli ktoś lubi filmy sensacyjne, które widział już sto razy to na pewno będzie się dobrze bawił. Ja się wynudziłem.
Najlepsze filmy zagraniczne wiosny 2023 roku
W kwietniu najciekawszą produkcją w kinach był film Air – historia firmy Nike, i to jaki wpływ na jej rozwój i stanie się światowym potentatem w sprzedaży obuwia sportowego miała współpraca reklamowa z Michaelem Jordanem. Fajna historia o tym, ile tak naprawdę w olbrzymim biznesie jest przypadku, ale też jak ważne jest być we właściwym miejscu o właściwym czasie. Kiedy Nike zaproponowało Jordanowi żeby na mecze wychodził w specjalnie zaprojektowanych dla niego butach NBA, zagroziło, że za złamanie regulaminu, który mówił że wszyscy zawodnicy mają mieć takie same obuwie, grozi kara 5 tysięcy dolarów za każdy mecz. Słynna firma odzieżowa powiedziała Jordanowi, żeby tym się nie przejmował i, że oni te kary będą płacić. I tak też się stało, a reszta to już historia, którą pokazuje film Air z Benem Affleckiem i Matem Damonem w rolach głównych. Warto.
Maj przyniósł trzy ciekawe produkcje, które wzbudziły spore emocje. Pierwsza to film Strażnicy Galaktyki 3, czyli kolejna seria przygód superbohaterów ratujących w kosmosie swojego przyjaciela… szopa Rockets, któremu głosu użyczył Bradley Cooper. Jestem ostatni, żeby ekscytować się filmami opartymi na komiksach Marvela o superbohaterach, ale to jak ta historia jest odpowiedziana sprawia, że człowiek zapomina, że jest fanem filmów Felliniego czy Bergmana. Strażnicy Galaktyki to prawdziwa filmowa uczta: fabuła jest naprawdę mądra, kilka scen wyciska łzy, a szop Rockets daje popis gry aktorskiej godny samego Roberta De Niro.
Polecam.
Na drugim biegunie znalazł się francuski film Kochanica Króla Jeanne du Barry. Kino historyczne, które zostanie chyba zapamiętane tylko z powodu powrotu na duży ekran Johny’ego Deepa, po kilku latach nieobecności związanych między innymi z jego głośnym medialnym rozwodem z Amber Heard. Jak mówi młodzież: szału nie ma, ale warto obejrzeć dla pięknych kostiumów.
W maju mogliśmy też obejrzeć kolejną ekranizację słynnej bajki Jana Christiana Andersena czyli Małą Syrenkę. Przez internet przelała się fala hejtu w związku z tym, że Syrenkę zagrała ciemnoskóra aktorka Halle Bailey. Producentom było to na rękę, bo o filmie zrobiło się głośno i do tej pory zarobił na świecie ponad 670 milionów dolarów.
Przeczytaj koniecznie:
Skandal! Królewna Śnieżka nie dość śnieżnobiała i zbyt feministyczna
W czerwcu z niecierpliwością czekałem na kolejną część przygód Indiany Jonesa, i niestety było to filmowe rozczarowanie roku… Idealny przykład, jak zniszczyć filmową legendę. Harrison Ford chyba nie potrafi „ze sceny zejść niepokonany” i myśli, że fajnie się ogląda ponad osiemdziesięcioletniego aktora, który myśli , że urokiem osobistym załatwi wszystko. Nie panie Ford, nie załatwi pan. Oglądanie legendy kina, jak niezdarnie biega, walczy na pięści, czy ściga się autem było bardzo, ale to bardzo żenujące. Znowu muszę przywołać młodzieżowy język i napisać, że ten film był cringem roku. A rola Phoebe Waller Bridge powinna dostać Złotą Malinę Wszechczasów.
Lato – filmy 2023 zdominowane przez Barbieheimera
Powiedzieć, że w lipcu działo się, jeżeli chodzi o filmowe premiery to nic nie powiedzieć. Przede wszystkim świat zwariował na punkcie Barbieheimera, czyli dwóch filmów, które premierę miały tego samego dnia. W mediach społecznościowych popularny stał się hasztag #barbieheimer, który oznaczał, że obejrzało się te dwa filmy najlepiej tego samego dnia. Był to oczywiście ruch marketingowy wykreowany przez PR obu hollywoodzkich produkcji. A same filmy? Cóż… Z Barbie zapamiętam głównie wygłupy Ryana Goslinga jako Kena i jego słynną już kwestię I’m Kenough (gra słów, połączenie imienia Ken i angielskiego słowa „enough” – „wystarczający”). Natomiast Oppenheimer to po prostu solidne biograficzne kino o twórcy bomby atomowej, które pewnie zgarnie pokaźną liczbę Oskarów. Film, do którego raczej wracać nie będę.
Przeczytaj teraz:
Greta Gerwig – pierwsza kobieta, której film zarobił ponad miliard dolarów
Jesień 2023 – najgorsze filmy
We wrześniu mogliśmy oglądać długo wyczekiwany, i długi, najnowszy film weterana kina Martina Scorsese Czas Krwawego Księżyca. Kryminalna historia dziejąca się w latach 20. w rezerwacie Indian z plemienia Osage. Na ekranie między innymi dwaj ulubieni aktorzy reżysera Taksówkarza, czyli Leonardo Di Caprio i Robert De Niro. Jeżeli o mnie chodzi, to dawno tak w kinie się nie wynudziłem, ale podejrzewam, że ten epicki film może mieć swoich fanów.
W listopadzie mogliśmy oglądać Napoleona, czyli co o słynnym widzu i polityku sądzi nie mniej słynny Ridley Scott. Film robi wrażenie głównie, jeżeli chodzi o epicko nakręcone sceny batalistyczne – szczególnie bitwa pod Austerlitz. Tutaj brawa dla polskiego operatora od lat pracującego w Hollywood, Dariusza Wolskiego. Natomiast sam Napoleon w interpretacji Joaquina Phoenixa jawi się jako pozbawiony charyzmy, dziecinny narcyz z wybujałym ego. Ma się wrażenie, że rola przerosła aktora, który lepiej sprawdza się w przegiętych postaciach typu Joker. Film długi i niestety nudny. Reżyser też ma chyba ego nie mniejsze od Napoleona, bo zapowiedział, że w serwisach streamingowych pojawi się wkrótce ponad czterogodzinna wersja filmu. Obejrzenie tego może być wyzwaniem większym niż nieudana francuska kampania w Rosji w 1812 roku.
To jeszcze nie koniec filmowych atrakcji w tym roku, bo w grudniu, a dokładnie 14., czeka nas premiera najnowszego filmu Michaela Manna – Ferrari z Adamem Driverem w roli głównej, o twórcy słynnego imperium motoryzacyjnego. Normalnie napisałbym, że nie mogę się doczekać, ale nauczony filmami Scotta, Scorsese i Nolana po prostu spokojnie poczekam sobie na premierę. Przynajmniej długość filmu już mi się podoba – 2 godziny 11 minut.