„Na randce zapytał, czy pomogę mu znaleźć jego zaginione skarpetki”. Aplikacje randkowe bez cenzury – prawdziwe historie cz. 5
Jaka była twoja najbardziej absurdalna randka?

Spotkanie z poznaną osobą przez portal randkowy może wyglądać inaczej niż zaplanowałaś/ fot. Canva
Randki to temat, który fascynuje, przeraża i czasem bawi do łez. W świecie, gdzie randkowanie stało się sztuką, a aplikacje randkowe przybierają na popularności, nie brakuje historii, które pokazują, jak bardzo randki mogą być nieprzewidywalne. Oto kilka humorystycznych opowieści z randkowego frontu, które zdarzyły się naprawdę. Cykl „aplikacje randkowe bez cenzury” bawi, a także uczy – przeczytaj i przygotuj się na każdą randkową ewentualność.
Róża w zębach i kanapki z sardynkami
Basia to trzydziestoletnia księgowa z Krakowa, która postanowiła spróbować swoich sił na jednej z popularnych aplikacji randkowych. Po kilku dniach wymiany wiadomości z poznanym tam Markiem, zdecydowała się na spotkanie. Marek wydawał się być idealnym dżentelmenem – przynajmniej do momentu, kiedy się spotkali. Opowiadał o swoich studiach doktoranckich, o tym jakie zaawansowane intelektualnie książki zdarza mu się czytać, a także o tym, że lubi wyrafinowaną kuchnię. Jeśli o to ostatnie chodzi, wkrótce okazało się, że mają inne pojęcie na temat definicji słowa „wyrafinowana”.
„Przyszedł z różą w zębach. Pamiętam, że prawie popłakałam się ze śmiechu, jak to zobaczyłam, ale jednak był to uroczy gest i ucieszyłam się, że pomyślał o kupieniu mi kwiatów. Wyglądało to jak scena z filmu, ale bardziej jak parodia niż romantyczna komedia. Potem poszliśmy do jego ulubionej restauracji. Marek zamówił dla nas obojga… kanapki z sardynkami. Powiedział, że to jego ulubione jedzenie i że na pewno mi się spodoba. Nigdy nie zapomnę tego smaku. A raczej, jak trudno było się go pozbyć. Same sardynki mogłabym wybaczyć, w końcu każdy ma prawo do swoich dziwności, szczególnie jeśli o jedzenie chodzi. Ale po tygodniu spotkałam go na ulicy z żoną i dzieckiem. Udawał, że mnie nie poznaje”.
W poprzednim „odcinku”:
Jego nie ma, a ja jestem już zablokowana Aplikacje randkowe bez cenzury (prawdziwe historie, część 4)
W poszukiwaniu zaginionych skarpetek
Ania miała większe szczęście, bo pierwsze dwie randki z poznanym przez aplikację randkową Piotrem przebiegły pomyślnie. Na trzecią została zaproszona do jego mieszkania, celem wspólnego ugotowania kolacji. Jednak, jak się okazało, Piotr miał jeszcze jeden plan na wieczór i wbrew pozorem nie chodziło o seks.
„Muszę przyznać, że na początku wszystko zapowiadało się idealnie – gość odpalił świece, zrobiliśmy wspólnie pizzę, puściliśmy nastrojową muzykę i tak sobie siedzieliśmy, jedząc i rozmawiając. Po kolacji Piotr zapytał, czy pomogę mu znaleźć jego zaginione skarpetki. Myślałam, że to jakiś żart, ale on był zupełnie poważny. Przez pół godziny przeszukiwaliśmy jego mieszkanie w poszukiwaniu tych nieszczęsnych skarpetek. Kiedy w końcu je znalazł, za kanapą, zachowywał się jakby odkrył skarb. Chyba powinnam była uciec wtedy, ale zostałam z grzeczności.”
Nie przegap:
Jak miała okres, to się do niej nie zbliżał. Aplikacje randkowe bez cenzury (prawdziwe historie, część 3)
Na grubo
Weronika napisała w swoim opisie na tinderze, że jest gruba. Jak sama stwierdziła, zrobiła to dla świętego spokoju – swojego oraz ewentualnych zainteresowanych.
„Spotkałam się z typem, z którym wcześniej rozmawiałam parę dni. Trochę nie wiedziałam, co o nim myśleć, bo wcześniej napisał mi (w kontekście mojego opisu), że jeśli cycki wchodzą do pomieszczenia szybciej niż brzuch, to jest spoko (co wydało mi się dość specyficznym tekstem na podryw), no ale sprawdziłam – moje wchodzą, więc jest okej. Gość całe spotkanie gadał o tym, jak to grubym ludziom trzeba mówić, że są grubi, żeby mieli szansę coś z tym zrobić. Siedziałam i nie wierzyłam w to, co słyszę. Najbardziej dlatego, że on sam przedstawił się jako zapalony pływak, konkretnie zajmujący się deep divingiem. W rzeczywistości wyglądał jakby urwał się z obozu pracy – same kości. A jeśli chodzi o pływanie, to stylem klasycznym nazywał kraula, a jak go poprawiłam, to się obraził i wyszedł”.
Polecamy:
W czasie seksu odebrał telefon od mamy. Aplikacje randkowe bez cenzury (prawdziwe historie, część 1)
Tango z teściową
Kasia, która na co dzień pracuje jako architektka, miała pierwszą randkę z Jankiem, bardzo przystojnym lekarzem. Wszystko szło zgodnie z planem do momentu aż on stwierdził, że jeśli jego mama jej nie zaakceptuje, to nie ma dla nich przyszłości. Po czym zaciągnął ją od razu na spotkanie zapoznawcze, okazało się bowiem, że mamusia mieszkała tuż za rogiem.
„Zostaliśmy zaproszeni na herbatę, jego mama okazała się bardzo miłą panią, choć nieco zbyt wylewną. Po kilku minutach rozmowy zaproponowała, że pokaże mi swoje albumy rodzinne. Siedzieliśmy tam przez dwie godziny, oglądając zdjęcia z wakacji, ślubów i uroczystości rodzinnych. Ciągle tłumaczyła mi wszelkie wytyczne na temat sposobu obchodzenia się z jej synem, czego nie może jeść, do jakiego stylu życia jest przyzwyczajony i tak dalej, i tak dalej. Janek był bardziej zainteresowany herbatnikami niż rozmową. Na koniec wieczoru mama Janka zaprosiła mnie na następne spotkanie rodzinne, a chłopak z radością oświadczył mi, że możemy się teraz zacząć naprawdę spotykać, bo zostałam zaakceptowana. Ale jednak więcej się nie zobaczyliśmy”.
Być może powinnam zacząć zbierać także randkowe historie mężczyzn i przeprowadzić badanie, czy takie absurdy przydarzają się tylko nam, kobietom, czy może my też bywamy elementem czyjejś ulubionej randkowej anegdoty?