Colin Firth i Rachel Weisz wyciskają łzy w „Na głębokiej wodzie”
Gdy Donald plajtuje, decyduje się wziąć udział w wyścigu dookoła świata

Rachel Weisz jako Clare Crowhurst w „Na głęboką wodę” / fot. materiały prasowe
Już od piątku (29.06.2018) w kinach „Na głęboką wodę” – prawdziwa historia o miłości i poświęceniu w reżyserii zdobywcy Oscara, Jamesa Marsha („Teoria wszystkiego”, „Człowiek na linie”), ze wspaniałymi rolami Colina Firtha i Rachel Weisz

Colin Firth i Rachel Weisz w „Na głęboką wodę” / fot. materiały prasowe
Clare i Donald Crowhurst to szczęśliwe i zakochane w sobie małżeństwo z trójką dzieci. Gdy biznes Donalda plajtuje, by zapewnić byt rodzinie, mężczyzna decyduje się na ryzykowny krok i postanawia wziąć udział w żeglarskim wyścigu dookoła świata – Sunday Times Golden Globe. Bez doświadczenia, bez przygotowania, nie zbaczając z trasy musi przetrwać samotną podróż i wygrać wyścig. Donald za wszelką cenę chce osiągnąć sukces, którym zasłuży na podziw najbliższych. Wspierany przez ukochaną żonę i kibicujące mu dzieci wyrusza w niebezpieczną podróż.
Na co zdobędzie się, by wygrać z żywiołem i nie zawieść tych, na których najbardziej mu zależy?
– O Donaldzie Crowhurście pisano bardzo wiele. Chciałem, byśmy opowiedzieli tę historię jak najprawdziwiej – mówi producent filmu Pete Czernin. Niektórzy uważali, że on oszukiwał i robił różne rzeczy źle, ale ja się z tym nie zgadzam. Uważam, że był bardzo bohaterski. Był w dziwnej, bardzo trudnej sytuacji i znalazł sposób, by się z niej wydostać. Nie sądzę, że planował zrobić to, co w końcu zrobił. Był bohaterski i odważny. Wpadając na taki pomysł, przystępując do wyścigu, projektując łódź, budując ją, gromadząc fundusze. To imponujące. Bardzo podoba mi się koncepcja mężczyzny, który próbuje dokonać czegoś, co może być nawet poza jego zasięgiem. To pełna człowieczeństwa, wspaniała historia.
Scenarzysta Scott Z. Burns dodaje:
– Mam nadzieję, że widzowie będą umieli identyfikować się z sytuacją, w jakiej znalazł się Don. Może zaczniemy mieć dla siebie nieco więcej współczucia. Sądzę, że sposób, w jaki sportretowaliśmy w filmie Clare Crowhurst, może w tym pomóc. Powinniśmy podchodzić do innych, do bliskich, z większą wyrozumiałością a mniejszymi oczekiwaniami.
To od Clare zapożyczyłem koncepcję, że kiedy się kogoś kocha, nie kocha się tylko tych dobrych stron, trzeba zaakceptować fakt, że istnieją też złe. Myślę, że właśnie to starała się przekazać dzieciom.