Tuesday, September 26, 2023
Home / Ludzie  / Kre-aktywne  / Muzeum przekroczonych tabu (fragment książki)

Muzeum przekroczonych tabu (fragment książki)

Z Katarzyną Kotyńską, tłumaczką na polski powieści Okasany Zabużko "Muzeum porzuconych sekretów", rozmawia Żanna Słoniowska.

Oksana Zabużko (od lewej) i Katarzyna Kotyńska w czasie Gali Angelus 2013

Oksana Zabużko (od lewej) i Katarzyna Kotyńska w czasie Gali Angelus 2013 / fot. arch. Tomasz Walków i Mirosław Koch

Z Katarzyną Kotyńską, tłumaczką na polski powieści Okasany Zabużko „Muzeum porzuconych sekretów”, rozmawia Żanna Słoniowska.

Małe dziewczynki za kawałkiem butelkowego szkła chowają w ziemi zasuszone rośliny, kolorowe obrazki, inne skarby i nazywają to „sekretem”. Czy małe Polki też mają taką zabawę?

Sama takie robiłam, jak miałam siedem czy osiem lat, przy boisku szkolnym, jeszcze dziś mogłabym wskazać miejsce. Tylko my to częściej nazywałyśmy „obrazek”, „niebko”, rzadziej „sekret”.

Oksana Zabużko "Muzeum porzuconych sekretów" / fot. Ivan Put

Oksana Zabużko „Muzeum porzuconych sekretów” / fot. Ivan Put

Bohaterka powieści uważa, że początki tej gry sięgają czasów, gdy kobiety zakopywały w ziemi ikony.

U nas represje antykościelne nie były aż tak silne, jak na Ukrainie, trudno powiedzieć…

„Muzeum porzuconych sekretów” nazwano powieścią o UPA, badaniami nad życiem seksualnym trzech pokoleń Ukrainek, próbą rozliczenia się z komunizmem. O czym Twoim zdaniem jest ta książka?

Z pewnością nie jest to książka o UPA, mimo że jeden z głównych bohaterów jest żołnierzem tej formacji, a jeden z rozdziałów w całości jest poświęcony tej tematyce. To książka o pamięci Ukraińców, zarówno indywidualnej, jak i zbiorowej. Ta książka mierzy się z podstawowymi dla naszej części Europy kwestiami: Co to jest pamięć? Do czego jest potrzebna? Jak należy sobie radzić z pamięcią pozytywną i negatywną? Jest to także książka o splataniu się sprzecznych narracji w obrębie jednego społeczeństwa. Współczesną Ukrainę cechuje ich wielość: potomek oficera Armii Czerwonej i wnuk zwalczającego go partyzanta UPA są członkami jednego społeczeństwa – jak z tym żyć? Która z nich ma być ukraińską pamięcią zbiorową? Ta polifonia jest dużo bardziej zróżnicowana niż w Polsce.

Akcja powieści toczy się w przeszłości i teraźniejszości równocześnie. Co jej bohaterowie różnie pamiętają?

Chodzi np.o walkę UPA z Armią Czerwoną w 1947 roku, kiedy partyzanci rozumieli, że zwycięstwo już nie wchodzi w grę, chyba że odsunięte o pokolenia zwycięstwo moralne. Zabużko zderza pamięć z dwóch stron frontu. Drugi wymiar to pamięć z lat 60.-70. XX wieku, ważnych lat w historii antysowieckiej opozycji ukraińskiej. Pamięć opozycyjna i pamięć przedstawicieli systemu. Spośród ostatnich to kapitan Buchałow, były KGB-ista, dziś pracownik Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, kariera groteskowa dla naszego czytelnika, bo KGB kojarzy się wiadomo jak… Niemniej jednak u Zabużko widzimy, że wczorajsze KGB i dzisiejsza Służba Bezpieczeństwa Ukrainy to często ci sami ludzie w tych samych pomieszczeniach. Jest też zderzenie pamięci współczesnej: głównej bohaterki Daryny, dziennikarki kijowskiej i jej partnera życiowego, Adriana, pochodzącego ze Lwowa – naukowiec powiedziałby, że „różnie konstruują podstawową narrację narodową”. W przypadku Daryny na pierwszym planie znajduje się Wielki Głód 1933 roku, dla Adriana jest odwrotnie – Wielki Głód, choć oczywiście znany i pamiętany, pozostaje „wydarzeniem historycznym”, niezwiązanym bezpośrednio z losami jego własnych przodków. Co innego UPA.

Pisarka otwarcie mówi, że boi się reakcji Polaków na jej powieść.

Ja się jej nie dziwię. Też boję się, że Polacy przeczytają z tej książki wyłącznie to, że gnębiliśmy Ukraińców w międzywojniu, i zobaczą w niej skandaliczną gloryfikację UPA. Byłoby to z ogromną szkodą dla powieści, która daje Polakom rzadką szansę na poszerzenie własnej perspektywy.

Ale być może tam jest gloryfikacja UPA: Adrian – partyzant, imiennik współczesnego, jest czysty, nieskazitelny, wierny do końca…

To nie Adrian, to jego zdrajca jest nieskazitelny – dzielny i silny żołnierz Służby Bezpieczeństwa UPA, do której trafiali najlepsi, najbardziej sprawdzeni. Powtórzę: to nie jest książka o UPA, ona opowiada o czwórce ludzi, siedzących w kryjówce w lesie wołyńskim. Między nimi coś się dzieje – na poziomie międzyludzkim, nie ogólnohistorycznym.

Jak u Zabużko wyglądają Polska i Polacy?

Pojawiają się zaledwie parę razy. W wątku historycznym widzimy, jak w polskim Lwowie Ukraińcy tańczą w swoim klubie, ale przygrywa im znane polskie tango „Ja mam czas, ja poczekam”. Z drugiej strony, Adrian partyzant zastanawia się, skąd wzięło się takie, a nie inne zachowanie Ukraińców podczas wojny. Ano przyczyniło się do tego fatalne traktowanie mniejszości w Polsce przedwojennej. Jak stwierdza, to Polska nauczyła Ukraińców nieufności. Bohater nie zaprzecza rzezi wołyńskiej, ale równocześnie przywołuje postać metropolity Andrzeja Szeptyckiego, który sprzeciwiał się przelewowi krwi.

Mamy okazję do poznania… hm… niepolskiego przedwojennego Lwowa?

Jest to Lwów widziany z kompletnie nieznanej u nas perspektywy, która jest starannie omijana po dziś dzień – warto wspomnieć chociażby popularne wycieczki do tego miasta, które szukają wyłącznie śladów polskiej kultury. Bohaterowie Zabużko ignorują polski Lwów – mają własne życie we własnym gronie.

W oryginale język Adriana zachwyca. Zabużko rozmawiała ponoć z mnóstwem starych ludzi na zachodzie Ukrainy, by precyzyjnie odtworzyć tę mocno spolszczoną wersję przedwojennego języka ukraińskiego. Ale Ty, jako tłumaczka, musiałaś z nim mieć nie lada kłopot…

Nie ukrywam, spędzał mi sen z powiek. Napraszającym się rozwiązaniem było użycie lwowskiego bałaku. Postanowiłam jednak nie robić tego z dwóch powodów: język oryginału nie jest językiem marginesu, jakim był bałak – miejscowa wersja języka ukraińskiego. Po drugie, obawiałam się, że nadmiar słów, w Polsce rozpoznawanych jako „lwowizmy”, zbyt mocno narzuci atmosferę Szczepka i Tońka, czyli żart, zabawę i nostalgię. A tego u Zabużko nie ma.

Jeszcze jest kwestia wojskowego pseudonimu Adriana.

Zwierz. Długo zastanawiałam się, co robić, bardzo nie chciałam, aby po polsku też się tak nazywał. Wahałam się między Wilkiem i Rysiem. Chciałam go złagodzić ze względu na polsko-ukraińską historię – był to odruch samoobrony. Jednak „zwierz”, już pisany małą literą, jest słowem zbyt ważnym dla wielu miejsc powieści, więc tak zostało.

Bohaterowie Muzeum… pochodzą z różnych części Ukrainy i przez to bardzo różnią się w mowie…

Oksana Zabużko (od lewej) i Katarzyna Kotyńska w czasie Gali Angelus 2013

Oksana Zabużko (od lewej) i Katarzyna Kotyńska w czasie Gali Angelus 2013 / fot. arch. Tomasz Walków i Mirosław Koch

W powieści język jest środkiem charakteryzującym bohatera – po trzech zdaniach słychać, kto skąd jest i kim jest, jeśli chodzi o pochodzenie lub wykształcenie. W tej materii Zabużko jest mistrzynią. Jak miałam oddać to po polsku? My nie mamy aż takich różnic regionalnych, wszyscy mówimy mniej więcej tak samo. Musiałam różnice konstruować. Na przykład kijowianka Daryna po polsku używa innego rodzaju przekleństw niż lwowianin Adrian. A co miałam zrobić z KGB-istą Buchałowem? Jest rosyjskojęzyczny, poprawnie posługuje się językiem ukraińskim, jednak jest to ukraiński lekko sztywny, wyuczony, do tego zabarwiony żargonem służbowym. Pozostawiłam więc wtręty rosyjskie. Często zaczyna on zdania od „Nu”, mówi: „Da”. Najbardziej jestem niespokojna o odbiór Kukułczanego Dziadka – epizodycznego wiejskiego cwaniaczka, dla którego skonstruowałam odrębny język. W oryginale mówi on autorską wersją surżyka, mieszanką rosyjskiego i ukraińskiego. U mnie używa najrozmaitszych dialektyzmów ze wschodu Polski, od Białegostoku po Przemyśl.

Zabużko i jej kijowska dziennikarka z powieści oceniają ludzi według języka, jakim mówią.

To już było w Badaniach terenowych nad ukraińskim seksem – tam bohaterka szuka mężczyzny, dla którego ukraiński byłby językiem ojczystym, bez tego nie widzi szans na udany związek. W Muzeum… to nie jest już tak jednoznaczne. Jest wiele sposobów na bycie Ukraińcem, nie ma jednego słusznego. Poza tym po raz pierwszy mamy u Zabużko do czynienia z pełnokrwistymi postaciami męskimi. W Badaniach… mężczyźni byli dla głównej bohaterki tylko tłem.

Na Ukrainie „Muzeum…” nazywano powieścią pornograficzną. Krytycy opisali ją m.in. za pomocą terminu „pornoglamour”. Seks towarzyszy głównej bohaterce podczas kwerendy w archiwum, na konferencjach prasowych i w restauracjach – wszędzie tam, gdzie zastanawia się nad ukraińską historią i kulturą…

I owszem, seksu jest w Muzeum… dużo, moim zdaniem nawet za dużo. Scen erotycznych jest bez porównania więcej niż w Badaniach… Nie podoba mi się to, że seks Daryny jest zbyt romantyczny, „nadchmarny” (z ukr. ponadziemski – Ż.S.). A jednak nie jest to książka o seksie, tak samo jak nie jest to książka o UPA.

Moim zdaniem jest to książka o zdradzie. Główna bohaterka Daryna cały czas o niej myśli, robi o niej film…

Od razu powiem, że ja Daryny nie lubię. Zachowuje się jak operowa primadonna, nie dziennikarka. Nie cierpię takich bab: za dużo emocji na wierzchu, za dużo szarpania się. Żyje na ostrzu noża. Analizuje: o którą minutę pracy w sprzedajnej stacji telewizyjnej było za dużo?

Bo dookoła wszyscy zdradzili. Swoich towarzyszy zdradził siedzący w kryjówce partyzant UPA, zdradził znajomy poseł, który w przededniu Pomarańczowej Rewolucji ucieka z frakcji Juszczenki. Zdradził nawet Adrian, ten współczesny, bo rzucił ukochaną naukę i rozpoczął własny biznes. Dlatego Daryna bez przerwy pyta siebie, gdzie przebiega granica, której w życiu zawodowym, towarzyskim i osobistym pod żadnym pozorem przekroczyć nie można. Czy współczesna Polka też ma takie dylematy?

Na Ukrainie zdrada nie obejdzie się bez kontekstu narodowo-patriotycznego – my to przeżywaliśmy w czasach zaborów. W Polsce podobne dyskusje, co prawda inaczej sformułowane, toczą się w środowisku feministycznym. Pytamy, na ile kobieta ma wypełniać role społeczne, a na ile ma prawo do samorealizacji.

W książce jest pełno specyficznych ukraińskich realiów społeczno-politycznych, które dobrze znasz. Jak często w trakcie tłumaczenia myślałaś, że bez dłuższych wyjaśnień polski czytelnik tego nie zrozumie?

Ustaliłyśmy z redaktorką prowadzącą, że unikamy przypisów, by nie wybijać czytelnika z rytmu specyficznej narracji Zabużko. Wszystkie wyjaśnienia znajdą się w aneksie na końcu książki. Będą tam biogramy działaczy opozycyjnych, mało znane fakty z historii Ukrainy. Muszę przyznać, że w ciągu ostatniego roku, bo tyle mi zajęła praca nad ponadośmiusetstronicowym Muzeum…, nieraz łapałam się na myśli: ja tej książki nie tłumaczę, ja piszę przekład równolegle do tekstu oryginalnego.

Jakie powiązania widzisz między wydarzeniami historycznymi, które odbywają się na naszych oczach, i wątkami, które Zabużko porusza w „Muzeum…”?

Wydaje mi się, że w literaturze ukraińskiej, ze szczególnym uwzględnieniem „Muzeum…”, mamy zdecydowaną nadreprezentację Ukraińców bohaterów, świadomych swojej ukraińskości, zadowolonych z niezależności albo przynajmniej godzących się z nią, układających sobie z nią życie, jak major Buchałow chociażby. Czy nie został gdzieś po drodze stracony z oczu ten niewygodny, nieprzyjemny świat ludzi, którym rzeczywiście wydaje się, że „za sojuza było lepiej”, że „Rosja to nasz starszy brat”?

Co czujesz, gdy czytasz w tych dniach doniesienia z Kijowa?

Ja sobie tak myślę, po cichu na razie i chyba trochę pod prąd, czy nie pora na niepopularną, mało spektakularną, banalną pracę u podstaw? Czyli – przykładowo – na obywatelski projekcik nadzoru nad polskimi pogranicznikami, którzy w sposób chamski traktują Ukraińców na zasadzie „bo tak”. Albo akcja drobnych, ale mogących przynieść duży efekt gestów, np. gdyby redakcje, wydawnictwa, uczelnie zaczęły znów (bo to już było na przełomie XX i XXI wieku) zapraszać Ukraińców z różnych końców ich kraju, ze szczególnym uwzględnieniem wschodu, na wizyty studyjne, staże, wspólne projekty. Dla dziennikarzy warunkiem koniecznym byłoby późniejsze napisanie reportażu albo czegoś w tym rodzaju dla ich prasy lokalnej. Do czego zmierzam: czarnowidzczo wydaje mi się, że Majdan w obecnej postaci może wkrótce posłużyć tylko do dostarczenia ruchowi niezadowolonych zestawu męczenników.

Żanna Słoniowska

Katarzyna Kotyńska – tłumaczka literatury ukraińskiej i białoruskiej, pracownik naukowy w Katedrze Filologii Ukraińskiej UJ i Instytucie Slawistyki PAN. Przetłumaczyła m.in. Badania terenowe nad ukraińskim seksem Oksany Zabużko, Dwanaście kręgów Jurija Andruchowycza, Historię Ukrainy Jarosława Hrycaka. Wydała książkę Eseiści o Lwowie. Pamięć, sąsiedztwo, mity. Mieszka w Krakowie.

Oksana Zabużko – ukraińska pisarka, poetka, działaczka społeczna, doktor filozofii. Mieszka w Kijowie. Największą sławę przyniosły jej Badania terenowe nad ukraińskim seksem, nazywane pierwszym manifestem ukraińskiego feminizmu. Po polsku ta książka ukazała się w 2003 roku, Małgorzata Szumowska na jej podstawie wyreżyserowała spektakl w warszawskim teatrze „Polonia”. W rolę bohaterki tytułowej wcieliła się Katarzyna Figura.

– Nie! – kręci głową artystka, jak na coś dawno przemyślanego i odrzuconego. – Na pewno nie. A wiesz dlaczego? Ano dlatego, że „sekrety” były zabawą „tylko dla dziewczyn”! Obrazy ukrywały kobiety, to było ich zadanie – raz, że narażały się na mniejsze niebezpieczeństwo w razie przyłapania – bo niby co wyciśniesz z ciemnej baby („Durnej baby…” – podpowiada z uśmiechem dziennikarka), no tak, przecież kto krowy z powrotem z kołchozów pozabierał do zagród w trzydziestym roku – baby i młódki, i udało się, obroniły! A mężczyznom tak samo konie pozabierali – to już strach było, zaraz by na Sołowki trafili. A babski bunt – to niby tak nie całkiem na poważnie… A po drugie, i to najważniejsze – ikony w chacie zawsze u nas pełniły funkcję swego rodzaju penatów, bogów domowego ogniska, a wszystko, co dotyczy domu, to rzecz jasna sfera kobiecych kompetencji – męski świat zaczyna się za progiem… Więc nasze babcie, kiedy ukrywały święte obrazy, to dbały nie o wartość artystyczną, tylko o przetrwanie ducha domu – póty chaty, póki obrazów, było nawet takie przysłowie… To były babskie sprawy, Daruś, na sto procent, babskie – oto dlaczego dwa pokolenia później zabawa też jest dziewczyńska. Innego wytłumaczenia nie ma.

Oksana Zabużko, „Muzeum porzuconych sekretów”, tłum. Katarzyna Kotyńska

 

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ