Monika Jurczyk (OSA): Szefowa naszych szaf
Liczysz na podwyżkę lub awans? Zacznij się ubierać, jakbyś już to dostała.
Liczysz na podwyżkę lub awans? Zacznij się ubierać, jakbyś już to dostała. Monika Jurczyk (OSA), pierwsza polska personal shopperka, autorka książki „Szefowa swojej szafy”, zdradza, jak z ubrania wyczytać charakter człowieka lub zrobić zbroję, a za jego pomocą stworzyć… samca alfa. Rozmawia: Aneta Pondo, zdjęcia: Joanna Czaczkowska.
Miasto Kobiet: Wydaje mi się, że zbyt dużą wagę przywiązujemy do tego, jak wyglądamy.
Monika Jurczyk (OSA): A ja uważam, że zbyt małą. W Polsce można dostrzec dwie skrajności: albo dbasz o siebie za bardzo, czyli interesujesz się tylko tym, jak wyglądasz, stoisz przed lustrem, zastanawiając się, ładnie czy nieładnie, i robisz sobie selfie, albo nie dbasz o to w ogóle, gdyż nie chcesz być kojarzona z ubraniami. Jesteś przecież inteligentna i skupiasz się na zupełnie innych rzeczach. Nie ma nic pośrodku, nie ma racjonalnego wykorzystywania ubrania do realizacji własnych celów. A przecież ubranie jest po coś. Gdy spotykasz się z kimś nieznajomym, w ciągu pierwszych siedmiu sekund kształtuje się jego pierwsze wrażenie na twój temat. O tym, jakie będzie, decyduje przede wszystkim twój wygląd. Możesz też, za sprawą tego, co na siebie włożyłaś, zbliżyć się do swojego rozmówcy. Ty nie ubrałaś się dziś na czarno, prawda? Bo wiedziałaś, że nie lubię tego koloru. A ja się ubrałam w dzianinę, bo wiem, że ty jesteś zielona, a takie przyjazne materiały pomagają w miłym prowadzeniu rozmowy.
Miasto Kobiet: Co to znaczy, że jestem zielona?
Monika Jurczyk (OSA): To twój typ pracobowości, czyli osobowości wyrażonej ubraniem. Zielona jest empatyczna, nastawiona na współpracę i budowanie relacji. Chce wyglądać ładnie, ale nie lubi się za bardzo wyróżniać.
Miasto Kobiet: Takie rzeczy można wyczytać ze sposobu ubierania się?
Monika Jurczyk (OSA): Oczywiście. W książce Szefowa swojej szafy wprowadziłam podział na cztery typy pracobowości. Oprócz Zielonej Realizatorki jest Niebieska Analityczka, ubrana zawsze zgodnie z zasadami, lubiąca się wyróżniać Żółta Inspiratorka oraz Czerwona Wojowniczka, czyli liderka dopasowująca ubranie do celu, jaki zamierza osiągnąć. Mój pomysł, by wyodrębnić te cztery typy pracobowości, wiążące osobowość człowieka z ubraniem, zrodził się w czasie kolacji z coachem Ewą Błaszczak i rozmowy o… facetach. Ponieważ jestem singielką, gadałam o przechodzących obok naszego stolika mężczyznach. Ewa zaczęła: „Ten jest niebieski, nie nadaje się dla ciebie w ogóle, ten jest czerwony, nie przeżylibyście razem nawet minuty. Ale ten jest żółty, podobni jesteście trochę do siebie, a tamten jest zielony”.
Miasto Kobiet: Ma to jakieś przełożenie na praktykę?
Monika Jurczyk (OSA): Rozpoznanie typu pracobowości to ważny element budowania własnego, spójnego wizerunku, ale też komunikacji z innymi ludźmi. Jeśli potrafisz odróżnić żółtą od zielonej, będziesz inaczej rozmawiać z każdą z nich. Możesz do nich dopasować swoje ubranie, żeby wzbudzić zaufanie, nawiązać lepsze relacje.
Miasto Kobiet: Czy to nie manipulacja?
Monika Jurczyk (OSA): Manipulujemy ludźmi codziennie – ubraniem, tym, co mówimy, jak się zachowujemy. Usiłujemy się wpasować w grę społeczną, a ubranie jest jej elementem. Jeśli ma nam pomagać (moja książka jest o wizerunku w pracy, a tam ubranie bezwzględnie powinno nam pomagać), to musimy się zastanowić, jaki mamy cel, kogo chcemy do siebie przekonać, do kogo chcemy się zbliżyć. A może się zdarzyć i tak, że masz bardzo ważne spotkanie, ale nie czujesz się wystarczająco silna i przygotowana do negocjacji. Powinnaś się wtedy ubrać tak, żeby zbudować prestiż. Nałożyć „zbroję”, która dodaje pewności siebie. Kiedy moja firma zaczęła się rozwijać, spotykałam się z klientami w ich kapiących od bogactwa biurach i czułam się jak szara myszka. Wtedy zrozumiałam, że powinnam wyglądać tak, żeby było widać, że przyszedł negocjować równy z równym. Zdecydowanie pomogła mi w tym moja torebka Chanel. W takiej zbroi zupełnie inaczej się zachowujesz, inaczej mówisz, inaczej gestykulujesz.
Miasto Kobiet: Jak taka zbroja powinna wyglądać?
Monika Jurczyk (OSA): Każda z nas ma inne wyobrażenia o ubraniu dającym siłę. Jest to związane z typami osobowości. Czerwona Wojowniczka zastanowi się, z kim negocjuje i jakie ta osoba nosi marki, a potem takie same marki włoży na siebie, żeby przypadkiem nie zdarzyło się, że wszyscy mają na przegubach rąk roleksy, a ona nie. Żółta z kolei bardzo lubi zwracać na siebie uwagę i wyróżniać się, więc wybierze element, który ją wyróżni. Mamy też międzynarodowe kanony określające, jak powinien wyglądać strój budujący prestiż. To powinno być mocne ubranie, czyli takie, które ma strukturę trzymającą nas w ryzach. Dlatego superprofesjonalne są koszule. Zapożyczyłyśmy je od mężczyzn, a „wizerunek męski” bardzo długo znaczył tyle co „wizerunek profesjonalny”. Jeśli nie wiesz, co masz na siebie włożyć na ważne spotkanie, to koszula zawsze będzie dobrym wyborem. Jeżeli dodasz czerwoną szminkę, która może być symbolem kobiecej siły, to przestajesz się przebierać za mężczyznę. Podobnie zadziałają buty na obcasie. Jeśli jednak ktoś nie czuje się dobrze na szpilkach, może wybrać buty inspirowane męskimi – oficerki czy półbuty.
Miasto Kobiet: A jeśli ktoś, z kim się spotykamy, nie łapie tych sygnałów, nie zwraca uwagi na ubranie?
Monika Jurczyk (OSA): Moim zdaniem podświadomie zawsze zwracamy na to uwagę. Przeprowadzono badanie, w którym pracownikom banku po lewej stronie sali pozwolono nieznacznie rozluźnić krawaty, podczas gdy ich koledzy po prawej mieli je zaciągnięte nienagannie. Dziewięćdziesiąt procent klientów banku kierowało się na prawą stronę, choć nie potrafili powiedzieć dlaczego. Po prostu widzisz bankowca z rozluźnionym krawatem i myślisz, że coś jest z nim nie tak, że nie jest profesjonalistą. Z kolei w słynnym badaniu Elliota Aronsona okazało się, że gdy mężczyzna w garniturze przechodził przez ulicę na czerwonym świetle, pozostali ludzie na chodniku ruszali za nim. Gdy jednak na czerwonym świetle przechodził ten sam mężczyzna, ale ubrany w dżinsy, to reszta pukała się w głowę. Dlaczego za jednym szli, a za drugim nie? Bo ten pierwszy miał garnitur, był postrzegany jako lider.
Miasto Kobiet: W swojej książce piszesz o sytuacji, gdy podczas spotkania w firmie byłaś pewna, że rozmawiasz z dyrektorką, a to była tylko jej asystentka. Czy to znaczy, że będąc asystentką, nie można się ubierać tak dobrze jak dyrektorka?
Monika Jurczyk (OSA): Tak, to jest bardzo źle odbierane. Wychodzę z założenia, że należy się ubierać jak na stanowisko, na które się dopiero aplikuje. Profesjonalny wizerunek jest bardzo mocno związany z komunikatem, jaki wysyłasz. Jeśli swoim komunikatem wprowadzasz w błąd, możesz spowodować niemiłe sytuacje. Nasz profesjonalizm to też poznanie swojego miejsca i miejsca, w którym chcemy być. Ubranie ma pokazywać nas tylko o krok dalej, niż jesteśmy.
Miasto Kobiet: Czytając Twoją najnowszą książkę, można odnieść wrażenie, że skompletowanie profesjonalnej garderoby to spory wydatek.
Monika Jurczyk (OSA): Niekoniecznie. Po pierwsze, profesjonalna szafa nie wymaga zbyt dużej liczby ubrań, bo skoro mamy być konsekwentne, wiarygodne, to nie będziemy ich zmieniać co sezon. Dobry płaszcz może służyć nawet kilka lat. Po drugie, bardzo trudno jest zbudować prestiż w oparciu o tanie rzeczy. Co z tego, że kupisz tani żakiet, skoro po paru wyjściach będzie tak zniszczony, że trzeba będzie poszukać nowego? Zresztą ubranie nie musi być superdrogie. Białe T-shirty, białe koszule niszczą się tak samo, niezależnie od tego, czy mają logo wielkiego projektanta czy sieciówki. Nie ma też potrzeby inwestowania w rzeczy, które należy wymieniać co sezon. Chciałabym, żeby kobiety się nauczyły, że nie muszą mieć dużo w szafie.
Miasto Kobiet: Ile rzeczy wystarczy, żeby być dobrze ubranym do pracy?
Monika Jurczyk (OSA): Codzienny standard to dwa żakiety, jedna dobra spódnica, dwie świetne sukienki, jedne spodnie, siedem gór na zmianę, trzy pary butów, świetny płaszcz, dobre dodatki – i już jesteś ubrana. Ja też nie mam dużej szafy. Pozbywam się rzeczy raz na pół roku i dobrze mi to robi. A i tak zauważam, że jak coś strasznie lubię, to chodzę w tym, dopóki się nie rozsypie.
Miasto Kobiet: Czy czujesz, że ludzie, postrzegając Cię przez pryzmat Twojej pracy, krytyczniej oceniają Twój wygląd?
Monika Jurczyk (OSA): Jestem czerwono-żółta, a tacy mają to gdzieś. Żółci uważają, że są najlepsi na świecie i że się na wszystkim znają. Czerwoni są na tyle pewni siebie, że nie dotyka ich, co inni pomyślą. Dlatego nie czuję presji. Kocham się ubierać, ale miewam takie dni, że nie chcę robić makijażu, a czasem chcę wyjść w dresie i butach Emu. A potem idę na spotkanie biznesowe i ktoś mi mówi: „Wiesz, moja koleżanka koło ciebie mieszka i mówiła mi, że jak wyrzucałaś śmieci, to byłaś w rozwleczonej bluzie”. A ja myślę: i co z tego, mam prawo chodzić w rozwleczonej bluzie, kiedy tylko chcę. Tak, wiem, że jestem oglądana. Mam nawet wrażenie, że w pewnym momencie tak bardzo się stroiłam, że zbudowałam mur wokół siebie, a ludziom zaczęło się wydawać, że jestem gwiazdą i nie da się ze mną pogadać.
Miasto Kobiet: To może jeszcze trochę zmniejszysz ten dystans i opowiesz o swoich kompleksach i słabych stronach?
Monika Jurczyk (OSA): Miałam straszny kompleks brzucha. Nadal chyba mam, bo kocham jeść, ale zawzięłam się i ćwiczę. Poza tym ja nigdy nie czułam się pięknością. Gdy czasem w knajpie jakiś facet próbuje mnie poderwać i widzę, że to ten najprzystojniejszy na sali, myślę sobie: „O Boże, zwariował. Ja?”. Zawsze postrzegałam siebie jako tę oryginalną, a nie jako piękną. Ale ostatnio zdarza się, że wracam w moje rodzinne strony i ktoś, kto mnie dawno nie widział, mówi: „Boże, jaka ty jesteś teraz ładna”.
Miasto Kobiet: Poczucie oryginalności miało Ci rekompensować brak poczucia, że jesteś piękna?
Monika Jurczyk (OSA): Tak. Jednak teraz coraz częściej myślę: no tak, jestem ładna. Nie myślę tak codziennie (śmiech), nie budzę się dzień po dniu z myślą, że jestem piękna. Raczej, że jestem fajna.
Miasto Kobiet: Lepiej być pięknym czy fajnym?
Monika Jurczyk (OSA): A nie lepiej mieć wszystko?
Miasto Kobiet: Jako personal shopperka pomagasz ludziom w zakupach. Często powtarzasz, że ubranie zmienia życie Twoich klientów. W jaki sposób?
Monika Jurczyk (OSA): Często trafiają do mnie klientki, które są na jakimś zakręcie. W zakupach ze mną nie chodzi tylko o ubrania. Zawsze w tle jest coś ważnego. No i po zakupach zdarza się, że klientka zmienia się tak bardzo, iż postanawia zmienić także życiowego partnera. Bo jeśli kobieta nie czuje się z mężczyzną piękna i doceniona, a widzi w TV babeczki, które płaczą na kozetce u Mai Sablewskiej, to w końcu myśli sobie: „Też bym tak chciała”. Więc zmienia swój wygląd i zaczyna się czuć piękna. To zazwyczaj pierwszy krok, żeby zrobić coś jeszcze. Jeśli rośnie twoje poczucie wartości, to masz też wreszcie odwagę powiedzieć, że się na pewne rzeczy nie zgadzasz, niezależnie czy to jest życie prywatne – relacje z matką, przyjaciółką, kimkolwiek – czy praca, gdzie potrzebujesz kopniaka, żeby pójść i powiedzieć: „Chcę zarabiać więcej, bo jestem świetna”. Kiedy dobrze wyglądasz, to te rzeczy przychodzą łatwiej.
Miasto Kobiet: A mężczyźni? Też się zmieniają?
Monika Jurczyk (OSA): Z mężczyznami jest tak samo. Dobrze ubrany facet nie musi być przystojny, bo i tak dobrze wygląda. Zauważa, jak zaczyna działać na otoczenie, zarówno na kobiety, jak i na mężczyzn, z którymi się spotyka. Szybciej do niego dociera, że kiedy świetnie wygląda, to i więcej może, a im szybciej to pojmuje, tym szybciej staje się samcem alfa. Wtedy już nic go nie zatrzyma.
Miasto Kobiet: Czy miałaś w swojej pracy jakieś pamiętne sytuacje?
Monika Jurczyk (OSA): Miałam we Wrocławiu klientkę, którą zaczęłam ubierać w czasie jej pierwszej ciąży. Potem była w drugiej ciąży i okazało się, że dziecko urodzi się bardzo chore. Rozumując stereotypowo, założyłam, że przestanie korzystać z moich usług, bo ma dużo ważniejsze rzeczy na głowie. Tymczasem ona napisała mi wzruszającego maila, że nadal chciałaby dobrze wyglądać, bo nie chce, aby dziecko, gdy będzie starsze, poczuło, że ona z jego powodu powiesiła się na krzyżu. To było mocne. Wstrząsnęło mną.
Miasto Kobiet: To, o czym mówisz, pokazuje, że od stylisty niedaleko do psychologa. Co wpisujesz do rubryki „zawód”?
Monika Jurczyk (OSA): Na pewno nie jestem już tylko stylistką. Zaczyna mi się wydawać, że jestem szefową wszystkich szaf (śmiech). Mam to nawet na wizytówce.