Monika Jurczyk (OSA): Najmodniejsze ciało w tym sezonie
Ubrania mają służyć twojemu ciału, a nie na odwrót
„Jaka piękna jest ta sukienka!” – mam zwyczaj wykrzykiwania w przeróżnych przymierzalniach na widok klientek. „To nie sukienka jest piękna, ale moja żona” – poprawił mnie ostatnio mąż jednej z nich. I miał, kurczę, rację
Żadna sukienka, nawet najpiękniejsza i najdelikatniejsza, sama nic nie zdziała. I chociaż, teoretycznie, zajmuję się ubraniami, to uważam, że to ciało, w procesie zewnętrznej przemiany, odgrywa ważniejszą rolę. I nie, nie chodzi mi o kolejną dietę czy trenera personalnego. Nie ma w tym nic złego, ale na początku wszystkiego powinno być ciało. Po prostu. Takie jakie jest. A ubieranie się jest tylko formą wdzięczności. Dla ciała. Że jest, że nosi, że pozwala nam doświadczać miejsc, emocji, przyjemności. Że to dzięki niemu możemy się prezentować światu. Tak. Na początku było ciało. Dlatego nie interesują mnie żadne trendy sylwetkowe. Chcesz być seksowną plus size? Bądź. Umięśnioną fit girl? Bądź. Chcesz po prostu być? Bądź. Ale najpierw zapytaj, proszę, swojego ciała, czy dobrze mu z twoją dietą lub jej brakiem. Czy lubi ćwiczenia, które wykonujesz? Czy robisz to dla ciała, czy przez wzgląd na opinię innych? I tak samo pytaj je w przymierzalni. Czy jest mu wygodnie? Czy nic nie drapie? Czy nic nie ciśnie?
Ostatnio jestem zafascynowana zdjęciami artystki, która fotografuje ślady, jakie bielizna i w ogóle ubrania zostawiają na naszym ciele. Odciśnięte guziki superobcisłych spodni to norma, podobnie jak ślady zapięcia staników. Swoiste mapy działań wojennych na ciele. Niestety, sama również jestem winna takich zaniedbań. Ale tak jest już coraz rzadziej. Bo się okazuje, że jeśli dobrze poszukasz, dżinsy mogą być wygodne. Że dobrze dobrana bielizna nie boli. Wymaga to czasu i energii. Ale warto, ciało będzie za to wdzięczne.