Delikatny i elegancki. Pięknie pachniał. Był spełnieniem moich dziewczęcych marzeń. Marzyłam o nim tuż przed osiemnastką. Wizualizowałam. Wyobrażałam sobie, jak by to było go przytulić. Płaszcz. Długi i czarny. Skórzany
Ostatnio, jakieś 17 lat później, mi się przyśnił. Byłam gdzieś na wycieczce i znalazłam go na wyprzedaży garażowej. Kosztował złotówkę. To był piękny sen. Ekscytujący. Sen, który ziścił się dużo wcześniej, ponieważ rodzina, znając moje marzenie, po prostu mi ten płaszcz na osiemnastkę sprezentowała. Noszenie go to był codzienny zastrzyk endorfin. Przez jakieś dwa sezony. Później, jak to nastolatka, zmieniłam obiekt zainteresowania. Ale płaszcz wart był swojej ceny. Wspominam go do tej pory. I nadal mi się śni.
Zresztą sen o tym, że znajduję jakieś totalne perełki ubraniowe za złotówkę, powtarza się u mnie dość często.
To mój ulubiony sen. Piękne ubrania i pełny portfel.
Te rzeczy jednak rzadko idą w parze. Niestety nie jestem jakoś super dobra w szukaniu w second handach. Mam takie przeświadczenie, że to wymaga czasu, a jednak czas jest dobrem mocno limitowanym i wolę go przeznaczać na inne sprawy. Boję się też, że ubrania mają duszę i nie wszystko da się z nich sprać, ale to zbyt wariacka teoria, żeby pisać o niej felietony. Chociaż nie mówię nigdy – lumpeksy kuszą mnie ostatnio, szczególnie, że potrzebuję prawdziwego kowbojskiego paska i tęsknię za jedwabiem. Jakie są jeszcze inne, znane mi sposoby, żeby ubrać się za bezcen? Hm, niech pomyślę…Można zostać influencerką i dostawać ubrania od firm. Na to jednak, wbrew powszechnej opinii, trzeba sporo popracować. Można polować na wyprzedażach. W tym akurat jestem dobra, zwykle upatruję swoją zdobycz i czekam, aż zostanie przeceniona. Często to sprawdzian siły mojej miłości do niej. I test wierności. Ale wyprzedaże to nie wszystko. Najczęściej stosuję jedną zasadę, która świetnie się sprawdza, jeśli chodzi o inwestowanie w ubrania. Kupuję marzenia. W mojej szafie lądują tylko te rzeczy, o których marzę i dzięki którym czuję się fenomenalnie. Ubrania, które dają mi szczęście. A że nie zadowalam się byle czym, portfel na tym aż tak bardzo nie traci. No chyba, że w Paryżu… Ale to też zupełnie inna historia.
Monika Jurczyk