Thursday, June 8, 2023
Home / Rozwój  / Psychologia  / Moja ulubiona pozycja to CEO

Moja ulubiona pozycja to CEO

Czy „Pięćdziesiąt twarzy Greya” byłoby atrakcyjną książką, gdyby Grey był listonoszem, a nie szefem wielkiej korporacji z helikopterem w garażu?

Czasem nawet najtwardsze zawodniczki zwyczajnie mogą uwierzyć, że naprawdę coś dla korporacji znaczą. Że projekt, który właśnie challengują, dostały dlatego, że są wyjątkowo zdolne / il. Gosia Zimniak

Kultura popularna pokazuje jasno – kobiety w biznesie nie mają serca. Zazwyczaj są zajęte poprawianiem obcisłych spódnic i dręczeniem zdolnych koleżanek („Pracująca dziewczyna”) lub oszukiwaniem kolegów („Dlaczego nie”). Drugi wariant mówi, że są głównie ofiarami. Jak bohaterka filmu „2 dni, 1 noc”. Albo jak nasze rodzime kasjerki w „Dniu kobiet”. Czyli korpobicz albo ofiara. Choć jest jeszcze i trzecia wizja, według której w biurach wszyscy cały czas uprawiają seks…

Czasem nawet najtwardsze zawodniczki zwyczajnie mogą uwierzyć, że naprawdę coś dla korporacji znaczą. Że projekt, który właśnie challengują, dostały dlatego, że są wyjątkowo zdolne / il. Gosia Zimniak

Czasem nawet najtwardsze zawodniczki zwyczajnie mogą uwierzyć, że naprawdę coś dla korporacji znaczą. Że projekt, który właśnie challengują, dostały dlatego, że są wyjątkowo zdolne / il. Gosia Zimniak

A jak jest naprawdę? Zazwyczaj jest tam dość zwyczajnie i monotonnie. Do bólu. Jeżeli przepracujesz w korporacji rok, będziesz wiedział, co będziesz tam robić od dziś za dwa lata.

Kopiuj, wklej
Praca w korporacjach oparta jest na tzw. procesie, czyli przewodniku postępowania na każdym etapie wykonywania zadań. Ułatwia to realizację celów, efektywne wdrażanie nowych (szybko zmieniających się) pracowników, a także uniknięcie fakapów, czyli wpadek. Korporacja jest jak dobrze naoliwiona maszyna, która nie może zawieść, dlatego zadania na pierwszym szczeblu specjalistycznym są zazwyczaj proste, powtarzalne i wymagające jedynie podstawowego przeszkolenia. Jak mówi bohaterka mocno parodystycznej wizji korporacyjnego życia w serii „Idealna pracowniczka korporacji”  – „Ja cały dzień kopiuję i wklejam, kopiuję i wklejam! Jak ja to lubię! To jest takie fascynujące!”.

Źródło: YouTube/psychonielogicznie

 

W Krakowie, choć nie jest on utożsamiany z wielkokapitałowym biznesem, od lat rozwijają się ośrodki korporacyjne. Mimo że ich charakter pozostaje dość specyficzny, można już mówić o tzw. biznes parkach Zabierzów, Opolska, Ruczaj. To tam każdego ranka pędzą tysiące młodych, żądnych kariery ludzi. Na razie mogą się realizować tylko w kilku dziedzinach, zwłaszcza tych zahaczających o finanse (najgorzej z marketingiem!). Stolica Małopolski jest bowiem od wielu lat centrum tzw. outsourcingu, polegającego na podzlecaniu części zadań innym firmom. Robi się to, ponieważ korporacje obniżają koszty pracy i rozpraszają odpowiedzialność. I tak np. jeśli indyjska firma X przelicza kursy walut dla sprzedaży orzeszków ziemnych przez francuską firmę Y, to weryfikuje te kursy i rekomenduje je firmie Y londyńska firma Z. Ale ta z kolei ma w Londynie tylko główny management, a kursy w rzeczywistości weryfikuje dla nich firma A, która ma biuro w Krakowie, a w nim kilkaset młodych umysłów, które przeliczają kursy przez całą dobę, pracując na trzy zmiany (nawet w święta).

Wojowniczki i żołnierki
O mechanizmach działania korporacji – o presji i przepracowaniu, drenowaniu umysłu pracownika, którego po latach uścisków dłoni i tak zazwyczaj się zwalnia – wie coraz więcej osób. Pojawiają się poradniki korposurvivalu, jak Homo Corporaticus Joanny Krysińskiej czy dowcipne rozbrajacze korposystemów typu Mordor na Domaniewskiej (fan page). Po wybuchu kryzysu w 2008 roku i pojawieniu się ruchu #occupy świadomość rynku pracy i społecznego oddziaływania korporacji wzrosła, więc coraz więcej młodych kobiet traktuje taką pracę jedynie jako etap rozwoju. Przychodzą do korporacji nie jako potencjalne ofiary, ale jako wojowniczki gotowe wyrwać dla siebie tyle korzyści, na ile pozwolą im siły.
Korzystają więc ze szkoleń pracowniczych, łatwego dostępu do programów mentoringu czy coachingu, międzynarodowych wyjazdów i dodatków finansowych, dzięki którym mogą popijać w delegacji kolorowe drinki, na które zazwyczaj sobie nie pozwalają. Poznają też struktury i sposoby zarządzania, które potem spróbują wykorzystać we własnych biznesach. A te ostatnie zaczynają często rozwijać jeszcze w korpopracy, np. podczas urlopów macierzyńskich. Knajpy, sklepy z ubraniami, agencje eventowe czy usługi finansowe dla małych przedsiębiorstw – prawie każda ma inny pomysł na swoje życie. W korpo czeka tylko na dobry moment, by je zmienić.
Są też i takie, które wierzą w „matkę korporację” i zostają „żołnierkami fabryki” na wiele lat, strzegąc targetów lepiej niż własnego zdrowia, o work-life balance nie wspominając. Czasem nawet najtwardsze zawodniczki zwyczajnie mogą uwierzyć, że naprawdę coś dla korporacji znaczą. Że projekt, który właśnie challengują, dostały dlatego, że są wyjątkowo zdolne.
Szklany sufit
Co dzieje się w korpo, zostaje w korpo. Kto w takim systemie nigdy nie pracował, nie do końca rozumie, jak te kolosy, niejednokrotnie oparte na wyzysku, mogą w ogóle funkcjonować. Dlaczego ludzie wciąż chcą tam pracować? Wizje stałych umów i darmowego alkoholu na imprezach integracyjnych to przecież nie może być wszystko. I nie jest, bo korporacja daje coś więcej – poczucie przynależności. Obyczajowość. Korporacja staje się plemieniem, które można pokochać lub znienawidzić, ale staje się punktem odniesienia, a dla niejednego pracownika również kamieniem milowym w życiorysie (jak dla bohaterki „Diabeł ubiera się u Prady”). W korporacji pracownik nie jest człowiekiem, a jedynie stanowiskiem. Jest realizatorem zadania w procesie, trybikiem maszyny, która bez niego i tak pojedzie dalej. Wiedza, uroda i płeć liczą się mniej. Przynajmniej na początku. Niestety wszystkie statystyki potwierdzają fakt, że dla kobiet szklany sufit to wciąż duży problem. O ile na średnim poziomie kadry zarządzającej proporcje płci są dość równorzędne, to im wyżej, tym mniej kobiet. CEO, stanowiska dyrektorskie, zarząd to wszystko miejsca wciąż zdominowane przez mężczyzn. Kobiety w tym wyścigu wciąż odpadają wcześniej. Problemem jest i to, że w niejednoznaczny sposób postrzega się ich sukces w biznesie. Mężczyzna z korporacji budzi respekt, bo rozumie te wszystkie dziwne cyferki i procesy. Kiedy używa anglicyzmów, to dlatego, że jest obyty, a nie mądrzy się, tak jak jego koleżanki. Gdy negocjuje, to jest silny i stanowczy, podczas gdy jego koleżanki chciwe i wyszczekane. Czy „Pięćdziesiąt twarzy Greya” byłoby atrakcyjną książką, gdyby Grey był listonoszem, a nie szefem wielkiej korporacji z helikopterem w garażu? Brakuje społecznego przyzwolenia na pracę kobiet tylko dla pieniędzy. Pracy kobiety powinien przyświecać nadrzędny cel – taki, jaki kieruje uwagę na innych, a także podkreśla jej kobiece, łagodne cechy. To zawsze ta delikatna bohaterka dostaje księcia, a biznesowa harpia odpada, prawda? Kobiecie chyba po prostu nie wypada pracować dla pieniędzy, a tak zazwyczaj pracuje się w korporacjach. Kobieta pracująca dla ładnych butów i fajnych wyjazdów jest egoistką bez serca. A jeżeli jeszcze – nie daj Boże – trochę kręci ją władza i umie zarządzać deadline’ami, to już w ogóle przepadła. Na razie „Wilk z Wall Street” jest jeden. I tylko mężczyźni wypadają dobrze w bachicznych tańcach z rytmicznym uderzaniem się w pierś. Jak powtarza jednak Sheryl Sandberg (CEO Facebooka): „Siadaj przy stole, dbaj o swój sukces – nikt ci nie podaruje narożnego gabinetu, musisz go sobie wywalczyć”.

Anna Petelenz

Oceń artykuł
1KOMENTARZ
  • 토토사이트 15 stycznia, 2020

    … [Trackback]

    […] Info to that Topic: miastokobiet.pl/moja-ulubiona-pozycja-to-ceo/ […]

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ