Monday, September 16, 2024
Home / Fundacja Miasto Kobiet  / Moja HERstoria

Moja HERstoria

Czym się różni Podróż Bohatera od Podróży Bohaterki?

Aneta Pondo

Moja HERstoria; fot. Barbara Bogacka

Olga Tokarczuk w jednym z esejów w „Czułym Narratorze” zwraca uwagę, że opowieści, które pochodzą z przeszłości, są z najczęściej dziurawe.

„Możemy poznać tylko wybrane szczegóły, takie, które wydawały się ważne dawnemu piszącemu. To, co ‘nieważne’ jest często motywowane względami kulturowymi – przykładem najprostszym może być znany fakt, że dużo częściej historycy zapisywali wkład i udział w zdarzeniach mężczyzn niż kobiet, to mężczyźni bowiem uważali się za prawdziwe i jedyne podmioty historii. Relacje historyczne są patriarchalne i pomijają rolę kobiet w historii.”

Polecamy też:
Aneta Pondo na TEDX-ie: Gadający przedmiot, czyli jak zasady komunikacji w Kręgu mogą zmienić świat

 

HERstoria i córki patriarchatu

Na szczęście od lat 70. ubiegłego wieku rozwija się mocny trend odpamiętywania roli kobiet w dziejach. Pojęcie HERstoria zadomowiło się już w obecnym patrzeniu na świat.

Dla mnie wiąże się ono nie tylko dawnymi dziejami (i przypominaniem, że przeszłość tworzyły też kobiety), ale ze współczesnością. HERstoria jest przeciwieństwem deprecjonowania kobiecej perspektywy. HERstoria jest nadawaniem ważności naszym doświadczeniom.

Często zadaję sobie pytanie, i lubię zadawać je innym:

Jak bardzo pozostajemy córkami patriarchatu? Jak bardzo mamy w sobie uwewnętrznionego mężczyznę, który pomija rolę kobiety w jej osobistej herstorii?

Tak też było w czasie warsztatów „Moja HERstoria”, których dwie edycje odbyły się w te wakacje.

Warsztaty Moja HERstoria

Warsztaty Moja HERstoria (2. edycja), fot. Barbara Bogacka

Bohater o tysiącu twarzy nie jest kobietą

Przewodniczką po warsztatach była psychoterapeutka Maureen Murdock i jej „Podróż Bohaterki”. Murdock wychodzi w niej od stworzonej w połowie ubiegłego wieku koncepcji amerykańskiego mitoznawcy Josepha Cambella, który w „Bohaterze o tysiącu twarzy” opisał dwunastoetapową podróż archetypowego bohatera w świecie mitycznym. Jego koncepcję monomitu, czyli uniwersalnej struktury wyprawy bohatera, podchwycili pisarze, scenarzyści, reżyserzy. Wykorzystywana jest też w procesach coachigowych.
Murdock, stosowała opisany przez Campbella schemat podróży bohatera w swojej pracy, ale czuła, że jest on niewystarczający i nieadekwatny do tego, z czym mierzą się jej klientki, gdyż:

„Nie dotykał głębokiego zranienia kobiecości ani na poziomie osobisty, ani kulturowym. Życie każdej kobiety ma w sobie mitologię, która różni się od tej właściwej dla życia mężczyzny. Osiągając sukces, spełnienie czy satysfakcję miarą etapów podróży bohatera, zaprzeczamy temu kim jesteśmy”.

Zapytała więc J. Campbella, jak wygląda podróż bohatera z perspektywy kobiecej. Usłyszała:

„W całej tradycji mitologicznej kobieta po prostu jest. Jedyne co musi zrobić, to uświadomić sobie, że stanowią miejsce, do którego ludzie starają się dotrzeć. Kiedy kobieta uświadomi sobie swój wspaniały charakter, nie ulegnie złudzeniu, że mogłaby być pseudo-mężczyzną”

Ogród w Ekosamotni

Moja HERstoria (Ekosamotnia, Kraków), fot. Barbara Fijał

Podróż Bohaterki. Kobiety nie chcą tylko „być” i czekać”

Odpowiedź była dla Murdock wysoce niesatysfakcjonująca. Kobiety nie chcą być Penelopami czekającymi na Odyseusza. Nie chcą tylko „być”, potrzebują nowego wzorca.
Na bazie doświadczeń z klientkami Murdock zauważyła, że kobiety poszukują potwierdzenia swojej wartości ze strony patriarchalnych systemów, lecz odkrywają nie tylko ich wielkie braki, ale też ich niszczycielską moc. Z tych obserwacji i nieprzystawalności podróży bohatera do opisania kobiecej drogi, powstała „Podróż Bohaterki” (1990 rok). Według Murdock

„ogniskiem duchowego rozwoju kobiety jest uleczenie rozłamu miedzy nią samą, a jej kobiecą naturą”.

Podróż Bohaterki przebiega inaczej, niż Podróż Bohatera (ale zawiera jej elementy). Jest wyprawą ku uzdrowieniu głębokiego zranienia kobiecej natury na poziomie osobowym, kulturowym i duchowym. Odbywa się bardziej w głąb niż do przodu, a jej najważniejsza część zaczyna się na dobre tam, gdzie kończy się Podróż Bohatera. Jest też cykliczna. Można ją nie tylko przechodzić wielokrotnie, ale i przebywać na kilku jej etapach jednocześnie. Nie każda kobieta podąża tym schematem podróży, natomiast mogą nią podążać także mężczyźni, bo kiedy mówię o męskim czy żeńskim aspekcie, to najczęściej mam na myśli nie płeć, a siłę archetypową.

Tak więc Podróż Bohaterki jest obejmującym całe życie, nieprzerwanym cyklem rozwojowym wzrostu i nauki.

warsztaty Moja HERstroia

Warsztaty Moja HERstoria (1. edycja), fot. Barbara Fijał

Moja HERstoria

Mając za patronkę Maureen Murdock zanurzyłyśmy się w czasie warsztatów w odkrywanie własnych herstorii, w nadawanie wydarzeniom znaczenia, w sprawdzanie, co nas ukształtowało, w przyglądanie się emocjom. A potem tworzyłyśmy opowieści, długie i krótkie, prozą i wierszem, jak esej i jak haiku. Pozwalałyśmy wypłynąć na powierzchnię temu, co aktualnie, na tym etapie życia, wołało o to, aby być usłyszanym i zobaczonym.

Oto niektóre z opowieści, którymi podzieliły się uczestniczki warsztatów

Chcesz się dowiedzieć, jak dobrze pisać:
KONSULTACJA (pisarska, dziennikarska, wydawnicza, SEO)

Sukienka w groszki (Ania)

Mam wrażenie, że moje uczestnictwo w Twoich kręgach, spotkaniach i warsztatach zaczyna się o wiele wcześniej niż rzeczone wydarzenia. Myślałam o herstorii kilka dni, głównie w kontekście ostatnich moich doświadczeń. Niemal bałam się, że w trakcie będę musiała zmierzyć się z jakimiś okropnymi odkryciami, albo przeżywać trudne wydarzenia z mojego życia kobiecego, o których wiem. Tymczasem, poddając się prowadzeniu podczas medytacji, na wierzch wypłynęła sukienka w groszki, która kojarzy mi się z wyjść z mamą do kościoła we dwie na majówki. To były piękne chwile. Dobre. Mama cała dla mnie (no i trochę dla Boga 😉 )

Ta sukienka, jak tratwa unosiła mnie przez całą medytację, aż dotarłam do innej tratwy – czarnej sukienki w białe grochy, którą kupiłam sobie kilka lat temu i po komentarzu sąsiadki, że wyglądam w niej dziewczęco, schowałam do szafy i tam leżała. 

Zawsze chciałam wyglądać poważniej. Na tyle był to ważny dla mnie temat, że w podstawówce ukradkiem „pożyczałam” od mamy okulary (na jej wadę wzroku) i ubierałam w szkole, bo podobno okulary dodawały mi powagi. Pewnie moja wada wzroku to nie tylko efekt czytania po nocach 🙂

Moje podsumowanie to wierszyk.

Wychodzi ze sklepu
w długiej w grochy sukni.
Sąsiadka ją pyta,
gdzie takową kupić.
A tego pytania
kluczową intencją
jest, że wygląda w niej
lekko i dziewczęco.

 

A gdyby tak drążyć,
skąd miłość do grochów?
Powie, bo potrafi – z odwiedzin w parafii.
Gdy z mamą chadzała
na święte spotkania
na biało-niebiesko
i w groszki ubrana.

 

A jeśliby ciągnąć
o grochach historię
to można by ukuć
z nich ciętą herstorię:
że póki się w groszki
będzie ubierała
ciałem coraz starsza,
duchem pięknie mała.

Ekosamotnia

Odpamiętywaniu herstorii sprzyjała natua / fot. Barbara Fijał

Wybaczyć rodzicom (Basia)

Obecnie panuje mocno przerażający trend w psychoterapii obwiniania rodziców o wszystkie dramy świata, a to matczyna rana, a to ojcowska rana i inne – analizowanie i utrwalanie niedobrych wspomnień związanych z rodzicami. I tu chciałam opowiedzieć moją herstorię… też tak miałam.
Zawsze tak miałam, że kierowałam się intuicją.

Jakieś 15 lat temu postanowiłam wybaczyć rodzicom niezbyt kolorowe dzieciństwo. Właściwie zrobiłam to też trochę z egoistycznych pobudek, abym sama nie zadręczała się dramatycznymi wspomnieniami z dzieciństwa.

Cały ten proces odbył się tylko w mojej głowie, nie w rozmowie z rodzicami, z psychoterapeutą. Po takim wybaczeniu, moja głowa i serce zaczęło inaczej postrzegać relacje z rodzicami, zaczęłam sobie przypominać te drobne piękne chwile, które spędziliśmy wspólnie, letnie rodzinne wyprawy nad rzekę całą rodzinką, a było nas dużo, wszak pochodzę z wielodzietnej rodzinki. Pamiętam wspólne wyjścia do kina z ojcem (zawsze tak o nim mówiłam, bo był starszy od mamy o 22 lata). Obejrzeliśmy wielokrotnie trylogię Sienkiewicza i wiele innych ciekawych filmów. Pamiętam jak ojciec mnie ratował przed moim agresywnym kuzynem, i zlał go (chodziło prawdopodobnie o rower, który mi wciąż zabierał). Na wakacje nie jeździliśmy z rodzicami, nie było na to funduszy. Zawsze mama nas posyłała na kolonie w ramach jakiegoś programu z pracy. Ale pamiętam cudowne wyprawy z ojcem, to do Częstochowy, na Kalwarię, czy na Skałkę, wprawdzie to wycieczki prokatolickie, ale dzisiaj pamiętam jedynie ciepłe relacje z ojcem, rozmowy, przytulanie, spacery.

Mama miała mnóstwo obowiązków. Pracowała zawodowo i wychowywała czworo dzieci. Jednak znajdowała też czas na miłe chwile z nami. Zawsze pamiętała o prezentach na Mikołaja, o naszych urodzinach. Organizowała dla całej rodzinki pikniki niedzielne nad rzeką, u znajomych. Zawsze piekła dla nas pyszne ciasta. Zabierała nas na wycieczki, to do Krakowa, Wrocławia, Warszawy, do zoo. Zajmowała się zarządzaniem całą rodzinką (jestem z niej dumna, nie wiem jak Ona to robiła, zwłaszcza w tych trudnych czasach w Polsce).

Po procesie wybaczenia moje relacje z rodzicami nabrały cieplejszych barw. Chętniej ich odwiedzałam, spędzałam z nimi czas, wspólne święta. Kilka lat później najpierw zachorował tata, później mama. Obydwoje rodzice zmarli po długich chorobach. Myślę, że mogłam się nimi opiekować tylko dlatego, że wiele lat wcześniej wybaczyłam im na ówczesne czasy brak kompetencji rodzicielskich. W czasie kiedy dokonałam mojego procesu wybaczenie, nie było instrukcji, po co i jak to zrobić.

Jestem niezmiernie wdzięczą sobie i światu, że tak to się stało. Byłam w stanie przeprowadzić rodziców przez choroby, opiekować się nimi i jako dorosła osoba spędzić z nimi wiele pięknych chwil. I następnie pozwolić spokojnie im odejść. Teraz wspominam rodziców, i tęsknię za nimi.

A wracając do mojego egoizmu, tak udało mi się – bo nie wiem jak mogłabym teraz żyć, jeśli wcześniej nie pogodziłabym się z rodzicami, i nie wybaczyła im.

Nogi

Dokąd prowadzi Cię Twoja HERstoria? Fot. Barbara Bogacka

Całe życie w lęku (Magda)

Życie to taka suka. Mocniej, kurwa, co daje i odbiera. Ba, co daje, odbiera i jeszcze każe sobie za to płacić.
Takie mocne przekonanie wybiło mi ostatnio jak szambo, gdy intensywnie pracowałam przez kilka dni, nad pytaniem czego się boję. Roztargałam je w sobie na kawałeczki i układam je na nowo. Definiuję. Bo jak się okazuje od bardzo dawna o tym nie myślałam, i trochę mi zaśniedziała ta myśl. Musiałam doczyścić, poprzecierać papierem ściernym dni, miesięcy i lat. Szlifierką doświadczenia. Ha. I jest. On, diament, wyłowiony z czeluści myśli.

Pytasz czego się boję…

Kiedyś bałam się wszystkiego. Jak mały wystraszony kociak, którego przeganiają z kąta w kąt, bo przeszkadza. Bałam się krzyku, bałam się głośno mówić, bałam się mieć swoje zdanie, bałam się robić to co mówi mi serce, o czym krzyczy dusza. Bałam się cieszyć, bałam się być dumna z siebie. Jedyne czego się nie bałam, to płakać.

I tak sobie żyłam w tym lęku o wszystko, po drodze wielu rzeczy musiałam się przestać obawiać, ale tak naprawdę, to tylko udawałam, że się nie boję. Niby się nie bałam, no bo jak mama może się bać wszystkiego? Byłam żoną, mamą, a w środku wciąż wystraszonym kociakiem, który bał się wszystkiego. Tylko doszły kolejne powodu do strachu – dzieci, moja dwa największe skarby.

W tym baniu się, nauczyłam się żyć, jakoś dało się funkcjonować, ale tak naprawdę lęk wychodził jak dym papierosowy, nosem, ustami i uszami. I ktoś powie wariatka, ktoś inny zaburzona, a ktoś inny dysfunkcyjna. I pewnie wszystko to prawda, ale ja się bałam i żyłam dalej, wszystko funkcjonowało, tylko w tym lęku zatraciłam siebie, bo lęk był wszystkim, i niczym. Lęk był moim sposobem na życie.

I tak do 7 grudnia 2009 roku, gdy córka trafiła na OIOM i nigdy, nigdy do końca życia nie zapomnę momentu, gdy wybiegłam z domu, w podkoszulku w mróz, z moją córką owiniętą w koc, i nie wiedziałam czy ona jeszcze żyje, wybiegłam naprzeciw karetce i wiesz, wtedy dopiero zrozumiałam czym jest strach, taki do trzewi, taki strach który zatrzymuje czas, świat i całe życie. I wtedy zrozumiałam, że ja nigdy wcześniej się nie bałam.

Córka wyzdrowiała, jest z nami – wtedy trafiłyśmy do szpitala po przejściu bezobjawowego zapalenia opon mózgowych, którego powikłaniem było zapalenie mózgu i padaczka. Leczenie było bardzo długie i bardzo stresujące, ale to nieważne. Ważne, że to co się wtedy wydarzyło, dało mi nową perspektywę, to wtedy przestałam się bać.

Bo jak można się bać marzyć, kiedy ma się życie i zdrowie! Jak można bać się wyrażać swoje zdanie, jak można bać się walczyć o siebie? Kiedy inni nie dostają nawet takiej możliwości, albo ją tracą nagle. Wtedy poszłam na studia, wtedy zamarzyłam o mojej pracowni, wtedy wiedziałam już, że pragnę projektować biżuterię, i wtedy też dowiedziałam się o sobie tyle, że ja się już niczego nie boję.

I zaczęłam realizować siebie. Czasem z trudem, czasem łatwiej, ale wciąż do przodu, małymi krokami do przodu. I to wtedy pierwszy raz w życiu byłam tak naprawdę z siebie dumna. I tak sobie szłam tą drogą, wiele rzeczy się wydarzyło, i dobrych i tych mniej. I gdy już byłam pewna, że w życiu jest tak, że podejmuję decyzję, realizuję ją, nie boję się, tylko wciąż idę do przodu, schodek do schodka, powoli krok za krokiem…

To życie znowu mnie zatrzymało.
I znowu pokazało mi co to strach.
I znowu pokazało mi, że ja się jednak boję.

W połowie grudnia 2018 roku mój dorosły syn chciał popełnić samobójstwo. Kiedy wiozłam go do szpitala, czułam ten sam ogromny lęk co prawie 10 lat wcześniej, wiozłam mojego dorosłego syna, mojego pierworodnego synka, który dopiero co biegał za mną i wołał: mamuś, mamuś, do szpitala psychiatrycznego żeby uratować mu życie, tego nie da się porównać z niczym co przeżyłam do tej pory.

I znowu. Jesteśmy wszyscy. Mogę powiedzieć znowu, że niczego się nie boję. Bo tyle już przeżyłam, że żaden prozaiczny lęk nie jest w stanie mnie wytrącić z równowagi.
Mogę głośno powiedzieć, że ja się niczego już nie boję.

Poza jednym. Boję się o moich bliskich. Boję się o ich zdrowie.
Dwa razy stanęłam z moimi dziećmi naprzeciw śmierci i spojrzałam jej w oczy.
I wiem, że wszystko inne przychodzi i odchodzi. Miłość, pieniądze, radość, smutek. wszystko. O to się nie boję. Ale wiem też, że gdy tracisz zdrowie, tracisz wszystko.

Ogród Ekosamotnia

Warsztaty odbyły się w Ekosamotni (Kraków), fot. Barbara Bogacka

Zachwycająca i kropka (Kasia):

Czy znacie kogoś, kogo by nie zachwyciła taka dziewczynka? Dumna i wrażliwa. Podobna do… siebie. Poszukująca. Sprawdzająca, jak to jest iść cudzą drogą. I jak bardzo tam sucho i pusto. Smutno. Taka, która potrafiła stać przy sobie, jak miała 10 lat. Ale jak miała 20 parę to już nie bardzo… […]
Czy znacie kogoś, kogo by nie zachwyciła kobieta wracająca DO SIEBIE po długiej drodze bohaterki? Która już chce do domu i buduje ten dom w sobie. Która odważa się znowu marzyć? Która wie, że może się potknąć, może nawet być rozczarowująca, a i tak stanie przy sobie. Jak wtedy, kiedy miała 10 lat…
Tak, ta kobieta po prostu JEST ZACHWYCAJĄCA. I kropka.

Mężczyźni jej nie wspierali (Ania):

Książkowa wiedza okazała się nieprzystająca do rzeczywistości. Chciała dogrzebać się do sedna… Mężczyźni nie wspierali JEJ w życiu:
– ojciec, narcyz, tyran, manipulant
– wujek, cycuszkomaniak, obleś
– dziadek, który szybko się zawinął
– kochanek, który szybko kończył i dziś świetnie rozumie, że była dla niego narzędziem jego przyjemności
– szef, który decyzję o pójściu na urlop wychowawczy przyrównał do porażki życiowej i na jej podstawie określił JĄ jako bezużyteczną…
Próbowała odczarować kobiecość (nie pamięta mamy w swym życiu):
– kręgi kobiet
– warsztaty
– kobiece spotkania
„Bezpieczna posadka” na etacie zapewniała jej tymczasową bazę, by rozwijać projekt JEJ Serca i Duszy. Czuła w tym obszarze wsparcie przyjaciółek i męża. Dojrzewała, uleczała, piękniała od środka i na zewnątrz. Teraz jest w cudownej, karmiącej relacji, prowadzi własny dochodowy biznes, ma kilku bliskich przyjaciół i fajne grono znajomych. ŻYJE PEŁNIĄ ŻYCIA

Spotkanie na przystanku: „Gwałtowna potrzeba odzyskania kontaktu z kobiecością” (Dorota)

Jesienią zeszłego roku chcąc rozwinąć swój biznes online zgłosiła się na sesję wizerunkową organizowaną przez ceniony wśród nowoczesnych kobiet portal lifestylowy. Bardzo jej się spodobał ten projekt, a dodatkowo na spotkaniach rozwojowych organizowanych przez czasopismo poczuła pozytywną energię, otwartość i wsparcie innych uczestniczek.

Na wiosnę tego roku brała udział w warsztatach kreatywnego pisania i w trakcie trwającego kilku godzin spotkania pozytywnie zaskoczyła się, bo odkryła w sobie artystkę – małą blondynkę. Dzięki temu nowemu doświadczeniu rozstała się z przekonaniem z dzieciństwa, że nie umie dobrze pisać szkolnych wypracowań. Postanowiła doskonalić swojego bloga oraz pisanie do internetu, by dalej rozwijać swój biznes online łącząc to z rozwojem duchowym.

Po powrocie do domu szukając jakichś drobiazgów z szuflady wypadło jej zdjęcie z czasów, kiedy jako mała dziewczynka mieszkała w Meksyku i wołano na nią Dorita. Nie miała wątpliwości, że to nie przypadek! Dorota, w lecie na kolejnych warsztatach rozwojowych dla kobiet dowiedziała się, co to jest podróż bohaterki. Znała wcześniej wykorzystywaną w storytellingu podróż bohatera, ale uznała, że prawdopodobnie podąża drogą, którą opisuje Maureen Murdock w swojej koncepcji. Tego popołudnia, w harmonijnym, soczyście zielonym ogrodzie wraz z innymi nowo poznanymi inspirującymi towarzyszkami, Dorita podróżowała w czasie przez życie Doroty.
Ta emocjonująca wędrówka po krętych ścieżkach przeszłości była jak spacer po tęczy, bo kolejne wyskakujące za zakrętów wspomnienia z minionych dziesiątek lat były wielobarwne, raz pastelowe a niekiedy intensywne, a nawet pojawił się całkiem szary odcinek życia.

Pod koniec dnia, o zmroku, otrzymała pamiątkową kartę: „Uwolnij się z objęcia ciemności i walcz o swoje”. Znowu pomyślała, że to nie przypadek! Ubrana w białą letnią sukienkę wróciła do domu wzmocniona doświadczeniami innych bohaterek, że nie tylko ona walczy o swoje.

Ekosamotnia

A jaka jest Twoja HERstroia? Fot. Barbara Bogacka

Koło życia (Agnieszka)

Koło życia

płaskie relacje, zatarte wspomnienia, a może wyparte tak mocno, że obraz ich zblakł zupełnie
migawki z życia mało znaczące przemknęły do czasu z teraz
bo czas ten ważny mocno tak jak nigdy wcześniej nie był radosny, beztroski wręcz
czym jest (?) pytam
pełnią jest, integralnością jest narodzeniem na nowo
życie zatoczyło koło!

 

 Moja HERstoria – o projekcie

Aneta Pondo

Aneta Pondo, fot. Barbara Bogacka

Warsztaty zostały zorganizowane przez Fundację Miasto Kobiet, która wspiera kobiety w odkrywaniu ich potencjału. Odbyły się dwie edycje: 11 lipca i 21 sierpnia w przepięknej Ekosamotni (Kraków) na skraju Lasu Wolskiego. Warsztaty prowadziła Aneta Pondo, redaktorka naczelna Miasta Kobiet, dziennikarka, autorka książek, trenerka pisania.

 

 

Projekt „Moja HERstoria” został zrealizowany dzięki finansowaniu przez Miasto Kraków. Dziękujemy!

Miasto Kraków - logo

Zadanie publiczne realizowane ze środków Miasta Krakowa

TAGI

Dziennikarka i redaktor naczelna „Miasto Kobiet”, które wymyśliła i wprowadziła na rynek w 2004 rok. „Miasto Kobiet” to jej miłość, duma i pasja. Prezeska Fundacji Miasto Kobiet, która wspiera kobiety w odkrywaniu ich potencjału oraz założycielka Klubu Miasta Kobiet – cyklu spotkań dla kobiet z inspirującymi gośćmi.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ