Mój brat utknął po śmierci między światami
Czy można po śmierci nie wiedzieć, że się umarło?
O tym, że dusza jej brata utknęła w zaświatach, Marzena opowiada bez większych emocji. A jeszcze kilka lat temu w ogóle nie była w stanie mówić nawet o tym, że jej brat zginął w wypadku. Gdyby wtedy usłyszała, że ktoś może gdzieś po śmierci utknąć, albo że przeszkadza mu zimny grobowiec, popukałaby się w głowę. Posłuchajcie jej opowieści:
Woda dostała się do grobowca i trzeba było ją wypompowywać, usłyszałam od taty w dniu pogrzebu babci. W tej wodzie leżała m.in. trumna mojego brata. Wtedy przypomniałam sobie, co kilka lat wcześnie powiedział mi zmarły Michał ustami medium, do której trafiłam przez przypadek. I wróciło pytanie – czy jego dusza nadal tkwi uwięziona między światami, czy ruszyła już w dalszą wędrówkę.
Zobacz też:
Wiarę w Boga tracił trzy razy. Ostatnim razem ostatecznie
Lód w sercu, kolce w gardle i tama w oczach
W moim życiu nie było czasu na żałobę po Michale. Nie przyjęłam do wiadomości faktu, że nie żyje. Skończyłam osiemnaście lat, zamroziłam ból w klatce piersiowej i poszłam na studia. Nikt z nowych znajomych nie wiedział, że miałam starszego brata, który zginął w wypadku samochodowym. Nie byłam w stanie nikomu tego powiedzieć. Raz spróbowałam, i kolce wyrosły w moim gardle tak, że słowa nie mogły się przez nie przecisnąć, więc zaprzestałam.
Śnił mi się wiele nocy. Niby żywy, ale albo pokiereszowany, albo w śpiączce, albo na wózku inwalidzkim. Teoretycznie wiedziałam, że istnieją różne fazy żałoby, i że trzeba je przejść, że pomaga też terapia. Ale bezpieczniej było trwać w zamrożeniu. I każdy tak trwał. Ja w swoim, mama w swoim, tata w swoim. Nie rozmawialiśmy o Michale nigdy. Za to mogliśmy na niego patrzeć, bo w każdym pomieszczeniu w rodzinnym domu wisiało jego zdjęcie.
A poza tym, toczyło się życie, pierwsza praca, pierwszy mąż, pierwsze dziecko. To życie było okej. W oczach wyrosła tama, która nie przepuszczała łez. Czasem tylko zdarzał się nagły, niekontrolowany przypływ wspomnień, np. w autobusie, i wtedy nakładałam szybko okulary przeciwsłoneczne, które profilaktycznie nosiłam zawsze przy sobie, niezależnie od pogody i pory roku, czerwone oczy tłumacząc nadwrażliwością na słońce.
Przeczytaj koniecznie:
Miałam siedem lat, gdy zabiłam siostrę. Mroczne tajemnice dzieciństwa
Uwięziony między światami
Nie pamiętam kiedy pierwszy raz pomyślałam o tym, że dusza Michała utknęła między światami. Na pewno miało to związek z dotknięciem w końcu, jakieś dziesięć lat po śmierci Michała, tematu nieprzebytej żałoby. Przez kolejne dziesięć tę żałobę przerabiałam. Najpierw rozmroziłam bryłę lodu w sobie na ustawieniach helingerowskich. Potem na terapii powyciągałam kolce z gardła i nauczyłam się mówić o bracie. A tama trzymająca łzy rozpadała się na jakimś wykładzie na temat kompletnie nie związany ani ze śmiercią, ani z żałobą.
Nie wiem w jakim kontekście padło tam zdanie, że zdarza się, że osoby, które pozostają przy życiu, nie pozwalają odejść zmarłym. I ani ten zmarły nie ma spokoju, ani osoba, która żyje nie może doświadczyć w życiu radości. Wyszłam szybko z sali, zamknęłam się w łazience i przez kolejną godzinę pozwalałam łzom płynąć.
Przez kolejne lata sprawdzałam czy nie trzymam Michała, ja albo rodzice. Każde z nas czuło się ofiarą jego odejścia. Mama po katolicku dźwigała swój krzyż. Tata nie mógł się pogodzić, że nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności za ten wypadek, bo w jego przekonaniu zawinił kierowca z naprzeciwka, przez którego Michał wpadł w poślizg. Ja czułam się przez brata zdradzona, a dodatkowo winna, że to on zmarł, a nie ja. Nie mówiąc już o nieustającym poczuciu, że nie mam prawa do radości, skoro on nie żyje.
„Stoi przy pani jakiś mężczyzna”. Spotkanie z medium
Kiedy wchodziłam na spotkanie z tą „przypadkową” kobietą, nie wiedziałam, że jest medium. Załatwiałam z nią inne sprawy, zawodowe, bardzo przyziemne. Kiedy skończyłyśmy, powiedziała: „Proszę się nie przestraszyć, ale muszę pani coś powiedzieć”. Po czym wyjaśniła, że od początku mojego pobytu u niej, widzi obok mnie mężczyznę, który próbuje przyciągnąć swoją uwagę. Za moją zgodą zaczęła z nim rozmawiać, i przekazywała mi informacje od niego.
To był Michał, który prosił o wybaczenie mnie i… jeszcze jakieś dwie dziewczyny. Od razu pomyślałam o jego narzeczonej, ale kim była ta druga? Padła nazwa miasta, gdzie mieszka, i że niedaleko ronda, i że wychowuje jego dziecko. Mówił też, żebym nie dawała się tak wykorzystywać, chociaż nie wyjaśnił już przez kogo. Powiedział, że jest w jakimś potrzasku, ale że babcia do niego czasem przychodzi. A już na sam koniec, żebyśmy usunęli wodę z grobowca, bo jest mu mokro i zimno.
Wyszłam z tego spotkania w totalnym pomieszaniu. Przez kolejne lata rozbrajałam tę bombę informacyjną z zaświatów. Czy ja mam teraz szukać jakiejś dziewczyny i ich dziecka? Jak? Sprawdzając w obcym mieście wszystkie mieszania przy rondach, czy nie mieszka tam kobieta z dzieckiem podobnym do Michała? I co mam jej powiedzieć? Hej, czy nie masz przypadkiem dziecka z moim bratem, który zginął kilkanaście lat temu? Czy może lepiej zająć się uwolnieniem jego duszy z utknięcia? Ale jak? A może zacząć od przesunięcia trumny w grobowcu, żeby nie marzł, co już było totalnym absurdem, bo grób był ostatnim miejscem, gdzie mogłabym się spodziewać, że zostało coś po Michale.
Przeczytaj koniecznie:
Channeling i „Nasz dom”
Zaskoczyło mnie, że zaczęłam odczuwać złość na Michała. Wygodniejsze było taplanie się w poczuciu opuszczenia przez niego, niż działanie na rzecz „ratowania go” w tych zaświatach. I paradoksalnie chyba to mi pomogło przejść i zakończyć żałobę. To, i channeling. Jeździłam na różne warsztaty, i w czasie jednego z nich prowadząca weszła w stan channelingu, czyli przemawiały przez nią jakieś istoty nie z naszego wymiaru. Gdy wygłosiły jakiś swój przekaz. można było zadawać pytania.
Wyrwałam się od razy, z pytaniem, gdzie jest mój brat. Usłyszałam, że aby lepiej zrozumieć stan przejściowy, w którym się znalazł, powinnam przeczytać „Nasz dom”. Przeczytałam, i nawet obejrzałam film. To była najbardziej nudna książka świata, podobnie jak film, i mało dla mnie wiarygodna, w tym sensie, że sorry, ale te szpitale, ministerstwa i inne „ludzkie” atrybuty w opisanych zaświatach, mało mi do tych zaświatów pasowały.
Ostateczne jednak przyjęłam, że niezależnie, w którym z miejsc opisanych w książce jest mój brat, czy tapla się jeszcze w błocie, czy przechodzi czas rekonwalescencji, czy zaprzecza że umarł i myśli, że był taki wspaniały na ziemi, lepiej się nim zajmą osoby z zaświatów niż ja. I że ja przez te lata najpierw nie-żałoby, a potem żałoby, zrobiłam już, co mogłam, i dla siebie, i dla niego.
Trumna w wodzie
Do kwestii trumny w wodzie wróciłam na chwilę myślami, gdy przeczytałam „Lincolna w Bardo”, o – trywializując nieco – duszach uwięzionych na cmentarzu, bo nie uwierzyły w swoją śmierć. Wróciłam w tym sensie, że bardzo mnie poruszył ten koncept nie przyjęcia do wiadomości, że się umarło, i konsekwencji tego.
Od momentu, gdy zaczęłam „przerabiać” swoją żałobę, minęło 10 lat, czyli łącznie od śmierci Michała dwie dekady. I chyba jednak przerobiłam, co było do przerobienia, bo mogę mówić o nim bez emocji, chociaż nie oznacza to, że czasem nie odzywa się we mnie tęsknota za Michałem.
Tato w czasie pogrzebu babci powiedział o tej wodzie w grobowcu z zaskoczeniem, bo teoretycznie nie miała jak się do grobowca dostać. A ja, pomyślałam, aha, to pewnie o to Michałowi wtedy, u tej medium chodziło. Jednocześnie poczułam, że chyba jest to już teraz dla niego bez znaczenia, bo może w końcu jednak wydostał się z potrzasku utknięcia między światami, skoro we mnie już ta historia nie wywołuje poruszenia.