Sunday, April 20, 2025
Home / Ludzie  / Gwiazdy  / Misia Furtak – Odwago, nie usypiaj

Misia Furtak – Odwago, nie usypiaj

Misia Furtak jest wokalistką, basistką i autorką tekstów międzynarodowej grupy Très.B – jednej z najciekawszych formacji ostatnich lat. Kilka tygodni temu wraz z kolegami z zespołu odebrała Paszport „Polityki”. Jest z tego dumna.

Misia Furtak

Energia, którą daje mi jakieś miejsce, zostaje zazwyczaj przełożona na coś konkretnego – albo nagram coś z lokalnymi muzykami, albo napiszę. / fot. materiał promocyjny

Misia Furtak jest wokalistką, basistką i autorką tekstów międzynarodowej grupy Très.B – jednej z najciekawszych formacji ostatnich lat. Kilka tygodni temu wraz z kolegami z zespołu odebrała Paszport „Polityki”. Jest z tego dumna.

Misia Furtak

Energia, którą daje mi jakieś miejsce, zostaje zazwyczaj przełożona na coś konkretnego – albo nagram coś z lokalnymi muzykami, albo napiszę. / fot. materiał promocyjny

Miasto Kobiet: Nie nudzą Cię jeszcze pytania o wielonarodowość Très.B?

Nie, bo rozumiem, dlaczego ten temat jest interesujący. W Polsce to wciąż rzadkość, a przy okazji ta wielonarodowość nas definiuje.

Miasto Kobiet: Przez kilkadziesiąt lat byliśmy za żelazną kurtyną. Może wasz międzynarodowy skład stał się symbolem otwarcia na Europę? Co o tym myślisz?

Nie myślałam o tym w tych kategoriach. Nie mieliśmy też nigdy takich ambicji. Przyjechaliśmy do Polski, bo wydawało nam się to interesujące. Z naszego punktu widzenia nie jesteśmy jakimkolwiek symbolem. Po prostu robimy swoje bez względu na to, gdzie jesteśmy. Robiliśmy to samo i w Danii, i w Maastricht…

Miasto Kobiet: I jeszcze to Maastricht, które kojarzy się z traktatem zawiązującym Unię Europejską. To już metafizyka.

Coś w tym musi być (śmiech). Tam się Très.B ukonstytuował, byliśmy częścią tamtej sceny przez trzy lata. Kiedy ludzie słyszeli, jak bardzo mamy pomieszane pochodzenie, to zawsze mówili, że Unia Europejska powinna nas dotować. Wszystko przed nami, bo jeszcze nigdy nie dostaliśmy żadnych grantów na rzecz jednoczącej się Europy. Jak ktoś będzie chciał nam odpalić, to bardzo chętnie (śmiech).

Miasto Kobiet: Ty też masz w sobie wielokulturowość.

Cała moja rodzina to Łemkowie z Beskidu Niskiego. Część z nich czuje, że Łemkowie to ukraińska grupa etniczna i oni czują się bardziej Ukraińcami. Na przykład starszy brat mojej mamy. Moja mama natomiast uważa się za Polkę łemkowskiego pochodzenia, a babcia za Łemkinię. I bądź tu człowieku mądry. Dlatego bez problemu znalazłam się w tym międzynarodowym towarzystwie chłopaków – Oli urodził się w Stanach Zjednoczonych, ale jest Holendrem, a przez część życia mieszkał w Luksemburgu; Thomas też ma mocno zagmatwane pochodzenie.

Miasto Kobiet: Przeglądając różne wywiady, nie znalazłem informacji, co was skusiło, aby przyjechać do Polski, grać i zamieszkać tu. Kierunek przeważnie jest odwrotny. Czy był jakiś moment, impuls ku temu?

To był zbieg wydarzeń. Mieszkając w Holandii, wydaliśmy płytę. Sami zorganizowaliśmy sobie trasę po Polsce i poznaliśmy w Warszawie producenta, który później zrobił nam ponowny miks pierwszych nagrań. Nie musieliśmy jeździć, porozumiewaliśmy się przez internet. On zrobił dobrą robotę, a my szukaliśmy miejsca, gdzie moglibyśmy nagrać kolejny materiał. Tak zaczęliśmy się przymierzać do Polski. Wiązało się to z przyjazdem tu na ponad miesiąc. Potem nagrywanie się przeciągało i raz po raz wracaliśmy. W tym czasie management i wytwórnie zwróciły na nas uwagę, zaczęły się zaproszenia na koncerty. Doszliśmy do wniosku, że zamiast dojeżdżać z Amsterdamu do pracy do Warszawy, przeniesiemy się tutaj. Przenieśliśmy się na stałe przed premierą poprzedniej płyty „The Other Hand”, czyli pod koniec września 2010. Wiesz, zmiany miejsca zamieszkania to część naszej działalności. Zaczęliśmy naszą przygodę w Danii pod Aarhus, potem przenieśliśmy się do Kopenhagi, Maastricht, a gdy zaczęliśmy się nudzić, zamieszkaliśmy w Amsterdamie. Teraz jest Warszawa…

Miasto Kobiet: Ty mieszkałaś już w Warszawie. Dla Ciebie był to powrót, a jak czują się tu Oli i Thomas?

Dla chłopaków Warszawa okazała się interesująca, bo była inna, totalnie nowa i leży w tej części Europy, której oni wcześniej nie znali. Myślę, że dobrze się w Polsce odnaleźli. Ale dla mnie to też była przygoda – wyjechałam w 2003 roku i Warszawa sprzed mojego wyjazdu, a ta z czasów mojego powrotu to były dwa zupełnie różne miasta. Musiałam zachowywać się tak jak wówczas, gdy przyjeżdżam do nowego miasta – zakładałam słuchawki na uszy i chodziłam po mieście, poznając jego topografię i ogarniając, co i gdzie jest. Tylko, w przeciwieństwie do Kopenhagi czy Amsterdamu, nie musiałam się uczyć języka.

Miasto Kobiet: Co takiego zmieniło się w Warszawie przez te lata?

Wiesz, w Amsterdamie czułam się u siebie i naprawdę martwiłam się, że stamtąd wyjeżdżam. I z Warszawą musiałam dosyć mocno się oswoić. A co się zmieniło? Niby Pałac Kultury stoi w tym samym miejscu, ale wokół mnóstwo się zmienia. Odkąd się przeprowadziliśmy, w ciągu kilku miesięcy powstały nowe knajpy i kluby. Teraz to są najbardziej oczywiste punkty na mapie Warszawy, a wtedy one dopiero powstawały. Bardzo ciekawie było obserwować, jak zmienia się mentalność ludzi, którzy niemal od razu znaleźli sobie miejsce w tym nowym otoczeniu. Tak jakby nigdy nie było inaczej.

Misia Furtak

Cała moja rodzina to Łemkowie z Beskidu Niskiego. Część z nich czuje się bardziej Ukraińcami. I bądź tu człowieku mądry. / fot. materiał promocyjny

Miasto Kobiet: Spojrzałaś więc na Warszawę przez pryzmat Amsterdamu. A czego Ci brakuje?

W Amsterdamie bardzo ważne było dla mnie życie kulturalne. Bilet lotniczy z USA do Europy jest najtańszy właśnie do Amsterdamu. Dlatego to tam zespoły wynajmują busy i ruszają w trasy koncertowe po Europie, tam wynajmują sale prób przed trasami lub grają otwarte próby. Obejrzenie pierwszych koncertów takich zespołów jest bardzo inspirujące. Do Polski taki skład może trafić dopiero pięć lat później, na Open’era, ale już w roli gwiazdy. W Amsterdamie mogłam ich oglądać w małych salkach, wśród kilkudziesięciu innych osób.

Miasto Kobiet: Jak sobie z tym radzisz?

Zastąpiłam to w ten sposób, że chodzę i obserwuję młode polskie zespoły, przyglądam się scenie lokalnej.

Miasto Kobiet: Zauważyłaś coś ciekawego?

Że młodzi, którzy teraz zaczynają, nie mają żadnych kompleksów. Mniej się porównują. Po prostu siadają i robią to, co chcą. Mają przy tym bardzo fajną energię. Gdy przypominam sobie swoje młodzieńcze granie, to kojarzy mi się ono z klasyczną edukacją i ze szkołami. Gdyby nie wyjazd do szkoły w Danii, pożegnałabym się z pomysłem, aby tworzyć muzykę. Wskoczyłam tam i okazało się, że wszyscy uczą się metodą prób i błędów, że nikt nie ma zamiaru mieć żadnego dyplomu, bo to nie ma sensu. Ważna jest radość i chęci. Zabawa. Dla mnie to była totalna rewolucja.

Miasto Kobiet: Czy w Warszawie czujesz się już jak w domu?

Trochę tak. To kwestia ostatnich miesięcy. Zaczynam czuć, że teraz to jest dobre miejsce dla mnie.

Miasto Kobiet: Pytam, bo mówiłaś, że jak gdzieś poczujesz się jak w domu, to znaczy, że powinnaś zmienić miejsce zamieszkania.

Energia, którą daje mi jakieś miejsce, zostaje zazwyczaj przełożona na coś konkretnego – albo nagram coś z lokalnymi muzykami, albo napiszę po polsku. Na razie w Warszawie tego nie zrobiłam. Gdy już coś takiego zrobię i będę się czuła pusta, wtedy znów będę szukać miejsca, gdzie mogę się napełnić i naładować. Możemy wrócić do tego pytania za jakiś czas.

Miasto Kobiet: Kilka tygodni temu Très.B otrzymało prestiżowy Paszport „Polityki”. Co zmieniła ta nagroda w Twoim życiu?

Strasznie się z niej cieszę. Widzę, że stempel „Polityki” przekłada się na uwagę i zaufanie. Zmieniła się też mentalność ludzi wokół mnie, którzy nie do końca wiedzieli, co ze mną zrobić. Wydawało im się, że wymyśliłam drogę życiową, która jest nie do zrealizowania. Ta nagroda to gwarant, że coś sobą reprezentuję. Odbiło się to też na liczbie koncertów, od razu zaczęły nam się zapełniać kalendarze.

Miasto Kobiet: Ty znasz Polskę i wiesz, że Paszport „Polityki” to prestiżowa nagroda, ale Twoi koledzy z zespołu są tu krótko. Czy musiałaś im tłumaczyć wagę tego wyróżnienia?

Temat Paszportów pojawił się przy okazji zeszłorocznej nominacji Ballad i Romansów, które mają tego samego menedżera co my, i wtedy dowiedzieli się, co to za nagroda. Zresztą Olivier i Thomas starają się śledzić na bieżąco, co się dzieje. Oli dobrze mówi po polsku i jest w stanie sam zrozumieć i poprzyglądać się sytuacji.

Miasto Kobiet: „Niektóre teksty są tak ciężkie, że wciąż się z nimi zmagam, śpiewając je na żywo”, mówiłaś kilka miesięcy temu o napisanych przez siebie słowach piosenek. Które najbardziej Cię męczą?

„Something To Forget”, „Wheels and Engines”, „The Goose Hangs High” czy „Like Is”. To samo z „Longing” i „Golden Mean”, chociaż te akurat nieczęsto gramy. Pamiętam, jak na pierwszym koncercie z nowymi piosenkami, który odbył się w Cafe Kulturalna, śpiewając niektóre piosenki, zamykałam oczy i z zaciśniętymi powiekami czekałam, aż skończyliśmy numer. Na przykład na „Something To Forget”.

Miasto Kobiet: Co w nim takiego jest?

To jest numer o załamaniu. Jesteś dzielny, w gotowości, na stanowisku, i nagle twoja odwaga zasypia. Wpadasz w panikę i dochodzisz do wniosku, że to, co robisz, kompletnie nie ma sensu.

Miasto Kobiet: W którym momencie Ciebie odwaga najbardziej dotkliwie opuściła?

Czas w Holandii nie był łatwy. Skończyłam studia i nie wiedziałam, co chcę ze sobą zrobić. Mogłabym mieć normalną pracę, ale chciałam grać i pragnęłam, aby zespół był dla mnie głównym zajęciem. Zaczęłam pracować fizycznie. Wykonywałam różne prace knajpiano-czystościowe, pokojówkowo-recepcjonistyczne i barowo-restauracyjne. To nie jest idealna sytuacja dla osoby z dyplomem. Myślałam, że będę to robić krótko, ale po trzecim roku nie było widać końca. Równocześnie przez długie lata byłam zaangażowana w zespół, inwestowałam, a nie widziałam rezultatu. Odwaga zasypia od tego, że nie wiesz, kiedy nastąpi to, co chcesz robić gdzieś tam, w odległym momencie w przyszłości. Pracując, czułam się źle, ale przestawiłam się. Doszłam do wniosku, że to jest droga do czegoś, że zarabiam kasę na nocnych zmianach i w weekendy tylko po to, aby potem w tygodniu mieć wolne, móc grać próby i jeździć na koncerty. I jak już przyszło do przeprowadzki do Polski, to zaczęłam doceniać, że dzięki temu mogłam grać.

Miasto Kobiet: Czujesz się spełniona?

Tak. Czuję, że ta płyta reprezentuje mnie i to, co miałam w tym momencie do powiedzenia. Wspaniale, że „40 Winks of Courage” tak dobrze zostało przyjęte i zdobyło nagrody. Oczywiście temat odwagi nie zniknie wraz z tym sukcesem, bo jest to, paradoksalnie, niekończąca się historia.

 Rozmawiał Leszek Gnoiński 

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ