Metoda Wima Hofa na depresję
Oddychanie, zimne kąpiele, kontrola umysłu. Metoda Wima Hofa inspiruje i pomaga nawet w tak trudnych sytuacjach jak depresja poporodowa
Morsowanie uratowało mi zdrowie psychiczne. A zaczęło się rok temu od porodu mojego drugiego syna Ediego, a właściwie od tego, co nastąpiło później, czyli od depresji poporodowej.
Depresja poporodowa
Zorientowałam się od razu, co się dzieje, bo doświadczyłam już tego stanu po urodzeniu pierwszego dziecka, córki, która dzisiaj jest już dorosła. W tamtych czasach takie pojęcie jak depresja poporodowa było nieznane i mało kto troszczył się o stan psychiczny świeżo upieczonej mamy. Tym razem, gdy tylko zorientowałam się, że moja burza hormonalna bierze górę nad równowagą emocjonalną i psychiczną, od razu zaczęłam szukać pomocy.
Skąd się wzięła metoda Wima Hofa?
Mój mąż Rafał opowiedział mi kiedyś o Wimie Hofie, nazywanym Icemanem. Zaczęłam szukać informacji o nim i zafascynowała mnie jego historia.
Wim Hof stracił żonę, która cierpiała na depresję, leczenie medyczne nie pomogło uratować jej życia i popełniła samobójstwo. Wim Hof bardzo ciężko to zniósł, został sam z małymi dziećmi. Zaczął szukać odpowiedzi na pytania o sens życia, a także zgłębiać techniki pozwalające kształtować ciało, kontrolować umysł oraz buddyjskie techniki oddychania tummo.
Wypracował własną metodę, w której odpowiedni oddech w połączeniu z zimnem pozwalał mu wejść głęboko we własny umysł, a także kontrolować reakcje ciała. Gdy stwierdził, że jego metody pomagają mu w polepszeniu jego stanu psychicznego, zaczął się nimi dzielić.
Iceman: bohater czy szaleniec?
Wim Hof uważany był za szaleńca. Pobił rekord najdłuższej kąpieli w lodzie (wytrzymał prawie dwie godziny), wszedł na Kilimandżaro w samych spodenkach, przebiegł maraton za kołem podbiegunowym (temperatury sięgały do -20st.) oraz na pustyni Namib bez przyjmowania płynów. Znaleźli się ludzie, którzy chcieli zrozumieć od strony naukowej, jak działa ciało Icemana. Wim Hof poddawał się wielu badaniom, które potwierdziły, że jego metody są skuteczne, że naprawdę pomagają.
Oddychanie Wima Hofa i morsowanie
Przesłuchałam masę jego podcastów, przeczytałam wyniki badań medycznych, które na Wimie Hofie przeprowadzono i… rozpoczęłam terapię. Zainspirował mnie do tego stopnia, że nie zastanawiając się wiele, nalałam zimnej wody do wanny i po prostu do niej weszłam.
Po dosłownie trzech dniach praktykowania oddechów metodą Wima Hofa i poddawania ciała zimnej terapii odczulam ulgę.
Poczułam się, jakbym wyszła z mgły, w której błądziłam po omacku. Jakby rozeszły się chmury, nagle zobaczyłam, że niebo jest niebieskie, że stąpam śmiało, że mam siłę. Odczułam lekkość, o której już zapomniałam, jak to jest ją mieć. I radość. To było niesamowite odkrycie! Mimo że wcześniej coś mnie cieszyło, śmiałam się, to było jednak „smutne”. Dzięki „wimhofowaniu” wróciłam moja prawdziwa Radość.
Podczas oddychania, widziałam światło i ciepło, przejęłam kontrolę nad umysłem, który był w chaosie. Uwierzcie mi, ja nie czułam, że bzikuję, ja po prostu czułam się, jakbym była obok, omamiona i wyłączona. Metoda Wima Hofa pomogła mi odzyskać balans. Te techniki oczyszczają mnie, katalizują emocjonalnie.
Czy czuję zimno? Jak cholera, ale jestem tak „zaprogramowana”, że się go nie boją. Wiem, że mam siłę, że ja dowodzę tym, co się dzieje, a to co się dzieje to magia i cud.
Gdzie morsować? Co powiesz na beczkę?
Mieszkamy w górach, niestety nie mam dostępu do jeziora czy morza, żeby morsować w otwartych akwenach wodnych. Ale kto powiedział, że morsowanie to musi być morze i piękne warunki przyrody. Przecież nie o to chodzi, ale o fakt, że jest się samemu w stanie pomóc, przejąć kontrolę, przewrócić do góry nogami system organizmu, i że można to zrobić chociażby w wannie albo – tak jak ja robię teraz – w beczce, w ogrodzie. Albo w wielkiej zamrażalce postawionej w garażu. Fakt, że zdjęcia z morsowania lepiej wyglądają w plenerze:)
Moja pierwsza beczka do morsowania to była zwykła beczka na wodę, przywieziona z działki. Była niewygodna, bo ledwie się w niej mieściłam. Ponieważ zimą zanurzam się codziennie zainwestowałam w prawdziwą dębową beczkę po whisky. Mam w niej dużo przestrzeni i jest mi niesamowicie wygodnie i dobrze.
Jedyne czego mi brakuje w czasie morsowania to prywatności, bo wzbudzam zainteresowanie wśród sąsiadów, którzy mi asystują i machają do mnie przez płot. Wolałabym robić to sama ze sobą, bez gapiów.
Medytacja w zimnej wodzie
Morsowanie pomaga mi też na co dzień, żeby mieć energię. Ciężko pracuję, czasem sypiam tylko 4 godziny na dobę, bo prowadzimy piekarnię i wychowujemy dwójkę małych dzieci. Wspólnie z mężem mamy bardzo mało czasu dla siebie, na swoje potrzeby.
Mój dzień zaczyna się od kawy, rozgrzewki i zanurzenia na 3 minuty w zimnej wodzie. Następnie rozpoczynam pracę w piekarni.
Tak to wygląda w dzień, kiedy mój mąż piecze. Kiedy jest moja kolej pieczenia, wtedy dzień zaczynam o 3 rano, też od kawy, ale na „wimhofowanie” znajduję wtedy czas po południu. Jest to mój moment wyciszenia się, bycia tu i teraz, medytacji, skupienia. Uważam, że dzięki Wim Hofowi otworzyłam własną działalność. Oddychanie i zimne kąpiele najpierw dały mi siłe, apotem wiarę, że mam te siłę naprawdę.
Dla mnie morsowanie (o ile to co robię można tak nazwać, bo jednak nie mieszczę się w klasycznej definicji) to pokonywanie własnych słabości czy zaprogramowanych stereotypów. Wciąż karmię piersią i wiem, że pokarm z tego powodu mi nie zamarznie, a piersi się nie przeziębią, chociaż próbowano mi to wmówić. Mam przyjaciółkę, morsującą od lat, która robi to nawet w ciąży.
Morsowanie wzmacnia mnie psychicznie, daje mi zastrzyk adrenaliny. Dzięki temu nie poddaję się zwątpieniu.
Ola Moore
O autorce
Ola Moore – propagatorka zdrowego stylu życia, właścicielka niezwykłej lokalnej piekarni, Evendine Sourdough Bakery (w Malvern w Wielkiej Brytani), w której chleby wypiekane są tradycyjnie, w oparciu o długi proces naturalnej fermentacji.