Matka, córka i ojcowski pstrąg
O hodowli ryb nie wiedziały nic. Wszystkiego musiały się nauczyć od zera. Magda Węgiel z córką, o Pstrągu Ojcowskim i ich skoku na głęboką wodę.
Ile trzeba wiedzieć o rybach, żeby z powodzeniem zająć się tradycyjną hodowlą pstrąga? Okazuje się, że czasem wystarczy… prawie nic. Trzeba za to mieć odwagę, dobre intencje, które przyciągną życzliwych ludzi, i popłynąć nieco pod prąd. Czasem złotą rybkę, która spełni marzenia, można wyhodować samemu.
To, jak pani Magda Węgiel brała udział w rozwoju branży komputerowej w Polsce, jest tematem na osobną historię. Owszem, lubiła swoją pracę, zdobyła w niej ciekawe doświadczenia, mogła uczestniczyć w rozwoju ważnej dziedziny. Ale to nie była pasja. Pani Magda marzyła o spokoju, bliskości przyrody, choć – jak mówi – wydarzenia same do niej przychodziły i gdziekolwiek się pojawiała, tam coś się działo. Nie inaczej było, gdy w końcu pożegnała się z komputerami i przeniosła z Krakowa na wieś, w okolice Ojcowa. Tam, gdy tylko wyszło na jaw, że angażuje się w życie społeczności, wybrano ją na sołtysa. Z pstrągiem było podobnie – też sam się pojawił. Zaczęło się od wiadomości, że historyczne stawy w Ojcowskim Parku Narodowym mają zostać znaturalizowane. Tradycja chowu pstrąga potokowego, sięgająca lat 30. XX wieku, była zagrożona. Pojawiali się co prawda chętni do wydzierżawienia stawów, ale na tuczarnie, z nastawieniem na szybki zysk po niskich kosztach. A park nie chciał się na to zgodzić i stawiał twarde warunki. Zniechęceni obostrzeniami potencjalni inwestorzy się wycofywali. I wtedy do akcji wkroczyła pani Magda. Jej córka, Agnieszka, nagłą decyzję („to był impuls!”) o wydzierżawieniu stawów przyjęła spokojnie: „Aha, dobrze. To teraz będziemy hodować ryby”.
Skok na głęboką wodę
Właściwie jak to się stało, że nam wyszło? – zastanawia się pani Magda. To był prawdziwy skok na głęboką wodę, ale wykonany w dobrej wierze i ze szczerą intencją: uratować stawy („i mieć własny leżak nad stawami w Ojcowie!”). Obie z córką musiały się uczyć wszystkiego od zera. Jedno wiedziały na pewno: chcą, żeby hodowla była uczciwa, tradycyjna, zgodna z wszelkimi wymogami stawianymi przez park, z zasadami świadomego i etycznego chowu, ekologiczna. Może dzięki tej szczerości los im sprzyjał, bo wkrótce na ich drodze pojawili się „rybni aniołowie stróże” – znawcy hodowli oraz wędzenia i grillowania ryb. Dwaj specjaliści w swoich dziedzinach, którzy wykazali się wielką cierpliwością i mimo zaskoczenia „świeżością” rybnych zainteresowań dzierżawczyń stawów odpowiadali na wszelkie pytania oraz udzielali porad. Potem pojawiali się kolejni życzliwi ludzie i udana współpraca z Polskim Związkiem Wędkarskim. Z czasem matka i córka nauczyły się całego procesu hodowli, długiej drogi od wyławiania ryby do momentu podania jej na talerz. Dziś przy ojcowskich stawach jest ogródek grillowy, a w nim food truck i drewniane stoliki, przy których goście parku zajadają się uwędzonym na miejscu pstrągiem.
Pstrąg z misją
Długo potrafimy opowiadać o stawach, prawda? – śmieje się pani Magda. Gdy mówi o pstrągu, nie wygląda na kogoś, kto jeszcze parę lat temu nieszczególnie interesował się rybami. Teraz żyje blisko stawów i obserwuje zwyczaje pstrąga potokowego, jak mówi, bardzo pięknej i mądrej ryby. Gdyby tylko pstrąg mógł mówić, jest pewna, że prowadziliby dyskusje. I ją, i córkę martwią wytrzebienie wielu gatunków ryb, brak dbałości człowieka o środowisko, warunki hodowli przemysłowej i brak szacunku dla jedzenia, szczególnie dla zjadanego zwierzęcia. Pani Magda widzi, jak ryby reagują na zachowania człowieka: wiedzą, kiedy będą karmione, ale też wyczuwają czas połowu. Jeśli już tak musi być, że ryby mają nas nakarmić, niech wcześniej żyją swobodnie, niestłoczone, w dobrym stawie, w otoczeniu pięknej przyrody. Pstrąg potokowy potrzebuje więcej czasu, żeby dorosnąć, i tutaj gwarantuje mu się ten czas. Nie każdy potrafi to zrozumieć: czasem restaurator chce zamówić duże ilości czy klienci ogródka grillowego w parku dziwią się, że o pewnej porze ryby już nie dostaną. Ale gdy chodzi o jakość, smak, autentyczność produktu, potrzebny jest czas i nie można jedynie stawiać na ilość. Dlatego gdy tylko jest taka możliwość, pani Magda i Agnieszka rozmawiają z klientami, tłumaczą swoją misję i odpowiadają na pytania. Coraz więcej osób rozumie to podejście i wraca, zasmakowawszy w dobrej rybie. Pani Magda żartuje, że czasem wręcz zagląda klientom do talerza. Jeśli ktoś zostawia resztki, nie pozwala ich wyrzucać, tylko daje zwierzętom. Sama ma trzy psy i u niej w domu nic się nie marnuje. Małym niejadkom zdarza jej się tłumaczyć: zobacz, musiałeś chodzić do szkoły dwa lata, żeby ta rybka zdążyła urosnąć, aby cię nakarmić. Nie można jej zmarnować. Ale i bez tego dzieci chętnie zajadają pstrąga. Co więcej – co szczególnie cieszy panią Magdę – rozeszła się wieść, że pstrąga z Ojcowa mogą jadać nawet maluchy z dużą alergią pokarmową. Słowa szczęśliwych mam, że bez strachu mogą nakarmić swoje pociechy, są ogromną nagrodą. Właśnie z myślą o dzieciach i kształceniu ich nawyków powstała przy stawach ścieżka edukacyjna – bo przecież im więcej będzie ludzi świadomych swoich wyborów żywieniowych, tym większe mamy szanse na polepszenie sytuacji.
Dwie ścieżki, jeden cel
Jak się współpracuje matce i córce? Oj, zdarzają się kłótnie – śmieją się obie. – Mama mnie wychowała, przekazała mi wartości – mówi Agnieszka – więc mamy je wspólne. Możemy się spierać o różne mniejsze rzeczy, ale w najważniejszym zawsze się zgadzamy.
Czasem dyskutują, bo na pomysły patrzą z różnych perspektyw, ale uzupełniają się i uczą od siebie nawzajem. Mama czuwa przy stawach i każda ryba przechodzi przez jej ręce. Córka zajmuje się wizerunkiem marki, kontaktami z restauratorami, prowadzi stronę firmową, wybiera targi produktów lokalnych, na których pstrąg się pojawia. Cieszą się sukcesami: należą do Sieci Dziedzictwa Kulinarnego Małopolska, pstrąg ma certyfikat Produkt Lokalny Małopolska, a ostatnio trafił na ministerialną listę produktów tradycyjnych.
Pani Magda i Agnieszka wspólnie obmyślają plany rozwoju firmy – na spokojnie, nic na siłę, bo jeśli chcą zachować autentyczność pstrąga potokowego, nie na wszystko mogą się zgodzić, nawet jeśli to oznacza mniejszy dochód. Na pewno nie będzie masowo i hurtowo. Póki co Agnieszkę satysfakcjonuje budowanie marki, a pani Magda w pobliżu stawów cieszy się przyrodą. Chyba znalazła złotą rybkę, która pomaga jej spełniać marzenia.
Monika Ślizowska