Seksualne stereotypy. Marta Szarejko i druga część książki Seksuolożki. Sekrety gabinetów (wywiad)
Władza nie sprzyja edukacji seksualnej, wręcz przeciwnie – sprawia, że wszyscy zaczynają myśleć o niej jak o monstrum
Jestem dziwaczną alternatywą i głosem dziewczyn, które boją się, albo wstydzą zadawać różne pytania, a jednocześnie bardzo łakną odpowiedzi.
– Marta Szarejko
Nie minął nawet rok od otrzymania przez panią nagrody Prowokator w studenckim plebiscycie Mediatory za książkę Seksuolożki. Sekrety gabinetów, a na rynku już ukazała się druga seria wywiadów – Seksuolożki. Nowe rozmowy. Czy wydając tamtą książkę wiedziała pani już, że będzie potrzebna kolejna część?
Marta Szarejko: Zupełnie nie! Duże zainteresowanie pierwszą częścią kompletnie mnie zaskoczyło, nagroda też była dla mnie wielkim zdziwieniem, i jednocześnie ogromną radością. Dzięki niej uświadomiłam sobie, że książka trafia do młodych kobiet, a na tym bardzo mi zależało.
Pani książka obnaża stereotypy związane z seksualnością. Co w tej książce jest największym tabu?
Seksualność dzieci, której poświęciłam trzy rozmowy. Z Moniką Zieloną-Jenek rozmawiam o tym dlaczego dorośli tak bardzo nie chcą, żeby dzieci były seksualne. Z Ewą Baszak-Radomańską o najmłodszych pacjentkach w gabinecie ginekologa. A z Beatą Pawlak-Jordan o tym, jak wykorzystywanie seksualne w dzieciństwie działa na zachowanie dorosłych kobiet. Te trzy wywiady pokazują jakim absurdem jest nazywanie edukacji seksualnej seksualizowaniem dzieci.
Wspomniana przez panią Monika Zielona-Jenek mówi: Seksualność nie jest odrębną wyspą, trudno ją odłączyć od reszty naszego życia. Co powiedziałaby pani matkom, które próbują oddzielić swoje dzieci od ich własnej seksualności?
Żeby dały sobie spokój, zwłaszcza, że i tak im się nie uda. Monika Zielona-Jenek mówi wprost: z seksualnością dziecięcą, zwłaszcza tą wczesną jest taki kłopot, że próbujemy ją zrozumieć przykładając do tej dorosłej. A dojrzałe kategorie niekoniecznie przystają do dziecięcego przeżywania. Dorośli wiedzą, że seksualność dzieci istnieje, ale nie mają pojęcia, co z nią zrobić, jak się do niej odnieść – zauważać ją, czy nie? A jeśli tak, to w jaki sposób? Ostatecznie przymykają oko, udają, że jej nie ma. Przynajmniej do krytycznego momentu, czyli do okresu dojrzewania. Nie ma to najmniejszego sensu.
Czy były takie rozmowy, które odsłoniły przed panią zupełnie nowy obszar wiedzy? Czy były to właśnie te rozmowy, które dotyczyły dzieci?
Najbardziej wstrząsająca była dla mnie rozmowa z Ewa Baszak-Radomańską – wcześniej nie miałam pojęcia, że 3 i 4-letnie dziewczynki cierpią na bóle sromu. Nie wiedziałam też, że zupełnie inaczej opowiadają o nim dziewczynki, inaczej ich opiekunowie, najczęściej mamy i babcie. Dorośli zawsze mówią, że to ból, dzieci opisują to jako dolegliwość – wylatujące bąbelki powietrza lub włos, który wszedł i trzeba go wyjąć. Ważna dla mnie była też rozmowa z Magdaleną Ankiersztejn-Bartczak o kobietach zakażonych HIV. Dzięki niej dowiedziałam się, że jesteśmy na 8. miejscu w skali świata, jeżeli chodzi o szybkość zakażania się tym wirusem, ale z niejasnych dla mnie powodów media przestały się interesować tematem mniej więcej dziesięć lat temu. Kampanii społecznych też brak, nie wspominając o edukacji. Tymczasem testy z pozytywnym wynikiem odbiera już rocznik 2001.
Jak pani myśli, dlaczego wygląda to w taki sposób?
Władza nie sprzyja edukacji seksualnej, wręcz przeciwnie – sprawia, że wszyscy zaczynają myśleć o niej jak o monstrum. Kościół też determinuje sposób w jaki patrzymy na seks, dominuje w nim wstyd i poczucie winy. Do tego dochodzi norma społeczna, w której żyjemy: inaczej wychowuje się chłopców, inaczej dziewczynki, inne są wobec nich oczekiwania – mężczyzna, który potrafi nazwać swoje potrzeby jest gratyfikowany społecznie, kobieta, która jest świadoma, wie, czego chce, idzie za swoim pożądaniem jest postrzegana jako puszczalska, szalona, grzeszna.
Zaskoczyły mnie niektóre statystyki w pani książce. Liczba Polaków zażywających antydepresanty wynosi już 1,59 miliona i wciąż rośnie. Z czego to wynika? Dlaczego depresja stała się tak ogromną bolączką naszych czasów?
To statystyki sprzed dwóch lat, teraz prawdopodobnie Polaków zażywających leki antydepresyjne jest więcej. Zwłaszcza kobiet, to one chorują częściej. Aleksandra Krasowska – psychiatra, seksuolożka mówi, że to wciąż przede wszystkim kobiety ogarniają domową rzeczywistość: od dzieci i partnerów przez rodziców do teściów. O sobie myślą na końcu. Przychodzą do psychiatry dopiero kiedy nie mogą się już zajmować bliskimi. Są też okoliczności zewnętrzne: stres, brak snu, kiepska dieta, używki, mało sportu – jeśli już, to tresura ciała, a nie dbałość o zdrowie. Pozytywna informacja jest taka, że wizyta u psychologa nie jest już tabu. Czego nie możemy powiedzieć jeszcze o wizycie w gabinecie seksuologa.
Czy powiązałaby to pani też z rosnącą tendencją dotyczącą głównie młodego pokolenia – tym, że staramy się wziąć tabletkę, która odetnie ból zamiast po prostu przeżyć swoje?
Tak czasem na to patrzę. Nie chcemy przeżywać emocji, które postrzegamy jako negatywne – złości, smutku, gniewu. Wolimy te miłe, ekstatyczne. Zdarza nam się mylić obniżenie nastroju, albo smutek spowodowany naturalnymi okolicznościami, na przykład śmiercią bliskiej osoby, rozstaniem, utratą pracy z depresją. Krasowska mówi jednak wprost: to specjalista powinien zdiagnozować, czy mamy do czynienia z depresją czy nie. Ważne, żebyśmy poszli po pomoc.
Współcześnie to nie nowotwór zabija najwięcej Polek, a choroby serca. 51% zgonów spowodowanych jest chorobami układu krążenia. Przyznaję, że zaskoczyła mnie ta informacja, może warto nagłośnić ten temat?
Niestety dla dziennikarzy to niezbyt atrakcyjne, inne choroby wydają im się bardziej spektakularne. W książce przytaczam badania fińskie, które pokazują, że po zawale szybciej dochodzą do siebie singielki niż mężatki, które mają dzieci. Bo te pierwsze zajmują się po chorobie sobą. Renata Grabowska, internistka-seksuolożka twierdzi, że w Polsce wygląda to bardzo podobnie. Jeśli chodzi o mężczyzn – świetnie mają się ci żonaci. Są zdrowsi, dłużej żyją.
Czy dzięki takim osobom jak Tatiana Okupnik, która publicznie zaczęła mówić o swoich problemach po porodach, m.in problemach gastrycznych, stan połogu ma szansę zostać odczarowany? Czy ten mit kobiety, która wspaniale czuje się już kilka dni po porodzie w końcu zniknie?
Mam nadzieję. Na fali wypowiedzi Tatiany Okupnik przypomniałam sobie o położnych, według których młode kobiety w ogóle nie znają słowa połóg. Poszłam tym tropem w wywiadzie z Joanną Głogowską – fizjoterapeutką, seksuolożką, która zajmuje się nie tylko kobietami w ciąży, albo tymi pokiereszowanymi w trakcie porodu, ale też młodymi dziewczynami które nie rodziły, ale np. przesadzają z crossfitem, przez co mają problem z nietrzymaniem moczu. Dobrze, gdy znane osoby zabierają głos w sprawie problemów w połogu, bo trafiają do wielu kobiet o różnym statusie i w różnym wieku, edukują i uświadamiają, ale też zmniejszają presję idealnego wyglądu już kilka tygodni po porodzie.
Pani wiedza jest bardzo rozległa – skąd czerpie pani pomysły na tematy rozmów?
Z książek, prasy, seriali, filmów, wreszcie z rozmów z seksuolożkami i przyjaciółkami. Zdarza się, że temat, który intryguje dziewczyny wydaje mi się potwornie nudny, ale trafiam na seksuolożkę, która świetnie opowiada, więc zaczynam go zgłębiać. Tak było w przypadku rozmowy o braku ochoty na seks z Pauliną Trojanowską-Malinowską i o przekraczaniu granic w łóżku z Ameerą Ibrahim. Na fali przygotowań do tej drugiej zrobiłam mały eksperyment – zapytałam dziewczyny w różnym wieku i z różnych miejsc, co jest dla nich przekroczeniem granicy w seksie.
Jakie były wyniki tego badania? Co dziewczyny wskazywały najczęściej?
Część w ogóle nie zrozumiała pytania – nie wiedziała, o jakie granice pytam. Niektóre myliły je z przygodą, inne umiały je nazwać dopiero po tym, jak zostały przekroczone. Wiele dziewczyn nie zna swoich ciał, nie wie co sprawia im przyjemność. Nie wiedzą, co lubią, więc też trudno im określić, co źle znoszą i czego na pewno nie chcą. A kiedy się orientują nie potrafią tego zakomunikować.
I tutaj wracamy do problemu braku edukacji seksualnej.
I do zupełnie naturalnego mówienia o seksualności. Bez nakładania na nią emocji, które nie zawsze są potrzebne. I moralnego porządku.
Czego dowiedziała się pani o sobie przeprowadzając te wywiady?
Tego, że znacznie trudniej rozmawia mi się z lekarkami niż psycholożkami. Terapeutki rozmawiają na co dzień, to jest ich zawód. Lekarki są chodzącym konkretem – znacznie trudniej wydobyć z nich obrazowy przykład, anegdotę, żart. Ale nie poddałam się, znalazłam takie, które opowiadają jak detektywki albo reporterki.
Dlaczego do rozmów na temat seksualności zaprosiła pani tylko kobiety?
Od wielu lat o kobiecej seksualności w kółko mówi trzech dojrzałych mężczyzn. Nudzi mnie to! I denerwuje. Zwłaszcza, że mamy mnóstwo świetnych specjalistek. Są znakomite merytorycznie, mają wdzięk i poczucie humoru, i co dla mnie ważne – nie są łase na splendor, nie mają parcia na szkło.
Książka od kobiet dla kobiet?
Tak. Chociaż z radością rozmawiam o niej też z mężczyznami.
Czy trudno prowadzi się rozmowy o seksie?
Ja nie mam z tym problemu, ale wiem, że to niezbyt często spotykana cecha. Myślę, że stąd popularność tych książek: zadaję pytania, o których myśli mnóstwo kobiet. Ale z różnych powodów boją się je zadać. Albo wstydzą. Jestem dla nich dziwaczną alternatywą, dzięki której mogą poznać fachowe odpowiedzi.
Czy uważa pani, że tematy do rozmów zostały wyczerpane?
Nie! Mam mnóstwo pomysłów, chcę dopaść kolejne seksuolożki. Nie spodziewałam się, że w drugiej części tak bardzo zafascynuje mnie medyczny punkt widzenia. Do tej pory nie rozdzielałam seksuolożek na lekarki i terapeutki, uświadomiła mi to dopiero Aleksandra Krasowska, psychiatra pytając, dlaczego w pierwszej części było tak mało lekarek. Zaczęłam ich więc szukać i okazało, że spojrzenie internistek, ginekolożek, endokrynolożek na seksualność jako część naszego zdrowia jest fascynujące. A dla czytelniczek niezwykle praktyczne.
Czy są w pani głowie tematy, które już składają się na kolejną książkę?
Oczywiście! Ale ich nie zdradzę.
O autorce książki Seksuolożki. Nowe rozmowy
Marta Szarejko (1983) – dziennikarka i reportażystka. Autorka książki „Seksuolożki. Sekrety gabinetów’’ za którą zdobyła nagrodę w ramach plebiscytu MediaTory 2019 w kategorii ProwokaTOR, a także jej drugiej części – „Seksuolożki. Nowe rozmowy”. Publikowała między innymi w „Dużym Formacie”, „Dwutygodniku”, „Nowych Książkach”, „Kulturze Miasta”, „Chimerze”, „Elle” czy „Pani”. Współtwórczyni zbioru reportaży „Odwaga jest kobietą”. Za książkę o bezdomnych „Nie ma o czym mówić” została nominowana do Literackiej Nagrody Angelus.
Sylwia Wołoch
Anna 25 września, 2020
Rewelacja. O tym powinnismy teraz mówić głośno. Książka ma bardzo dobre opinie, na pewno kupie w najbliższej przyszłości.
Gowmi 1 października, 2020
Super książka, na pewno postaram się przeczytac. Mam wrazenie, że Polacy maja bardzo wiele zahamowań jeśi chodzi o seks. Nadal nie potrafimy w wielu przypadkach rozumieć naszych własnych potrzeb….
Ze swojej strony polecam masaż erotyczny:
https://orientmasaz.pl/warszawa/
Jest to coś co rzeczywiśćie jest w stanie poprawić naszą ochotę.