Marta Kurek: SZAŁ VANDY, czyli wielki powrót smoków
Czy powtórzy sukces J. K. Rowling i „Harry'ego Pottera”. Od Ciebie zależy, czy Kraków będzie miał swoją „Grę o Tron”!

„Wyobraźcie sobie, że was okłamano, że zatajono przed wami najważniejszą historię w dziejach ludzkości. Smok wawelski nie był bestią, za którą wszyscy go uważamy. Dzisiaj jego potomkowie, Dragonus Cracowus, inteligentne, w pełni cywilizowane smoki kupują Kraków, który tamten zapisał im w testamencie.
Dragonus przybywają do Krakowa, żeby osiedlić się wśród ludzi i na nowo opowiedzieć prastarą legendę. Przynoszą swoją kulturę, język, technologię. Ale też bardzo mroczny sekret. Sekret tragicznej miłości i zła, które wyłania się z przeszłości, żeby zniszczyć teraźniejszość. Może je powstrzymać tylko jedna osoba, Wanda Wszechwiedzka, córka biologów i wielka miłośniczka nauki.
Co z tego wyniknie? Zapewne przygoda, ale nie tylko.
To jest książka fantasy, ale o życiu. Książka o smokach, ale o ludziach. Książka o magii, ale o nauce. O Krakowie, ale o całym świecie, świecie Dragonus.
Moim marzeniem jest, by smoki powróciły między ludzi.”

Marta Kurek ma 20 lat i napisała świetną książkę na 700 stron; stworzyła na jej potrzeby smoczy język (z gramatyką i bogatym słownictwem) i smoczą mitologię (feministyczną), w gimnazjum wstawała o piątej rano, żeby pisać. Poznajcie Martę i „Szał Vandy” / fot. Barbara Bogacka
Smoki we współczesnym Krakowie? Brzmi intrygująco. Kim jest osoba, która porywa się na najbardziej znaną legendę? Idę sprawdzić. Umawiamy się na Rynku Głównym, tuż przy kościele Mariackim. W sumie nic specjalnego, ot, jedno z najpopularniejszych i chyba najbardziej rozpoznawalnych miejsc w Krakowie. Ale uwierzcie mi, po przeczytaniu Szału Vandy (pierwszej części serii Dragonus Cracowus: Biomagia) nic, co do to tej pory wydawało mi się w Krakowie znane, takie nie pozostało! Budynki, ulice, ślepe zaułki – niby te same, a jednak odkrywałam je na nowo. Zaczęłam dostrzegać najmniejsze drobiazgi: kolor elewacji kamienic, jej strukturę, korony na wieży bazyliki Mariackiej, nierówność kostki brukowej. I wyobrażać sobie, jak przechadza się po mieście Vebula Pradragorozuh (Nadworna Alchemik, smoczyca o ciemnych oczach, ale jasnym sercu) albo Lothar Arhagon (syn Nadwornego Medyka, smok o twarzy przeciętej blizną; popełnił błędy, których nie uda się mu tak łatwo odkupić). Wciągnięta w świat Dragonus Cracovus z zaskoczeniem (i jednocześnie ulgą) przyjmuję, że na spotkanie – zamiast wychylającego się zza rogu pokrytego łuską stwora – przychodzi piękna, młoda dziewczyna.
Kim jest Marta Kurek?
Lat 20, wysoka, szczupła, długie włosy, czerwona szminka w kolorze oprawek okularów. Studiuje filologię indyjską, ale chce ją zmienić na „bardziej dynamiczny kierunek”. Mówi o sobie: „Łączę skrajności. Z jednej strony interesuję się biologią, ochroną przyrody i nauką; z drugiej językami, literaturą i kulturą”. Źródeł tej wewnętrznej dychotomii nie trzeba szukać daleko. Dzięki tacie fizykowi i miłośnikowi konstrukcji wszelakich Marta od najmłodszych lat zaznajamia się ze sztuką projektowania i budowania domów z klocków Lego. Dzięki zabawie, która przybierała niejednokrotnie formę wykładu z założeń architektury, nauczyła się logicznego, strukturyzowanego tworzenia nie tylko budowli, ale całego powieściowego świata. W Szale Vandy nie ma przypadkowych postaci, zbyt rozbudowanych wątków pobocznych czy pretensjonalnego patosu. Wszystko jest uporządkowane, wynika z konkretnej potrzeby, tworzy spójny ekosystem. Ta pierwotna prostota to według Marty jeden z ważniejszych, zaraz obok wartości humanistycznych, kluczy do sukcesu.
Logiczna struktura jest niewątpliwie przydatna do stworzenia niezachwianej konstrukcji powieściowego świata, jednakże emocjonalność, empatię, potrzebę skupienia się na tym, co piękne, a nie tylko logiczne, Marta przejęła od swojej matki, polonistki, dziennikarki i art coacha. Mama czytała małej Marcie baśnie i legendy, by, gdy córka osiągnie wiek lat pięciu, skonfrontować nad wyraz dojrzałą już czytelniczkę z Poczwarką Doroty Terakowskiej (to właśnie tę książkę wymienia dziewczyna jako jedną z pierwszych przełomowych w jej życiu).

Marta Kurek / fot. Barbara Bogacka
Początkowe oczarowanie legendami, choć stanowi trzon aktualnej twórczości autorki Szału Vandy, ustąpiło nieco miejsca fascynacji wyrazistymi żeńskimi bohaterkami, z których to Marta czerpała częściowo inspirację dla stworzenia postaci Wandy Wszechwiedzkiej (głównej bohaterki książki). Tak… zarówno Wandę, Pippi Langstrumpf czy chociażby Anię z Zielonego Wzgórza charakteryzuje niesamowita świadomość oraz dystans do siebie i świata, bezkompromisowość, siła i dodające im swoistego uroku poczucie humoru. A że w Szale Vandy najważniejsze postaci są żeńskie, łącznie z naukowczynią-alchemiczką Vebulą, królową smoków Zempher i najpotężniejszym bóstwem żeńskim Marvehoa, powstała przy okazji nowa biblia feminizmu.
Paleontolog? Biolog? Aktorka?
Jako dwulatka postanowiła zostać paleontologiem. Wspierana w swoim marzeniu przez rodziców oraz panią woźną w przedszkolu, która zaopatrywała ją w książki o dinozaurach, z determinacją zgłębiała tajemnice tych wymarłych stworzeń. Wtedy równolegle narodziła się jej fascynacja biologią, w jej najpierwotniejszej postaci, gdyż jak mówi, „właśnie w tej swojej pierwotności jest ona najsilniejsza, jest uporządkowana, panuje w niej pierwotny, odgórny ład. Wszystko jest logiczne i ma sens.”
Coś poszło jednak nie tak… Przechodząc okres młodzieńczego buntu, tudzież zachwytu sztuką filmową, Marta przez krótką chwilę pragnęła zostać aktorką. Wierzcie mi. Poznawszy jej upór i determinację, śmiem przypuszczać, eż musiał to być naprawdę zaledwie epizod w jej życiu, gdyż w przeciwnym razie, zamiast pochylać się nad jej cudowną książką, oglądalibyśmy ją dziś zapewne na szklanym ekranie.
Jednak pisarka
Geneza serii Dragonus Cracovus: Biomagia przywodzi mi na myśl książkę Wielka magia Elizabeth Gilbert, w której to autorka, podobnie jak Marta, wspomina, jak pewnego razu natchnienie przyszło ot tak, niespodziewanie we śnie i po prostu wiedziała, że musi za nim podążyć. Podczas gdy Elizabeth miała już w głowie ułożoną całą powieść, Marta przelała na papier prolog, który w niezmienionej postaci pozostał po dziś dzień. To niesamowite, jak od samego początku wiedziała, o czym chce pisać oraz dokąd historia smoków zmierza.
Powiedzieć, że z determinacją dążyła do celu, to zdecydowanie nie powiedzieć nic! Jeszcze jako uczennica gimnazjum, a później liceum (krakowskiej „piątki”) wstawała niejednokrotnie o godz. 4, 5 rano, by w ciszy i spokoju móc się oddać twórczemu pisaniu. Wtedy nie liczyło się nic innego poza światem, który kreowała. Odcinała się od wszelkich możliwych rozpraszaczy: portali społecznościowych, telewizji, telefonu. Skupiona na jasno sprecyzowanym celu, wiedziała, że gra o największą stawkę: o swoje marzenia.

Marta Kurek / fot. Barbara Bogacka
Miała 18 lat, gdy zaniosła rękopis do największego w Krakowie wydawnictwa i wzbudziła zachwyt jednej z redaktorek. Entuzjastyczne recenzje wewnętrzne i zewnętrzne powtarzały: Szał Vandy zaciekawia od pierwszej strony, a ciekawość nie opuszcza czytelnika do samego końca (na końcu się jeszcze zwiększa).
Kiedy Marta czekała na podpisanie umowy redaktorka odeszła z wydawnictwa, a nikt poza nią nie wiedział, co ze smokami zrobić, na jaką półkę wydawniczą je zakwalifikować, jak poprowadzić kampanię promocyjną. Na szczęście Marta wiedziała. Bo jej smoki to samograj. Pisała nadal, rozbudowywała wątki, stworzyła spójny świat, smoczą mitologię, język z jego unikatowym słownictwem (ponad 5 tys. słów) i gramatyką. Odkryła też w sobie talent plastyczny i sama wykonała ilustracje smoków. Kiedy, jako dwudziestolatka, poczuła, że dzieło jest kompletne, zainteresowało się nim drugie, niemniej nobliwe, krakowskie wydawnictwo. Przyznało jednak, że skala potencjału promocyjnego tej książki je przerasta, a druk tylu stron (700!!!) jest za drogi, by zainwestować w Martę – debiutantkę.
Marta potrafi
Marta potraktowała tę odmowę jako miernik swojego przyszłego sukcesu. Jej książka okazała się zbyt niezwykła dla działających standardowo wydawnictw. Niesie w sobie potencjał Harry’ego Pottera, którego wydania odmówiło na początku aż dwanaście wydawnictw. Dlatego zdecydowała się wydać ją sama, a dokładniej nie całkiem sama, ale z pomocą smoczej społeczności, którą buduje w mediach społecznościowych.
Czym się wyróżnia baśniowa powieść Marty? Co czyni ją tak oryginalną i fascynującą?
– Miejsce: Kraków.
– Bohaterowie: ludzie i smoki, „które, choć mają skrzydła i zioną ogniem, do złudzenia przypominają ludzi”.
– Stworzona na potrzeby książki smocza mitologia: niesamowicie barwna, zagnieżdżona w powieści niejako samodzielna opowieść przywodząca na myśl „Silmarillon” J.R.R. Tolkiena.
– Smoczy język z własną gramatyką, odmianami przez przypadki oraz różnymi rodzajami, odzwierciedlający sposób, w jaki stworzenia te postrzegają świat, ich pochodzenie oraz historię.
– Niezwykle barwny język (ludzki), widoczny zwłaszcza w opisach ludzi, przyrody oraz miejsc, a także specyficzny humor, którego szczególnie dużym poczuciem obdarzono główną bohaterkę, Wandę Wszechwiedzką.

Tak MOGŁABY wyglądać książka Marty Kurek / fot. materiały prasowe
Przesłanie…
W Dragonus Cracovus: Biomagia, pod płaszczykiem baśniowego obrazu, bardzo wyraźnie został nakreślony problem podziału na NAS (ludzi) oraz ICH (smoki). Ukazuje on, jak bardzo trudno jest nam zaakceptować inność. Wiele rzeczy, osób, które nie mieszczą się w naszych kanonach „normalności”, postrzegamy jako niewłaściwe, złe. Zamykamy się na nie, pozwalając, by nasze wyobrażenia wzięły górę nad racjonalnym osądem. Akceptujemy stan niezrozumienia. „Zło rodzi się powolutku”, jak mówi autorka powieści, „Wynika z doświadczeń bohaterów, bierze się z ich bólu i rozczarowań. Często zrodzone z błahostki, rośnie w zastraszającym tempie”. Zła nie da się wyplenić do końca, ono jest częścią świata, dlatego jedyną właściwą drogą jest „wiara w dobro połączona ze świadomością istnienia zła”.
Joanna Ptak