Maria Peszek: Jak wkurzyć wszystkich
Co zrobić, by podnieść ciśnienie konserwatyście i prawicowcu?
Kocham się po kryjomu, chowam w lesie z betonu. Jestem wnuczką czarownicy, której nie zdołałeś spalić. I niosę ci, kurwa, dynamit
– Maria Peszek wydaje nową płytę „Ave Maria” i idzie po swoje. Choć wcześniej bywało różnie, tym razem jest duże prawdopodobieństwo, że po swoje nie będzie szła sama
W 2005 roku pojawiła się debiutancka płyta Marii Peszek „Miasto Mania” i polska scena muzyczna oszalała. Trudno było sobie wtedy wyobrazić lepszy przepis na sukces: płytę wydała wytwórnia należąca do Kayah, nad oprawą muzyczną czuwała rodzina Waglewskich. Stylistycznie Peszek lawirowała gdzieś między piosenką aktorską (zresztą do muzyki z płyty powstało multimedialne przedstawienie) a trip-hopem, którego blask jeszcze się tlił.
Jak to zwykle w przypadku „over hype’u”, i ten tradycyjnie mnie ominął. W tamtym czasie sporą popularnością wśród słuchaczy muzyki – nazwijmy to ogólnie – awangardowej cieszyła się Anja Garbarek, której twórczością Maria Peszek mocno się inspirowała (mniej lub bardziej świadomie, nie znalazłam nigdzie wypowiedzi na to wskazującej). Głos Peszek urzekł mnie parę lat później, kiedy zaśpiewała w „Hemoglobinie” L.U.C.-a i Rahima. I tu zresztą śpiewała o mieście, które zdawało się mieć na nią najsilniejszy wpływ.
Przeczytaj: Maria Peszek: Nie chcę być wyrocznią!
Maria Peszek i teksty, które podnoszą ciśnienie
Dość powiedzieć, że artystka, którą wcześniej można było zobaczyć na scenach teatralnych, zaznaczyła się wyraźnie w świadomości fanów muzyki. Szczególnie, że poza talentem muzycznym i scenicznym, Peszek ma też talent do ściągania na siebie uwagę mediów. Głównie przez swój niewyparzony język – i piszę to jako komplement. Mam na myśli wywiady, ale też – a może przede wszystkim – teksty jej piosenek. Potrafiła nimi zirytować niejedną osobą, a szczególnie przedstawicieli pewnego środowiska…
Co zrobić, by podnieść ciśnienie konserwatyście i prawicowcu? Można na przykład, będąc kobietą śpiewać o „arktycznych wzwodach”. Albo o tym, że ma się ochotę na seks. I w ogóle jeszcze opowiadać w wywiadach, że najlepiej byłoby, gdyby ludziom podczas słuchania „Marii Awarii” – bo o kolejnym albumie koncepcyjnym mowa – chciało się kochać. Po wywołującym spazmy wśród tradycjonalistach albumie, później już było z górki. Jakieś teksty o tym, że „bóg umarł” i jeszcze sobie robić jaja z „Pan moim pasterzem” (to na późniejszych płytach), no i – last but not least – kujawiaka. Hipsterzy z lewej strony zaśmiewali się do łez i skakali na koncertach, publicyści z prawej strony szykowali dla Peszek egzorcyzmy.
Jezus Maria Peszek – depresja na hamaku
Ale oto nastąpił plot twist niczym z „American Psycho”: Maria Peszek zdołała wkurzyć także tych ze środowiska, nazwijmy to, otwartego. Mówimy o roku 2012, w którym wizyt u psychoterapeuty jeszcze się bardzo wstydzono, mało kto przyznawał się do depresji, a kampanie społeczne promujące zdrowie psychiczne i wiedzę na temat zaburzeń dopiero raczkowały. Pamiętam ten moment, bo sama mniej więcej wtedy trafiłam na kozetkę, z największym strachem o to, że ktoś się o tym dowie. Przeliczałam do tego wszystko na terapię (każdy, kto zaczyna raz w tygodniu wydawać sto złotych na godzinną rozmowę zna ten temat: bilet do kina to połowa terapii i tak dalej, i tak dalej). W takim klimacie społecznym, Maria Peszek oświadcza w wywiadzie dla Żakowskiego w „Polityce”, że zmaga się z depresją. Akt odwagi? Cóż, można by tak pomyśleć, gdyby nie to, że Peszek ze swoją depresją zmagała się leżąc na hamaku. W Bangkoku.
A na hamaku w Bangkoku depresja smakuje oczywiście inaczej niż na kanapie, w 40m2 mieszkaniu, w blokowisku pośrodku szarego, zadymionego Krakowa. W dodatku marznąć, bo ogrzewanie przecież kosztuje… ze trzy terapie. Depresja na hamaku w Bangkoku smakuje na pewno inaczej. Lepiej.
Oj, co to się wtedy w Internecie nie działo. Grupy Facebookowe „cierpię jak Maria Peszek w Bangkoku”, publicyści grzmiący o tym, jak to w okrutny sposób Peszek wykorzystuje depresję do promowania płyty, internauci przekrzykujący się, że przecież NA HAMAKU W TAJLANDII NIE DA SIĘ MIEĆ DEPRESJI.
Nie można jej mieć również będąc bogatym, wyglądając dobrze i wydając nową płytę. Parę lat zajęło nam przyjęcie do wiadomości, że bogaci i dobrze usytuowani też mają prawo cierpieć. Choć przecież nadal czytamy, że funtami łzy ociera się jakoś łatwiej…
Polska Maria Peszek – „Ave Maria”
Świadomie mniej lub bardziej, Maria Peszek konsekwentnie staje na wszystkich odciskach i kompleksach polskiego społeczeństwa. „Za kreską kreska i będę niebieska” – dostało się japiszonom ćpającym po kątach wielkich miast. „Nie oddałabym ci Polsko, ani jednej kropli krwi”, „Męczy mnie Polska, wisi mi krzyż”. Temat Polski zaczął wybijać się na pierwszy plan tym bardziej, im bardziej w Polsce komplikowała się sytuacja społeczno-polityczna.
Z każdą kolejną płytą czuć i słychać było, że zaraz coś wybuchnie. W Peszek gotowało się, jak gotowało się w społeczeństwie. Aż w końcu wybuchło, w październiku zeszłego roku. I na początku tego roku, kiedy kryzys wywołany wyrokiem w sprawie prawa kobiet do decydowania o własnym ciele, wywlekł na ulice setki tysięcy protestujących. „Jebać PIS” skandowali ludzie na ulicach, „Jebię to wszystko” – wtórowała im Peszek na manifestacjach. „Chciałabym ci kupić przystań żebyś sobie stała przy / Mogłybyśmy się tam kochać / Dzień i noc i trzy” – śpiewa Peszek, dodając
„Nie o orgazm się rozchodzi mnie nie nie / Chciałabym się kochać z tobą, ale nie wolno”,
odwołując się do problemów społeczności LGBTQIA+ w Polsce, obrażanej, tłamszonej i w kraju ze zinstytucjonalizowaną homofobią. „Jestem różowym trójkątem / Kocham się po kryjomu / Na wybieg wychodzę tylko nocą / Chowam się w lesie z betonu” doprawia jeszcze w „Virundze”.
Ave Maria – Peszek niesie ci dynamit
Aż w końcu przychodzi czas na singel „Ave Maria” i słowa, które staną się hasłami transparentów na protestach:
„Ja umarłam i wracam, i niosę ci dynamit kurwa. Jestem wnuczką czarownicy, której nie udało ci się spalić”.
Umiejętność Marii Peszek do zamykania w słowach i muzyce przekazu, który jakimś cudem potrafi być jednocześnie poetycki i zarazem bardzo niemetaforyczny, bezpośredni, to ogromny talent Peszek. I coś, za sprawą czego jej popularność nie słabnie. Co sprawia, że pojawienie się nowej piosenki Peszek oznacza reakcję: „zobaczymy, co tym razem odstawiła”. Niezależnie od środowiska, choć w jednym przeważa entuzjazm, w drugim – wkurzenie.
Maria Peszek nago
Zazwyczaj, by poznać poglądy danego artysty, trzeba przeczytać z nim morze wywiadów. U Marii Peszek jest jednak inaczej, bo po wysłuchaniu jej piosenek, już w zasadzie nie ma o co pytać. W nich artystka odsłania się całkowicie – jak w klipie do „Ave Maria”, w którym występuje całkiem nago. Znów będzie głośno, znów będzie o obrazie majestatu i świętości. A ona znów sobie nic z tego nie zrobi, dodając tym samym odwagi innym dziewczynom (i chłopakom), których głosem się stała. Można ją lubić lub nie, ale jedno trzeba jej przyznać – potrafi wkurzyć wszystkich. I dobrze.
BARBARA 14 września, 2021
WITAM SERDECZNIE . GDZIE MOGE OTRZYMAC MIASTO KOBIET Z WYWIADEM MARI PESZEK BO JA UWIELBIAM . POZDRAWIAM CALA DYREKCJE MIASTA KOBIET I DO ZOBACZENIA . BARBARA URBANEK – RACZKA .
Redakcja MIASTA KOBIET 14 września, 2021
Droga Pani Basiu,
obecnie jesteśmy tylko online, ale poszukamy dla Pani archiwalnego egzemplarza – https://www.miastokobiet.pl/archiwum/ .
Pozdrawiamy bardzo serdecznie!
popkes 23 maja, 2022
Widzieli – goingapp.pl/wydarzenie/maria-peszek-j-bie-to-wszystko-wiosna-nareszcie-fabryka-lloyda/maj-2022 ? Ogólnie teraz koncertów to jest całe mnóstwo, nie ma nudy, wszystko poszło w dobrym kierunku, natomiast trudno przewidzieć, co będzie dalej. Obstawiam, że utrzyma się podobny klimat, natomiast na szczegóły dopiero przyjdzie czas. Zobaczymy.