Małgorzata Majewska: Szukanie dziury w całym
Reality show, w którym wszystko może się zdarzyć
Wiele osób zadaje mi to pytanie: po co rozkminiać? Po co sobie zawracać głowę drobiazgami i rozbierać język na czynniki pierwsze? Czy nie można tak po prostu gadać? Po co sobie wszystko utrudniam?
Ciągle też pojawia się w tych pytaniach jakaś tęsknota za prostotą życia i prostotą relacji. Słyszę, że kiedyś ludzie się pobierali i byli szczęśliwi. A teraz jakieś terapie, warsztaty, dywagacje.
Po co szukać dziury w całym?
Wybrzmiewa w ich słowach tęsknota za rajem utraconym, za idylliczną krainą szczęścia, o której wszyscy słyszeli, ale nikt jej nigdy nie widział. Szczęśliwą rodziną. Szczęśliwym związkiem. Szczęściem natury ogólnej i detalicznej.
Lubię im wtedy zadawać magiczne pytanie: czy doświadczyłaś takiej idylli na własnej skórze? A może znasz osobiście kogoś, kto ma takie życie? Zapewne większość z nas pomyślała teraz tęsknie, jakby to cudownie było, gdyby nasze związki, relacje, rodziny, przyjaciele, gdyby to wszystko tak cudnie wyglądało. Tak idealnie. Zapewne najpierw odkrywamy, że my tak nie mamy. Potem refleksja rozszerza swe kręgi, bo okazuje się, że nikt wokoło tak nie ma.
A potem idziemy do kina na komedię romantyczną i widzimy, że druga, idealnie pasująca do nas połówka istnieje.
OK, nie do nas pasująca, tylko do bohaterki granej przez Rachel McAdams, ale spoko luz. Tak ją kochał Ryan Gosling, że dom wybudował, czekał latami, a na końcu towarzyszył, gdy zachorowała na Alzheimera. Jest słodko-pierdziawkowo, jak mawia mój znajomy, są kiczowate obrazki, ale i tak setki ludzi obejrzy „Pamiętnik” Nicolasa Sparksa jako obietnicę idealnej miłości, miłości aż po grób i innych obietnic raju. Tyle tylko, że to raj utracony.
Świat naszych marzeń rozbija się o codzienność. Bo rzeczywistość wygląda zgoła inaczej.
Ale nie wszyscy chcą na to patrzeć. Nie wszyscy gotowi są porzucić mit raju utraconego na rzecz śmieci do wyniesienia i zmieniania dziecku pieluchy ze śmierdzącą kupą. Przecież w reklamie w domu jest zawsze porządek, a bobasek słodko śpi, by jego rodzice mogli zjeść razem kolację i kochać się namiętnie aż do rana. Ej, coś tu chyba nie tak z moim życiem poszło. Bo dziecko płacze, śmieci śmierdzą, a ukochany jakoś nie fascynuje się naszymi dramatami.
Pojawia się pytanie: co poszło nie tak? Dlaczego moje życie jakoś nie pokrywa się z obietnicami życia pokazywanego w reklamach, filmach czy kolorowych magazynach?
Scenariuszy rozwiązań, jakie na ten temat produkuje nasz umysł, jest kilka. W scenariuszu numer jeden ŚWIAT JEST IDEALNY, TYLKO ZE MNĄ COŚ NIE TAK. Świat idealny istnieje i nam się przydarzy, jak tylko sami staniemy się idealni. Więc skoro się nie wydarza, to znaczy, że ze mną coś nie tak, że widocznie nie jestem wystarczająco idealna. Szczęście jest tuż za rogiem. Potrzebuję tylko zmienić w sobie jedną rzecz i już będzie idealnie. Jest też analogiczny scenariusz, gdy ze mną wszystko jest OK, ale w TOBIE tkwi cały problem. Bo ŚWIAT IDEALNY ISTNIEJE, TYLKO Z TOBĄ COŚ NIE TAK. I tak całe życie można spędzić na zmienianiu partnera, dziecka, matki, ojca. Gdy już się wyczerpią albo nigdy w nas nie zarezonowały, jest jeszcze jedna możliwość ocalenia w sobie świata idealnego. On jest, ale nie tu. Dla jednych to Ameryka. Dla innych życie w wielkim mieście, albo odwrotnie – na wsi.
Wszędzie jest cudownie, tylko nie tam, gdzie akurat się znajdujemy.
Stąd blisko do scenariusza numer cztery, czyli generalnego stwierdzenia, że ŚWIAT JEST DO DUPY. Każdy z nich ma jedną niepodważalną wartość: wiadomo, jaki będzie jego finał. Osoba nieidealna, nawet jeśli osiągnie ideał w danym obszarze, zaraz znajdzie w sobie kolejną nieidealną rzecz. W drugim człowieku też jest pełno szczelin i pęknięć na idealnie wypolerowanym wizerunku. Zawsze więc jakąś znajdziemy, by tak naprawdę znaleźć uzasadnienie tego, że świat idealny nam się nie przydarza.
Wydawać by się mogło, że właśnie wyczerpaliśmy liczbę możliwości. I tutaj z odpowiedzią przychodzi moje rozkminianie języka. Bo jeśli język pokazuje nam sposób, w jaki mówiący postrzega świat i swoją w nim rolę, to czy samo dostrzeżenie tej idealistycznej tęsknoty do czegoś, co de facto realnie nie istnieje, nie jest już odkryciem?
Odkryciem na miarę fizyki kwantowej, że świat idealny ze mną idealną i tobą idealnym jest najbardziej destrukcyjną budowlą świata, bo sprawia, że każda inna budowla, realnie zbudowana: poczucie że taka, jaka jestem, jestem OK i ty też taki, jaki jesteś, jesteś OK, i świat, który razem tworzymy też jest OK., w porównaniu z bajkowym pałacem natychmiast blednie i osłabia naszą radość codziennymi szczęściami?
Więc chciałabym od siebie zaproponować piąty scenariusz. Uznajmy raj za utracony i zagrajmy w filmie, którego kanwą scenariusza nie jest twierdzenie, tylko pytanie, które brzmi: ciekawa jestem, jaki jest ten mój i ten twój świat. Może poprzeglądamy mu się razem? Ale na rolę w takim filmie gotowi są nieliczni. Właśnie ci, którzy mają w sobie przestrzeń na rozkminianie, rozwijanie i dobijanie się do własnych emocji.
Bo ten scenariusz nie jest gotowym spektaklem z napisanym zakończeniem, ale raczej reality show, w którym wszystko może się zdarzyć.
automatic essay writer 7 kwietnia, 2019
In a brief timeframe on the off chance that you need to make a best learning, at that point currently come here in light of the fact that here for the client everything accessible and we can utilize this now.