Wstaję rano. Pierwsze kroki kieruję do terrarium gekona. Chcę włączyć mu lampę. Terrarium jest puste. Gekon o literackim imieniu Bilbo zniknął. W tylnej szybie, gdzie jest otwór na kabel do lampy, brakuje też plastikowej zatyczki. Gekon przepadł. Szukam na podłodze, pod szafami, krzesłami. W każdym zakamarku. W drodze do kuchni napotykam wzrok. Właściwie dwa wzroki. Kocie. Podnoszą główki z kocyka, jakby pytały: serio, wstajesz? Schodzę do kuchni. Przy kawie i otwartym komputerze powoli mnie oświeca
Zaczynam dzień od opisania Milce domowego dramatu. Poranne fejsbukowanie wydaje wyrok: „Oj, nazwijmy to po imieniu – orzeka twardo Milka – kot zjadł gekona”. „Mam cię” – odpisuję – „widzisz, skąd się biorą te wszystkie historie o zdradach? Z interpretowania rzeczywistości. Nie wiemy, co się z gekonem stało. Fakt jest taki, że gekon zniknął. Ale że zeżarły go koty, to już twoja interpretacja. Prawdopodobna, ale ciągle hipoteza”. Ikonka uśmiechu jako odpowiedź na wszystkie możliwe zdania w polszczyźnie. Największą głupotę czy chamstwo usprawiedliwi. Milka wrzuciła więc wiadomy uśmieszek. Wymyśliła scenariusz. Gotowca interpretującego logikę zdarzeń. Nałożyła sens na dwa niezależne zdarzenia: brak gada i zrelaksowane koty. Co jej to dało? Poczucie, że wie, jak jest. Na tej zasadzie wiemy, co druga osoba robiła wieczorem w knajpie; że romansuje na FB, przypisujemy złośliwe intencje koleżance z pracy. Mamy poczucie wszechwiedzy, gdy siadamy do kawy. Ukonkretniamy świat, bo tylko my wiemy, jaki naprawdę jest. I to cudownie nas zwalnia od zajmowania się sobą i swoimi prawdziwymi emocjami.
Bo co by się zdarzyło, gdybyśmy tych gotowców na potęgę nie produkowali? Gdybyśmy innym nie przypisywali określonych cech, zachowań, motywacji? Gdybyśmy z buddyjskim zaciekawieniem czekali, co przyniesie rzeczywistość? Tak modna teraz teoria uważności gorąco do tego zachęca. Do zaciekawienia, a nie nakładania gotowych schematów. Ale czy do końca dałoby się tak żyć? Bez schematów? Gotowych interpretacji? W pełnej uważności i słuchaniu siebie? Jak by to mogło wyglądać?
Idę ulicą. Na wystawie cukierni widzę małe eklerki, pełne świeżej bitej śmietany. Idę za tym, co czuję. A czuję jedno: dzikie pragnienie pożarcia całej torby tych maleństw. Nażarcia się. Napchania. Ale obecny w mojej głowie schemat informuje mnie, że jak zrobię to, na co mam ochotę, to sekundę po tym będę srogo żałować. Już płacąc za eklerki, to wiem. Będzie mi niedobrze. Będę się wściekać na samą siebie, że pochłonęłam taką ilość pustych kalorii. Ale ja tu teraz chcę. Rzucam się. Pożądam. A potem przychodzi moment, że zamiast eklerek zamawiam grillowanego łososia z duszonymi warzywami, posypanego prażonymi pestkami. I wiem, bo powtarzam znany mi scenariusz, że będzie mi po tym dobrze. Że będzie mi służyć. Że będę się dobrze czuć.
To jak w końcu?, może ktoś zapytać. Mindfulness czy racjonalne myślenie? Łosoś zamiast eklera czy wiara w cudowne ocalenie gekona? I czy z tego wynika, że nie będę jeść eklerek? Oczywiście, że będę. Ale cały myk polega chyba na tym, że jak zdecyduję się zeżreć kilogram eklerek, to decyduję się też na to, jak się będę po tym czuła. Potem nie będzie fajnie. Ale fajnie będzie w czasie jedzenia. Rzecz w tym, że w momencie podejmowania decyzji decyduję się na jej skutki. Ale jak się już zdecyduję, to nie chodzę i nie jojczę, że mi źle. Albo zdecyduję się, że ich nie zjem. Ale wtedy nie mogę chodzić wkurzona na tych, którzy zjedli. Wszystko jest kwestią decyzji. Chcę albo nie chcę – oto jest pytanie.
Jak się ma do tego gekon? Gekon jest wtórny. Gekon to nakładka sensu, którą narzucamy na własne chcenie. To wszystkie racjonalne usprawiedliwienia, mające uzasadnić, że ten ekler powinien być zjedzony. Gdy sami przed sobą tłumaczymy, że właściwie to nam się należy, bo to znak, że organizm potrzebuje glukozy; bo to znak, że nasze wewnętrzne dziecko potrzebuje zaopiekowania; bo to rekompensata naszych frustracji, niepowodzeń, porażek. Guzik prawda. Ekler zostanie zjedzony, bo go chcemy zjeść. Reszta ma uspokoić nasze poczucie winy, ma nas rozgrzeszyć, ma zdjąć z nas odpowiedzialność.
No właśnie, odpowiedzialność. To uczestniczenie w decyzji i w jej skutkach. Mały Książę mawiał, że jest się odpowiedzialnym za to, co się oswoiło. Pytanie, czy oswoiliśmy wystarczająco samych siebie. Oswoić siebie, czyli dać sobie prawo do wszystkich emocji, które się pojawiają. Uczynić je ważnymi. Pozwolić sobie na ich przeżywanie.
Nie dawało mi spokoju, dlaczego jest tak, że potrzebujemy w każdej sytuacji tej nakładki sensu. Dlaczego jak mówię, że mi smutno, to inni natychmiast pytają o powód. A potem często podważają mój smutek, mówiąc: „Aaa tam, masz się czym martwić”? Przecież mój smutek jest smutkiem. Czy muszę mieć dla niego racjonalny powód? Dlaczego sama potrzebuję wytłumaczeń dla eklerka? Odpowiedź jest chyba jedna: z powodu nieoswojenia samej siebie. Bo mamy słaby dostęp do tego, co się w nas samych i w odniesieniu do nas samych dzieje. Spotykamy nową osobę w nowej sytuacji i tworzymy nową relację. Nie mamy doświadczenia z tą konkretną osobą, ale też nie mamy doświadczenia ze sobą w nowych relacjach. Więc sięgamy po gotowca: stereotyp, przekonanie, schemat. I wtedy jest bezpieczniej.
Postanowiłam odwrócić porządek. Gdy tylko łapałam się na przywoływaniu gotowca, robiłam woltę i pytałam siebie: co teraz czuję, co mnie przeraża, że uciekam w schemat. Może to strach, lęk? A może złość czy gniew? I dopiero wtedy uważnie obserwowałam pojawiający się w mojej głowie schemat. Jeśli mi służył, jeśli szedł za moim chceniem, to pozwalałam mu działać. Jeśli miał uzasadnić coś i sprawić, że przestawałam się za to czuć odpowiedzialna, to wchodziłam sobie w emocje.
Wieczorem napisała Milka: „Smutno mi”. Odpisałam: „Przytulam cię”. Na co Milka, wyraźnie rozczarowana: „Nawet nie zapytasz, dlaczego mi smutno?”. Ja: „No, dlaczego?”. Milka: „Nieważne. Pierdoły takie. Ale dzięki, że pytasz”. Ja zaś odetchnęłam z ulgą, że o los gekona nie zapytała. Bo nadal pozostaje mi on nieznany.
ZADANIE DLA CIEBIE
Kiedy masz ochotę na coś, co według ciebie ci nie służy, przystań na chwilę, wsłuchaj się w siebie i zastanów się czego pragniesz naprawdę
Małgorzata Majewska