Małgorzata Majewska: Jestem historią
Wiadomo, że jak Ryan Gossling w „Pamiętniku” się w niej zakochuje, to kiedy po latach ją dopadnie, to raczej nie powie po upojnej nocy: „Wiesz, w sumie to się rozmyśliłem”
W swojej nowej książce Mariusz Szczygieł opisuje swojego ojca Jerzego: „Tato, pytam 7 czerwca 2015 roku znad laptopa, piszę reportaż o Tobie w Pradze, jaki powinien być?
O, to musi być tam moje nazwisko i imię – Szczygieł Jerzy. No i musi to być lekki, a nie ciężki tekst, mówi, bo w Pradze jest wszystko lekkie”
Ciężkie szufladki
A potem jest inny piękny tekst o synu i ojcu. Czuły. Nie wiemy, jakie były i są relacje autora z ojcem poza tym, co Szczygieł wrzuca we własną o nim opowieść. I w pewnym sensie to jest, i nie jest, najważniejsze. Najważniejsza jest historia. Ona nas niesie. To, jak o sobie myślimy i mówimy. W jakim micie o sobie się usztywnimy. Jaką narrację o sobie wybierzemy.
Bo czytając Szczygła, miałam w sobie ogromny opór: lekko o mamie czy tacie? Jakaś sprzeczność z tego wypływa. Ja, wychowana na Toksycznych rodzicach Susan Forward, terapiach i warsztatach, że cokolwiek jest w życiu, a szczególnie to, co nie wychodzi, to źródło musi być w rodzicach. Dla mnie i mnie podobnych wszelkie rodzinne narracje musiały być umieszczone w szufladce z napisem „trudne”. A może raczej „ciężkie”.
Spotkałam znajomego, który po trudnym rozstaniu z żoną jest w nowym związku. Planują ślub.
Ja: Ślub? Ale fajnie.
On: Nooo
Ja: Ale co?
On: Wiesz, to nie jest takie proste, jak myślisz.
A przecież on nie wie, co ja myślę. Zapewne przypuszcza, że ja informacje o jego ślubie wrzuciłam do szufladki „proste i łatwe”, na co on nie ma zgody. Bo on to zgoła radosne i przyjemne, ale może tylko dla mnie, wydarzenie, umieszcza w szufladce „trudne”. Z jakiegoś powodu jest to dla niego trudne. Dopytuję więc: „Ale coś się dzieje złego, czy może w tobie są jakieś wątpliwości?”. „Nooo wiesz, mam takie dni, że wstaję i myślę: na cholerę od nowa w to gówno wchodzić. A potem wieczorem mnie nachodzi, że z tą kobietą chcę spędzić resztę życia. Ale kurde, jak mnie znowu to pierwsze najdzie, a już będzie pozamiatane?”.
Monolity opinii
I wtedy pomyślałam sobie, że chyba w tym byciu w łatwym blokuje nas przekonanie, że mamy być jakimś monotolitem opinii, poglądów i przekonań. Że jak już jesteśmy w relacji z drugim człowiekiem, to on i ja już teraz mamy wiedzieć na sto procent i nigdy, ale to nigdy nie mieć wątpliwości, że to właśnie miłość naszego życia, wspólna starość na ławeczce w parku i pożądanie do końca dni na zasadzie wyłączności.
Łudzimy się, że nasze przekonania też mają mieć jednoznacznie dookreślone plusy i minusy.
Młodzi rodzice mają cały czas zachwycać się kupami swojego maleństwa, z miłością setny raz wstawać w nocy do wyjącego na pół bloku bobasa. Że zwykła złość na niewyspanie, przy siódmej z rzędu nocy wyrażona wyszeptanym do poduszki „kurwa, nieeeeeeeee”, jednorazowy upust bezradności i bezsilności, unieważnia już całe ich rodzicielstwo.
W obliczu tego cichego buntu wobec sprzecznych potrzeb dziecka i własnej fizjologii sąd już ma pełne prawo do odebrania tym rodzicom potomka i dania takim, którzy będą zachwyceni ciągiem biegunki malucha, gdy ta się zdarzy w tanich liniach w drodze na wakacje na Majorce.
Historyjki opowiadane przez świat
„Ej, a jak mi się jakaś inna laska spodoba? Już raz przysięgałem w kościele,”
ciągnie dalej swoją niespójną narrację znajomy. „Spodoba ci się. No i?”, dopytuję bezlitośnie. Bo widzę, że on bardzo chciałby usłyszeć zestaw złotych rad, by pożądanie wobec pośladków innych niż żonine nigdy mu do głowy nie przyszło. Gdy tej rady nie dostaje, napada go kolejny lęk: „A jak wyłysieję jak mój stary? To co wtedy?”. Sadysta we mnie ciągnie temat dalej: „Nooo, co wtedy?”.
Bo uwierzyliśmy w te historyjki opowiadane nam przez świat. Że jak już kogoś kochamy, to ta miłość pozbawia nas ludzkiego pierwiastka wątpliwości. Że już ma być z górki, bo teraz mamy „żyć długo i szczęśliwie”. Że mamy tu i teraz wiedzieć na pewno, na sto procent, kim chcemy być, na kogo głosować i co w życiu robić. Co więcej, świat ma nam tę pewność potwierdzać. Obiecywać, że teraz jak ślub, doktorat, dziecko, to już czeka nas wieczna szczęśliwość. Mamy mieć pewność co do wszystkiego, bo inaczej nie istniejemy. Wiadomo, że jak Ryan Gossling w „Pamiętniku” się w niej zakochuje, to kiedy po latach ją dopadnie, to raczej nie powie po upojnej nocy: „Wiesz, w sumie to się rozmyśliłem”. Nie. Się chłop na początku zdeklarował, to konstrukcja fabuły obiecuje nam, że ta miłość to już do grobowej deski. Ona zresztą też ma już narzeczonego, ale wiadomo od początku, kogo kocha. I już. Na amen. Na wieczność. Nakładamy cudze historie na własne życia i to nas wybija. Bo nie na to się umawialiśmy. Nie tak miało być.
Najwyżej nie wyjdzie
Mam w głowie ostatnią rozmowę służbową, w której wyraziłam duży niepokój wobec pewnego projektu. Koleżanka, która go konsultowała, wypunktowała plusy i minusy. Czekała na polemikę. A mnie puściło. Przestałam się bać. Najwyżej nie wyjdzie. Trudno. Mówię do niej: „Wiesz co, wchodzę w to”. Na co ona zdziwiona: „Ale przecież nie chciałaś”. „Ale mnie przekonałaś”, odpowiedziałam. „Ej, tak szybko zmieniło ci się?”. Czułam, jakbym grzech najcięższy popełniła, bo mi się zmieniło. Bo stan strachu przeszedł w stan pewności, że ten projekt ma szanse powodzenia i że się z nim utożsamiam. Tyle i aż tyle.
Szczygieł dalej: „Syn nagle dochodzi do wniosku, że jego ojciec, który traci pamięć, do tego coraz mniej widzi, nie został jeszcze zapamiętany. Świat musi zapamiętać ojca”. Pamięć świata skleja realnych ludzi z ich historiami. To syn teraz będzie tworzył ją ojcu i o ojcu.
Na pewnych zajęciach studentka opowiedziała historię swoich tatuaży. Pochodzi z małego miasteczka i jej liczne tatuaże budziły komentarze i sprzeciw. Cała jej opowieść koncentrowała się na tym, jak było jej trudno pokazać każdą kolejną dziarę. Zapytałam, jak na to reagowała mama. Dziewczyna uśmiechnęła się, po czym powiedziała: „Na początku była bardzo na nie, a potem sama sobie zrobiła tatuaż”. I pomyślałam, jaka to piękna historia o dorastaniu mamy do akceptowania córki. I że zanim ta relacja weszła do szufladki „łatwe”, długo leżała w tej drugiej z napisem „trudne”. Bo trudno jest lekko żyć.
Małgorzata Majewska