Thursday, February 6, 2025
Home / Felietony  / Małgorzata Majewska  / Małgorzata Majewska: Filtr

Małgorzata Majewska: Filtr

Kim w takim razie jestem? Zadałam sobie pytanie

Jakiś czas temu zostałam oskarżona o coś, czego nie zrobiłam. Nie tylko przypisano mi zachowanie, które nie było moim udziałem, ale i zdiagnozowano powód, dla którego tak się zachowałam, i intencję, która mi wtedy towarzyszyła. Intencję, która w ogóle mi do głowy nie przyszła

rys. Artur

rys. Maciej Dziadyk

Dodano, że to wszystko dlatego, że jestem DDA i ten fakt – zdaniem autorki hipotezy – wszystko wyjaśnia. Może by i wyjaśnił, gdybym rzeczywiście była DDA. Problem w tym, że akurat nie jestem. Uzupełnienie tej informacji bynajmniej nie wpłynęło na modyfikację postawionego przez znajomą założenia. Bo przecież ona i tak wie swoje.

Absurdalność tej sytuacji była dla mnie tak mocna, że nie potrafiłam sobie z nią poradzić. Ani z samą sytuacją, ani z jej absurdalnością. A przede wszystkim nie radziłam sobie z myślą, że ktoś w ogóle mógł pomyśleć, że ja mogłam pomyśleć o czymś, o czym nie pomyślałam. Poraziło mnie to. Przypomniałam sobie kilka podobnych zdarzeń. Swoich i nie swoich.

Jak to zwykle z trudnymi sytuacjami bywa, odpowiedź przyniosło samo życie. Tego dnia w alejach korek był tak przeogromny, że mojej wskazówce prędkościomierza nawet nie chciało się wyskoczyć na marne 10 km na godzinę. „Nie warto”, stwierdziła zapewne i siedziała cicho, gdy ja metr za metrem posuwałam swój pojazd. Zadzwonił mój przyjaciel, który mimo maski profesora na uniwersytecie, tak naprawdę jest starym Indianinem, po indiańsku rozumiejącym świat. Opowiedział mi historię o tym, jak swego czasu opublikował pewien tekst. Ktoś do niego podszedł i powiedział z dozą uznania, że artykuł jest świetny, a mój przyjaciel należy do uprzywilejowanego grona mądrych ludzi, którzy poprowadzą ludzkość ku świetlanej przyszłości. Na tym samym spotkaniu podszedł do niego inny znajomy, dając mu do zrozumienia w sposób mniej lub bardziej bezpośredni, że tekst jest fatalny, a znajomy jest kompletnym idiotą bez szans na zmianę tej grupy przynależności. I że na jego miejscu to by pomyślał o poprowadzeniu jakiejś hurtowni albo salonu używanych samochodów zamiast silenia się na wnoszenie wkładu w humanistykę, bo to zwykła strata czasu. – Skąd wiedziałeś, który miał rację? – zapytałam. – Obaj mieli – odpowiedział. – Ej, przecież oni wyrażają sprzeczne opinie. Nie mogą obaj mieć racji – upierałam się. – Owszem – odparł. – Nie tylko oni dwaj mają rację, ale każdy, gdy cokolwiek o mnie mówi. Bo oni nie mówią nic o mnie. Mówią wyłącznie o sobie. Przecież nawet mnie dobrze nie znają. To ich ocena i interpretacja tej sytuacji.

rys. M. Dziadyk

rys. M. Dziadyk

Światło przełączyło się na zielone i ruszyłam razem z kolumną innych, zmęczonych mozolną codziennością samochodów. Rozmowa telefoniczna mocno we mnie pracowała. Bo kim w takim razie jestem?, zadałam sobie pytanie. Czy gdy słucham tego, co mówią o mnie inni, staję się tym kimś, o kim oni mówią? Tym razem to ja zadzwoniłam. – Zobacz, Margolu – przyjaciel powoli urastał do rangi mędrca – kiedy myślisz, że gdy inni ludzie, mówiąc o tobie, rzeczywiście mówią o tobie, to tak naprawdę dajesz im pełnię władzy nad sobą.

No dobrze – moje myśli, podążające tym samym tropem, nie dawały się zatrzymać – skoro koleżanka powiedziała coś, co było w jawnej sprzeczności z prawdą, to dlaczego dalej to w sobie noszę? Dlaczego nie puszczę tego w niepamięć? Czyżbym ciągle potrzebowała odbijać się w cudzych słowach, czynach, reakcjach? A może inaczej – czy da się bez tego żyć? Czy jakości zajęć, które prowadzę, jednak nie wyznacza opinia ich uczestników? Czy poziom tekstu nie jest definiowany przez liczbę czytelników? Czy szybkość mojego biegania nie jest jednak ważna w kontekście szybkości innych? Jak tu nie zwariować? Nie da się przecież oderwać od opinii innych. Miałam mętlik w głowie. Dwa niezależne sznureczki ciągnęły mnie każdy w swoją stronę. Jeden, by kompletnie unieważnić opinie innych. I drugi, który dopominał się o ich uważność, bo bądź co bądź jesteśmy istotami społecznymi i odbijamy się w lustrach cudzych opinii. Kiedy idę na trening w mroźny wieczór i biegam w czołówce po Lasku Wolskim, to tak czysto pragmatycznie nie mogę mieć w nosie… no właśnie, czego? Czy opinii innych biegających o moim bieganiu, czy samego tempa biegu? Bo to moje słabsze tempo sprawia, że albo oni zmarzną, czekając na mnie, albo ja się zgubię w ciemnym lesie. Rozwiązanie wisiało w powietrzu, ale jeszcze nie dawało do siebie dostępu.

Dojechałam do domu. I zobaczyłam to na kartce. Słowo klucz. Wprawdzie zapisane było w odniesieniu do zepsutego odkurzacza, ale pozwoliło mi połączyć porozrzucane elementy układanki. Mianowicie na kuchennym stole leżała kartka, na której rano własnymi rękami to zapisałam: kupić FILTR do odkurzacza. To, co mówią o nas inni, jest ważne. Pod warunkiem że przepuścimy to przez nasz wewnętrzny FILTR, który odrzuci to, co absurdalne i zwyczajnie nas osłabia, i oddzieli od tego, co cenne i podpowiada jakąś prawdę o nas samych. Ten filtr budujemy latami z własnych doświadczeń, wiary w siebie i tego wewnętrznego poczucia, w czym czujemy się sobą, a w czym nie. Które opinie innych są dla nas ważne i wartościowe, a które są wypowiadane jedynie po to, by nas osłabić.

Poza tym, gdyby ludzie mówili tylko po to, by informować innych o swoich sądach, to wystarczyłby w nas jeden prosty filtr: na prawdę i fałsz. Ale przecież ludzie produkują też różne teksty, by się nam przypodobać, by nas zmanipulować bądź zwyczajnie by nami rządzić. Jeśli nasz wewnętrzny filtr nie jest wystarczająco sprawny, albo wszystko przepuści, albo wszystko zatrzyma. Tymczasem jedyną sprawną selekcją jest nasze wewnętrzne poczucie siebie i tego, co dla nas dobre, a co nie.

rys. M. Dziadyk

rys. M. Dziadyk

Zostałam posądzona o coś, czego nie zrobiłam. I czego bym nigdy nie zrobiła. Bo to nie moje. Nie wiem i trochę nie chcę wiedzieć, czy znajoma sama w to wierzyła, czy jej intencje były inne. To już nie ma żadnego znaczenia. Ważne jest to, że o nadaniu ważności cudzym słowom decyduje mój wewnętrzny filtr.

 

Małgorzata Majewska

Językoznawczyni z psychologicznym skrzywieniem. Postrzega język jako przejaw naszej percepcji. Twierdzi, że rozumienie mechanizmów językowych pozwala znaleźć drogę do siebie samego, a dzięki temu do drugiego człowieka. Fascynuję ją wszystko to, co związane z poczuciem sprawczości, zewnątrzsterowności i odpowiedzialności.

Oceń artykuł
1KOMENTARZ
  • Maciek 27 marca, 2017

    Blisko mi do tekstów tej autorki:)

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ