
Pewnego dnia moja trzynastoletnia córka oznajmiła, że w ten weekend wypadło na nią. Klasowy chomik o romantycznym imieniu Romeo miał tym razem u nas spędzić sobotę i niedzielę

rys. Maciej Dziadyk
Pojawiła się we mnie realna obawa, że obecność chomika i kotów na jednym terenie może zmienić opowieść z historii romantycznej w czysty horror, bo nie bardzo miałam pomysł, jak wytłumaczyć kotom różnicę między zwierzątkiem domowym, którego się nie je, a zwierzątkiem łownym, na które tak ochoczo polują. Wszak wyglądem niewiele się różniły. Postanowiłam nie eksperymentować z gatunkami literackimi i nie sprawdzać, czy historia ta zostanie zaliczona do kryminalnej klasyki czy może mamy szansę na happy end. Romeo miał spędzić ten czas w łazience, odizolowany od kociego elementu. Łazienka sąsiaduje z moją sypialnią.
W środku nocy obudził mnie jednostajny szum. Po omacku ruszyłam w jego kierunku i odkryłam, że to Romeo napierniczał w plastikowej karuzeli. Biegał w niej niczym mityczny Syzyf, jakby miał zaraz ducha wyzionąć. I te małe oczka, wpatrzone w zmieniające się pręty karuzeli, wyczekiwały osiągnięcia celu. Tyle tylko, że konstrukcja karuzeli polega na tym, że kręci się w kółko, że pojęcie początku i końca w niej nie istnieje i jeśli sam chomik nie podejmie decyzji, by z niej wyjść, to padnie z wysiłku. Romeo zasnął nad ranem i cały następny dzień spał snem spokojnym, bo morderczy instynkt domowników został skierowany na inne obiekty, a karuzela spokojnie czekała na aktywację.
Romeo spał, a ja leżałam w łóżku, wstrząśnięta swoim odkryciem: jestem chomikiem własnych przekonań i oczekiwań. Napędzaczem mojej karuzeli jest myśl, że jutro by się poukładało, gdybym tylko dzisiaj (i tu można wstawić odpowiednie dla pory dnia: pracowała więcej, trenowała więcej, lepiej jadła etc.). Karuzelą współczesnego świata są magiczne słowa: więcej, lepiej, szybciej. I tak w kółko, pazurkami z idealnym manicure’em, coraz lepiej wytrenowanym bicepsem, stukam w klawiaturę coraz lepsze teksty i coraz mądrzej gadam na zajęciach. Tyle tylko, że karuzela nigdy nie powie chomiczkowi, kiedy wystarczy. Zwierzątko przestaje, gdy czuje zmęczenie. A ja, gdy przychodzi ten moment, sięgam po kolejną kawę, żeby móc więcej, lepiej, szybciej, nerwowo szukam kolejnym środków czy sposobów, żeby więcej.
Czyli, gdybym miała to ująć w słowa, brzmiałoby to tak: „Nigdy nie robisz wystarczająco dużo.”, „Nigdy nie wyglądasz wystarczająco dobrze.”, „Nigdy …”. A gdyby ująć to w jednym zdaniu, brzmiałoby ono: „nigdy nie jesteś wystarczająco dobra”. Kto to komu mówił i z jakiej okazji?
Po południu poszłam ze znajomymi do restauracji. Obok przy stoliku siedziały trzy rodziny z dziećmi o dużym rozrzucie wiekowym. Próbowałam skupić się na naszym gronie, ale komentarze od sąsiedniego stolika były na tyle głośne, że mimowolnie zaczęłam się im przysłuchiwać. „Jezuuu, jak ty siedzisz? Usiądź jak normalny człowiek. Zachować się nie umiesz.” – to do czternastolatka. „Nooo, zjedz coś normalnego, a nie tylko pizza i pizza. Jak ty chcesz piłkarzem być?” – to do ośmiolatka. „Damy się nie garbią, wyprostuj się.” – do dziewczynki w wieku na oko sześć, siedem lat. Jest miła rodzinna atmosfera. Piękne miejsce. Pyszne jedzenie. I dzieci, które ciągle dostają komunikaty, że takie, jakie w tym momencie są, nie są OK. Bo akurat jedzą pizzę czy nie biorą noża do kotleta. Że aby zasłużyć na pozytywną uwagę, POWINNY BYĆ inne niż są. Rodzinny obiad w knajpie zmienia się w chomiczkową karuzelę.
Potem oglądają świat reklam, w których zawsze mamy wysuszoną skórę i rozdwojone końcówki. No i zawsze, ale to zawsze, brakuje nam magnezu. Znowu coś z nami nie tak. Zakładają profile na portalach społecznościowych i wchodzą w wirtualną rzeczywistość, gdzie każdy, absolutnie każdy ma lepsze życie, sylwetkę i wakacje. Znowu nie jestem OK taka, jaka jestem.
Co daje schomiczonemu człowiekowi jego karuzela? Chyba to, że dopóki w niej jest, dopóty działa. Napiernicza, by być w ciągłym ruchu. Dzięki temu nie ma ani czasu, ani przestrzeni na „bycie” – ze sobą, z trudnymi emocjami, z bliskością drugiego człowieka. Bo gdy zaczyna być zbyt blisko z drugą osobą, to wystarczy, że odpali w sobie jakiś „brak” i wejdzie do karuzeli z napisem „lepsza ja”.
Co by się stało, gdybym roboczo przyjęła, że „Gosia, to wystarczy”? Że nic więcej nie trzeba dodawać? Że jestem wystarczająco dobra, taka jaka jestem ze swoimi wadami, brakami i ułomnościami? Pierwsza myśl, która się pojawia, to: „Ale jak? Tyle lat w karbach powinności zmiany i prikazu rozwoju, a tu tak po prostu jest OK?”.
Moja przyjaciółka na tę propozycję zareagowała jeszcze mocniej – „chybabym umarła”. A rano zadzwoniła: „Ej, ja serio umarłam. Znaczy się, umarła we mnie moja ułuda mnie. Wyobrażenie, jaka powinnam być. A potem popatrzyłam na śpiącego Marka, jego zmarszczki, i poczułam taką totalną zgodę na to. Że on też jest OK. Dzieciaki zostawiły bałagan w kuchni. Stara „ja” już się chciała wydrzeć. A nowa pomyślała: ciekawe, co z tym zrobią?. Jakaś taka ciekawość mi się odpaliła. W pewnym momencie dzieci same dopytały: ‘Mamo, nie przeszkadzają ci brudne gary?’. A ja spokojnie: ‘Noo, przeszkadzają’. Młodsze dalej ciągnie: ‘I co dalej?’. A ja spokojnie: ‘Noo, właśnie się przyglądam, co dalej’. Starsze nie wytrzymało: ‘W sumie głupio, że od razu do zmywarki nie włożyliśmy’. I samo z siebie zaczęło sprzątać. Marek w szoku. Powiem ci, że fajne to śniadanie było”.
Bo gdy damy sobie prawo do tego, że „tacy jacy jesteśmy, jesteśmy OK”, to możemy wyjść z karuzeli własnego ego i po prostu wypracować przestrzeń, aby widzieć, jak jest u nas i u innych. Chomiczek wychodzi z klatki i ruchomym noskiem wącha otaczający świat. Nie ma powinności, jest zgoda na świat, działanie i jego konsekwencje. Jest zgoda na niedziałanie. Ale najważniejsze jest to, że gdy mam w sobie zgodę na siebie, to mam zgodę na wszystko takie, jakie jest. I wtedy robi się przestrzeń na ciekawość.
Romeo w poniedziałek wrócił do szkoły. Pewnie wieczorem wejdzie do swojej karuzeli. Pytanie, co z moją, pozostawiam otwarte.
Małgorzata Majewska