Emocje na serio – Małgorzata Kożuchowska
Gra wiele ról, zarówno na scenie, jak i w życiu. Flirtuje z kamerą, lubi się bawić modą. Popularnością raczej zarządza, niż się nią chlubi. Życie traktuje jednak bardzo poważnie
Gra wiele ról, zarówno na scenie, jak i w życiu. Flirtuje z kamerą, lubi się bawić modą. Popularnością raczej zarządza, niż się nią chlubi. Życie traktuje jednak bardzo poważnie. Może właśnie dlatego potrafi użyć sławy, aby spełnić marzenie chorego dziecka. O życiu pod obstrzałem fleszy, trudnych chwilach i graniu w komedii, gdy chce się płakać, rozmawiamy z aktorką Małgorzatą Kożuchowską
Gram, by móc pomagać - Małgorzata Kożuchowska, fot. Marcin Tyszka
Miasto Kobiet: Czy zawód, który Pani uprawia, jest trudny?
Małgorzata Kożuchowska: Bywa trudny. Będąc aktorem, często musisz wywołać w sobie emocje, które są ci obce w danym momencie. I musisz zrobić to w taki sposób, by widz w nie uwierzył. Musisz tak zagrać, żeby historia, którą mu opowiadasz, go poniosła, zagrała w nim.
Miasto Kobiet: To może być czasem ponad ludzkie siły.
Małgorzata Kożuchowska: Tak było prawie dwa lata temu, gdy trwały próby do „Księżniczki na opak wywróconej” – spektaklu, który miał być lekki i zabawny. To była zabawa konwencją. W tym czasie miała miejsce katastrofa smoleńska. Cztery razy dziennie, w drodze do Teatru Narodowego, mijałam pl. Piłsudskiego, przez który przejeżdżały kondukty z trumnami ofiar. Ludzie przynosili kwiaty, płonęły tysiące zniczy. Tymczasem zamykając za sobą drzwi teatru, trzeba było zapomnieć o całym świecie i wprowadzić się w nastrój optymistycznej, iskrzącej dowcipem historii, w której grałam. To było jedno z trudniejszych zadań, jakie miałam w swojej aktorskiej karierze.
Miasto Kobiet: Zapewne bywa też odwrotnie.
Małgorzata Kożuchowska: Owszem. Pamiętam jedną ze scen z „M jak Miłość”. Paweł Małaszyński grał wówczas moją szkolną miłość, człowieka umierającego na raka. Te sceny kręcone były na prawdziwym oddziale, tuż obok pacjentów walczących z chorobą. Wiosna dookoła, serce rwie się do życia, a my musimy grać rozpacz. Codziennie widzieliśmy prawdziwe cierpienie. Fikcja mieszała się z prawdą. Wiesz, że to jedynie rola, ale równocześnie masz świadomość, że tuż za ścianą ktoś jest podłączony do respiratora.
Miasto Kobiet: Czy nie obawia się Pani, że po latach stanie się wypadkową postaci, które Pani wykreowała?
Małgorzata Kożuchowska: Raczej nie. Staram się, by życie i gra nie przenikały się, by moje prawdziwe ja nie mieszało się z charakterem postaci. W mojej ocenie byłoby to nieprofesjonalne i obciążające psychicznie. Niemniej jednak zdarzają się oczywiście role, które są bardzo angażujące emocjonalnie, zostają we mnie przez dłuższy czas. Taka była rola Róży w „Senności” Magdy Piekorz. Nie jest to jednak bezpośrednie przełożenie emocji z życia zawodowego na prywatne. To, że jako Natalia Boska (z serialu „Rodzinka.pl” – przyp. red.) krzyczę na dzieci, nie oznacza, że tak samo zachowuję się w swoim domu.
Miasto Kobiet: To byłaby straszna sinusoida nastrojów!
Małgorzata Kożuchowska: To prawda. Warto wiedzieć, jak się przed nią bronić. Dlatego tak ważnym jest, by na planie spotykać ludzi o podobnej wrażliwości. Kiedy gramy sceny trudne lub miłosne, po klapsie staramy się żartować, puścić do siebie oko, żeby pokazać: nie wkręciłem się, nadal tylko gram. Aktorzy też odczuwają wstyd, zażenowanie, nieważne od ilu lat pracują. W końcu człowiek w pewnym sensie obnaża siebie, zwłaszcza emocjonalnie. Krzyk, rozpacz czy ból – prywatnie raczej się z nimi ukrywasz. Dla zachowania własnego zdrowia psychicznego chcesz więc pokazać, że ciągle pamiętasz, że to wszystko jest grą. To taki żart z siebie samego.
Miasto Kobiet: Nawet jeśli aktor o tym pamięta, to widzowie niekoniecznie. Dla niektórych jest Pani gwiazdą z pierwszych stron gazet, a takim nie daje się przyzwolenia na niemoc.
Małgorzata Kożuchowska: Widzowie przychodzący do teatru mają prawo oczekiwać ode mnie 100 procent zaangażowania i profesjonalizmu. W pełni to akceptuję. I daję z siebie te 100 procent – niezależnie od nastoju. W teatrze jest magia, która sprawia, że pięć minut przed spektaklem przeżywamy rozterki, chwile słabości. Mijają, gdy kurtyna podnosi się w górę. Tak powinno być. Na prywatność, słabsze momenty, rozluźnienie możemy sobie pozwolić w życiu prywatnym. Mogę wtedy być… „domową” Małgosią. Wychodzić na spacer z psem, nie wyglądając, jakbym wybierała się na czerwony dywan.
Miasto Kobiet: Ale i na czerwonym dywanie Pani bywa. To jak spełniony sen o byciu sławną, piękną i bogatą. Teraz to Pani spełnia marzenia dzieci.
Małgorzata Kożuchowska:Spełnienie marzenia ma skutek niemalże leczniczy i zdarza się, że dziecko wraca do zdrowia. To dlatego zdecydowałam się na współpracę z Bonarka City Center i Fundacją Mam Marzenie. Gram w teatrze, filmach i serialach. Uczestniczę w wydarzeniach modowych i wielu innych… Dzięki popularności to, czym się zajmuję charytatywnie, ma większą skuteczność.
Miasto Kobiet: Udowadnia Pani, że modę i popularność można wykorzystać, by dać radość choremu dziecku. Czy jednak to aby jest najważniejsze w obliczu walki o życie?
Małgorzata Kożuchowska: Poznałam kiedyś dziesięcioletniego Gracjana. Chłopiec był chory na raka. Jego marzeniem był wyjazd do Rzymu, a ja chciałam mu go umożliwić. Stan zdrowia chłopca pogorszył się jednak tak drastycznie, że nie wiedzieliśmy, co robić. Zdecydowaliśmy się czekać, chcąc spełnić jego marzenie. Po kilku miesiącach wydobrzał na tyle, by móc się przemieszczać. Zorganizowaliśmy więc wyjazd, zwiedzanie Wiecznego Miasta, wizytę na Watykanie i przy grobie Jana Pawła II. Po powrocie zarówno lekarze, jak i rodzice nie mogli uwierzyć własnym oczom: chłopiec czuł się o wiele lepiej! Teraz Gracjan jest całkowicie zdrowy!
Miasto Kobiet: To brzmi jak cud! Jednak nie każda historia chorego dziecka ma szczęśliwe zakończenie.
Małgorzata Kożuchowska: Byłam kiedyś z wizytą na oddziale dziecięcym i tam poznałam dziewczynkę – śliczne, wielkie oczy, po prostu zjawiskowa. Jej marzeniem było poznanie Piotra Kupichy. Tak się stało. Zaprzyjaźnili się. Na jednym z ostatnich spotkań, gdy wiadomo już było, że dla dziecka nie ma ratunku, Piotr żegnał się z nią. Powiedział: „Słuchaj, no to trzymaj się, będę trzymał za ciebie kciuki. No i wiesz… po prostu się trzymaj”. Wtedy ona spojrzała na niego z szerokim uśmiechem i powiedziała: „Nie, to ty się trzymaj”.
…
Nie mógł powstrzymać łez. W tych dzieciach jest ogromna siła, jakiś niezwykły kontakt z absolutem, mają przy tym bardzo dużo pokory i niewinność. To dzieci pocieszają rodziców! Takie doświadczenia uczą pokory.
Miasto Kobiet: Jest jednak pewna sprzeczność między byciem gwiazdą a realnym pomaganiem, pracą wykonywaną własnymi rękami.
Małgorzata Kożuchowska: Dlaczego? Kiedyś otrzymałam propozycję udziału w sesji zdjęciowej promującej ubrania Macieja Zienia. Lubię modę, bardzo cenię twórczość Maćka, pomyślałam więc – dlaczego nie? Jednocześnie przypomniałam sobie o Natalii, podopiecznej Fundacji Mam Marzenie – dziewczynce, która cierpi na wrodzoną łamliwość kości. Choroba sprawiła, że ma 130 cm wzrostu, porusza się na wózku inwalidzkim, a całe jej ciałko pełne jest kolejnych złamań i zrostów. Natalia marzyła o profesjonalnej sesji zdjęciowej na stojąco. Maciek się zgodził i zrealizowaliśmy ją! Dziewczynka stała na krześle, w długiej sukni, pięknie umalowana, co kilka minut robiliśmy przerwę, by mogła odpocząć. Mimo że spędziła w studiu cały dzień, była naprawdę szczęśliwa. Napisała potem w liście, że spełnienie tego jednego marzenia sprawiło, że urosła!
rozmawiała Danuta Kotula
xmas selfie frame 4 stycznia, 2020
… [Trackback]
[…] Read More on on that Topic: miastokobiet.pl/malgorzata-kozuchowska-wywiad/ […]