Magda wychodzi z cienia
O kulisach show-biznesu, dojrzewaniu do solowej kariery i przepłakanym dzieciństwie opowiada wokalistka Magda Steczkowska.

Magda Steczkowska, fot. Tomasz Jędrszczyk
Magda Steczkowska: W moim przypadku nie. Byłam bardzo płaczliwym dzieckiem, moja mama mówiła, że najbardziej ze wszystkich. Jestem szósta z kolei, płakałam całe dzieciństwo. Z podstawówki pamiętam głównie to, że ciągle płakałam.
Miasto Kobiet: Dlaczego?
Magda Steczkowska: Nie mam pojęcia. Chodziłam smutna, wszystko było nie tak, ciągle było mi źle. Pamiętając te stany, postanowiłam, że w dorosłym życiu nie dopuszczę do ciągłego przygnębienia bez powodu. Moja mama miała dużo dzieci i była zapracowana. Kiedy pytała, co mi jest, mówiłam, że nic, ale potrzebowałam, żeby ona usiadła ze mną, pogadała, popytała, chociaż nie było konkretnego powodu tego mojego smutku. Zła pogoda też mogła być przyczyną. Po prostu – taka wrażliwość. Kiedy pojechałam do szkoły do Poznania, zdałam sobie sprawę, że tak żyjąc, nie poradzę sobie i postanowiłam wziąć się w garść. Oczywiście, to się nie stało w jednej chwili, trwało całe lata, spotkałam na swojej drodze ludzi, którzy mi pomogli. Każdy ma w sobie jakiś smutek, ale nie każdy ma tyle siły, żeby sobie z nim poradzić. Ja tę siłę mam. Kiedy dzieją się złe rzeczy i dopada mnie depresja, robię wszystko, żeby się nie poddać i w 99 procentach mi się udaje. Co więcej, potrafię z takiego stanu wyciągnąć innych ludzi, pokazując im nowe perspektywy.
Miasto Kobiet: Czy w tak dużej rodzinie daje się mieć bliski kontakt z rodzeństwem?
Magda Steczkowska: Nie, nie daje się. Jest nas dziewięcioro, a rozpiętość wieku duża – aż 16 lat między najstarszym i najmłodszym. Odległość, inny styl życia, odmienne charaktery, które cały czas się ścierają – trudno tu o przyjaźń. Za dużo w nas indywidualizmu, nikt nie jest pokorny, nikt nie chce odpuścić. Kiedy się razem spotkamy, co się zdarza bardzo rzadko, to obcym wstęp wzbroniony dla ich własnego dobra (śmiech). Z rodzeństwa najlepszy kontakt mam z Krystyną, jedną z najstarszych sióstr, i z młodszą Cecylią, ale to nie jest tak, że jak mam byle problem, to dzwonię do nich. Jednak w sytuacjach kryzysowych, dotyczących rodziny, wszyscy możemy na siebie liczyć.
Miasto Kobiet: Masz żal, że mama nie miała czasu, by obdarzyć Cię czułością, której potrzebowałaś?
Magda Steczkowska: Nie, mam dla niej dużo zrozumienia. Sama mam troje dzieci, pracuję i wiem, co to znaczy. Podziwiam rodziców, że potrafili dać naszej dziewiątce tyle miłości. Mieliśmy wszystko, co nam było potrzebne – było co jeść, w co się ubrać, kształciliśmy się. Nie, nie mam żalu, ale bardzo bym chciała, żeby moje dzieci nigdy nie odczuły, że mama nie ma czasu, aby z nimi porozmawiać albo coś wspólnie zrobić. Staram się obserwować swoje córeczki, zwłaszcza dziwięcioletnią Zosię, która ma różne swoje problemy i jest dużym wrażliwcem. Nauczyliśmy ją z mężem mówić, gdy coś jej dolega, coś jest nie tak lub po prostu ma gorszy dzień. Ważne, że potrafi nazwać swoje uczucia. U nas w domu jest dużo czułości, przytulania się, rozmów i wspólnych zajęć.
Miasto Kobiet: Przeczytam fragment z Twojego bloga: Chciałam coś napisać. Usiadłam i słyszę, jak Piotrek z Zosią cały czas się śmieją, coś oglądając. Wybaczcie, ale zbyt cenne to chwile, żeby je przegapić. Idę do nich.
Magda Steczkowska: Lubię pisać bloga, robię to od pół roku. Wtedy usiadłam do komputera, ale cały czas słyszałam salwy śmiechu. Co się dzieje, pomyślałam. Wstałam, zajrzałam do pokoju obok, a tam mąż i Zosia oglądali kabareton. Dołączyłam do nich. Młodsze już spały, a my z tą naszą „dorosłą” córką jeszcze długo zaśmiewaliśmy się do łez. To cudowne, szczęśliwe chwile.
Miasto Kobiet: To pokazuje, jak masz ustawione priorytety.
Magda Steczkowska: Moja rodzina jest dla mnie najważniejsza. To nie podlega żadnej dyskusji. Sześciomiesięczna Tosia, dwuipółletnia Misia, dziewięcioletnia Zosia i mąż.
Miasto Kobiet: Co mężczyzna musi w sobie mieć, żeby po tylu latach ciągle iskrzyło?
Magda Steczkowska: Piotr codziennie mówi mi, że jestem piękna, więc czuję się piękna. Czasem staję przed lustrem i przedrzeźniając go, mówię: o, jaka jestem piękna! On wtedy na to, że chyba przeinwestował, bo za często mi to powtarzał.
Miasto Kobiet: Masz słabości?
Magda Steczkowska: Och, całe mnóstwo.
Miasto Kobiet: Jakie?
Magda Steczkowska: Lubię słodycze, ale tylko w postaci ciast i ciasteczek!
Miasto Kobiet :I co jeszcze?
Magda Steczkowska: Hmm… Nie mogę sobie teraz przypomnieć, ale mam mnóstwo. Na pewno.
Miasto Kobiet: Na ubrania wydajesz dużo?
Magda Steczkowska: Nie. Jestem oszczędna. Wiem, skąd mi się to wzięło: z dzieciństwa. Był czas, że mogłam zaszaleć, ale chyba by mi ręka odpadła, gdybym kupiła kurtkę za dwa tysiące. Wolę wydać te pieniądze na dzieci i podróże.
Miasto Kobiet:Teraz przed Tobą kolejna płyta. Singiel „Ten moment” już od kilku tygodni krąży po stacjach radiowych. Co decyduje o tym, że komuś się udaje zrobić karierę, a komuś innemu nie?
Magda Steczkowska: Łut szczęścia. Znam mnóstwo genialnie śpiewających osób, które nie są w stanie się przebić. Brakuje im szczęścia, dobrego menedżera. Ja też muszę swoje ścieżki wydeptywać sama.
Miasto Kobiet: A nazwisko? Pomaga czy przeszkadza?
Magda Steczkowska:Wygląda na to, że przeszkadza, czym jestem zaskoczona. Tak jakby media nie były w stanie unieść dwóch osób o nazwisku Steczkowska. A każda z nas jest inna, gramy inną muzykę, mamy inny głos. Justyna bardzo mocno mi kibicuje. Pewnie pomogłaby mi jakaś wspólna sesja z siostrą, ale nie chcę tego robić.
Miasto Kobiet :Co będzie miarą Twojego sukcesu: liczba sprzedanych płyt, zagranych koncertów?
Magda Steczkowska: Przede wszystkim koncerty, dużo koncertów, bo ja uwielbiam grać, mogłabym to robić non stop. I to, że przełączając stacje radiowe, wszędzie będę słyszała swoją piosenkę.
Rozmawiała Aneta Pondo