Monday, September 16, 2024
Home / Moda  / Trendy modowe  / Łukasz Stachowicz: dwa procent szansy

Łukasz Stachowicz: dwa procent szansy

O wielkiej greckiej ucieczce przed policją, spaniu pod gołym niebem na zabytkowych walizkach i pilnowaniu na plaży 300 pluszowych misiów

Łukasz Stachowicz

Łukasz Stachowicz i 300 pluszowych miśków na greckiej plaży

Łukasz Stachowicz

Łukasz Stachowicz i 300 pluszowych miśków na greckiej plaży

O wielkiej greckiej ucieczce przed policją, spaniu pod gołym niebem na zabytkowych walizkach i pilnowaniu na plaży 300 pluszowych misiów własnej roboty rozmawiamy z Łukaszem Stachowiczem, zwycięzcą Cracow Fashion Awards 2011

 

Wygrałeś. To kwestia szczęścia czy zasługa ciężkiej pracy?

W pokazie nie ma miejsca na przypadek. To zamknięty projekt – wszystko musi być dopracowane. Światło, muzyka, zapach i oczywiście ciuchy, które – jeśli nie będą perfekcyjne – zagubią się między efektami specjalnymi.

Takimi jak perfumowane próbki kolekcji, które rozdawałeś podczas pokazu?

Zapachy są magiczne. Wąchając je, można się przenieść w różne miejsca. Można też powąchać i intuicyjnie poczuć ideę kolekcji. Zapach „November” przypominał mi przestrzeń starej kamienicy. Do kamienicy odnosi się również tytuł kolekcji – „Lamperia”. Zadaniem lamperii jest ochrona ścian budynku przed zabrudzeniami. Samo słowo jest ładne: lamperia. Jeden prosty wyraz, a określa tak wiele: pomieszczenie, kolor…

Jaki to kolor?

Dla mnie lamperia to brudny pomarańcz, zieleń. Ogólnie – ciemniejsze tonacje gamy kolorystycznej.

A muzyka?

W tych kilku minutach pokazu chciałem opowiedzieć pewną historię. Muzykę komponował mój znajomy. Po wielu konsultacjach i po licznych korektach udało mi się wreszcie uzyskać to, co bardzo mnie satysfakcjonowało, a brzmienie wiolonczeli, którą kocham, zaczęło oddawać charakter miejsc, aurę i porę roku.

Twoja kolekcja przypominała podróż przez zmysły. Skąd czerpałeś inspiracje?

Chyba właśnie z podróży. Na przykład szklane akcesoria, czyli odlewane ręcznie krawaty, muszki i torebki. Szkło idealnie pasowało do mojej matowej kolekcji: ładnie odbijało światło, a błyski na łuskach były minimalne. Olśnienie przyszło w Wenecji. Stałem przed witryną pełną szklanych balonów. Takich, jakie dmuchają dzieci. W najróżniejszych kolorach, z pokręconymi wstążkami, w skali 1:1. Nie mogłem uwierzyć, że można w ten sposób formować szkło.

Może to były po prostu balony?

Nie zabijaj we mnie tego wspomnienia. To było szkło.

Słyszałam, że podejmujesz decyzję o podróży pod wpływem impulsu, np. na wyjazd do Wiednia zdecydowałeś się w 10 minut.

W dwadzieścia. Ale rzeczywiście, wsiadłem do pociągu bez biletu. Bez pieniędzy. Zupełnie obca osoba w przedziale zaoferowała mi pomoc. I to jest piękne.

Często podróżujesz tak spontanicznie?

Czasami muszę szybko zmieniać miejsce zamieszkania. Na przykład w Grecji. Pojechałem tam zupełnie w ciemno, a potem musiałem przetransportowywać się z wyspy na wyspę, uciekając przed policją, która goniła mnie i moje walizki.

Co było w walizkach?

Trzysta miśków.

???

Może od początku: na pomysł kolekcji wpadłem w kwietniu ubiegłego roku, tuż po zwycięskim pokazie dyplomowym Anety Zielińskiej, z którą się przyjaźnię i która poleciła mi bardzo dobrą krawcową. Od krawcowej zależy bardzo dużo. To punkt zaczepienia. Ale wiedziałem też, ile będzie mnie to kosztować. Aby zdobyć pieniądze, postanowiłem robić maskotki – miśki hand made, i początkowo sam, a później także z pomocą innych osób wykonałem przeszło 300 miśków: ze starych koszul, z resztek materiałów i poodrywanych guzików.

I pojechałeś do Grecji z walizkami pełnymi miśków?

Tak, próbowałem sprzedawać je na plaży. W nocy spałem na tych walizkach, żeby mi nikt ich nie ukradł. Notabene to są te same walizki, które później okazały się ważnym atrybutem mojej kolekcji i wystąpiły w pokazie. Więc to nie był przypadkowy element dekoracji. To były te same walizki, które przejechały ze mną pół świata. One są moje.

Miewałeś momenty zwątpienia?

Oczywiście. Zwłaszcza wtedy, gdy zostałem z 250 niesprzedanymi miśkami na plaży. Zastanawiałem się, czy to ma sens i czy dam radę. Ale w trudnych momentach powtarzałem sobie, że pomysł jest cenniejszy niż posiadanie pieniędzy. Gorzej byłoby, gdybym miał pieniądze, a nie wiedział, jak je wykorzystać. Pieniądze zawsze można zrobić. Ważne, że udało mi się przetrwać tamten czas. Wiele mnie to kosztowało. Może dlatego chorowałem przez tydzień, kiedy sprzedałem swój pierwszy płaszcz.

Jaka będzie następna kolekcja?

Lepsza. Nie chciałbym bazować tylko na tym, co udało mi się zdobyć, ani poruszać się między wyznaczonymi szablonami. Chcę zrobić w tym roku jeszcze jeden pokaz. Udowodnić, że stać mnie na więcej i że mogę tworzyć rzeczy unikatowe, sygnowane własnym nazwiskiem. Oczywiście są też inne kwestie, jak choćby to, że wciąż brakuje mi pieniędzy. Ale to jest mój rok. Jeśli teraz nie wykorzystam swojej szansy, za rok wygra ktoś inny.

Konkurencja mobilizuje?

W tamtym roku miewałem obawy – a co jeśli moja kolekcja nie zostanie w ogóle zauważona? Ale każdy, kto startuje w pokazie, ma te dwa procent szans na wygraną. I na pewno każdemu przeszło przez myśl, że może to akurat on wygra. Niesamowite. Bo jednak wygrałem ja. Przerwałem tę passę kobiet. Wykorzystałem swoje dwa procent.

Dorota Paciorek

 

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ