Monday, January 20, 2025
Home / Felietony  / Łukasz Orbitowski: Ostatni taki rok

Łukasz Orbitowski: Ostatni taki rok

Mój starszy syn dostał w szkole enigmatyczną uwagę. Napisali mi, że drwił z nauczyciela, ale bez żadnych konkretów. Zapytałem Julka, o co dokładnie chodziło z tą drwiną. Nie bardzo chciał powiedzieć. Pomyślałem chwilę i obiecałem

Felieton Łukasz Orbitowski

Kiedy dzieci stają się dorosłe/ fot. Unsplah

Mój starszy syn dostał w szkole enigmatyczną uwagę. Napisali mi, że drwił z nauczyciela, ale bez żadnych konkretów. Zapytałem Julka, o co dokładnie chodziło z tą drwiną. Nie bardzo chciał powiedzieć. Pomyślałem chwilę i obiecałem mu, że nie dostanie żadnej kary, jeśli tylko przyzna się, co zmalował. Zachęcony w ten sposób Julek powiedział co zaszło. Otóż, pani w klasie zapytała go, gdzie był na feriach. Odpowiedział, że w Wuhan

 

 

Julek w czerwcu kończy trzynaście lat. W pokoju ma plakat z Batmanem, jakimiś postaciami z kreskówek i jeszcze jeden, mój ulubiony, z fałszywym statkiem kosmicznym i napisem I WANT TO BELIEVE. Identyczny wisiał w piwnicy agenta Muldera. Marzyłem o takim dawno temu, w latach dziewięćdziesiątych. Prócz tego na ścianie wisi rower, którego Julek nigdy nie używa. Jeździ bowiem na hulajnodze. Ma też mnóstwo przyborów do rysowania, klocki lego w wielkich plastikowych pudłach i trochę gier planszowych, słowem: jego pokój niespecjalnie różni się (mam nadzieję) od pokoi jego rówieśników. Zresztą Julek jest, na szczęście, całkiem zwyczajnym chłopcem. Dużo gra na komputerze i wygłupia się z kolegami.

Uświadomiłem sobie, że to ostatni rok, kiedy jest tylko i wyłącznie dzieckiem. Nie rozpaczam z tego powodu. Uważam, że dzieciństwo to potworny czas w naszym życiu, kiedy jesteśmy w pełni zależni od innych. Gorsze od niego wydaje się tylko bycie nastolatkiem.

 

Na nastolatku ciąży bowiem większość obowiązków człowieka dorosłego, ponosi też odpowiedzialność za swoje czyny. Ciągle nie jest wolny, musi się tłumaczyć. Dlatego nienawidziłem własnego dzieciństwa i własnej nastoletniości. Chciałem decydować o sobie. Łaknąłem możliwości podejmowania własnych decyzji. Najbardziej na świecie marzyłem o pracy i zarabianiu pieniędzy.

Julek podchodzi do życia spokojniej i z mniejszą ambicją. Cieszy się codziennością i niezbyt przejmuje się tym, co go czeka. Z rozmów, jakie przeprowadzamy, wynika pewne zaciekawienie, jak budzi w nim nadchodząca seksualność. Nie wdając się w szczegóły, próbuje rozgryźć naturę zmian, które zajdą w jego ciele. Bawią go i ciekawią, nic więcej.
Pracuję ostatnio nad scenariuszem do serialu. Bohaterami są nastolatki w wieku szesnastu do osiemnastu lat. Tryb produkcji pozwala sądzić, że serial zostanie wyemitowany za cztery lata (zapewne później, być może w ogóle nigdy). Mówimy o roku 2023. Wówczas Julek będzie w tym wieku, co bohaterowie, których wymyśliłem. Ciekawe co powie, jeśli znajdzie chęć, żeby oglądać. Okazało się, że piszę o pokoleniu mojego syna, o jego świecie i to Julek, nikt inny, rozliczy mnie z tej roboty.

Uświadomiłem sobie dwie rzeczy. Dzieciństwo mojego syna nieodwołalnie się kończy. Za rok będzie zupełnie innym człowiekiem. Dzieciństwo to bardzo dynamiczny okres w życiu człowieka. Biegnie od zaszczanej pieluchy do pierwszego wąsa. A potem dobiega końca, ustępując miejsca dorosłości. Dzieciństwo jest czymś, co się kończy – warto pomyśleć o nim w ten sposób. Z dorosłością sprawy mają się inaczej. Ta trwa swobodnie, aż umrzemy. Po dzieciństwie coś jest. Natomiast nie ma już niczego po dorosłości.
Co gorsza, rozumiem już, że nie zdołam Julkowi w niczym pomóc. Niedługo opuści swój pokój ze statkiem kosmicznym, rowerem, kompletem pisaków, i pójdzie w nieznane. Nie doradzę mu z pracą, bo się na tym nie znam. Świat się zmienił, ja się odkleiłem. Być może zdołałbym coś pomóc w sprawach sercowych, doradziłbym, jak postępować z trudnym kumplem. Ale Julek przecież nie będzie słuchał. Na co mu pierdziel i jego bajdurzenie?
Nie mogę mu pomóc. Muszę tylko przyjąć tę prawdę do serca. Rodzic, który próbuje pomóc, choć nie potrafi, jedynie szkodzi. Mam nadzieję, że Julek poradzi sobie tak, jak ja sobie poradziłem. I cieszę się, że jeszcze przez chwilę mam dziecko w domu.

Parę dni po tym kawale z Wuhan Julek rzeczywiście zachorował. Dostał wirusowego zapalenia gardła, czy czegoś podobnego, w każdym razie – gorączkował w domu i narzekał, że nie może grać na komputerze. Zajrzałem do niego i powiedziałem, że mam przykrą wiadomość. Czy pamięta ten głupi dowcip o Wuhan? Otóż gdy zachorował, wysłałem maila do szkoły, żeby usprawiedliwić jego nieobecność. Tam połączyli fakty i Julek, niestety, będzie musiał odbyć miesięczną kwarantannę. Wszyscy myślą, że naprawdę był w Wuhan. Nic już się nie da zrobić. Spakujmy się szybko, bo zaraz przyjdą tu panowie w takich białych kombinezonach. Tak właśnie powiedziałem Julkowi, a on uwierzył może przez trzy sekundy. Roześmiał się i ośmielił się zauważyć, że jestem głupi.
Oczywiście, jak na swój wiek

 

Łukasz Orbitowski

Oceń artykuł
1KOMENTARZ
  • Daria Alda 9 marca, 2020

    Ciekawe, pierwszy raz spotykam się ze stwierdzeniem, że dzieciństw może być potworne. Nie sposób się nie zgodzić. Jak dla mnie najpiękniejsze lata to czas studiów oraz pierwszych poważnych „pomyłek” (20-30 lat).

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ