Tuesday, March 18, 2025
Home / Felietony  / Łukasz Orbitowski  / Łukasz Orbitowski: Kochając dla Szatana

Łukasz Orbitowski: Kochając dla Szatana

Pasja pozwala uciec. Ucieczka choć niepraktyczna, często pomaga.

Te "głupoty" pozwalają oderwać się od rzeczywistości. Warto. / fot. Kaboompics

Cześć, dziewczyny. Mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku. Piszę do Was z lotniska w pewnym małym europejskim mieście. Chcę Wam opowiedzieć o tym, co mi się przydarzyło

Te "głupoty" pozwalają oderwać się od rzeczywistości. Warto. / fot. Kaboompics

Te „głupoty” pozwalają oderwać się od rzeczywistości. Warto. / fot. Kaboompics

Przyjechałem, żeby zebrać materiały do książki. Część akcji wydarzy się właśnie tutaj. Ten rodzaj pracy polega na włóczeniu się. Nie znałem miasta ani żadnego z mieszkańców i cieszyłem się perspektywą kilku samotnych dni. Zdjęcia z włóczęgi wrzucałem na Instagram. Zobaczył je pewien polski student, przebywający na wymianie czy czymś podobnym. Zaproponował, że pokaże mi miasto, co też uczynił. W konsekwencji wypiliśmy butelkę wódki, siedząc wśród resztek rzymskiego akweduktu. Wyrzucono nas ze sklepu muzycznego, nie wpuszczono do squatu i było po prostu fantastycznie.

Dlaczego obcy człowiek zdecydował się mi pomóc? Być może dlatego, że jestem pisarzem i chciał mnie poznać. Istnieje jednak inny, ważniejszy powód. Otóż obaj jesteśmy metalowcami. To znaczy: nosimy się na czarno, słuchamy głośnej, prymitywnej muzyki, kupujemy płyty, czcimy Czarnego Pana i jemy hamburgery z kotów. Nie widzieliśmy się wcześniej, ale od razu poczuliśmy bliskość – ten jej przyjemny rodzaj, z którego nie wynika nic więcej ponad jeden wieczór przesycony koleżeństwem. Rozmawialiśmy o zespołach, o tym, kto co nagrał, a kto jest głupi. W pewnym momencie towarzysz wyznał, że metal kosztował go związek, na którym bardzo mu zależało. Narzeczona nie mogła znieść ciągłych wyjazdów na koncerty i, przypuszczalnie, hałaśliwej muzyki w domu.

Posmutniawszy, przypomniałem sobie doświadczenia innych metalowców w tej materii. Jeden kolega zamawia płyty na adres kumpla, żeby żona nie widziała, na co marnuje swoje pieniądze. Jeszcze inny sobie kupi jakiś kompakt, lecz już nie posłucha. Hałaśliwe dźwięki przeszkadzają żonie i dziecku. Ma więc półeczkę pełną nieprzesłuchanych płyt. Może oglądać ich grzbiety. Są jak książki w nieznanym mu języku.

Na marginesie dodam, że mój syn uwielbia metal. Niedawno, gdy puściłem mu coś spokojniejszego (nie wiem nawet, był to Lutosławski czy też Katy Perry), popatrzył na mnie jak na wariata i powiedział: „Tato, co ty, puść coś, żeby ryczeli!”.

Piszę tu o metalu, bo to temat mi bliski, lecz mógłbym go podmienić na dowolną męską pasję, od wędkowania przez gry komputerowe aż po zdobywanie ośmiotysięczników. Dodam jedynie, że metal jest pasją wyjątkowo bezpieczną i nieinwazyjną (w końcu można sobie kupić słuchawki). My, metalowcy, nie śmierdzimy farbami i klejem jak modelarze, nie strzelamy do zwierząt i raczej nie spadniemy z Mount Everestu. Wizja czterdziestoletnich, łysiejących facetów machających głowami do jakichś wyjców szarpiących druty na scenie może, co najwyżej, wywołać dobrotliwy uśmiech. Jesteśmy śmieszni i dobrze o tym wiemy.

Piszę o tym powodowany przekonaniem, że dla Was, kobiet, pasja ma mniejsze znaczenie niż dla facetów. Nie chcę wyjść na seksistę, szowinistę czy krótkowzroczną mendę. Po prostu w swoim życiu spotkałem bardzo wielu pasjonatów i niewiele pasjonatek. Mam wrażenie, że myślicie bardziej praktycznie, i tyle. Pasje nie są praktyczne. Albo inaczej: ich pożyteczność wychodzi mimochodem, jak tłuszcz ze spodni rurek. W końcu dzięki pasji miałem fantastyczną wycieczkę.

Głupota męskich pasji bierze się z młodości, do której przynależą właśnie rzeczy głupie. To wtedy zaczynamy grać w gry, słuchać muzyki albo chodzić po górach. Później pojawia się tzw. związek, tzw. dorosłość dedykowana sprawom poważnym. Miejsce pasji, w najlepszym razie, redefiniuje się na marginesie życia, w jakimś garażu, gdzie w co drugą sobotę pan Staś skleja swoje modele.

Tak nie może być. Pasja jest jednym z najistotniejszych elementów życia, winna być w centrum, a nie w ornamencie. Sam poświęcam na muzykę kilka godzin dziennie. Nawet mój syn wie, że ojciec musi przesłuchać sobie przynajmniej dwie płyty, nim naprawdę zacznie dzień.

Mógłbym napisać, że pasja nie konkuruje z Wami, miłe dziewczęta. Ale to nieprawda. Raczej nie potrzymamy się za ręce, gdy macham głową dla Szatana. Nie skoczymy w weekend do Toskanii, bo jadę na koncert. Pojedziemy kiedy indziej, kiedy jednak zrezygnuję z jakiegoś koncertu. Wreszcie ważność pasji nie czyni Was nieważnymi. I odwrotnie.

A teraz najistotniejsze. Wy, dziewczyny, zwyciężycie. Kolega spotkany w obcym mieście stanowi rzadki wyjątek. Większość mężczyzn odpuszcza swoje pasje na rzecz dowolnie rozumianego domowego ogniska. Niekiedy dzieje się to w sposób naturalny, jakże przykry. Brakuje pieniędzy, mnożą się obowiązki, zaczyna brakować sił. Pasja odpada jako pierwsza.

Większość z nas wybierze związek. Ugniemy się. Jesteśmy mężczyznami – to znaczy, że jesteśmy wobec Was praktycznie bezbronni. Dzięki idiotycznej pasji do muzyki metalowej zwiedziłem całkiem sympatyczne miasto, zjechałem kawał świata, poznałem wielu fantastycznych ludzi, którzy okazali się moimi przyjaciółmi, słowem, nie byłem samotny nawet w najczarniejszych dniach mego zasmarkanego życia, jak bardzo żałośnie by to brzmiało. Mam wrażenie, że z metalem jestem lepszym człowiekiem niż bez. Jak sądzę, dotyczy to również innych pasjonatów.

Jeśli spróbujecie nam odebrać te głupoty, te śmiesznostki, zgodzimy się na to w końcu, bo Was kochamy. Ale nie róbcie tego, proszę.

Łukasz Orbitowski

Pisarz o wielkiej pracowitości i jeszcze większej wyobraźni. Zaczął pisać, żeby zaimponować koleżankom w liceum. Dziś ma w dorobku sześć powieści, w tym „Inna duszę”, nagrodzoną w 2015 roku Paszportem Polityki.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ