Thursday, September 12, 2024
Home / Felietony  / Łukasz Orbitowski  / Łukasz Orbitowski – Gdyby Trudeau był Polakiem

Łukasz Orbitowski – Gdyby Trudeau był Polakiem

Poproszono mnie, bym napisał o przystojnym polityku, Justinie Trudeau z dalekiej Kanady, gdzie sprawuje funkcję premiera. Nowy felieton Łukasza Orbitowskiego.

Łukasz Orbitowski: pisarz o wielkiej pracowitości i jeszcze większej wyobraźni. Zaczął pisać, żeby zaimponować koleżankom w liceum. Dziś ma w dorobku sześć powieści, w tym „Inną duszę”, nagrodzoną w minionym roku Paszportem Polityki / fot. Matys Studio fot. Matys Studio / matys-studio.com

Poproszono mnie, bym napisał o przystojnym polityku, Justinie Trudeau z dalekiej Kanady, gdzie sprawuje funkcję premiera. Wydaje się człowiekiem z innego, lepszego świata. Do tego uchodzi za niesłychanie przystojnego, a jego fryzura wybiła się na samodzielność, odgrywając ważną rolę w spocie wyborczym.

Łukasz Orbitowski, fot. Matys Studio / matys-studio.com

Łukasz Orbitowski, fot. Matys Studio / matys-studio.com

Ten facet wydaje się aż niewiarygodny w swojej fantastyczności, a moja czarna dusza aż kipi od podejrzeń. Podejrzewam, że Trudeau ma tuzin szkieletów zakopanych pod podłogą, okłada żonę młotem kowalskim i jada dzieci – tylko to zrównoważyłoby jakoś jego nabrzmiałą wspaniałość. Oglądany na zdjęciach i filmach sprawia wrażenie sympatycznego człowieka, który stara się mówić prawdę i w miarę możliwości wychodzi innym naprzeciw. Chcielibyśmy mieć takiego sąsiada, lekarza, nauczyciela. Pochodzi z rodziny wybitnie politycznej (jego ojciec również był premierem, a maleńkiego Justina kołysał sam Richard Nixon), ale nie wpadł w cynizm, nie zdemoralizował się od przepychu. Więcej nawet. Długo próbował iść własną drogą. Robił na bramce. Grywał w serialach. Organizował spływy po górskich strumieniach. Trenował boks i stoczył nawet prawdziwy pojedynek z kanadyjskim senatorem, również dobrym na pięści. Zaczynając przygodę z polityką w swoich latach trzydziestych, ujawnił się jako idealista życzący wszystkim dobrze. Nie wiem, czy mu wierzę. Wiem, że chcę mu wierzyć. Tak to wygląda.
Katalog zalet Trudeau zdaje się nie mieć końca. W jakiś sposób facet przypomina Obamę przed pierwszą kadencją. Z kolei jego wady są tak naprawdę zaletami. Przyznał się do palenia w młodości marihuany, bo wiedział, że i tak mu to wyciągną. Nie wygłupił się więc jak Clinton, który również palił, ale się nie zaciągał. Owszem, nazwał konserwatywnego ministra dupkiem, czyli wypowiedział na głos dokładnie to, co każdy z nas myśli o jakimś polityku. Skład jego rządu imponuje różnorodnością, sporo też w nim kobiet. Wypowiadając się o uchodźcach, zgodził się przyjąć ich 25 tysięcy, wyjąwszy jednak samotnych mężczyzn. Jest w tym jakaś mądrość. Usiłuje przywrócić w Kanadzie politykę socjalną z prawdziwego zdarzenia, wzorując się na ojcu w tym zakresie. A nade wszystko posiada piękną klatkę piersiową, którą pokazał, zrzucając ciuszki na rzecz jakiejś akcji dobroczynnej. Można by rzec: chciałoby się takiego faceta w Polsce!
Jako ważący dziewięćdziesiątkę, zwalisty chłop z nosem jak kartofel i imponującą diastemą, niezbyt się chyba nadaję do prawienia o przystojności. Rozpoznaję jednak jej deficyt w naszej polityce i rozumiem Polki spoglądające tęsknie na to ciacho z Montrealu. Weźmy choćby naszych prezydentów. Pierwszy z nich stanowi do dziś przedmiot gorączkowego sporu: patriota to czy sługus Moskwy? Nikt o zdrowych zmysłach nie posądzi jednak Jaruzela choćby o cząstkę seksapilu, a już na pewno nie pielęgniarka, do której próbował się dobrać, leżąc na łożu boleści. Lech Wałęsa w swoich dobrych latach niewątpliwie był samcem alfa, niestety pękatym, jakby właśnie wlał w siebie gar grochówy i popił ciepłym żywcem. Nieboszczyka Kaczyńskiego pozostawię w spokoju. Kto chce, niech spojrzy na bliźniaka i sam oceni, jaki to Adonis. Dwaj następcy roztaczają z kolei, odpowiednio, urok parkingowego stróża i wystraszonego doktoranta nauk ścisłych. Dość powiedzieć, że za symbol seksu biegał Aleksander Kwaśniewski, ten sam, który dzisiaj funkcjonuje wyłącznie w rozlicznych i prześmiesznych memach akcentujących miłość zacnego Ola do wódy.
Z premierami było jeszcze gorzej, lecz chodzi o coś innego. Polski wyborca najwyraźniej nienawidzi urody, swą miłość kierując do opisanych wyżej osobników. Przejechała się na tym lewica i to trzykrotnie, najpierw lansując tandem Olejniczak – Napieralski, potem forsując słynną panią Ogórek. Ta przepiękna, bezbarwna trójca przepadła pogrzebana pod progiem wyborczym i nikt nie kwapi się do wygrzebywania tych przedwcześnie zgasłych figurantów polityki. Żeby oddać sprawiedliwość drugiej stronie, pamiętam czasy, kiedy polska prawica miała szlachetne oblicze Mariana Krzaklewskiego. Piękny Maryjan (jak go określano) przerąbał wszystko, co mógł, osuwając się w nicość, wyczekującą teraz na Adriana Zandberga.
Z tego właśnie powodu nie mamy szans na polskiego Trudeau, choćby był mądry niby Bauman, charyzmatyczny jak Popek i miał urodę młodego Deląga. Nie ma szans. Polski Trudeau stałby się weekendową sensacją, podczas której uśmiechałby się w programach śniadaniowych, gdzie panie prowadzące nawet nie dopuściłyby go do słowa. Pojawiłby się na okładkach niektórych gazet, a następnie dano by go na debatę z Korwinem. Wokół nieszczęśnika momentalnie wyrósłby tłum cwaniaków i cwaniar, każdy o uroku starego taksówkarza albo kierowniczki sklepu osiedlowego. Gadaliby mu, jaki jest wielki i wspaniały, tak długo, aż by w to uwierzył i odpadł od twardej rzeczywistości wprost na poduszkę fałszywego samozadowolenia. Jakoś w tym czasie straciłby kontrolę nad strukturami powstającymi wokół niego i zmieniłby się w kolejną gadającą głowę, tyle że ładniejszą od innych. Jeśliby go nawet wybrali raz, nie uczynią tego ponownie. Dlatego Justin Trudeau powinien dziękować losowi, Bogu, indiańskim duchom czy komu tam chce, za to, że nie urodził się w Polsce.
U nas polityk musi być brzydki.

ŁUKASZ ORBITOWSKI – pisarz o wielkiej pracowitości i jeszcze większej wyobraźni. Zaczął pisać, żeby zaimponować koleżankom w liceum. Dziś ma w dorobku sześć powieści, w tym Szczęśliwą ziemię, nominowaną do Paszportów Polityki i Nagrody Literackiej Nike.

Felieton pochodzi z nr 1/2016. Zobacz, gdzie możesz dostać magazyn drukowany [DYSTRYBUCJA MK]

orbitowski

Pisarz o wielkiej pracowitości i jeszcze większej wyobraźni. Zaczął pisać, żeby zaimponować koleżankom w liceum. Dziś ma w dorobku sześć powieści, w tym „Inna duszę”, nagrodzoną w 2015 roku Paszportem Polityki.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ