Life Festival Oświęcim za nami!
Muzyka, energia, moc i pełno gwiazd, Life Festival Oświęcim 2014 przeszedł do historii!
Święto muzyki, życia, radości i pokoju – finał tegorocznej edycji Life Festival 2014 wniósł do Oświęcimia potężną ilość pozytywnej energii. Od najwcześniejszych godzin porannych miasto przeżywało oblężenie fanów muzyki. Tysiące melomanów spędzało popołudnie poprzedzające sobotnie koncerty m.in. na rynku miasta. Wszyscy czekali na artystów sobotnich koncertów, ale szczególnie na tego jednego – Erica Claptona, aby oddać hołd bluesowi i blues rockowi.
Dzień rozpoczął się od świetnej pogody i rekordowej frekwencji na starcie biegu ulicznego „Tolerancja na sportowo”. Ponad 500 uczestników z Polski i ze świata, m.in.: z Kenii, Etiopii, Białorusi i Ukrainy, poparło swoim wysiłkiem ideę biegu w dystansie na 5, 10 i 2,5 km. Biegacze i kibice mogli zobaczyć Roberta Korzeniowskiego z numerem startowym na dystansie 5 km oraz w biegu rodzinnym na 2,5 km, podczas którego mistrz olimpijski zaprezentował swój kunszt chodziarstwa. Na metę dotarł z jedną z rodzin biorących udział w biegu.
Tymczasem na stadionie MOSiR trwały próby do wieczornego koncertu finałowego.
Jako pierwszy na scenie pojawił zespół Eleanore Krieger. Grupa, dla której był to debiutancki (!) koncert w karierze, już niebawem może mocno namieszać na rodzimej scenie muzycznej. Wielu starszych kolegów po fachu mogłoby im pozazdrościć nie tylko przebojowych piosenek, ale również scenicznej charyzmy. Być może widoczny brak tremy jest spowodowany telewizyjnym doświadczeniem dwójki frontmanów, Wojtka Baranowskiego i Ernesta Staniaszka – finalistów programu „The Voice Of Poland”.
Izraelska grupa Kerach 9 (znana również jako Ice 9) swoim energetycznym występem podtrzymała gorącą atmosferę na widowni. Największy aplauz wzbudziła „Nasza klasa” Jacka Kaczmarskiego, zaśpiewana częściowo po polsku. Wokalista Noam Rotem jest wielkim fanem polskiego barda. Zadziwiające, że ten utwór, gdyby nieco pozmieniać imiona i nazwy miejsc, byłby aktualny również dziś, w wielu miejscach na świecie – mówił ze sceny. W wywiadzie dla festiwalowej telewizji lider zespołu, podkreślił, że to wielki przywilej grać na festiwalu, który promuje idee zbudowania nowej, lepszej przyszłości dla takiego miasta jak Oświęcim. Mówił też o tym, jak czuje się w Polsce:
To moja druga trasa po Polsce i naprawdę kocham to miejsce, czuje się tu jak w domu. Może dlatego, ze część mojego DNA jest właśnie stąd. Kiedy graliśmy koncert w Łodzi odnalazłem dom mojego pradziadka. Jestem częścią tego miejsca, ludzie są wspaniali, miejsce jest wspaniale a ja tylko szukam okazji, żeby tu wrócić.
[Not a valid template]Kolejna odsłona poprzedzająca występ gwiazdy wieczoru, Erica Claptona, był występ zespołu Abby. Berlińczycy zaprezentowali nowoczesny miks psychodelicznych brzmień i klubowego transu, w niebanalnych aranżacjach – w instrumentarium grupy znajdują się m.in. flet i wiolonczela. Wokalista Abby Filou po pierwszym utworze przywitał LFOwską publiczność nieśmiałym „dzień dobry”. Za to w graniu są niegrzeczni! Aż trudno uwierzyć, że to ich ostatni koncert podczas europejskiej trasy koncertowej – zmęczenia nie widać! Poprzedniego dnia grali na festiwalu w Glastonbury, dziś na LFO. Zwierzyli się, że granie w Oświęcimiu na LFO to sama przyjemność. Za kulisami wielokrotnie powtarzali, że jeszcze nigdy nie byli na tak świetnie przygotowanym festiwalu z tak doskonałą organizacją i opieką. Było świetnie, niesamowicie się bawiliśmy. Mieliśmy ostatnio dużo koncertów, ale tuwszystko jest idealne i wszyscy o nas bardzo dbają, a to nie zdarza się często.. Wszyscy byli tak niezwykle mili, bardzo dobrze się bawiliśmy. Mówili też , że identyfikują się z idea festiwalu i popierają zmiany wizerunku miasta poprzez granie i festiwal. Możemy wrócić tu choćby jutro! – zakończyli.
Koncert Edyty Bartosiewicz należał do bardziej oczekiwanych na tegorocznym LFO. Artystka, która w ub. roku powróciła po wieloletnim niebycie, rzadko koncertuje. Z jej wyjścia na scenę stadionu MOSiR ucieszyło się również niebo, na którym na chwilę pojawiła się malownicza tęcza. Artystka po każdym utworze nawiązywała kontakt z publicznością, która żywo reagowała na każde słowo: „Czy ktoś ma dzisiaj urodziny? – pytała Edyta ze sceny po piosence „Urodziny”. Zgłosił się młody chłopak, Kacper. „Ta piosenka była dla Kacpra. Ile masz lat? Dwadzieścia? O Jesus!”Artystka zaprezentowała mieszankę nowych nagrań z największymi przebojami, których nie brakuje w jej dorobku. Część z nich ( np. „Jenny” czy „Szał”) zyskała nowe, zaskakujące aranżacje.
Umieściliśmy kilka rzeczy, które w ogóle nie są znane. I jeszcze w dodatku pozmienialiśmy aranżacje tych hitów, ale bardzo cieszę się, że z każdą piosenką zdobywaliśmy serca publiczności. Bardzo dziękuję za bis i dla mnie jest to niesamowite przeżycie. Z każdą chwila mam silniejszy wokal, bo wokal był problemem dla mnie przez 12 lat. Dzisiaj śpiewało mi się super, mocnym głosem i po prostu czułam się pewniej na scenie. Nasza droga jest dziwna. Nie gramy pomniejszych koncertów, pojawiamy się na wyjątkowych imprezach. To jest niezwykle wyzwanie – psychologicznie. Nie mam takiego obycia ze scena. Długo mnie nie było i gram tylko duże koncerty. Bardzo trudno, bo czasami trzeba się zmierzyć z publicznością, która może już nie pamięta Twoich piosenek, przekonać ją do siebie. Jest to wyzwanie , ale najważniejsze, ze koncert był fajny. Jestem bardzo zadowolona. Zespół zagrał fantastycznie. Było super.
Artystka wspominała, że wychowała się na Claptonie.
To jest dla mnie niezwykły zaszczyt. Właśnie udzielam wywiadu dla państwa, a w tle gra Eric. Oczywiście ja zaraz tam idę, staje w tłumie i słucham. Jest to dla mnie niezwykle przeżycie. Zagranie supportu przed Eric’iem Claptonem jest jak spełnienie marzeń z dzieciństwa. Ja się wychowałam na tej muzyce, wychowałam się na bluesie i nawet pozwalam sobie ostatnio coraz częściej mówić, ze jestem wykonawczynią bluesowo-folkowa. Dzisiaj zagraliśmy bluesa i wydaje mi się, ze ludziom ten klimat bardzo pasował.
Eric Clapton to nie tylko jedna z największych gwiazd, jakie do tej pory zagrały na LFO, ale również jeden z najwybitniejszych żyjących muzyków rockowych na świecie. Ma rzeszę wiernych fanów, którzy, aby zobaczyć jego koncert, potrafią pokonać setki kilometrów. Brytyjski geniusz gitary czarował oświęcimską widownię nastrojowymi balladami, podczas akustycznej „Layli” oraz „Tears In Heaven” na stadionie MOSiR panowała intymna atmosfera, niczym w kameralnym klubie. Z kolei rockowe arcydzieła w rodzaju „Cocaine” czy „How Long” (zaśpiewane przez Paula Carracka) porwały tłum do spontanicznej zabawy. Clapton najczęściej przypominał jednak, że jest rasowym bluesmanem, wykonując z pasją takie standardy gatunku, jak „Hoochie Coochie Man” Muddy Watersa czy „Little Queen Of Spades” Roberta Johnsona. Żadnej przerwy, hit za hitem! Można było zapytać „How long has this been going on”? Weteran sceny – tak, ale w szczytowej formie absolutnego wirtuoza i artysty, przemawiającego do pokolenia za pokoleniem! 20 tysięcy osób zgromadzonych na koncercie głośnymi oklaskami domagało się bisu. Był – „High Time”. Po tym numerze, przy niesłabnącym entuzjazmie publiczności, koncert, a zarazem piąta edycja Life Festival Oświęcim dobiegły końca, pozostawiając fanów z pięknymi wrażeniami i wspomnieniami, nie tylko muzycznymi. Już za rok kolejna edycja festiwalu dla pokoju, kolejne wielkie gwiazdy, wyzwanie organizacyjne i zapewne również niezwykła satysfakcja, jak przy tej edycji…
marta 2 lipca, 2014
szkoda, że tylko drugi dzien opisujecie- wcale tak super nie było. super bylo na Soungarden! wczesniej luxtorpeda roznieciła w kazdym ogien. w
drugi dzien bilety mozna bylo kupic za 30-NA SIłĘ, to swiadczy o superowosci 😉