„Łącznie podwieszałam się 5 razy, lubię ból”. Suspension po polsku
„Czujesz się niezniszczalny, wisisz na własnej skórze, która nie pęka”

Są osoby, które lubią odczuwać ból, Fot. AI
„Łącznie podwieszałam się 5 razy. Za pierwszym razem straciłam przytomność, ale przewodniczka dała mi cukierka i potem było już dobrze. Pierwsze podwieszanie jest najciekawsze. Z każdym następnym razem masz ochotę wymyślić coś bardziej hardcorowego, poczuć coś nowego. Za drugim razem pękła mi skóra, musieli mnie zszywać. Miałam jeden hak w czole, jeden w klatce piersiowej i sześć z tyłu.”
Suspension jest aktem podwieszania ciała na hakach, umieszczanych w skórze. O tym, skąd wziął się ten rytuał, a także jak wygląda z perspektywy uczestnika, opowiada kobieta, która pragnie zachować anonimowość.
Jaka jest historia suspension, skąd się to wzięło?
Był to przede wszystkim rytuał przejścia u rdzennych plemion. Podwieszali się, aby świętować ważne wydarzenia, wykonywali także tańce wokół drzew, podczas których sami tworzyli napięcie między swoją skórą a drzewem. Kiedy czuli, że są już gotowi i że moment przejścia został osiągnięty, sami odcinali się od drzewa. Generalnie rzecz ujmując jest to rytuał plemienny.
Przyjmowało się, że jeśli człowiek mdleje w czasie podwieszania, to znaczy że wstąpił w niego Wielki Duch. Ja także zemdlałam za pierwszym razem.
Dlaczego zdecydowałaś się spróbować?
Chciałam to zrobić od wielu lat. Lubię ból i lubię z nim eksperymentować. Wtedy też intensywnie zajmowałam się shibari (od redakcji: japońska sztuka wiązania, unieruchamiania, ozdabiania ciała liną). Zadzwoniła do mnie znajoma, która powiedziała, że zapraszają do Polski wyjątkową osobę zajmującą się podwieszaniem. Jest to dziewczyna, która ma ogromną wiedzę na temat podwieszania, wchodzi w rolę opiekuna, jest wiedźmą i potrafi z każdym rozmawiać, tak jak tego potrzebuje. Przy pierwszym razie zemdlałam, bo byłam bardzo zmęczona. Cały dzień pomagałam w organizacji miejsca, a także podciągałam innych ludzi. Przy shibari taki stan zmęczenia jest nawet wskazany, wtedy łatwiej wejść w swoisty trans. Ale przy podwieszaniu jest inaczej, trzeba być wypoczętym i najedzonym, bo jednak jest to duża ingerencja w ludzkie ciało, traci się też krew. Przewodniczka dała mi wtedy cukierka i potem już było dobrze.
Za pierwszym razem wisiałam w pozycji suicidal, są to dwa haki wbite w plecy, najpopularniejszy setup na początek.
Innym razem wisiałam za 6 haków, a na koniec zdecydowałam się pozbyć pięciu z nich i zostać na jednym. Ten jedyny hak był wbity na żebrach. Nie wiem czy wiesz, ale historię suspension w Polsce zapoczątkował Janosik, jego też powiesili za żebra.
Może Cię zainteresuje:
BDSM – co to jest i jak zacząć? Przekonaj się, że przyjemność może być brutalna
W jaki sposób dowiedziałaś się o podwieszaniu?
O suspension dowiedziałam się przez środowisko związane z tatuażami i shibari. W Polsce nie ma zbyt wielu osób, które profesjonalnie zajmują się podwieszaniem i robią to dobrze. W Bielsku Białej jest para która podwiesza, znam też szamana z Wrocławia, który się tym zajmuje. Organizowane są także wydarzenia poświęcone suspension.
Wrocławska grupa, która zajmuje się podwieszaniem, organizuje skoki na bungee na hakach. Wygląda to tak samo jak normalny skok na bungee, z tą różnicą, że lina przymocowana jest do haków wbitych w ludzkie ciało.
W przeszłości robili to między innymi w kamieniołomie w Sobótce. Była to totalna partyzantka, przychodzili ludzie, gapili się i pomagali im w organizacji. Teraz wszystkie wydarzenia tego typu trzeba bardziej ukrywać, odbywają się one na terenach prywatnych i z dala od ludzi, żeby nie narażać się na zarekwirowanie sprzętu. Gdyby losowy przechodzień zobaczył w lesie wiszących ludzi, prawdopodobnie nie wiedziałby na co patrzy i mógłby szukać pomocy u glin. A z nimi bywa równie.
Kultura podwieszania jest bezpośrednio związana ze światem modyfikacji i skaryfikacji. W Irlandii i Wielkiej Brytanii skaryfikacja jest zakazana i grozi więzieniem od momentu, gdy tamtejsze środowisko nakręciło wokół siebie głośną aferę i władze wzięły ich pod lupę.
Z kolei w Afryce skaryfikacja do dziś stanowi ważny rytuał, praktykowany między innymi przy okazji wchodzenia w dorosłość. Szaman używa żyletki i kawałka bambusa do wycinania wzorów na skórze. W plemionach, które żyły w trudnych warunkach, wymagających odwagi i umiejętności znoszenia bólu, ceremonie inicjacyjne wiązały się zazwyczaj z przejściem granicy cierpienia I pozostawiały na ciele trwale ślady, w postaci tatuaży lub skaryfikacji.
Zobacz też:
Piercing intymny. Secret spot, czyli kolczyk w łechtacze
Dlaczego ludzie decydują się na podwieszanie?
Generalnie ludzie dzielą się na tych, którzy podwieszają się dla przeżycia (ja zaliczam się do tych osób), dla funu lub dla hajsu. Jednym z tych ostatnich jest pewien mężczyzna, niesłusznie wypromowany w naszym środowisku przez film na temat shibari i suspension, w którym brał udział. Jest on również znany z afery związanej z dziewczyną, którą oślepił podczas wykonywania modyfikacji gałki ocznej. To był zabieg tatuowania gałek ocznych na czarno *
Decyzją sądu nie poszedł siedzieć, miał jednak zapłacić odszkodowanie rzędu 200 tysięcy złotych. Mimo to dalej wykonuje modyfikacje ciała i podwiesza.
Tacy ludzie, którzy nie wchodzą dobrze w rolę opiekuna i nie rozumieją, że osoba z którą pracują jest na nich zdana w stu procentach, absolutnie nie powinni się tym zajmować.
W zeszłym roku poznałam gościa z Afryki, który występował w cyrku i podwieszał na hakach razem ze swoim ojcem. Stworzył między innymi konstrukcję z 13 osób podwieszonych na hakach. Ma magazyn kupiony pod Lizboną, tworzy wielkie konstrukcje z ludzi i robi to dla funu. Ciekawe jest to, że nie ma nic wspólnego ze środowiskiem tatuatorskim, nie ma żadnych tatuaży.
Była również taka ważna postać w świecie podwieszania i modyfikacji, Yann Brenyak, gość który chciał poddać się eutanazji, bo stwierdził że nic go już nie cieszy, nic nie daje wyrzutów dopaminy, bo wszystkiego już doświadczył.
Ostatecznie popełnił samobójstwo. To było istotne wydarzenie dla ludzi z tego środowiska, organizowano nawet zrzutkę na jego pogrzeb.
Co masz na myśli mówiąc, że ludzie robią to dla pieniędzy? Chodzi o prowadzenie jakiś konwentów?
Chodzi o zarabianie na podwieszaniu ludzi. Koszty potrafią być bardzo różne, wiem że skoki na bungee, które odbywają się w sierpniu to koszt około 400 euro. Jak na polskie realia jest to bardzo dużo. Często osoby, które robią to naprawdę dobrze, biorą dużo mniej pieniędzy niż inni, którzy nie mają takich kwalifikacji, ale są bardziej wypromowani. Jest to spora społeczność, są organizowane konwenty czy weekendy z suspension, więc jest też zapotrzebowanie na ludzi, którzy się tym zajmują.
Warto zaznaczyć, że w Polsce podwieszanie nie jest zakazane.
Czy ludzie którzy to robią maja wykształcenie medyczne?
Raczej nie. Często są to ludzie, którzy jeżdżą po świecie i uczą się od innych osób. Jedną z takich przewodniczek jest właśnie dziewczyna, która podwieszała mnie za pierwszym razem. Ona zdobywała wiedzę między innymi w Indonezji. Druga osobą, która mnie podwieszała to Anti Shanti – Rosjanka, która zajmuje się również skokami na bungee i rytualnymi pochówkami. Chowa kogoś pod ziemią, w masce gazowej, zasypuje aż do momentu, gdy chowana osoba krzyknie, że ma dosyć. Jest to większy hardcore niż podwieszanie. Ta sama dziewczyna przejechała kiedyś ulicami Petersburga samochodem ciągniętym na dwóch hakach, wbitych w pośladki innej osoby.
Wyświetl ten post na Instagramie
Mówiłaś, że praktykujesz podwieszanie dla przeżyć. Jakie uczucia towarzyszą temu procesowi?
Masz poczucie, że wszystko jest możliwe. Czujesz się niezniszczalny, wisisz na własnej skórze, która nie pęka. Możesz latać. To poczucie niezniszczalności jest nie do opisania, jest to na pewno spowodowane wyrzutem całej masy hormonów. Wszystkie zmartwienia znikają. Niektórzy ludzie robią to na dragach, ja absolutnie nie – uważam, że to już samo w sobie dostarcza ogromną ilość bodźców.
Rok temu miałam jeden hak w czole, jeden na klatce i sześć z tyłu. Wisiałam z przeciwstawnymi siłami ciągnięcia. Jest to trochę nie do opisania.
Czy twoje spojrzenie na świat zmieniło się w jakiś sposób przez podwieszanie i doświadczanie tego bólu?
Tak, bardzo. Zawsze byłam osobą skrępowaną w aspekcie swojego ciała. Podwieszanie pozwoliło mi dużo zmienić w tym kierunku. Moja znajoma, która miała ogromne problemy z plecami, po podwieszeniu poszła do fizjoterapeutki i okazało się, że problem zniknął.
Można się kompletnie rozluźnić, mięśnie ulegają całkowitemu relaksowi. Odchodzą wszystkie spięcia.
Całość takiego wyjazdu, to że razem przygotowujemy kuchnię wegańską, opowiadamy sobie o swoich przeżyciach, potem podwieszamy się razem, to wszystko bardzo zbliża. Traktuję to bardzo terapeutycznie.
Podwieszanie kojarzy się z czymś ekstremalnym, bolesnym i niebezpiecznym.
Uważam, że podwieszanie jest dużo bezpieczniejsze niż np. shibari. Przy suspension najgorsze, co może się wydarzyć, to pęknięcie skóry. Raczej nie ma efektów ubocznych, poza tym, że czasem z dziury po haku kapie osocze przez jakiś czas po podwieszeniu. Za to przy shibari możesz na stałe uszkodzić komuś nerwy. Opowiem ci, jak cały proces podwieszenia wyglądał u mojej pierwszej przewodniczki, ale prawdopodobnie u każdego prowadzącego wygląda on trochę inaczej.
Na początku dziewczyna rozmasowuje miejsce, w które docelowo mają być wbite haki. Spięte mięśnie oznaczają większy ból, może być też tak, że brak umiejętności rozluźnienia się zdyskwalifikuje cię z późniejszego podwieszenia.
Przewodniczka przebija wyznaczone miejsce sterylną, jednorazową końcówką założoną na hak. Haki mają zwykle średnicę od 5 do 8 mm. Podwiązuje się do nich płytki stanowiskowe (takie jakich używa się między innymi do wspinaczki), a do nich linki. Następnie linki przyczepia się do przygotowanego wcześniej punktu podwieszenia. Trzeba wybrać miejsce, sprawdzić które drzewa są stabilne i rozciągnąć liny między punktami. To jest bardzo dużo przygotowań.
Żeby zawisnąć w powietrzu czasem wchodzi się na drabinę i skacze, jednak najczęściej wykorzystuje się mechanizm z liną, którą ktoś podciąga do góry.
Ja pełniłam tę funkcję przy swoim pierwszym wyjeździe. Niektórzy wybierają sobie, kogo chcą do podciągnięcia. To jest też kwestia budowania zaufania między ludźmi, bo jednak oddajesz się kompletnie w czyjeś ręce. Ktoś podciągnie cię za mocno lub poluzuje za bardzo i jesteś narażona na ból.
W momencie, gdy osoba jest już gotowa do podwieszenia, podczepia się ją pod wyznaczony punkt. Osoba podciągającą tworzy coraz większe napięcie na linie, przewodniczka chodzi za tobą krok w krok. Krok do przodu, krok do tyłu. Oddycha z tobą i kontroluje wszystkie punkty, sprawdza czy skóra nie pęka.
Gdy całe ciało jest już w powietrzu, następuje oderwanie skóry od mięśni i to jest najbardziej bolesny moment. Potem ten ból przechodzi, trwa to około minuty, może więcej. Później już nic nie czujesz, możesz latać, bujać się, tańczyć.
Na koniec ściągają cię na dół, możesz też sama ściąć sobie te sznurki, nawiązując do rytuału Indian. Kładziesz się na leżance i wtedy następuje najdziwniejsza rzecz w całym tym procesie – powietrze wchodzi między skórę a mięśnie. Trzeba to dobrze wymasować. To bardzo dziwne uczucie, gdy powietrze uchodzi ze skóry przez dziurki.
Czy zostają po tym blizny?
Bardzo malutkie. Tej na czole chyba nawet nie widać. Tutaj na zgięciu łokcia mam taką małą bliznę. Jak ktoś ma grubszą skórę, mogą zostać trochę większe. Na czole miałam wielką, fioletową gulę po moim drugim podwieszaniu. Ale szybko przeszło.
Jak długo się wisi?
Gdy już nie czujesz bólu, wcale nie chcesz, żeby cię ściągali. Jest jednak ta presja, że kolejne osoby czekają. Jakby nie to, można by wisieć i wisieć. Jedni wiszą 10-20 minut, inni dłużej.
Czy dużo osób, które przychodzą się podwiesić, rezygnuje z powodu bólu?
Powiedziałabym, że jedna na 10 osób, ale nie da się tak łatwo tego ocenić. Myślę, że statystyka zależna od osoby, która to prowadzi. W przypadku mojej pierwszej przewodniczki, którą widziałam przy jakichś czterdziestu czy pięćdziesięciu podwieszaniach, tylko 2 osoby nie dały rady. Każdy ma czasem gorszy dzień, czasem jest tak, że ktoś musi trochę dłużej się przygotowywać. Są osoby, które myślą, że nie dadzą rady, ale jest to kwestia przeczekania. Jak zemdlejesz – przewodnik daje ci cukierka i jest okej. Chłopakowi, na którego ziemi raz się podwieszaliśmy, dwie godziny zajął proces oderwania się od ziemi. Za każdym razem, gdy zaczynali mu podciągać linę, on mdlał. W końcu sam zaczął ją sobie podciągać i ostatecznie udało mu się oderwać od ziemi. Gdy w końcu zaczął latać, był niesamowicie szczęśliwy.
.
Przypis:
* https://warszawa.wyborcza.pl/warszawa/7,54420,29747466,jego-blad-pozbawil-klientke-wzroku-jest-wyrok-sadu-w-sprawie.html