Chirurżka, psycholożka, ministra i gościni. Kto się boi feminatywów?
Czy „kierowczyni” na drodze przeraża cię i szokuje tak samo jak „kierowca”?
Jako naród jesteśmy mocno podzieleni, a mało który temat tak nas rozpala jak… feminatywy. Wystarczy iskra, niepozorna chirurżka w tytule. Żeńskie końcówki nie pozostawiają obojętnym. Nikogo. Jesteś albo za, albo przeciw. Nigdy pomiędzy. Pytanie tylko… Czy naprawdę jest sens toczyć wojnę o końcówki, skoro w tym sporze nie sposób wyłonić zwycięzcy?
Może też cię zainteresuje:
9 rzeczy, które szokują obcokrajowców w Polsce i Polakach
Mój dom murem podzielony
Feminatywy to żeńskie formy nazw zawodów i funkcji, zakończone najczęściej na -ka, -yni/-ini, –ica, –a. W polszczyźnie obecne od dawna. Zadomowione – niektóre mniej, inne bardziej. Do niektórych jesteśmy już tak przyzwyczajeni, że zupełnie nie odczuwamy, że coś z nimi nie tak. Innych z kolei nie możemy znieść: brzmią dziwacznie, karykaturalnie, prześmiewczo. Po prostu źle.
Im niższy jest status zawodu, tym nazwy z sufiksem feminatywnym są dla nas bardziej naturalne. Kobieta, która chce dorównać mężczyźnie na polu zawodowym, powinna używać męskiej nazwy. «Kelnerka» jest w porządku, ale «prezydentka» uchodzi za dziwactwo. Tak chyba być nie powinno
– mówi prof. Mirosław Bańko, językoznawca.
Nikt nie ma problemu z fryzjerką, pielęgniarką, modelką czy sprzątaczką. Ale już te związane z wyższym prestiżem społecznym, jak doktora, profesorka czy ginekolożka wywołują zgrzytanie zębów i chęć zatkania uszu. Na złodziejkę, idiotkę czy wariatkę nikt nie uniesie brwi ze zdziwienia, nikogo nie zgorszy prostytutka. A niech tylko w rozmowie padnie gościni…
Końcówkę wsadź sobie w mózg albo w brudne buty, może pomoże.
Nie pokonacie normalności, dewianci.
To szaleństwo powstrzymamy i wasze chore ideologie z radością poniżę. Dla dobra naszych dzieci!
Zrobię to w sejmie.
Czekam na pierwsze posiedzenie z tym nowotworem demokracji… https://t.co/fPcBvuVjMD
— Dominik Tarczyński MEP (@D_Tarczynski) October 28, 2019
Nowomoda: ta przebrzydła nowomowa
Skąd więc to oburzenie i lekka hipokryzja? W dużej mierze to kumulacja zwykłej niewiedzy, lenistwa językowego, nie osłuchania, powielanych mitów i – przede wszystkim (!) – upolitycznienia feminatywów. Nie da się się w Polsce o feminatywach rozmawiać na gruncie czysto językowym. Bez odniesienia do kwestii społeczno-politycznych. Na spokojnie. Temat polaryzuje polskie społeczeństwo i wzbudza niesłychanie silne emocje.
Jak dla mnie to debilizm. Na faceta pracującego w roli kosmetyczki mamy mówić „kosmetyk” w takim wypadku? A na kobietę-barbera – „barberka”? Jak się nie mają do czego dopier…, to już głupoty wymyślają
– czytamy pod wpisem na Instagramie komentarz użytkownika @skajo_o
A wszystkiemu winna – według niektórych – lewica i jej wyborcy.
Kwestia feminatywów to nowotwór wymyślony przez zdziczałe feministki. Oszalałe z nienawiści lewaki niszczą kulturę
– pisze na Instagramie @thewysocky w odpowiedzi na post o feminatywach
Wciąż wiele osób błędnie utożsamia żeńskie końcówki z tzw. lewackością, upycha je w słowa-wydmuszki, językowe wytrychy: nazywa lewacką ideologią. Feminatywy to według wielu feministyczna nowomowa (i moda), którą siłą próbuje się narzucić Polkom i Polakom.
Temat został praktycznie zagarnięty przez jedną z opcji politycznych. Te wszystkie hasła typu: „tylko my dbamy o kobiety”, „jesteś z nami albo jesteś wrogiem kobiet” itd. Doszło do tego, że używając feminatywów jest się automatycznie wpychanym do worka z całą masę innych poglądów. Na co dzień poruszam się w obrębie skrajnie różnych środowisk i jest to normą. Niestety, szybko to się nie skończy, bo strategia „dziel i rządź” jest bardzo wygodna dla każdej ze stron
– czytamy pod jednym z filmów dotyczących feminatywów.
Martyna F. Zachorska, Pani od Feminatywów, autorka książki „Żeńska końcówka języka”, podkreśla w wielu swoich wypowiedziach, że feminatywy są narzędziem politycznym:
Feminatywy straciły swoją dawną neutralność i stały się markerami przynależności politycznej. Dziś posłanki lewicy i część posłanek centrum stosuje feminatywy, a posłanki prawicy odżegnują się od nich, jak tylko można
To jeden z powodów, dla których prawdopodobnie wiele osób nie chce używać feminatywów – w obawie przed politycznym zaszufladkowaniem.
Gwałt na polszczyźnie
Przeciwnicy żeńskich końcówek nagminnie zrównują feminatywy z nowomową (rozumianą jako synonim neologizmów, czyli nowych słów w języku). Sęk w tym, że feminatywy nie są wymysłem feministek i współczesności, nie powstały na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat. Takie formy były w języku polskim obecne jeszcze przed wojną. Później stopniowo ich frekwencja malała.
W kontekście „starości” form żeńskich celnie punktuje na Instagramie @o.jezyku:
W przypadku żadnych innych słów nie wymaga się takiej „archeologii” jak w przypadku feminatywów. Tzn. inne „nowe” słowa w języku, inne wypadkowe słowotwórstwa nie są tak bardzo podbudowane stwierdzeniem, że „mogą być, bo zawsze były”. To naturalne dla języka, że tworzymy nowe słowa, ale tylko od kobiet wymaga się tyle dodatkowej pracy, żeby uznać, że mogą się jakoś nazywać, że mogą się samostanowić w języku
Entuzjaści żeńskich końcówek zarzekają się, że pogrzebali je komuniści. Natomiast wśród niektórych językoznawców pojawiają się głosy, że zaczęły zanikać już wcześniej, a ostateczny cios zadał im PRL w ramach postulowanej równości (równe prawa i obowiązki, a więc wspólna nazwa dla wszystkich). Nie zmienia to faktu, że końcówki żeńskie w polszczyźnie występowały, to nie sztucznie utworzone twory. Język polski oparty jest na binarności (podział on – ona), femintywy są naturalnym tego następstwem, są zgodne z logiką naszego języka.
W wywiadzie dla Gazety Wyborczej Michał Rusinek, polski literaturoznawca, pisarz i tłumacz, powiedział:
To, co zrobił PRL, sprowadzając zawody do form męskich, to był gwałt na języku. Jeśli mamy naprawdę dekomunizować, trzeba wrócić do żeńskich końcówek
O gwałt na języku oskarżani są też ci, którzy feminatywów używają na co dzień. Bo są brzydkie, nie brzmią, nie wyglądają, wzbudzają co najwyżej śmiech i politowanie. Ci, którzy z feminatywami są za pan brat, oszpecają polszczyznę, kpią sobie z niej, kaleczą język ojczysty. A przy tym stosują przemoc – bo narzucają żeńskie końcówki.
Czytam, że feminatywy to forma agresji. Forma narzucania… Narzucaniem jest użycie jakiejś formy – bo dokonałem wyboru językowego. A to że ktoś w komentarzach wypisuje, że to gwałt na języku, nowomowa… To nie jest narzucanie, to jest obrona polszczyzny…
– stwierdza Maciej Makselon, redaktor, polonista, o którym głośno za sprawą wystąpień o feminatywach w TEDx.
Wojna na (i o) końcówki
Jedyne, co łączy zwolenników i przeciwników żeńskich końcówek, to poczucie bycia atakowanym i wyśmiewanym.
Jedni drwią z kobiet pilotek, listonoszek czy adwokatek, inni „protezami językowymi” nazywają połączenia typu pani dyrektor. Połowę polskiego społeczeństwa wysyła się do logopedy, bo ma problem z wymową chirurżki czy architektki, inni obśmiewają „loszki”. Uwielbiamy sobie dogryzać i wbijać przysłowiowe szpile. Jako atak odbieramy czyjś indywidualny wybór i prawo do językowego samostanowienia.
Krystyna Czubówna tak mówi o feminatywach:
To, co mi bardzo przeszkadza i pewnie panu będzie trudno w to uwierzyć… Feminatywy. Ja nie jestem w stanie się do tego przyzwyczaić. Feminatywy od słów, do których bardzo trudno tę żeńską końcówkę przyczepić, brzmią karykaturalnie. Ładniej jest „pani psycholog” zamiast „psycholożka”. Po to żeby zaznaczyć, że mamy do czynienia z kobietą dodawało się rzeczownik „pani” i już. Daleka jestem od tego żeby dyskryminować kobiety, wręcz przeciwnie: w pierwszych szeregach idę walczyć o to, co nasze, ale te końcówki… No nie.
Z kolei profesor Mirosław Bańko jest zdania, że…
Nadmiar „pani” przenosi nas w konwencję rozmowy z kilkulatkiem i infantylizuje język. Zamiast mówić, że pani reżyser rozmawiała z panią dyrektor, można to ująć zręczniej
Upupianie i infantylizację zarzuca się też drugiej stronie – zwolennikom feminatywów. A wszystko przez niepozorną końcówkę -ka, która w języku polskim ma więcej funkcji (np. służy do tworzenia zdrobnień). Lęk przed wyśmianiem, atakami słownymi czy „żartobliwymi” docinkami odzwierciedla stopień użycia feminatywów wśród kobiet. Szczególnie tych zajmujących wyższe stanowiska.
Kobiety (nie)widoczne w języku
Mniejszy udział żeńskiego pierwiastka w kulturze, polityce czy historii odzwierciedla język. Nieobecność kobiet w polszczyźnie jest widoczna. I choć pojawiają się głosy niektórych z nich, że im do szczęścia żeńska końcówka niepotrzebna, to dla wielu ten aspekt równościowy feminatywów jest niezwykle ważny. Nie chcą, by określała je męska końcówka, skoro identyfikują się jako kobiety.
Jak wynika z badań, użycie rodzaju męskiego jako uniwersalnego, wspólnego dla wszystkich, narzuca nam pewne wyobrażenie. Co mówi psycholingwistyka?
Rodzaj męski czy męskoosobowy jako generyczny (obejmujący wszystkich) to koncept teoretyczny. Gdy słyszymy np. słowo „policjant”, to w głowach większości osób pojawia się obraz mężczyzny. Gdy mówimy o „policjantach”, to również nie widzimy grupy mieszanej. Jeżeli chcemy żeby te kobiety były obecne w języku, a język służy nam do w miarę precyzyjnego opisywania rzeczywistości, powinniśmy się posługiwać tymi formami
– wyjaśnia Maciej Makselon.
Potwierdzeniem, że feminatywy są naturalną (nieodłączną) częścią języka polskiego, są… dzieci. To im użycie żeńskich końcówek i tworzenie form na zasadzie podobieństw przychodzi z największą łatwością.
Zdecydowanie cała nadzieja w dzieciach. Moja pięcioletnia córka używa feminatywów bardzo naturalnie. Nawet jeżeli ich nigdy nie słyszała, to sama je produkuje. I to jest piękne. Dzięki temu już za kilkanaście lat problem feminatywów zostanie rozwiązany (@e_w_a_d_w)
Moja córka powiedziała nawet, że nasza kotka nie może być dachowcem, bo to zwykła dachowczyni (@adakosterkiewicz)
Z ciekawostek powiem, że moja wtedy trzyletnia córka, gdy przeżywała fascynację strażakami i ich praca, w naturalny i oczywisty dla siebie sposób mówiła, że będzie strażaczką, gdy dorośnie. Do głowy jej nie przyszła forma „pani strażak” (@joannamazurkiewicz7351)
Język dąży do ekonomii i jak największej precyzji. Chcemy komunikować się jak najprościej, szybko i jasno przekazywać myśli. Nieużywanie feminatywów prowadzi często do niezręcznych i kłopotliwych sytuacji. Tak jak w pamiętnych nagłówkach o prawicowym polityku, który bierze ślub, a jego wybranką jest… prawnik z Ordo Iuris.
Jak długo żyją słowa?
Język to żywy organizm, ciągle się zmienia, ewoluuje. Jest nie do poskromienia i ujarzmienia. A przy tym jest bardzo chłonny – wiele jest w stanie w sobie pomieścić. Nie da mu się nic narzucić. To ludzie decydują, czy jakieś słowo się przyjmie: czy wpada do języka, czy z niego wypada, a może w nim zostanie, ale ze zmienionym znaczeniem.
Czy forma „kierowczyni” wyklucza formę „kierowca”? Albo czy ktoś kogoś do używania feminatywów zmusza? Nikt niczego nie zastępuje, po prostu język polski jest tak piękny w swojej fleksji, że pozwala na bardzo precyzyjne wyrażanie się, jeśli ktoś chce używać odpowiednich narzędzi. Ostatecznie chodzi o to, aby język giętki, powiedział wszystko, co pomyśli głowa (@paulinak.1736 )
Używamy na co dzień multum słów, które kiedyś w polszczyźnie uchodziły za kontrowersyjne. W audycji radiowej Na końcu języka Ireneusz Prochera w rozmowie nt. liberalizacji języka na przestrzeni wieków przywołuje tekst autorstwa Józefa Blizińskiego, o wymownym tytule „Dziwolągi i barbaryzmy językowe” (1888 r.). Czy obecnie dziwią nas i wywołują zgorszenie słowa takie jak nawigacja, agresywny czy masakra?
Kto wie, może zatem i dla chirurżki, dziekany czy gościni jest jeszcze nadzieja. Może nie zaginą w odmętach językowej historii…