Trudno uwierzyć, ale w moim pokoleniu nikt cellulitu nie miał, nawet grubaski. O tym, że istnieje, dowiedziałam się dopiero w Nowym Jorku. Poczytałam na ten straszny, zupełnie nieznany mi temat… brr!
Trudno uwierzyć, ale w moim pokoleniu nikt cellulitu nie miał, nawet grubaski. O tym, że istnieje, dowiedziałam się dopiero w Nowym Jorku. Poczytałam na ten straszny, zupełnie nieznany mi temat… brr! Macając uda i pośladki, szukałam efektu pomarańczowej skórki. Nic. Nawet gęsiej nie było, a przecież wraz z koleżankami weszłam w wiek cellulityczny. Obdzwoniłam wszystkie znajome, trzydziestoletnie staruszki (bo był to już czas, gdy przesunięto granicę młodości na 25. rok życia dla gospodyń domowych, a na 17. rok dla modelek). Wtedy jeszcze amerykańskie małolaty nie miały cellulitu. Dopiero wchodziło w modę obżeranie się świństwami. Koleżanki też się obmacały i ani śladu żadnej skórki. Słowiańska uroda zwyciężyła. Wypiłyśmy z tej okazji szampana.
Moja przyjaciółka miała agencję kandydatek na modelki dla fotografów. Wpadłam popatrzeć. Czternastolatki wraz z matkami czekały na casting, by prezentować kremy i bieliznę 30+, szesnastolatki – ubrania, a osiemnastki – futra dla 50+. W moim wieku można było prezentować trumny.
Zaczęłam się przyglądać Amerykankom na Jones Beach, gdzie jeździliśmy dużą grupą w każdy weekend. Większość cellulit miała.
Zobacz też:
4 fazy cellulitu? To bzdura. Zobacz jak jest naprawdę
– To od coca-coli – powiedziała Ela.
– Od chipsów – powiedziała Halinka, patrząc w zdumieniu na kalafiorowate zady w bikini.
Ja posądziłam hamburgery. Chłopcy nie wiedzieli, o co chodzi. W siermiężnym socjalizmie nie było problemu tycia czy niezdrowej diety. Była ohydna, mazista, słodka polo cocta i frytki – gofry wchodziły dopiero w modę. Hamburger był nieznany, nie mówiąc o kurczakach Kentucky i pizzy.
Z niezdrowych rzeczy były kotlety mielone smażone na smalcu, schabowe z kapustą, golonki i wódka. W sklepach dolarowych można było kupić chipsy po 30 centów w malutkich paczkach, ale kto by wydawał dolary na jedzenie, skoro trzeba było kupić jeansy – symbol statusu towarzyskiego. Ja byłam grubą Hanią Banią od słodyczy. Przestałam je jeść i stałam się Hanią Banią w normie.
W Stanach zainteresował mnie również problem diet. Wszędzie książeczki o tym, jak zjeść tylko 1000 kalorii dziennie. Miałam lekką nadwagę z powodu jedzenia pasty z sosami w nieznanych mi przedtem, włoskich restauracjach. Spróbowałam przez dwa tygodnie. Schudłam pięć kilo. Mało. Znalazłam punktową dietę pilotów amerykańskich. Można było zjeść 40 punktów. Najwięcej miał cukier i węglowodany oraz pomidory. Jedna sztuka 16 punktów. Do teraz nie jem. Alkohol – punkt za kieliszek. Inne jarzyny po dwa, a owoce… katastrofa. Ze względu na możliwość picia wina i zagryzania go szynką oraz selerem naciowym z majonezem dieta spodobała się nam wszystkim i efekty były fantastyczne. Zapomnieliśmy o chlebie, makaronie i owocach.
Do teraz, jeśli się nie dopinam w ulubionych spodniach, rzucam węglowodany. Dieta trwa kilka dni. Łatwość chudnięcia spowodowana jest również codzienną jazdą na rowerze i wstrętem do słodyczy. Kiedyś lubiłam. Teraz jem z uprzejmości.
Nadal nie mam cellulitu, jak moja mama, babcia i wszystkie ciocie. Czyli jest to problem nowej generacji, która, jak wynika z moich obserwacji w kurortach, je bez przerwy, również na ulicy. Nie do pomyślenia na moim ulubionym Manhattanie. Za to picie wody z butelki nadal modne.
Przeczytaj też:
Hanna Bakuła: jak złowić faceta
Cellulit to złe tłuszcze zawarte w niezdrowej, modyfikowanej żywności. Skoro już cellulit mamy, radzę zmienić diametralnie dietę na socjalistyczną. Naturalna żywność, dużo wody, eliminacja cukrów, owoców i dużo ruchu. Także dłuższe spódnice i ciemne rajstopy – to też na cellulit pomaga, bo go zakrywa.
Miał być tekst wiosenny, a wyszedł medyczny, ale za to edukacyjny, co się przyda w dobie zamykania szkół.
Hanna Bakuła