Friday, April 25, 2025
Home / Ludzie  / Gwiazdy  / Kora Jackowska: przypływy i odpływy

Kora Jackowska: przypływy i odpływy

Seks, narkotyki i ostry rock - Kora Jackowska to prawdziwa legenda polskiej sceny muzycznej. Miastu Kobiet odsłania kulisy rockowego stylu życia

kora jackowska maanam

Seks, narkotyki i ostry rock - Kora Jackowska to prawdziwa legenda polskiej sceny muzycznej. Miastu Kobiet odsłania kulisy rockowego stylu życia, fot. Mateusz Moskała

Seks, narkotyki i ostry rock – Kora Jackowska to prawdziwa legenda polskiej sceny muzycznej. Miastu Kobiet odsłania kulisy rockowego stylu życia.

MIASTO KOBIET: Alkohol i narkotyki od zawsze były nieodłączną częścią rockowego stylu życia. Do Polski zjawisko to dotarło na szerszą skalę w latach 80. Do Maanamu także?

KORA JACKOWSKA: Kiedyś bywałam jedyną trzeźwą osobą w naszym zespole. Muzycy walczyli w ten sposób ze stresem, zresztą po koncertach, w hotelach, często była tylko wódka, nic do jedzenia. Dzisiaj zachowujemy stuprocentową higienę. Nikomu nawet do głowy nie przyjdzie, żeby na koncertach czy w studiu nie być trzeźwym. Tworzenie muzyki to ciężka i odpowiedzialna praca.

MIASTO KOBIET: W zespole, w którego skład wchodzi wokalistka i kilku instrumentalistów, wytwarzają się szczególne emocje – pewne napięcie seksualne między nimi. Jak było u was?

KORA JACKOWSKA: Było… Na razie nie będę jednak o tym mówić, może kiedyś coś na ten temat napiszę. Prawdą jest, że w czasie koncertu w Holandii zdarzyło się, że moi muzycy… pobili się na scenie. Publiczność była zachwycona, takiego punk rocka jeszcze nie widzieli.

MIASTO KOBIET: Ostatnia płyta Maanamu, „Znaki szczególne”, była zaskakującym powrotem grupy do rocka. Czy w tej estetyce znajduje Pani jeszcze coś interesującego – jako wokalistka, ale też jako słuchaczka?

KORA JACKOWSKA: Muzyka rockowa wydaje się być niewyczerpywalna w swych możliwościach. A nowoczesna elektronika jeszcze poszerza ten potencjał. Żyjemy w niezwykle ciekawych pod tym względem czasach, gdy następuje wspaniała synteza wszelkich dotychczasowych form rocka: hipisowskiej muzyki psychodelicznej, punku, nowej fali, electro, techno i hip-hopu. Jako słuchaczka cenię sobie takich artystów, jak Beck czy Davendra Banhart, którzy w wyrazisty sposób nawiązują w swej twórczości do brzmień z lat mojej młodości. Są również bardzo ciekawe grupy: Yeah Yeah Yeahs, Empire Of The Sun, Crystal Castles czy CocoRosie. Czerpią one wiele z muzyki rockowej awangardy, której też kiedyś dużo słuchałam: Franka Zappy, The Residents, Tuxedemoon czy Chrome.

[youtube http://www.youtube.com/watch?v=mh8ZqQS1EPM ]

MIASTO KOBIET: Wyrasta Pani z hipisowskiej kontrkultury przełomu lat 60. i 70. Na ile tamte idee ukształtowały Pani sposób postrzegania świata, a co za tym idzie – osobowość artystyczną?

KORA JACKOWSKA: Kontrkulturowy ruch hipisowski był dla mnie ważny z dwóch powodów. Wydaje mi się, że obiektywnie, jako historyczne wydarzenie, wiele zmienił w postrzeganiu świata. Zaproponował tolerancję, rozszerzoną percepcję, dobre wartościowe życie, szanujące inne żyjące istoty; był pacyfistyczny, a w polskim wydaniu – antytotalitarny. Drugi powód to ten, że byłam wtedy bardzo młoda i to była dla mnie wielka przygoda. Bardzo duże, wręcz sakralne znaczenie w tym ruchu miała muzyka. To się powtórzyło w czasie wielkiej fali polskiego rocka na początku lat 80., którą, mówiąc nieskromnie, Maanam zapoczątkował.

MIASTO KOBIET: Jednym z wyznaczników kontrkultury był swoisty kult totalnej wolności – poza wszelkimi zakazami i nakazami społecznymi, politycznymi czy religijnymi. Utożsamiała się z tym Pani?

KORA JACKOWSKA: W dzieciństwie żyłam w bardzo zniewolonej społeczności zakonnego domu dziecka, więc wolność ma dla mnie fundamentalne znaczenie. Przeciwstawiam się tym systemom wartości i tym ludziom, którzy polują na moją wolność. W prywatnym wymiarze nie mam żadnego szefa ani kogoś, kto mi coś narzuca. Jestem wolna – jako artystka i jako kobieta.

[youtube http://www.youtube.com/watch?v=nIncb6Gy2js&feature=related ]

MIASTO KOBIET: Kiedy w 1976 roku Maanam zaczynał działalność, był zespołem hipisowskim. Cztery lata później, na pamiętnym festiwalu w Opolu, objawił się jako zespół punkowy. Jak doszło do tej transformacji?

KORA JACKOWSKA: Maanam był początkowo zespołem post-hipisowskim i powoli przekształcał się w zespół pre-punkowy czy nowofalowy. Istotą ruchu hipisowskiego był bunt, ale gdy muzyka hipisowska zamieniła się w koturnowe, para-symfoniczne i pompatyczne wytwórstwo, zaczęliśmy szukać nowej stylistyki, buntowniczej i anarchistycznej, a właśnie tym był wówczas punk.

MIASTO KOBIET: Czy punk pociągał Panią wtedy jedynie ze względów estetycznych, czy również jako pewien zestaw idei determinujących ogląd świata?

KORA JACKOWSKA: Jako jedno i drugie. Bunt, anarchia, prowokująca moda i cała estetyka punkowa bardzo mi się podobała.

MIASTO KOBIET: Zaraz po występie Maanamu w Opolu zafunkcjonował między Panią a publicznością wyrazisty podział na uwielbianą gwiazdę i wielbiących ją fanów. Czy stało się to w sposób naturalny, czy świadomie dążyła Pani do takiej właśnie interakcji z publicznością?

KORA JACKOWSKA: W moim życiu wszystko działo się spontanicznie, nigdy nie było w nim miejsca na żadną kalkulację. Nie marzyłam o sukcesie ani nie pracowałam na sukces. To się po prostu wydarzyło.

MIASTO KOBIET: Oceniając z perspektywy czasu, najważniejszym wyznacznikiem Pani tekstów z lat 80. jest potrzeba zachowania własnego indywidualizmu. Czemu było to aż tak ważne?

KORA JACKOWSKA: Język ówczesnej muzyki był tak samo pozbawiony indywidualizmu, jak język gazet, radia, telewizji i całej reszty. Drętwa, martwa mowa drewnianych ludzi. Ja zaczęłam śpiewać swoim językiem i to się spodobało, wzbudziło entuzjazm. Co ciekawe, dzisiaj mamy drętwą mowę promocji, tak jak kiedyś mieliśmy drętwą mowę propagandy.

MIASTO KOBIET: Maanam, podobnie jak większości polskich zespołów rockowych w czasach Peerelu, tworzył w warunkach nieustannego konfliktu: z jednej strony desperackie próby zachowania niezależności od władz komunistycznych, z drugiej – konieczność współdziałania z nią, choćby w kwestiach organizacji koncertów. Jak sobie z tym radziliście?

KORA JACKOWSKA: Nie mieliśmy tego rodzaju problemów do czasu sławetnego koncertu dla komunistycznych aparatczyków w 1984 roku. Kiedy odmówiliśmy wzięcia w nim udziału, zaczęto nas straszyć dosłownie wszystkim, czym można było w tamtych czasach straszyć ludzi. Momentalnie zniknęliśmy z anteny i z mediów. Towarzysz Świrgoń powiedział, że to nasz koniec. A dzisiaj Świrgonia już nie ma, za to my nadal jesteśmy.

MIASTO KOBIET: Maanam okazał się jedną z niewielu gwiazd z czasów Peerelu, która świetnie odnalazła się w rzeczywistości nowej, demokratycznej Polski. Na pewno zadecydowała o tym zmiana muzyki grupy w stronę balladowego popu. Co spowodowało ten zwrot?

KORA JACKOWSKA: Odbyło się to bardzo naturalnie. To są takie przypływy i odpływy, naturalne zmiany wynikające ze stanów emocjonalnych. Klimat Peerelu był bardzo ostry, potem zrobiło się łagodniej, więc nasza muzyka też musiała się zmienić.

MIASTO KOBIET: Głównym tematem waszych piosenek w latach 90. stała się miłość – we wszelkich jej odmianach: od czysto zmysłowej, do duchowej, niemal metafizycznej. 

KORA JACKOWSKA: Myślę że miłość w każdej ze swych postaci jest najważniejszą emocją w życiu człowieka. Dlatego jest tematem, który się nigdy nie wyczerpie ani nie znudzi.

[youtube http://www.youtube.com/watch?v=C9qnObP7rNE ]

MIASTO KOBIET: Pani teksty można też odczytać jako swoisty zapis peregrynacji duchowych. Dziś wydaje się, że odnalazła się Pani w buddyzmie. Czy rzeczywiście? 

KORA JACKOWSKA: Nie jestem buddystką, zbieżności są przypadkowe. Cenię życie i szanuje przyrodę. Wierzę w duchowy wymiar całego kosmosu. Jestem za otwarciem na innych, za miłością i harmonią. To stare, hipisowskie, a właściwie po prostu ludzkie, ideały. Może naiwne, ale piękne.

MIASTO KOBIET: Z biegiem lat Maanam zmienił się w płytowo-koncertową maszynę, pozwalającą na bezstresowe funkcjonowanie na rynku muzycznym. Godzi się Pani na to?

KORA JACKOWSKA: No, to nie było całkowicie bezstresowe, ale rzeczywiście z czasem trochę… nudne i wyjaławiające. Granie dla tysięcy ludzi nigdy nie jest łatwe, to gigantyczna praca. Teraz na powrót zamierzam grać w klubach i zmierzyć się z publicznością w zasięgu widowni.

Rozmawiał Paweł Gzyl / magazyn Miasto Kobiet nr 5/2009
fot. Mateusz Moskała

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ