Thursday, December 5, 2024
Home / POLECAMY  / „Jestem kontrowersyjną narkomanką, bo mam się dobrze i niczego nie żałuję” – Czyli o tym, jak narkotyki stają się narzędziem pracy

„Jestem kontrowersyjną narkomanką, bo mam się dobrze i niczego nie żałuję” – Czyli o tym, jak narkotyki stają się narzędziem pracy

Pracowałam w krakowskiej gastronomii. Takie rzeczy były na porządku dziennym

lusterko z tabletkami

Jestem kontrowersyjną narkomanką, bo niczego nie żałuję i mam się dobrze / fot. Matteo Badini / Unsplash

– Narkotyki nie muszą być pierwszym rozdziałem książki sensacyjnej, która kończy się wielką tragedią. Ludzie próbują różnych rzeczy, to normalne. Ważne, żeby się nie przejechać – mówi moja anonimowa rozmówczyni, która przez niemal 15 lat pracowała w branży gastronomicznej. Połowę tego czesu spędziła w ciągach narkotykowych. Dzisiaj niczego nie żałuje, jednak nie wszyscy jej znajomi mieli tyle szczęścia. O swoich doświadczeniach, zgodziła się opowiedzieć w wywiadzie. 

Jak to się stało, że zaczęłaś brać narkotyki w pracy?

Zabawne jest to, że właściwie nie pamiętam samego początku. Od razu zaczęłam brać regularnie, nie było takiego okresu w którym brałam „na spróbowanie”. Zaczęło się przez pracę na nocki. Po tym jak kilka razy popracowałam nietrzeźwa, zrozumiałam, że tak jest po prostu łatwiej. Weszło w nawyk.

Czy w tamtym momencie myślałaś o tym jako o „narzędziu pracy”? Czy rodzaju rozrywki?

Chyba zupełnie się nad tym nie zastanawiałam. Tak po prostu wyszło, samo z siebie. Wszyscy dookoła brali, osoby z którymi pracowałam, goście, pracownicy innych lokali gastronomicznych i moi znajomi poza pracą też. Wtedy nie myślałam o narkotykach jako o narzędziu pracy. Dopiero z czasem zauważyłam, że inni ludzie biorą narkotyki dla zabawy, na imprezach, a ja w 90% po to, żeby łatwiej i szybciej pracować.

Jak wyglądała atmosfera w pracy? Czy była jakaś cicha akceptacja używek? Czy zdarzały się sytuacje, w których ktoś z zespołu „nie dawał rady” i były tego konsekwencje?

Raczej nie zdarzało się tak, żeby ktoś nawalił przez używki. A jak tak, to z powodu alkoholu. Cicha akceptacja to chyba złe słowa, na samym początku faktycznie było trochę tajniaczenia się, na tej zasadzie, że narkotyków się nie trzymało na wierzchu i nie mówiło się o nich głośno. Ale z biegiem lat, ćpanie w pracy stało się tak znormalizowane, że czasem ludzie sypali kreski na talerzu przy stanowisku pracy, pod kamerami, bo szefostwo i tak wiedziało. Całe krakowskie środowisko gastronomiczne tak wyglądało. Barmani, kelnerzy, kucharze – wszyscy ćpali. Głównie dlatego, że lepiej się pracowało. Dla kogoś kto nie ma styczności z narkotykami, sceny, które miały miejsce w takich lokalach, mogą być szokujące. Ja jednak, wracając myślami w tamte czasy, nie widzę wcale skończonej patologii, tylko zwyczajną krakowską gastronomię. Skończoną patologię też widziałam swoimi oczami, jednak myślę, że to co dla mnie jest „skończoną patologią”, dla osoby, która nigdy nie miała styczności z narkotykami, może być hardcorem nie do uwierzenia.

 

Polecamy:

Dwie noce i trzy dni – O narkotykach, odwykach i rodzicach (prawdziwa historia)

 


Czy ta wspólnota dawała ci jakieś poczucie bezpieczeństwa, przynależności?

Byliśmy zgraną paką, to były wartościowe znajomości. Często spotykaliśmy się poza pracą. Jak zatrudniano kogoś nowego, to zwykle zaczynał robić to samo co reszta. Najczęściej było tak, że nowe osoby były obeznane z narkotykami, bo pracowały wcześniej w jakiś innych lokalach, gdzie było tego pełno. Rzadko było tak, żeby ktoś nie ćpał. Na pewno mieliśmy zbudowaną jakąś strefę komfortu, na tyle mocną, żeby chcieć spędzać razem sporo czasu.

Czy mimo strefy komfortu, pojawiały się momenty refleksji?

Jasne, że się pojawiały. Myślę, że to typowe dla narkomanów, że gdy budzisz się na kacu lub zwale, zmęczony, niewyspany i głodny, albo gorzej – jak wracasz do domu wykończony, porobiony i nie możesz zasnąć, nie masz apetytu i zaczyna się zjazd, wtedy każdy ma moment przemyśleń pod tytułem „dobra, może trzeba trochę zwolnić”. Ale prawda jest taka, że ten tryb życia nie narobił mi problemów, nie miał właściwie żadnych konsekwencji, nic przez to nie zawalałam.

Skoro mówisz, że ten tryb życia nie przyniósł negatywnych skutków, czy z perspektywy czasu uważasz, że miał on jakieś plusy?

Zupełnie nie wiem co bym robiła i kim bym była bez tego okresu czasu, bo tak naprawdę całą młodą dorosłość spędziłam w tym środowisku. Na pewno poznałam całą masę wspaniałych ludzi, dużo się dowiedziałam o życiu, poznałam wiele ciekawych ale też przydatnych historii, na których można się tego życia nauczyć. Mam dużo dobrych wspomnień, wiele istotnych kontaktów, parę fajnych relacji. Szczerze mówiąc wydaje mi się, że jakby zrobić tabelkę za i przeciw, to wyjdzie, że branie narkotyków, w moim przypadku, było na plus.

 

Zobacz także:

Od złości do nienawiści – Jak nie psuć sobie relacji z ludźmi?

 

Czy twoje podejście do narkotyków zmieniło się z czasem? Czy dziś patrzysz na to środowisko i ten tryb życia inaczej niż wtedy?

Jestem kontrowersyjną narkomanką, bo mam się dobrze i niczego nie żałuję. Po kilku latach mocnego używania, po prostu zrobiłam przerwę. Potem zdarzyło mi się kilka kontaktów w substancjami, ale w bardzo małych dawkach, w porównaniu do kiedyś. Zrozumiałam, że to już nie dla mnie, bo nie mam czasu ani ochoty na imprezowanie. Część ludzi, których poznałam w tym środowisku, jest mocno uzależniona i ich rzeczywistość wygląda zgoła inaczej. A część nie bierze już wcale i nie ma z tym problemu. Jestem świadoma przesad, które miały miejsce. Były momenty, w których zdecydowanie przeginaliśmy. To nie było ani bezpieczne, ani odpowiedzialne, ani zdrowe. Ale żyję i mam się dobrze, mam udaną karierę i dobre zdrowie, nie czuję żeby się na mnie odbił tamten styl życia. Bo wiedziałam kiedy powiedzieć stop. Nie każdy potrafi to zrobić.

Czy zauważyłaś żeby sposób postrzegania narkotyków zmienił się na przestrzeni lat? Teraz jest łatwiej, czy trudniej je zdobyć?

Zmieniło się wiele. Przede wszystkim to, że ćpanie stało się bardzo znormalizowane. Kiedyś w łazienkach w klubach czy barach było przyjęte, że wchodzi się do kabin pojedynczo, nikt nie krzyczał na cały głos że idzie na kreskę. Potem toalety zmieniły się w sale konferencyjne, ludzie wchodzili po 5 osób, śmiejąc się i żartując. Siedzieli tam 10 minut głośno komentując wykonywane czynności, bo mieli w dupie czy ktoś usłyszy że mają narkotyki To szczególnie dotyczy bardzo młodych ludzi – takich tuż po 18 roku życia. Pamiętam jak raz poszłam na imprezę 16+ na której dzieciaki wymieniały się legitymacjami pod wejściem, żeby ich wpuszczono. A po kieszeniach trzymały mefedron, bo właśnie zaczęła się moda na ćpanie. Potem przyszła moda na benzo, czyli leki, które otumaniały. Z dostępnością ciągle jest podobnie, czyli jest duża, jeśli wiesz gdzie szukać.

Jak długo zdarzało ci się pracować na tak zwanych „ciągach”, bez snu? Miałaś jakieś swoje sposoby, żeby organizm wytrzymał?

To jest dobre pytanie. Wydaje mi się, że każdy doświadczony ćpun buduje sobie własną strategię, ja przez te najmocniejsze lata najczęściej nie sypiałam wcale od piątku do niedzieli. Czasem zaczynało się w czwartek, a kończyło w poniedziałek. Myślę że norma bez snu to było 48 do 72 godzin. Dwie doby były bardzo proste do wytrzymania.Trzecia zwykle była ciężka, ale w pewnym momencie, gdy przekroczyłam taką specyficzną granicę zmęczenia, dostawałam nowe życie i mogłam jeszcze iść na after na kolejne 24 godziny. Tutaj warto zaznaczyć, że po tych 48 godzinach bez snu byłam ciagle w pracy, a nie odpoczywałam w domu. Oczywiście zgadzam się, że to mocno ekstremalne i z całą pewnością nie zdrowe. Moim przepisem było dobre nawodnienie, pamiętanie o chociaż jednym posiłku w ciągu dnia, krople do oczu, spray do nosa i dobry krem do twarzy.

Czy w czasie tych ciągów zdarzały się jakieś szczególnie trudne momenty, które cię przerastały?

Wiele razy byłam na granicy możliwości. Ale szczerze mówiąc trudno mi przypomnieć sobie jakieś naprawdę złe momenty. Ale znam osoby, które miały takie bad tripy że zupełnie świrowały – chociaż to raczej po innych narkotykach. Znałam dziewczynę, która umarła, podejrzewam że przez narkotyki. Znam ludzi, którzy zdradzali przez nie swoich partnerów czy partnerki. Znam takich, którzy wpadali w długi, albo kończyli pobici. Albo aresztowani. A są momenty które pamiętam jako wspaniałe – takie chwile dużej bliskości z ludźmi i dobrej zabawy.

 

Nie przegap: 

„Przyszedł na randkę z mamą”. Aplikacje randkowe bez cenzury – prawdziwe historie (część 9)

 

Czy te tragiczne historie – jak śmierć znajomej czy problemy innych – wpływały na twoje podejście? Czy traktowałaś to raczej jako coś, co zdarza się innym i czułaś, że tobie to nie grozi?

Kilka razy zadawałam sobie pytanie czy mam problem i gdzie postawić granicę. Gdy doszłam do wniosku, że już za dużo, to odsunęłam się od tego środowiska. Udało mi się to bez trudu, więc sądzą, że miałam to szczęście, że nie wpadłam w poważne uzależnienie. Ja uważam, że narkotyki są najczęściej niepotrzebnie demonizowane. Wszystko jest dla ludzi, jeśli są na tyle ogarnięci, żeby brać bezpiecznie. U mnie było trochę inaczej, było dużo ekstremów. Absolutnie nie uważam, żeby to powinno zostać znormalizowane, że ktoś wciąga w ramach „zawodów” kreskę amfetaminy długości całego baru, żeby sprawdzić czy da radę. I wiem, że spanie trzy razy w tygodniu to za mało. Ale jakby lepiej edukowano w temacie dragów, to może ludzie nie rzucaliby się na nie z takim brakiem odpowiedzialności.

Czy są jakieś konkretne lekcje, które wyciągnęłaś z tych lat?

Nauczyłam się, że możemy mieć wyobrażenie pewnych granic, które stanowią dla nas w danym momencie normę. Jakby ktoś nam pokazał urywek z życia 5 lat później, to byśmy nie uwierzyli, że ta granica tak bardzo mogła się przesunąć. To byłoby przerażające i niewyobrażalne, że jesteśmy w przyszłości w takim miejscu, w takiej sytuacji. Ale z perspektywy osoby 5 lat starszej widzimy, że to, że ta granica się przesunęła, to wcale nie jest koniec świata. Bo ważne są okoliczności. Tak jest chyba z wieloma rzeczami, z karierą, ze związkami.

Gdybyś miała wrócić myślami do siebie sprzed kilku lat, co powiedziałabyś tej młodszej wersji? Czy coś byś jej doradziła, czy raczej pozwoliła przeżyć wszystko dokładnie tak samo, wiedząc, że to cię doprowadziło do miejsca, w którym jesteś teraz?

Powiedziałabym: daj się prowadzić losowi, ale ufaj swojemu osądowi i nie bój się go posłuchać. Bo nikt na świecie nie może mieć lepszego osądu twojej aktualnej sytuacji niż ty sama.

Jeśli ktoś, kto nigdy nie miał styczności z narkotykami, przeczyta ten wywiad, co chciałabyś, żeby z tego wyniósł? Jaką myśl, przesłanie lub przestrogę?

Pierwsze co mi przychodzi do głowy, to że jeśli przeczytają go jacyś rodzice, to będą zszokowani i pewnie zastanowią się, jak ochronić przed tym swoje dzieci. Albo zastanowią się, czy ich dzieci mają podobną historię. Bo wbrew pozorom, tego problemu narkomanii często nie widać. Moja rada jest taka: bądźcie wsparciem dla swoich bliskich. Jeśli ktoś ma problem – pomóżcie. Ale nie demonizujcie całkowicie narkotyków, bo zbytnia ochrona dziecka przed tym środowiskiem może sprawić, że gdy zostanie spuszczone ze smyczy, zupełnie odleci. Albo gorzej, będzie tak dbało o to, żebyście nie zauważyli że ma problem, że jeśli faktycznie będzie potrzebowało pomocy, to będzie już za późno. Jestem pewna, że ten wywiad przeczytają osoby, które mają w rodzinie czynnego lub byłego narkomana, a nie mają o tym pojęcia i być może nigdy się nie dowiedzą. Narkotyki nie musza być pierwszym rozdziałem książki sensacyjnej, która kończy się wielką tragedią. Ludzie próbują różnych rzeczy, to normalne. Ważne żeby się nie przejechać. Więc dbajmy o siebie nawzajem, dawajmy sobie tą strefę komfortu i bezpiecznej rozmowy. Czasem ludzie wychodzą z błędnego założenia, że kwestia narkomanii jest zależna od wychowania dziecka i od tego, czy ma normalnych rodziców, albo czy były jakieś problemy w domu. Z doświadczenia mówię, że to często nie ma nic do rzeczy. Mówię też, i uważam że to jest bardzo ważne, że nie uchronicie swoich dzieci przed takimi doświadczeniami. Czasem to jest zwyczajnie niemożliwe. I to wcale nie znaczy, że wasze dziecko skończy w rynsztoku, bez przyszłości.

Na co dzień pasjonatka krakowskiego środowiska muzycznego, wokalistka i producentka. Dziennikarstwo ma we krwi, a jak zwykła mawiać, z genami nie wygrasz.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ