Sunday, March 16, 2025
Home / Ludzie  / Kre-aktywne  / Z KONGRESU NA KONGRES

Z KONGRESU NA KONGRES

Wyjątkowymi gośćmi Kongresu Kobiet były kongresmenki z USA: Constance A. Morella i Pat Schroeder, kobiety, które z myślą o kobietach zmieniały świat.

kongres usa shroeder

Czego pragną kobiety, czyli polityka i gender

Kongres Kobiet to okazja do poznania niezwykłych osobowości. W tym roku wyjątkowymi gośćmi były kongresmenki z USA: Constance A. Morella i Pat Schroeder, kobiety, które z myślą o kobietach zmieniały świat. I właśnie o kobiety postanowiło zapytać je „Miasto Kobiet”.

kongres usa shroeder

Czego pragną kobiety, czyli polityka i gender

AMBASADOR CONSTANCE A. MORELLA

W uznaniu „altruistycznej, pełnej oddania służby sprawie równości” Constance A. Morella została uhonorowana nagrodą Hubert H. Humphrey Civil Rights Award, a władze Włoch przyznały jej Order Legii Zasług. Była pierwszym ambasadorem USA przy Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju OECD, który zasiadał w Kongresie. Dzięki wykładom o miejscu kobiet w świecie polityki zdobyła sympatię studentów w Kennedy School Institute of Politics na Harvard University i w American University School of Public Affairs.

 

Od czasu, gdy pierwsza kobieta zasiadła w amerykańskim kongresie nie minęło jeszcze sto lat. Jak ważną rolę odgrywają kobiety we współczesnej polityce?

Myślę, że bardzo ważną, a ich umiejętność podejmowania decyzji i doprowadzania do kompromisów jest niezmiernie istotna. Dlatego ciężko wyobrazić sobie planowanie przyszłości – czy to w kongresie czy na całym świecie – bez kobiet. Zwłaszcza, że więcej niż połowa populacji świata to kobiety. Kobiety, które przez większość swojego życia związane są z domem i z rodziną, które poświęcają swój czas na opiekowanie się i wychowywanie dzieci. Oznacza to, że podstawą rodziny są właśnie kobiety; wzmocnienie ich pozycji wzmocni społeczeństwo, a w konsekwencji umocni cały świat. Dotyczy to zwłaszcza tych regionów świata, gdzie rola kobiet jest ograniczona.

A jak na arenie międzynarodowej wygląda sytuacja Polek?

Polki są niesamowite. Bardzo inteligentne, zdecydowane, a przy tym czarujące, zawsze eleganckie. Sytuacja polityczna czy ekonomiczna z pewnością nie należy do najłatwiejszych, ale to bardzo ambitne i zdeterminowane kobiety, dlatego podziwiam Polki – ich pracę, zapał i zaangażowanie. To zaszczyt być tutaj.

Do swojej marynarki wpięła Pani broszkę z połączonymi flagami Polski i USA…

Tak, bo bardzo lubię Polskę. Miałam już kiedyś okazję odwiedzić Kraków i Warszawę, i niezmiernie mi miło, że mogłam tu teraz znów przyjechać. Poza tym mam kilku przyjaciół z Polski, odwiedził mnie ostatnio były ambasador Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju, z którym współpracowałam w Paryżu.

Czy wygląd jest ważny w budowaniu wizerunku kobiety – polityka?

Wygląd? Cóż, prasa bardzo często porusza kwestie wyglądu. Czasami to przeszkadza, bo zamiast na postulatach czy osiągnięciach dziennikarze skupiają się na kwestii zewnętrznej: kolorze marynarki czy zmianie uczesania. Na przykład teraz Hilary Clinton zrobiła sobie nową fryzurę i prasa wysuwa to na pierwszy plan. Nie wydaje mi się, aby powierzchowność tak bardzo wpływała na różnicę w ocenianiu ludzi, niemniej jednak pierwsze wrażenie opieramy przede wszystkim na tym, jak ktoś wygląda i czy rozmawiając patrzy nam w oczy. Dlatego prezentacja to bardzo istotna kwestia – pewien sygnał – bo skoro ktoś dba o siebie, to pewnie będzie też potrafił zadbać o innych.

Słyszałam, że Pani musiała dbać o 9 dzieci.

O tak (śmiech). Pełna chata!

Jak zdołała Pani pogodzić obowiązki rodzinne z karierą polityczną?

Wydaje mi się, że najważniejszą sprawą jest ustalenie priorytetów i wspólnych wartości. To było 9 dzieci (4 moich własnych i 6 po mojej zmarłej siostrze), a zawsze trzymały się razem. Dalej: edukacja. Musieliśmy zawsze sprawdzić, czy dzieci mają odrobione lekcje, czy rozumieją zadania domowe, czy rozwijają swoje talenty, a nawet to, z kim się spotykają i w kim się podkochują, co było o tyle trudne, że w pewnym momencie aż 5 z nich uczyła się równocześnie w college’u. Dlatego mieliśmy wiele zabawnych sytuacji i myślę, że czasami kluczową rolę odgrywało po prostu poczucie humoru i luz.

Luz?

Tak, umiejętność nabrania dystansu. Jeżeli wchodzisz do pokoju nastolatków i widzisz w rogu odrobinę śmieci – to po prostu nie patrz w tamten róg (śmiech). Lepiej, aby w tym czasie dziecko poszło na lekcję pianina albo tenis. Ale trzeba też dodać, że dużo pomagał mi mój mąż, choć pochodził on z tej generacji, w której angażowanie się mężczyzny w domu nie było sprawą oczywistą.

A więc zmieniała Pani nie tylko kraj, ale też własną rodzinę.

Własną rodzinę. Mój dom. Czy był w 100% perfekcyjny? Nie. Ale zadowala mnie to 98%, które osiągnęłam (śmiech).

PAT SCHROEDER

Po wygraniu w 1972 roku wyborów do Kongresu, zgłosiła akces do komisji sił zbrojnych w przekonaniu, że powinna tam zasiadać jako kobieta i posiadaczka licencji pilota. Pat Schroeder, współzałożycielka parlamentarnego klubu ds. kobiet, przewodnicząca komisji ds. dzieci, młodzieży i rodziny oraz służby cywilnej, autorka książek i wykładowca w Woodrow Wilson School of Public and International Affairs na Princeton University. Obecnie kieruje English Speaking Union (ESU) na niwie krajowej i międzynarodowej, współprzewodniczy Marguerite Casey Foundation oraz zasiada w radach Common Cause, Communications Consortium i Child Welfare League of America.

Kongres, komisja sił zbrojnych i służby cywilnej, publikacje i wykłady na prestiżowych uczelniach, English Speaking Union (ESU), Common Cause, Communications Consortium… Czy to nie za dużo jak na biografię jednej kobiety?

Mężczyźni robili to od zawsze, czyż nie?

No tak, ale oni nie musieli po pracy zajmować się domem i dziećmi.

To prawda, ale w czasie swojej kariery odkryłam jedną bardzo ważną rzecz. Nieważne jak wiele masz pracy, tak długo jak pranie robi się samo, suszy się samo, naczynia myją się same, a ktoś może po drodze do domu skoczyć do sklepu zrobić zakupy – to właściwie nie ma się o co martwić (śmiech). Równouprawnienie powinno zaczynać się w domu. Wizja, w której kobieta odnosi sukcesy w pracy, wygląda jak modelka, po południu zamienia się w superwoman i cudowną mamę, która wykonuje wszystkie obowiązki z uśmiechem, a wieczorem wychodzi pobiegać sobie do parku, może jest realna, ale czasowo – niewykonalna!

Jak Pani radziła sobie z koordynacją pracy i domu?

Jak sobie rodziłam? Nie wiem (śmiech). Kiedy moje dzieci były małe, budziły się zawsze bardziej wcześnie rano. Ja, dwa razy w tygodniu musiałam latać do Denver. Mieliśmy praktycznie 2 domy, byliśmy w ciągłych rozjazdach. A dzieci – jak zwykle – zrywały się skoro i świt i biegały naokoło piszcząc swoimi cieniutkimi głosikami jak koguciki. Z tą różnicą, że w Denver czas cofnięty był o dwie godziny i zamiast o 5 rano, budziły mnie o 3.

 Kiedy więc udało się Pani zdobyć licencję pilota? W międzyczasie?

Całe szczęście o licencję pilota zadbał jeszcze mój cudowny ojciec, który uważał, że dziewczęta powinny robić dokładnie to, co chłopcy. I kiedy miałam 15 lat po raz pierwszy siadłam za sterami samolotu. Latanie jest cudowne, ale wtedy, jako nastolatka, byłam po prostu przerażona. Nauczyłam się jednak jak przezwyciężać strach. Na pewno bardzo wzmocniło mnie to doświadczenie.

Czy praca w komisji sił zbrojnych to również wpływ ojca?

Nie. To wynikało raczej z chęci zajęcia się tym konkretnym resortem od środka. Wcześniej, za każdym razem gdy wspominałam, że potrzebuję dodatkowych dotacji dla matek czy dzieci, otrzymywałam informację zwrotną, że niestety brakuje na to pieniędzy, bo większość funduszy pochłaniają siły zbrojne. Pomyślałam więc sobie, że skoro ten resort pochłania tak duże nakłady finansowe, to musi tam być straszny bałagan. Że muszę sama sprawdzić, gdzie i jak pieniądze są wydawane, a zaoszczędzone sumy będę mogła przeznaczyć na sprawy kobiet. I rzeczywiście, olbrzymie sumy pieniędzy były po prostu marnowane. Postanowiłam krok po kroku analizować budżet, powiedzieć głośno: na to po prostu nie mamy pieniędzy.

Czy o tym właśnie pisze Pani w swojej książce „Twenty Four Years of and the Place is still a Mess”?

Dokładnie tak. To były 24 lata ciężkiej pracy.

Polityka potrzebuje wiec „kobiecej ręki”?

Myślę, że rola kobiet w polityce jest nieodzowna. W Ameryce mieliśmy ostatnio debatę na temat tego, jak wyglądałby kryzys, gdyby zamiast Lehman Brothers założono Lehman Sisters. I prawie wszyscy się zgodzili, że nie byłoby tego wielkiego załamania i bałaganu. Kobiety są bardziej dokładne i jeżeli coś się nie zgadza lub wydaje się niezrozumiałe, jeżeli mamy w papierach niejasność – nie wahają się by to sprawdzić: „Zaraz zaraz, co to jest za liczba” albo „Chwileczkę, nie rozumiem tej adnotacji, możesz powtórzyć jeszcze raz”? Ale teraz, skoro chłopcy już narobili kramu, to my kobiety musimy się postarać, by go po prostu naprawić.

Rozmawiała Dorota Paciorek

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ