Thursday, October 10, 2024
Home / Fundacja Miasto Kobiet  / Kobiety Krakowa  / Kobiety Krakowa: Marta Ślęzak

Kobiety Krakowa: Marta Ślęzak

Jak zbudować i urządzić dom? Ona wie to doskonale

Marta Ślęzak, fot. Barbara Bogacka

Budowa własnego domu przetestowała jej talenty. Marta Ślęzak okazała się mistrzynią logistyki i świetną organizatorką. Swoje doświadczenia związane z budową i urządzaniem domu, opisuje na blogu Realityszol.pl

Skąd zainteresowanie projektem Kobiety Krakowa?

Obserwowałam profil „Miasta Kobiet”, widywałam kolejne publikacje w cyklu Kobiety Krakowa i zastanawiałam się, co jest takiego wyjątkowego w prezentowanych sylwetkach? Dzisiaj już wiem, że projekt ma budować poczucie wartości w każdej w nas, bo tak jak każda jest zwyczajna, jest też nadzwyczajna i powinna doceniać siebie. Jako Polacy próbujemy za wszelką cenę robić rzeczy wielkie. Tworzyć wielką naukę, wymyślać niebywałe projekty. Tymczasem społeczeństwa znajdujące się wyżej na drabinie ekonomicznej, etap „to have” mają już za sobą, skupiają się na rzeczach prostych, czasami trywialnych, i wcale nie chodzi o to, że każdy kolejny człowiek ma być Izaakiem Newtonem, którego jabłko natchnęło do odkrycia jednego z ważniejszych praw fizyki. Czasami po prostu wystarczy z owego jabłka upiec smaczną szarlotkę.

Kim jesteś i czym się zajmujesz zawodowo? Skąd pomysł na biznes? Jaką drogę przebyłaś, by dotrzeć do punktu, w którym jesteś?

Jestem osobą, która poszukuje swojego miejsca i celu, do którego została powołana. Zawodowo zajmuję się pracą naukową na uniwersytecie technicznym. Jestem łodzianką z urodzenia, kołobrzeżanką z wychowania i krakuską z wyboru. Wbrew temu kosmopolitycznemu rodowodowi jestem domatorką i miłośniczką domowego ogniska. Bez najbliższych jest mi źle. Pracuję razem z moim mężem i jest to duet wymarzony. Poznaliśmy się na uczelni i tak naprawdę poza pracą jesteśmy ze sobą 24 godziny na dobę. Uwielbiam to i każde nasze wspólne działanie mogłabym określić modnym obecnie terminem „projekt”, niezależnie czy mówimy o sprzątaniu 200-metrowego domu, czy obmyślaniu strategii tworzenia bloga (tutaj mąż był wsparciem i stanowi także nieocenioną pomoc techniczną). W 2016 roku dowiedzieliśmy się, że jestem w drugiej ciąży. Wtedy też podjęliśmy decyzję o budowie domu, a ta z kolei stała się kanwą do stworzenia bloga. Nie chciałam jednak, by był to kolejny blog budowlany. W mojej głowie cały czas tlił się temat jakości, bo tak naprawdę jej brak był powodem naszych problemów i to z nią, w odniesieniu do wszelkich usług, stykamy się każdego dnia. I tak, nieco symbolicznie, 8 marca 2019 roku blog ujrzał światło dzienne, a ja każdego dnia odkrywam w sobie kolejne pokłady pasji do pisania i wskazywania rzeczy, które fajnie byłoby zmienić wokół siebie. Za każdym razem ustawiam się w roli konsumenta: mnie stojącej za ladą, siedzącej na krześle petenta, odbierającej paczki od kuriera, czy ganiającej po krzaki roślin ozdobnych w szkółce. Nie chcę produkować, tworzyć nowego, bardziej widzę się w roli obserwatora i doradcy w odniesieniu do istniejącej rzeczywistości. Zresztą taki też jest podtytuł mojego bloga: „Rzeczywistość oczami MMSlezak”.
Swoje spostrzeżenia przelewam w tekst, co mam wrażenie wychodzi mi całkiem nieźle. Spostrzegawczość, duże oczekiwania względem siebie i innych, szczypta ironii i mamy koktajl serwowany na blogu realityszol.pl. Tworząc komentarz do sytuacji, które mnie spotykają, staram się uchwycić szerszy kontekst i zunifikować obserwacje, żeby potencjalny odbiorca tekstu, usługodawca, mógł z niego zaczerpnąć coś dla siebie, żeby otrzymał wskazówki, żeby wiedział, na co zwraca uwagę klient i jakie są jego oczekiwania. A z drugiej strony, żeby czytelnik dostał przystępny (lekki) tekst, czasem z nutą ironii, czy sarkazmu.

Czy praca to też twoja pasja?

Praca naukowa sprawia mi przyjemność, jednak jest w niej ogrom rzeczy, na które nie mam wpływu. Stanowię jedynie trybik w dużej machinie. W 2009 roku, po studiach magisterskich, gdy rozpoczynałam drogę naukową, byłam pełna wiary i nadziei w to, że zawsze wygrywa dobre i wartościowe. Dzisiaj nadal jestem, ale mam też doświadczenia i świadomość istnienia nade mną większego „tworu”.
Z kolei praca nad blogiem, na razie czysto hobbystyczna, daje mi moc i pozwala wyrażać siebie. Jednocześnie nie jestem w żaden sposób dyscyplinowana, osadzana w sztywnych ramach.

Co uznajesz za swój największy sukces (zawodowy i nie tylko)?

Spełniłam swoje wielkie marzenie – z Kołobrzegu przyjechałam na studia do Krakowa i ukończyłam je z wyróżnieniem, a po studiach doktoranckich z wyróżnieniem obroniłam pracę doktorską. Jako autorka i współautorka napisałam ponad 40 artykułów naukowych, wydałam monografię. A potem z dwójką malutkich dzieci daliśmy radę psychicznie i finansowo podźwignąć ekspresową budowę domu szkieletowego.
A pozostałe sukcesy? Od nich powinnam zacząć: kochany i kochający mąż, cicha, bratnia dusza i dwie dziewczyny, bez których nasz świat byłby niepełny. Jest jeszcze „dalsza” rodzina, na którą zawsze możemy liczyć: moi rodzice, dziadkowie, mama męża, jego brat. To wszystko jest moim sukcesem przez duże S.

Marta Ślęzak, fot. Barbara Bogacka

Marta Ślęzak, fot. Barbara Bogacka

Kto cię inspiruje?

Inspiruje mnie i zupełnie bez słów nakręca do działania mój mąż, człowiek o wielu talentach, z którym rozumiem się w lot i w pół słowa. Jednocześnie inspirujące są dla mnie historie ludzi, którzy bez nazwiska i koneksji osiągnęli wiele i ze swojej pasji zbudowali firmy i interesy samograje. Po cichu obserwuję Ewę Chodakowską, twórców marki Plantwear, Risk made in Warsaw, Pulpę Marty Maruszczyk, Remigiusza Mroza, Martynę Wojciechowską, Agnieszkę Maciąg. Ta ostatnia może nie do końca pasuje do reszty, ale stanowi dowód na to, że podróż w głąb siebie pozwala na odkrycie tego, co chcemy robić, co powinniśmy robić, do czego jesteśmy powołani. Wszystkich wspomnianych można lubić, bądź nie, jednak ich rozwój i osiągnięte rezultaty działań są niepodważalne.
Mimo bycia codzienną realistką, z chęcią poddaję się wierze, że coś jest nam przeznaczone i jeśli tylko poddać się temu uczuciu, to mogą się zadziać rzeczy prawdziwie magiczne. Podobno Witkacy powiedział, że „Kto nie przekracza siebie, jest kiepem”. Zatem każdego dnia uczę się czegoś nowego i staram się wchodzić w coś, czego zapewne jeszcze kilka lat temu bym się nie podjęła.

Wydarzenia, które cię zmieniły?

Chyba trudno znaleźć jedno konkretne wydarzenie, to raczej proces. Chociaż w moim przypadku przysłowiowym kamieniem milowym było rozstanie z pierwszym mężem. Później zaczęła się droga, w której nieustannie towarzyszy mi Wojciech, mój obecny mąż. Urodzenie dzieci, opieka nad nimi, ich wychowywanie też stanowiły elementy układanki, która powiększa się każdego dnia i mam nadzieję, będzie stanowiła taką „Niekończącą się opowieść”. Ostatnio czuję, że nastał czas na zmiany w pracy. Chciałabym, żeby blog i moja wizja działań stały się w przyszłości źródłem zarobkowania. Na razie to pasja, hobby, które towarzyszy mi każdego dnia, ale jest tylko miłym dodatkiem. Tematy, teksty, spostrzeżenia, „nachodzą” mnie w każdej chwili, ale nie zawsze zdążają być przelane na papier.

Jakie są twoje supermoce (albo w czym uważasz, że jesteś po prostu dobra)?

Jestem mistrzynią logistyki. Nieskromnie twierdzę, że na moje głowie spoczywa organizacja naszego domu. To ja, z dwójką malutkich dzieci (niespełna dwulatką i niemowlakiem) spacerowałam, gotowałam i dwa razy dziennie bywałam na budowie (dojeżdżając po kilkanaście kilometrów, czasem autem, czasem MPK), do tego organizowałam sprzedaż mieszkania, koordynowałam różne zakupy, sprawy bankowe, notarialne i inne. Jestem niezwykle konsekwentna, a mała pochwała otoczenia potrafi dać mi super moc do działania. No i mam poczucie humoru. Spostrzegawcza estetka ze zmysłem plastycznym, umiejętnością ekspresowego formułowania swoich myśli (teksty piszę w tramwaju, w drodze do i z pracy, i bywa, że w ciągu czterdziestu minut powstaje jeden tekst na bloga realityszol.pl), lubiąca ironię i sarkastyczny dowcip – oto cała ja.

Najlepsza rada biznesowa jaką otrzymałaś i przekazałabyś dalej?

Gdy stworzyłam blog i upubliczniłam pierworodne teksty, jedną z pierwszych czytelniczek była pośredniczka nieruchomości, która pomagała nam sprzedać nasze mieszkanie. To właśnie pani Katarzyna napisała mi, żeby trzymać się wytyczonej ścieżki i być sobą. Czyli żeby pamiętać o swoich priorytetach, celach, bezkompromisowości i o klapkach przy oczach. Idea była taka, żeby w pogoni nie zgubić wiarygodnej i oryginalnej siebie.

Plany na przyszłość? W jakim kierunku chcesz się rozwijać?

Chciałabym nadal tworzyć bloga, ale jednocześnie zbudować coś na kształt firmy doradczej. Nieco boję się użycia tego słowa, ale – audytującej…? Jednak nie takiej, która sprawdza papiery, tylko stawia się w roli potencjalnego klienta, bądź po prostu nim jest. No i chciałabym nadal pracować z Wojciechem.
W 2015 roku, będąc w ciąży z Konstancją, ukończyłam nawet studia podyplomowe z zakresu „Zarządzania Jakością w Przedsiębiorstwie”, ale szczerze mówiąc bardziej niż normy ISO i linia produkcyjna, interesuje mnie jakość na wyciągnięcie ręki. Taka, z którą styka się każdy z nas: idąc do fryzjera, kosmetyczki, banku, kupując lampę, czy kwiaty na cmentarzu.

Ulubione miejsca w Krakowie (np. do jedzenia/ spotkań/ na spacer)?

Ooo, tych jest całe mnóstwo. Przyjechałam znad morza, 700 kilometrów, tylko po to, żeby chłonąć artystyczną atmosferę Krakowa. Od początku imponowała mi liczba tutejszych ośrodków kultury: kin, teatrów, muzeów, no i knajpek. Uwielbiam chodzić do kina. Preferuję raczej kina studyjne. Kiedyś nieistniejący już Pasaż, Ars, Pod Baranami. Dzisiaj najbliżej nam do kina Sfinks, do którego od czasu do czasu wyrywamy się na nowy film Allena, Polańskiego, czy jakąś polską lub skandynawską perełkę. Uwielbiam spacerować po Krakowie. W trakcie studiów na zajęcia (mieszkałam wówczas na Krowodrzy) chodziłam z przysłowiowego kapcia. Potem, po zakupie mieszkania, z psem, a później z wózkiem zwiedzałam Prądnik Biały z malowniczym Dworkiem Białoprądnickim i Witkowicami, jakby wyjętymi z ram miasta, z kurami i kaczkami w obejściach. Dzisiaj odkrywam uroki Nowej Huty i okolic.
Jeżeli chodzi o knajpki, to odkryciem sprzed paru lat jest restauracja Starka na Kazimierzu, a ostatnim miejscem na lodową kawę jest Cafe Szał w krakowskich Sukiennicach. Na szybki lunch, jeszcze od czasu przygotowań do egzaminów wstępnych, mam cudowny i cały czas rozwijający się Bar Sałatkowy Chimera, a jeśli szarlotka, to w Prowincji na Brackiej. Zresztą na Brackiej zdarzyło mi się pracować w okresie studiów. Robiłam tam to, co uwielbiam robić w czasie wolnym, czyli wypiekałam słodkości w jednej z tamtejszych kawiarni. Sernik nowojorski, tort tiramisu, szarlotka z bezą, ciastka francuskie z grubą rafinadą – to byli moi przyjaciele we wtorkowe, piątkowe i sobotnie popołudnia.

Co daje ci daje energię, radość, chęć życia?

Rodzina, każdy dzień, w którym znajduję w sobie chęć do działania i w którym przychodzą mi do głowy większe i mniejsze pomysły. Bardzo nakręca mnie sukces, pochwała… Może to nie tak, że przeglądam się w oczach innych ludzi, ale lubię wiedzieć, że to co robię jest dla kogoś przydatne. Utylitaryzm mam zawsze z tyłu głowy. Od najmłodszych lat cieszą mnie osiągnięte cele. Nawet najdrobniejsze rzeczy, które sobie zamierzyłam, niezależnie czy chodziło o uzbieranie na pierwszy rower górski, czy przerzucenie własnymi rękami ton gruzu w naszym przyszłym ogrodzie i potem organizowanie kącika zieleni. Zasadniczo potrafię cieszyć się drobnostkami, a rzeczy wielkie dają mi już niemal nadprzyrodzone pokłady pozytywnej energii i mocy. No i bardzo lubię gotować, a w szczególności piec słodkości. Garnki, mikser, film Allena albo Barei w tle – i jestem w siódmym niebie. Tak, cieszy mnie dobre kino, dobre jedzenie, uwielbiam wtedy degustować jakieś wino.

Jakie twoje cechy pomagają ci w biznesie i życiu, a jakie ci je utrudniają?

Jestem zadaniowcem i kiedy skupiam się na jednym, najchętniej nie zabierałabym się za następne rzeczy, dopóki go nie skończę, a nie zawsze się tak da. Dzieci, budowa domu nauczyły mnie pokory. Doświadczyłam tego, że czasem lepiej się zatrzymać i poczekać, bo wówczas przypływa do nas więcej siły i nowe pomysły… Od dziecka byłam niecierpliwa, a życie uczy mnie cierpliwości.
Jestem też otwarta, jednakże w zetknięciu z drugim człowiekiem szybko wyczuwam, czy nadajemy na tych samych falach. Jeżeli nie, trudno mi się otworzyć na taką osobę. Mam nieco zerojedynkową naturę i muszę się uczyć dostrzegać odcienie szarości, w czym najbardziej pomaga czas.
Moja impulsywna natura, czasem stłumiona, zaczyna dopuszczać poza ogniem inne żywioły i wtedy okazuje się, że coś nie jest takie złe, jakim jawiło mi się na początku. Po urodzeniu dzieci czuję, że uwrażliwiłam się na pewne rzeczy i z tą gulą w gardle, czy łzą kręcącą się w oku też mi nie zawsze jest po drodze, wolałabym trzymać pokerową minę i mieć żelazne nerwy.

Masz jakieś swoje triki/rady ułatwiające życie, którymi chciałabyś się podzielić z innymi kobietami?

Obecnie mam chyba najwięcej spostrzeżeń dziecięco-rodzicielskich, ale jest tyle blogów parentingowych, że jest z czego czerpać. Chociaż widzę i tu niszę, ale może na razie nie będę zapeszać. Rada? Chyba taka, żeby w każdej sytuacji dostrzegać pozytyw i czerpać z niej naukę. My na przykład mamy wysoko wrażliwą córę (high sensitive baby), która jest przykładem (nawet książkowo nazwanym) „królowej dramatu”. Kiedy po raz kolejny mamy w domu bez powodu histerię i dramat, myślę sobie, że to jest próba mojej cierpliwości, lekcja otwarcia się i wpatrzenia w bardzo wrażliwego, kruchego, małego człowieka, który na razie tylko w taki sposób potrafi komunikować swoje potrzeby. Chociaż, oczywiście, nie zawsze jest łatwo…
Poza tym przekonanie, jakie się ma po powrocie ze szpitala z pierwszym dzieckiem, że się nie da rady, w końcu mija, a przy drugim jest już zupełnie inaczej. Jakoś człowiek dostosowuje się do świadomości, że już zawsze będzie musiał i zawsze będzie stanowił dla tej Istoty opiekę.
Tak, młode mamy, coś, co wydaje się niemożliwe, potem udaje się osiągnąć, a czas, który wydawał się wlec sekunda za sekundą, później wydaje się tylko błyskiem.

Czy wierzysz w to, co robisz? Dlaczego?

Z wiarą bywa różnie. Z jednej strony ufam swojej intuicji, a spisywanie moich obserwacji daje mi tyle frajdy, że trudno byłoby mi to teraz zarzucić. Z drugiej strony zdarzają mi się słabsze momenty, kiedy zastanawiam się, czy to ma sens, czy ktoś w ogóle czyta to, co napiszę. Wtedy jednak najczęściej pojawia się jakiś komentarz i daje kopa na kolejny czas wzlotu. Poza tym w trakcie rozmów okazuje się, że całkiem sporo osób czyta bloga, ale niewiele się ujawnia. Ja zresztą, obserwując profile wspomnianych wcześniej osób, też nie zawsze się udzielam. Chyba teraz bardziej, kiedy znalazłam się po drugiej stronie barykady i wiem, że moją myśl „fajnie, to ma sens”, trzeba przekuć na lajka, czy inne super, żeby ta osoba widziała, że spotyka się z aprobatą w wirtualnym świecie. Choć jednak wszystkie te lajki i uśmiechnięte emotikony budzą mój bunt, kiedy wiem, że firma pokazowo prowadzi profil społecznościowy, ale już wykonana przez nią usługa nie jest tak „polukrowana”.

Co pomogło ci rozwinąć biznes? Co dodawało otuchy i było motywacją?

Komentarze czytelników są teraz tym, co bardzo mi pomaga. Dodaje wiary, że to co piszę trafia do innych. Fajnie jest też widzieć efekt np. w postaci wymienionej windy dla wózków w jednym z banków, o co walczyłam, czy reakcji firmy, której zgłosiłam (w formie blogowego tekstu) problem z dostępnością ich ekskluzywnego asortymentu.
Jednak nasza polska mentalność jest taka, że ta informacja zwrotna gdzieś umiera po drodze – najpierw jest zapał, działanie, a potem gdzieś bokiem uchodzi powietrze i firma, mimo moich deklaracji, że udzielę jej pomocy w formie obserwacji klienta, takiego spojrzenia z zewnątrz, z tej pomocy ostatecznie nie korzysta.

Ciemne strony biznesu?

Trudność przebicia się w Internecie. Szczerze mówiąc, mimo technicznego wykształcenia, funkcjonowanie Facebooka i Instagrama (z tego drugiego w ogóle wcześniej nie korzystałam i stanowił dla mnie nieznaną i niewiadomą) musiałam zgłębiać.
Terminy SEO i inne są mi znane ze słyszenia, jestem w tej kwestii samoukiem. Dodatkowo, poza własnym czasem i energią jak dotąd nie inwestowałam środków w reklamy i sponsorowane posty, żywiąc cały czas wiarę, że zainteresowani kiedyś sami dotrą do mojego bloga. Jednakże w 2019 roku mieliśmy do czynienia z zalewem informacji, wiele osób pisze książki, prowadzi blogi, vlogi i tzw. blogi osobiste na Insta… niektórzy wyskakują nam niemal z lodówki. Chyba teraz jest trudniej zaistnieć w sieci, niż jeszcze kilka lat temu. Pułapką jest niemal ciągłe przebywanie z telefonem, dlatego staram się napisać, co mam do napisania i odkładać telefon, tak żeby córki nie miały matki wpatrzonej w jego ekran 24h/dobę.

Jako „Miasto Kobiet” realizujemy wiele projektów, mających za zadanie aktywizować kobiety i dawać im siłę do działania. Które z nich spodobały ci się najbardziej i czego, jako kobieta sukcesu, mogłabyś nauczyć nas i nasze czytelniczki?

Ostatnio przeczytałam o stażu w waszej redakcji. Zatarłam ręce, przeczytałam o nauce podstaw SEO, przygotowywania materiałów… ale okazało się, że program jest adresowany dla osób bezrobotnych.
Jestem ostrożna w „szkoleniu” innych. Nie wydaje mi się, żebym posiadała jakąś wyjątkową wiedzę i mądrość, którą warto byłoby przekazywać dalej. Może to jeszcze nie ten etap. A to, co chcę przekazać światu w postaci moich „jakościowych” przemyśleń i opowieści o naszych budowlanych doświadczeniach, opisuję na blogu.

Gdzie cię znajdziemy? Podziel się z nami swoim adresem strony internetowej, bloga, kanałów społecznościowych lub tym stacjonarnym.

Od Dnia Kobiet 2019 niezmiennie można mnie znaleźć na blogu realityszol.pl
Spotkacie mnie także na profilach społecznościowych bloga, które prowadzę, publikując kilka postów dziennie:
FB: https://www.facebook.com/MMSlezak/
IG: https://www.instagram.com/realityszol/
Zawsze można też do mnie napisać na adres kontakt@realityszol.pl

Marta Ślęzak, fot. Barbara Bogacka

Marta Ślęzak, fot. Barbara Bogacka

 

 

kobiety krakowa baner

Oceń artykuł
3 Comments
  • Adi 29 grudnia, 2019

    Czytałem kilka wpisów na blogu tej pani. Powinien nazywać się: „Jak nie budować”. W pewnym sensie można ją jednak nazwać kobietą sukcesu – udało się jej dokończył budowę mimo popełnienia po drodze wszystkich możliwych błędów. Ciekawe tylko jak długo domek postoi.

    • Marlena 29 grudnia, 2019

      Zawsze zastanawia mnie co takie komentarze dają
      jego Autorowi. Dochodzę do wniosku, że jedynie podbudowę ego. Ktoś kto działa, jest pewny siebie, a przede wszystkim dowartościowany nie ma chęci dołowania tylko raczej wspierania otoczenia.
      „Komentuj nie hejtuj” dla super bohaterów, co już zdażyło mi się powiedzieć.

  • mozilla 29 grudnia, 2019

    Czytuję bloga realityszol.pl Niektóre teksty są bardzo uniwersalne (jak np. ten o obsłudze klienta u fryzjera). Ciekawe, celne uwagi, które powinny dotrzeć do szerokiego grona. Gratulacje!

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ