Ze sztuką na ty, wieloaspektowo i od najwcześniejszych lat ‒ czyli jak kształtuje ona wrażliwość człowieka, który nią nasiąknie, jak potem promieniuje na innych i co z tego wynika
Kim jesteś i czym się zawodowo zajmujesz?
Jestem marszandem sztuki, współwłaścicielką Galerii Kolekcjoner, Prezesem Fundacji Promocji Sztuki PoKawałku, projektantką wnętrz oraz matką dwójki dorosłych już dzieci.
Jestem krakowianką. Od dziecka mieszkałam w samym centrum miasta. Mój ojciec Antoni Kawałko był artystą malarzem, a mama nauczycielką języka polskiego. Mam dwoje rodzeństwa. Rodzice zawsze dbali, aby rozwijać w nas potrzebę życia w pięknie. Sztukę i literaturę uważali za podstawę wykształcenia człowieka. W naszym domu często bywali artyści i ludzie kultury. W tamtych czasach zdobywanie wartościowych rzeczy nie było łatwe, ale albumów o sztuce, światowych galeriach i artystach, wydanych na kredowym papierze (czasem po rosyjsku) mieliśmy wiele. Leżały na stole, żeby zawsze był do nich łatwy dostęp. Godzinami trwały ciekawe rozmowy z kolegami-artystami, z którymi tata spotykał się najpierw w Jamie Michalika, a potem zapraszał do naszego domu. Jako dzieci przysłuchiwaliśmy się tym dyskusjom.
Nasze mieszkanie przy ulicy Floriańskiej było także miejscem, gdzie Tata tworzył, a ja wzrastałam przyglądając się, jak maluje. Zapach farb i terpentyny był zawsze obecny. Przy okazji opowiadał mi o innych malarzach i historii sztuki. Czasem sadzał mnie przy sztaludze i mówił: córeczko maluj… Bardzo to lubiłam. Pomimo tego, że nie poszłam w jego ślady, czego oczywiście bardzo pragnął, to pozostałam w kręgu tej dziedziny. Ale nie przypuszczałam, że będę dziś aż tak blisko z nią związana.
Najpierw, jeszcze w latach 90-tych, zajmowałam się aranżacją witryn butikowych, bo ten fach dało mi Liceum Plastyczne. W czasach, gdy dopiero zaczęły pojawiać się towary z zagranicy, głównie odzież, zrodziło się zapotrzebowanie na dekoratora witryn sklepowych. Osób zajmujących się tym w Krakowie było może pięć. Bardzo niszowy zawód. Ale ta praca najbardziej mnie kręciła! To była moja pierwsza miłość. Mam wyobraźnię i kreatywność scenografa oraz zdolności manualne, które są tu nieodzowne, gdyż często trzeba było stworzyć coś własnoręcznie. Czasem korzystałam z pięknych przedmiotów – bibelotów, których w moim domu nie brakowało… bo wiadomo, targi staroci są cudowną kopalnią skarbów, na które mój tata, ale też i ja, byliśmy wrażliwi. A kiedy były już wszystkie składowe tej kompozycji, jeszcze trzeba było poupinać odzież na szpilkach i żyłkach, żeby stworzyć przestrzenną całość. O manekinach można było pomarzyć! Wieszak ‒ to wszystko, czym dysponowały sklepy. Ale kiedy wystawa powstawała, zza szyby był od razu odzew. Przechodnie przystawali i komentowali. Czasem słyszałam te głosy, ale najczęściej czytałam z wyrazu twarzy. To praca „na żywo”. Jak performance. Tęsknię do tego.
Jaką drogę przebyłaś, by dotrzeć do punktu, w którym jesteś?
Mój ojciec miał własną galerię obrazów w Nowej Hucie. Po jego śmierci dużo czasu zajęło mi przeglądanie jego spuścizny i właściwie pozostałości całego życia. Segregowanie tych rzeczy w naturalny sposób wciągnęło mnie mocno. Nie chciałam, żeby jego obrazy zostały zapomniane. I wtedy powstał pomysł, żeby założyć fundację, dla której wymyśliłam nazwę: Fundacja Promocji Sztuki PoKawałku, aby zatroszczyć się o dorobek Taty, ale także korzystając z tego, co pozostawił po sobie, móc wspierać młodych artystów i dzielić się tym z nimi. Moje zainteresowanie rynkiem sztuki trwa właściwie od zawsze, bo w Krakowie nie sposób nie żyć blisko sztuki. Jest ona przecież w każdym zakątku tego miasta. Przez ostatnie lata jeszcze bardziej go śledzę, ale już teraz w kontekście zajmowania się nim jako marszand. Moim obowiązkiem, ale i przyjemnością, jest bywanie w galeriach i muzeach na wystawach i zapoznawanie się z twórczością artystów, śledzenie rynku aukcyjnego oraz zarażanie każdego potrzebą posiadania sztuki.
Obcowanie ze sztuką daje niezaprzeczalną przyjemność, możliwość rozwoju własnej wrażliwości oraz czerpania z niej w różnorodny sposób, na różnych etapach swojego życia. Zachęcam, aby spróbować. Nie zawiedziecie się.
Nazwa PoKawałku to pewnego rodzaju tort (który jest także logo tej firmy), w którym skupiam różne działalności. Znakomicie odzwierciedla to, jaka jestem, bo mam wrażenie, że wielorakie zdolności, jakimi obdarzyła mnie natura i umiejętności, które nabyłam podczas edukacji i w życiu sprawiają, że odnajduję się w wielu dziedzinach twórczych. Jest to projektowanie wnętrz, projektowanie przedmiotów i także Galeria Kolekcjoner. Te wszystkie światy są de facto jednym światem. Przestrzeń, którą projektuję, zawsze uzupełniam sztuką i indywidualnie zaprojektowanymi meblami. Wtedy osiągam harmonię i pełne zadowolenie.
Wydarzenia, które Cię zmieniły?
W pewnym momencie w moim życiu przyszedł czas na zmiany. Dzieci usamodzielniły się i wyprowadziły do siebie, i znów mój czas stał się moją własnością. To ogromna przyjemność, kiedy już nic nie muszę na już. Kreowanie swojego życia na nowo rozpoczęłam od wsłuchania się w siebie. Czytałam dużo książek na temat samorozwoju. Podróżowałam. A przede wszystkim odkopałam w sobie moją ogromną wrażliwość, która przez lata, w tempie codziennych obowiązków rodzinnych i zawodowych, gdzieś się zgubiła. Dziś myślę, że ta cecha jest moją najcenniejszą. To dzięki niej mogę i chcę robić to, czym się dziś zajmuję. To ona jest przepustką do fascynującego i kolorowego świata sztuki i dizajnu.
Co uznajesz za swój największy sukces?
Jestem szczęśliwa, że udało mi się otworzyć własną galerię sztuki. W odpowiednim momencie spotkałam człowieka, Andrzeja Haraburdę, którego wiedza i kompetencje oraz doświadczenie wspaniale zgrały się z moimi umiejętnościami i mogliśmy połączyć siły w galerii. Jesteśmy wspólnikami i wierzę, że długo będziemy działać razem na tym polu. Każdy dzień przynosi nowe pomysły, ale i zadania do wykonania, i doceniam to, że możemy realizować nasze zamierzenia i nieść sztukę tam, gdzie jeszcze jej nie ma.
Naszym głównym profilem jest budowanie prywatnych kolekcji sztuki. Doradzamy, jakie prace i których artystów powinny się znaleźć w takiej kolekcji, aby całość była atrakcyjna, a w przyszłości okazała się dobrą inwestycją. Bo najlepiej, aby względy estetyczne i inwestycyjne szły ze sobą w parze.
Stawiamy na sztukę młodych artystów. To właśnie tych najzdolniejszych i pracowitych chcemy wspierać w ich twórczej drodze. Wierzymy, że ich prace staną się kiedyś tymi najbardziej poszukiwanymi. Bardzo chcielibyśmy także zaszczepić w ludziach świadomość, że sztuka powinna towarzyszyć w życiu każdemu i że każdy powinien zakupić u artysty oryginalny obraz czy rzeźbę. Obcowanie ze sztuką jest nieodzownym elementem własnego rozwoju intelektualnego i wrażliwości. Sztuka ubogaca.
Jestem także dumna z tego, jak wychowałam moje dzieci. Są dobrze wykształcone, ciekawe świata, który wraz z moim mężem pokazywaliśmy im przez lata. Są pracowite, kreatywne i poszukujące. No i oczywiście, mając artystyczne korzenie, były predystynowane do tej kontynuacji, ale z własnego wyboru, a nie z naszej sugestii. Alicja (25) ukończyła malarstwo na krakowskiej ASP, ale także sprawdza się jako grafik w znanej firmie kosmetycznej. Wojtek (22) jest zafascynowany światem filmu i w tym roku ukończył studia w Krakowskiej Akademii Filmowej AMA. Od kilku lat już sprawdza się w tym zawodzie i z sukcesami realizuje różne zlecenia. Dla odmiany myśli też o pewnej działalności związanej z motoryzacją.
Jakie są Twoje supermoce?
Wzrastałam u boku artysty malarza od dziecka, nasiąkając atmosferą tego zawodu, poznałam wszystkie jego wady i zalety, trudności i sukcesy. Wiem, jak trudny to kawałek 😉 chleba, ale także wiem, jak ogromna to także przyjemność. Mam epizod zajmowania się malarstwem przez ok. 8 lat, w tym 5 lat jako uczennica Liceum Plastycznego w Krakowie.
Wiem, jak to jest stanąć przed płótnem i stoczyć z nim bitwę. Biel blejtramu onieśmiela. Nie zawsze wiadomo, czy wygra ona, czy artysta. To wieczne zmaganie się z materią.
Nie tak dawno obserwowałam przygotowania do studiów oraz artystyczny rozwój mojej córki, Alicji. Teraz bywam w pracowniach różnych artystów. Widzę jak tworzą. Organizuję im wystawy, przeprowadzam wywiady, piszę teksty, promuję ich sztukę. To wszystko, co mnie ukształtowało, daje mi pełny obraz artysty. Zatem świetnie rozumiem to, co przeżywają i mam wrażenie, że mogę właściwie zareagować na wiele potrzeb.
Podróże do wielu zakątków świata wzbogacają mnie wewnętrznie i rozbudzają kreatywność, rozwijają wyobraźnię i kształcą. Obserwacja życia na różnych poziomach zamożności, w różnych krajach daje mi mądrość docenienia miejsca, w którym jestem dziś. Mam ogromną otwartość w kontaktach z ludźmi. Mam w sobie entuzjazm poznawania ich świata i osobowości. Znajomość języków jeszcze to ułatwia. Uwielbiam energię, która płynie z takich spotkań. Jest sporo takich osób w moim życiu. Ludzie są dla mnie najważniejsi. Niektórzy ludzie pozostają w moim sercu na zawsze.
Masz jakieś swoje patenty/rady ułatwiające życie, którymi chciałabyś się podzielić z innymi kobietami?
Kiedy słyszę to pytanie, zawsze pierwsza myśl: Życie jest piękne! W końcu wszystko się dzieje w naszych głowach.
Mam umiejętność cieszenia się małymi rzeczami, więc każdy dzień jest dla mnie zachwycający.
Zawsze można znaleźć te słoneczne strony różnych sytuacji. Staram się tak robić. W tym wypadku porównywanie się z innymi można przekuć na swój zysk. Także optymizm to cecha, którą warto w sobie pielęgnować. Myślę, że jestem niesamowitą szczęściarą, mając takie podejście do życia, bo dzięki temu, pomimo różnych zdarzających się trudności, wciąż oceniam moje życie jako wspaniałe. Zawsze zadziwia mnie wypowiedź osób, które odniosły spektakularny sukces: „Gdyby ktoś kilka lat temu powiedział mi ze uda mi się tego dokonać, nie uwierzyłabym”. Zatem każdy może dojść na szczyt. Tak często wątpimy w to, a to odbiera nam całą moc działania. Trzeba z tym skończyć.
Najlepsza/najtrudniejsza decyzja, jaką podjęłaś w życiu?
Założenie rodziny we wczesnej młodości i macierzyństwo. Dziś jestem spełniona jako żona i matka. Moje dzieci się usamodzielniły, a ja czuję się wciąż młoda i pełna energii do działania. Chce mi się żyć na 100 procent. Mocniej, więcej, bardziej.
Co jest najtrudniejsze w Twoim biznesie?
W pracy galerii niełatwo jest przewidzieć, jaki będzie średni dochód miesięczny. To bardzo zmienne i nieprzewidywalne. A zatem trudno planować działania.
Jednym z trudniejszych aspektów tej pracy jest też rozstawanie się z obrazami. Każdy obraz, który przyjmujemy do galerii, jest bardzo osobistym wyborem, i zżywam się z nim. Kiedy ktoś decyduje się na zakup, z jednej strony cieszę się, że w kolejnym domu zagości dobra sztuka, ale też czuję, że jakaś część tego, co pokochałam, oddala się… No, ale jakoś sobie z tym radzę, bo wiem, że mogę znów przyjąć do galerii kolejny świetny obraz. Może to niecodzienne, ale to też rodzaj miłości, która mnie wypełnia.
Co Cię kręci/motywuje/irytuje?
Kocham kontakt z ludźmi. Jestem bardzo towarzyska. Spotkania, rozmowy, dyskusje to mój żywioł. A kiedy słyszę od niektórych, że mój entuzjazm do sztuki jest zaraźliwy i że oni sami dzięki mnie czują, że ten świat jest pociągający i nagle mają potrzebę zakupienia obrazu, to jest to dla mnie największa radość. To właśnie motywuje.
Kto Cię inspiruje?
Na pewno taką osobą jest Edith Halpert. Urodziła się w 1900 roku w Odessie, w żydowskiej rodzinie. Po Rewolucji Rosyjskiej w 1905 roku i fali antysemityzmu wyemigrowała z matką i siostrą do Nowego Jorku. Aby zarobić na życie, sprzedawały orzechy. Biznes plan był tak świetnie wymyślony , że przyniósł im ogromne zyski. Po kilku latach kształciła się w szkole dizajnu i uczęszczała na rozmaite kursy z dziedziny sztuki. W 1926 otworzyła Downtown Gallery na dolnym Manhattanie. Kiedy wszyscy sprzedawali sztukę europejską sprzed 1900 roku, ona postawiła na artystów amerykańskich. Przyjmowała do galerii obrazy w różnym stylu, starając się odnaleźć w nich zestaw najbardziej charakterystyczny w stylu dla USA. Dzięki jej zaangażowaniu Ameryka może się dziś pochwalić własną historią malarstwa i artystami, którzy właśnie wtedy zaistnieli i do dziś są najbardziej cenieni. To Halpert zaszczepiała wśród klasy średniej chęć posiadania sztuki, gdyż zależało jej, aby trafiała ona do wszystkich, a nie była tylko zabawą w rękach najzamożniejszych. To ona stworzyła pierwszy system ratalny na zakup sztuki. Podążała zawsze własną ścieżką i była niezależna, miała świetne pomysły, które z sukcesem wcielała w życie. Doradzała instytucjom i marszandom, ale wciąż jej wypracowany klient był dla niej najważniejszy. Powszechność obecności sztuki była dla niej kluczowa.
Co zawsze masz przy sobie? Co nosisz w torebce?
Zawsze mam kilka szminek w mocnych kolorach. Oczywiście telefon, a w nim już 40 tysięcy zdjęć z inspiracjami do projektowania, obrazami, które zrobiły na mnie wrażenie, impresje z natury, z miasta, z podróży, z rodziną. Ale jest jeszcze jedna rzecz, której usilnie poszukuję i która często by mi się przydawała: wiertarko-wkrętarka o dużej mocy i minimalnych gabarytach, takich właśnie do damskiej torebki! Marzę o niej. Bo dobry warsztat narzędziowy dla majsterkowicza takiego jak ja, to też duża frajda.
Na co przeznaczyłabyś dużą sumę, która spadła Ci z nieba?
Ach, marzy mi się spektakularny budynek do ekspozycji sztuki. Architektura zawsze mnie fascynowała. Kiedy dwa lata temu pojechałam na Art Basel (to największe na świecie targi sztuki, które są organizowane co roku w Bazylei), odwiedziłam nieopodal Galerię Fundacji Beleyer. To miejsce powstało w hołdzie dla „Nenufarów”, pędzla Clauda Moneta. Przeszklony, lekki budynek cudownie wpisany jest w pagórkowaty, zielony teren parku. Projekt autorstwa Renzo Piano zapiera dech w piersiach. Przenikanie się wnętrza z zewnętrzem i magiczne światło sprawia, że kolekcja genialnych obrazów m.in. Picassa, Warchola, Rousseau, Matissa, ale także naszego Wilhelma Sasnala, wywołuje niezapomniane wrażenie. Za szklaną ścianą, na poziomie podłogi, jest piękny staw, a na nim m.in. lilie wodne. Owe „Nenufary” wiszą majestatycznie na ścianie przylegającej do stawu. Oszałamiające! Marzę o tym, aby stworzyć kiedyś takie miejsce z obrazami młodych artystów, których teraz promujemy i w których sukces wierzymy. Polska sztuka zasługuje na najlepsze traktowanie.
Gdybyś miała taką możliwość, z kim zamieniłabyś się życiem na jeden dzień?
Myślę, że mogłaby to być Oprah Winfrey. Ma niesamowitą energię i siłę. Uwielbiam jej błyskotliwe wywiady z ludźmi. Jest kobietą wielu umiejętności. Była aktorką filmową i serialową, pierwszą czarnoskórą, także najwięcej zarabiającą prezenterką telewizyjną w USA. Jest filantropką, właścicielką fundacji, która wspiera osoby w trudnej sytuacji życiowej. Wydawcą własnego magazynu i producentką filmową oraz właścicielką studia filmowego. Producentką zdrowej żywności. Dzięki swoim dokonaniom w mediach jest osobą najbardziej wpływową i szanowaną w Ameryce. Ale jest kobietą niezwykle mądrą i inteligentną. Spotkania z ludźmi i niezwykłe życie dają jej niewyczerpane źródło wiedzy na każdy temat. Jej osobowość jest porywająca. Wciąż pozostaje wrażliwa na ludzki los, sama mając za sobą trudne dzieciństwo. Chciałabym choć w jeden dzień doświadczyć tych wszystkich ciekawych sytuacji, ludzi i miejsc, których ona doświadcza. To musi być fascynujące.
Czego o Tobie nikt nie wie?
Mało kto wie, jak działa na mnie sztuka. Wystawa świetnego malarstwa wprowadza do mojego organizmu jakąś niewytłumaczalną przyjemność. To takie ciepło rozchodzące się od środka. Stan, jak po tygodniu w spa. Nie dziwi więc, że w krajach skandynawskich lekarze przepisują pacjentom wizytę w galerii sztuki jako lekarstwo na przygnębienie czy stan depresyjny. Ja potwierdzam, że to działa jak najlepsze lekarstwo.
Czego chciałabyś się jeszcze nauczyć?
Marzą mi się studia kształcące na krytyka sztuki. Zapisałam się nawet na takie w minionym roku, ale niestety nie zebrała się wystarczająca grupa chętnych. Mam nadzieję, że w czasie, kiedy wiele studiów odbywa się online, taka szansa jeszcze się nadarzy. Mam w planach realizację kilku projektów elementów wyposażenia wnętrz. Czekają na odpowiedni moment.
Zawsze też fascynowało mnie projektowanie i tworzenie biżuterii. Wciąż miałabym ochotę się tym zająć.
Ulubione miejsca w Krakowie?
Kocham krakowski Rynek, serce miasta i miejsce mojego dzieciństwa. Uwielbiam jego wyjątkowość i energię! Ma jakiś magnetyzm. Nie bez powodu zachwyca się nim także cały świat. Lubię też Kazimierz, który jest miejscem sympatycznych spotkań z przyjaciółmi, trwającymi do późnych godzin nocnych, zwłaszcza latem. Ale w inne pory roku ma też swój ciepły i przytulny klimat. Ponieważ od lat fascynuje mnie sztuka Japonii, to cudownym miejscem dla mnie jest Centrum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha. Zbiory tej sztuki mogę oglądać godzinami zwłaszcza, że i sam budynek robi na mnie ogromne wrażenie. Bywam tam także na koncertach czy wykładach, a także na obiedzie czy tylko zielonej herbacie lub sushi.
Gdzie Cię znajdziemy?
Prężnie działamy na naszym funpage’u na fb – Galeria Kolekcjoner, stronie www.galeriakolekcjoner.pl. Stacjonarna galeria znajduje się przy Czarnowiejskiej 13/5 w Krakowie. Nasz e-mail to kontakt@galeriakolekcjoner.pl.
Zapraszam.
………………………….
Projekt: #KobietyKrakowa
Organizator: Fundacja Miasto Kobiet
Zdjęcia: Barbara Bogacka
Makijaż: Małgorzata Braś
Miejsce: Przestrzeń Pełna Czasu