Agnieszka Siejka: Rób co możesz z tym, co masz. Moment mocy jest teraz. Te słowa fundamentalnie zmieniły mój sposób myślenia i działania. Pojawiły się w chwili, kiedy czułam się najbardziej bezradna, pomogły postawić pierwszy krok i każdy następny
Kim jesteś i czym się zawodowo zajmujesz?
Agnieszka Siejka: Z wykształcenia jestem italianistką i specjalistką zarządzania zasobami ludzkimi. Z zamiłowania ogrodniczką oraz przewodniczką po kobiecej i księżycowej cykliczności. Certyfikowaną soul coachką, doświadczoną HR-ką, coachką i liderką zespołów. Uwielbiam znajdować połączenia i budować mosty pomiędzy pozornie sprzecznymi światami. Od kilkunastu lat związana jestem z międzynarodową korporacją, gdzie wspieram menedżerów w zarządzaniu zespołami oraz w liderskich wyzwaniach związanych ze zdrowiem fizycznym i psychicznym pracowników. „Targety”, „dedlajny”, „skile”, „kejsy” i „asapy” nie są mi obce.
Jednocześnie prowadzę własną firmę ‒ pod marką Kobieta Cykliczna buduję społeczność kobiet świadomych swojego połączenia z naturą i jej cyklami. Pracuję autorskimi metodami, łączącymi klasyczny coaching, soul coaching® oraz falowanie naszej energii podczas czterech pór roku, faz księżyca i cyklu menstruacyjnego. Wspieram kobiety w odważnym i skutecznym wprowadzaniu upragnionych zmian w życiu prywatnym i zawodowym, wykorzystując do tego zakodowany w cyklu menstruacyjnym mechanizm, ułatwiający szybkie transformacje.
Kiedy uważnie podążamy za mądrością kobiecego ciała, dostrzegamy comiesięczny rytm wzrostu energii, jej kulminacji (owulacja ‒ pełnia), opadania i wreszcie, czas odpoczynku, odpuszczania, robienia miejsca i otwarcia na nowe (menstruacja ‒ nów). Ten księżycowy rytm jest naturalny dla każdej kobiety (nawet jeśli z różnych powodów nie miesiączkuje albo weszła już w okres menopauzalny), znany i świadomie wykorzystywany w wielu rdzennych kulturach. Jednak większość z nas w ogóle tej swojej cykliczności nie zauważa i nie ma pojęcia, jak potężnym narzędziem kreowania i zmieniania własnej rzeczywistości dysponujemy. Co najwyżej dostrzegamy dyskomfort związany z symptomami PMS i kłopotliwymi, bolesnymi miesiączkami.
Marzę o świecie, w którym każda kobieta może żyć i pracować w swoim naturalnym rytmie. Moją misją jest budowanie świadomości kobiecego cyklu, a w szczególności zmiana postrzegania i doświadczania jego ostatniej, najbardziej niedocenianej, nierozumianej i nielubianej fazy, czyli menstruacji.
Dlatego stworzyłam czterotygodniowy program „Kobieta Cykliczna. Wyślij PMS na Księżyc”, w którym udział wzięło już ponad 80 kobiet. Fundamentalnie zmienia on spojrzenie na ciało, myśli, emocje i sposób, w jaki kobieta funkcjonuje w świecie. Ważnym elementem mojej pracy jest też autorski warsztat „Mapa marzeń metodą kolażu duszy soul coaching®”, który miał już kilkanaście edycji. To podróż, prowadząca do odkrycia i dostrzeżenia własnych, głęboko skrywanych pragnień, których często nie jesteśmy nawet świadome, oraz uruchomienia energii potrzebnej do ich realizacji. Połączenie tego procesu i znajomości własnej cykliczności pozwala moim klientkom zarządzać swoją energią w taki sposób, aby mogły kreować wymarzone życie bez wypalania się.
Jaką drogę przebyłaś, by dotrzeć do punktu, w którym jesteś?
Dawno temu, kiedy jako mała dziewczynka wlepiałam oczy w programy włoskiej telewizji Rai Uno, zamarzyła mi się dolce vita. Udało mi się to marzenie zrealizować. Ukończyłam filologię włoską, mieszkałam i studiowałam w słonecznej Italii, a później pracowałam we włoskiej firmie budowlanej. Zbieg okoliczności sprawił, że zaczęłam pracę w dziale HR jednej z krakowskich korporacji, co dało mi możliwość obserwowania od środka, jak działa potężna firma, notowana na światowych giełdach i liście Fortune 500, oraz liderzy, których decyzje mają wpływ na światowy rynek energetyczny.
Poznałam wspaniałych, inspirujących ludzi z całego świata i przy okazji zgromadziłam bezcenną wiedzę o zarządzaniu zespołami, projektami i nieustanną zmianą. Zdobywałam szlify w coachingu i codziennie uczyłam się w praktyce o kierujących nami emocjach i motywacjach, dynamice ludzkich relacji, powstawianiu i rozwiązywaniu konfliktów, radzeniu sobie ze stresem i mechanizmach wypalenia zawodowego.
Praca w korporacji oraz kilkanaście lat doświadczenia na stanowiskach HR i menedżerskich bardzo dużo mnie nauczyły, ale nie miałam wówczas świadomości, jak kruche może być zdrowie, kiedy zaburzymy delikatną równowagę ciała, umysłu i duszy. Jako typowa młoda, ambitna, a jednocześnie zakompleksiona dziewczyna z Europy Wschodniej, zachłysnęłam się możliwościami kariery w międzynarodowej firmie i próbowałam udowodnić swoją wartość, przeceniając jednocześnie swoje siły fizyczne i psychiczne. To były czasy, kiedy w środowisku korporacyjnym dopiero zaczynały kiełkować takie koncepcje, jak work-life balance czy wellbeing, a słowa „terapia” nie wypowiadało się na głos. Profesjonalizm kojarzony był z brakiem emocji oraz liczbą przepracowanych nadgodzin, zarwanych nocy i weekendów. Sukcesem był kolejny projekt, awans i egzotyczny urlop raz w roku, a zdrowie miał gwarantować pakiet prywatnych usług medycznych.
Przez niemal dekadę funkcjonowałam w takiej rzeczywistości, tłumiąc swoją wysoką wrażliwość i zamrażając emocje. Na pracę niemal non stop, ciągle nowe wyzwania, projekty, reorganizacje i wreszcie wypalenie zawodowe, nałożyło się nieudane małżeństwo, ciężkie choroby moich rodziców i śmierć mamy, która przez wiele lat zmagała się z rakiem piersi. Często jechałam do pracy z płaczem na końcu nosa, a po powrocie do domu nie miałam siły na nic więcej, niż bezmyślne konsumowanie zasobów Netfliksa i Internetu. Funkcjonując trochę jak chomik w kołowrotku, stale wzmacniałam w sobie przekonanie, że tak musi być i niczego nie da się zmienić.
Moje ciało krzyczało migrenami i bezsennością, abym się opamiętała, umysł eksplodował plątaniną negatywnych myśli, które wpędzały mnie w coraz głębszą depresję, a jakiś cichy głos we mnie domagał się radykalnej zmiany, przypominając mi, że to, kim się stałam, nie ma nic wspólnego z moimi marzeniami i tym, jak wyobrażałam sobie swoje życie. Zabrakło mi wówczas odwagi i narzędzi, żeby świadomie coś z tym zrobić, więc zmiana zadziała się boleśnie i z przytupem. Niemal w tym samym czasie, gdy mój mąż postanowił ułożyć sobie życie z kimś innym, ja zachorowałam na raka piersi. Z dnia na dzień moją codziennością stał się szpital, chemioterapia i radioterapia przeplatane rozprawą rozwodową.
Moment, w którym rozpadło się wszystko, co było wówczas treścią mojego życia i stanęłam oko w oko ze śmiertelną chorobą, stał się punktem zwrotnym i początkiem podróży do piekła i z powrotem, w której odkryłam siebie na nowo. Zrozumiałam, że mam w sobie moc i odwagę, o jaką nigdy bym siebie nie podejrzewała, że jestem kimś więcej, niż mi się wydawało. Znalazłam wewnątrz siebie siłę i sprawczość, której wcześniej nie dostrzegałam. Zaczęłam odważnie inwestować w swój rozwój, zdobywać nowe kompetencje i certyfikaty, spełniać odkładane przez lata marzenia i robić rzeczy, które wydawały się mało rozsądne czy pożyteczne, ale bardzo ich pragnęłam. To zapoczątkowało lawinę tym razem świadomych wyborów i zmian, które doprowadziły mnie do miejsca, w którym jestem dzisiaj.
Wydarzenia, które Cię zmieniły?
Ważnym elementem mojej drogi była choroba, dzięki której odzyskałam połączenie ze swoim ciałem i otworzyłam sobie dostęp do całej gamy zapisanych w nim emocji, traum i nieświadomych programów, a przede wszystkim doświadczenie utraty i odzyskania miesiączki, które było jedną z moich najpiękniejszych lekcji o kobiecości. Jednak prawdziwa zmiana we mnie wydarzyła się tak naprawdę w ciągu jednej sekundy. Byłam wówczas po półrocznej chemioterapii, w trakcie radioterapii, wykończona fizycznie i psychicznie batalią szpitalno-rozwodową.
Wracałam do domu po kolejnej dawce promieniowania i w połowie osiedla, na którym mieszkam, poczułam, że nie mam siły zrobić ani jednego kroku więcej, że tego wszystkiego jest po prostu za dużo i nie dam już rady. W tamtym momencie czułam się słaba, samotna, nieszczęśliwa i przerażona. Usiadłam na ławce, popatrzyłam na cudownie niebieskie, jesienne niebo, wzięłam głęboki oddech i nagle… cały świat się zatrzymał i nastąpiła absolutna cisza.
W tym samym ułamku sekundy poczułam głęboki spokój i pewność, że jestem bezpieczna, otoczona opieką i bezgraniczną miłością, wszystko jest dokładnie tak, jak ma być i nie ma co traktować sytuacji, w której się znalazłam, aż tak bardzo serio. To było tak, jakby matrix wokół mnie rozsypał się w drobny pył i świat poskładał się na nowo. Od tego momentu zaczęłam postrzegać wszystko, czego doświadczam, jako fascynującą przygodę, którą można się bawić, będąc jednoczenie jej uczestniczką i uważną obserwatorką.
Co uznajesz za swój największy sukces?
Przez wiele lat chciałam być gdzie indziej, niż byłam. Później szamotałam się między atrakcyjnymi dla mnie, ale pozornie sprzecznymi możliwościami i nie mogłam zdecydować, która ścieżka jest mi bliższa. Próbowałam znaleźć dla siebie ramę, ale gdy tylko w nią wchodziłam, brakowało mi całej reszty. Kocham coaching menedżerów w dużej organizacji, tak samo jak uwielbiam prowadzić głęboko transformujące programy dla kobiet, albo siedzieć na drugim końcu świata, grając na bębnie i pobierając nauki od indiańskiej starszyzny. Dzięki zrozumieniu cykliczności, falowania i zmienności kobiecej energii, dotarłam wreszcie do miejsca, w którym zrozumiałam, że nie muszę być „jakaś”, że mogę świetnie się czuć w pełnym ludzi biurze i w ciszy samotnego spaceru po lesie, a kobieta na szpilkach i kobieta w boho sukience z piórkami w uszach jest tak samo prawdziwą częścią mnie. Wszędzie, gdzie jestem, mogę po prostu być sobą, w całej swojej różnorodności i wewnętrznej sprzeczności czerpać z ogromnego wachlarza możliwości i dzielić się tym ze światem.
Jakie są Twoje supermoce?
Jak wiele kobiet mojego pokolenia, przez lata pielęgnowałam w sobie takie cechy, jak pracowitość, wytrwałość, upór, konsekwencja czy perfekcjonizm i uważałam je za swoje supermoce. Dziś widzę to raczej jako próbę maskowania niskiego poczucia własnej wartości, brak świadomości, kim i jaka jestem oraz niezrozumienie zmienności i cykliczności kobiecej natury. Prawdziwe supermoce często są nieoczywiste, niewidoczne na pierwszy rzut oka, a nawet kłopotliwe, jeśli nie rozumiemy i nie używamy ich świadomie. Dużo czasu zajęło mi zrozumienie, że wysoka wrażliwość i powiązana z nią empatia, która bywa sporym wyzwaniem, jednocześnie jest moim największym darem, bo pozwala więcej widzieć, słyszeć i czuć, szybciej wychwytywać i reagować na to, co jest niezauważalne dla innych. W pracy HR-owej, menedżerskiej i coachingowej, zarówno grupowej jak i indywidualnej, jest to taki szósty zmysł, który pozwala wyczuwać emocje, słyszeć to, co nie zostało powiedziane i lepiej rozumieć motywacje i dynamikę ludzkich działań.
W precyzyjnym nazwaniu i rozpracowaniu moich najbardziej nieoczywistych talentów pomógł mi test Gallupa. Wcześniej nie wiedziałam, że moją supermocą jest współzależność (connectedness), czyli umiejętność znajdowania nieoczywistych połączeń tam, gdzie inni ich nie widzą i myślenie systemowe. Dla mnie wszystko i wszyscy są ze sobą połączeni, a w tym, co się wydarza, nie ma przypadków. Potrafię dostrzegać to, co łączy, zamiast tego, co dzieli, budować mosty i relacje tam, gdzie inni widzą konflikt i chaos.
Kocham pracę z ludźmi i wśród ludzi. Mój talent woo, po polsku określany mianem „czar” sprawia, że bardzo szybko nawiązuję nowe znajomości. Ten talent czasami opisywany jest słowami „Wszyscy ludzie są moimi przyjaciółmi, ale jeszcze nie wszystkich znam”. Od wielu osób słyszę, że przyciąga je moja energia i tak już mam, że nigdzie i nigdy nie jestem sama. Nawet kiedy wyjeżdżam na zdawało by się ‒ odludzie, zaraz wokół mnie zaczyna się ruch i ktoś się pojawia. Z czasem nauczyłam się jednak, że za dużo relacji w życiu osoby wysoko wrażliwej jest bardzo wyczerpujące, więc dobieram je teraz znacznie staranniej, z większą uważnością na swoje samopoczucie i poziom energii.
Najbardziej zaskakującym i nieoczywistym talentem jest dla mnie zbieranie (input), które wraz z ciągłym uczeniem się (learner) od lat przytłaczają moją głowę, pamięć komputera i otoczenie. Jednak, kiedy zachorowałam i moje życie weszło w fazę kryzysu, te właśnie talenty okazały się wielkim darem. Umiejętność poszukiwania i gromadzenia informacji z bardzo różnych dziedzin (jak np. ajurweda, fizyka kwantowa, medycyna konwencjonalna, ustawienia hellingerowskie, soul coaching®, psychologia, naturoterapia, psychobiologia, szamanizm itd.) pomogła mi zdobyć holistyczną wiedzę, zrozumieć, co się ze mną dzieje i sprawniej podejmować decyzje. Zbieranie i ciągłe uczenie się to nieoceniony zasób w mojej pracy, otwarta głowa, szeroka perspektywa i interdyscyplinarność, ale te supermoce potrafią być uciążliwe i trzeba uważać na pułapkę przekonania, że nigdy nie wie się wystarczająco dużo, nie jest się wystarczająco dobrą i gotową do działania.
Najlepsza rada, jaką w życiu dostałaś?
Rób co możesz z tym, co masz. Moment mocy jest teraz. Te słowa fundamentalnie zmieniły mój sposób myślenia i działania. Pojawiły się w chwili, kiedy czułam się najbardziej bezradna, pomogły postawić pierwszy krok i każdy następny. Są remedium na trudniejsze momenty i na perfekcjonizm. Powtarzam je sobie bardzo często, ponieważ sprawdzają się w każdej sytuacji ‒ w biznesie i w życiu.
Masz jakieś swoje rady ułatwiające życie, którymi chciałabyś się podzielić z innymi kobietami?
Energia podąża za uwagą. Wszystko, czemu poświęcamy swoją uwagę, rośnie i będzie tego coraz więcej w naszym życiu. Ważne jest więc, aby mieć świadomość, czym się otaczamy, czego słuchamy, co oglądamy i czytamy, z kim jesteśmy w relacjach, ale przede wszystkim, co my sami myślimy i mówimy.
Nauczyłam się zauważać i obserwować swoje myśli oraz świadomie myśleć myśli, które chcę myśleć.
Stale przekonuję się, jak istotna jest znajomość własnych wartości i konsekwentne podążanie za nimi, nawet jeśli czasami oznacza to rezygnację z czegoś (np. jakiejś relacji) lub odłożenie planów na później. W przeciwnym razie pewnego dnia możemy odkryć, że żyjemy nie swoim życiem. Bardzo polecam nie tylko określenie sobie podstawowych pięciu wartości, ale także regularne sprawdzanie, czy ta lista jest nadal aktualna i jak nasze rozumienie tych wartości ewoluuje.
A jako perfekcjonistka na odwyku z całym przekonaniem stwierdzam, że decyzje trzeba podejmować szybko, idąc za głosem intuicji. Nawet jeśli okaże się, że nie była to najlepsza decyzja, to wyciągnięte z niej lekcje i tak doprowadzą nas dalej, niż niekończące się analizy, co by tu wybrać, żeby nie popełnić błędu.
Najlepsza decyzja, jaką podjęłaś w życiu?
To może wydać się absurdalne, ale najlepsze decyzje mojego życia związane były z ogrodem. Najpierw jego stworzenie, doświadczanie stanu mindfulness (zanim dowiedziałam się, że coś takiego istnieje) podczas pracy z roślinami i odkrycie głębokiego połączenia z naturą i cyklicznością. Później, w najtrudniejszym czasie rozwodu i leczenia onkologicznego, postawienie wszystkiego na jedną kartę i przejęcie niemal półmilionowego kredytu, aby móc pozostać we własnym domu i przede wszystkim w otoczeniu ukochanych roślin. Ta decyzja poukładała moje wartości i priorytety, zrewolucjonizowała myślenie o sobie, poczuciu bezpieczeństwa, mocy i sprawczości, a także zapoczątkowała moją zabawę z energią pieniądza. Kredyt spłaciłam w cztery lata, a ogród pozostał dla mnie wielkim nauczycielem, źródłem radości i inspiracji do moich programów i warsztatów. Zrozumiałam, że intuicyjnie wiem, co jest dla mnie najlepsze, nawet jeśli całej reszcie świata wydaje się to zupełnie bez sensu.
Ciemne strony tego, co robisz?
W pracy coacha i soul coacha ważne jest, aby nauczyć się stawiać granice sobie i innym. Nie ulegać pokusie „kołczowania” ludzi (zwłaszcza tych, z którymi jesteśmy w bliskich relacjach) bez ich wyraźnej prośby i zgody, ale też nie pozwalać na nadużywanie swoich umiejętności i usług pod pretekstem np. koleżeńskiej kawy. Osoby spełniające się w obszarze rozwoju osobistego i pracy z ludźmi często wpadają w syndrom ratownika. Empatia i wrażliwość, które są cennymi i niezbędnymi narzędziami w pracy coacha, to jednocześnie pole minowe, po którym trzeba stąpać ostrożnie. Bezpieczna i skuteczna praca w tym zawodzie wymaga samoświadomości i pokory. Trzeba pamiętać, że nikt z nas nie zna uniwersalnych recept, skutecznych dla wszystkich i że mamy do czynienia z osobami dorosłymi, z których każda ponosi pełną odpowiedzialność za swoje życie, decyzje, wybory i działania. Możemy wykorzystać swoje doświadczenie, wiedzę, talenty i umiejętności, aby słuchać, zadawać pytania i proponować narzędzia, ale nie jesteśmy autorami sukcesu lub porażki naszych klientów.
Kto Cię inspiruje?
Przez wiele lat inspirowały mnie kobiety aktywne, prężnie działające, budujące ogromne społeczności i milionowe biznesy szkoleniowo-rozwojowe. Bardzo dużo nauczyłam się na ich kursach, programach i szkoleniach, ale z czasem zrozumiałam, że to nie jest kierunek, w którym chcę podążać, bo taka droga nie bierze pod uwagę kobiecej natury – cyklicznej, zmiennej, falującej. Jest zbyt obciążająca i wypalająca. Używając metafory kobiecego cyku menstruacyjnego ‒ nie da się być w permanentnej owulacji.
Od kilku lat uczę się od Marii Nowak-Szabat, która przystosowała starożytną ajurwedę do polskiej rzeczywistości, stworzyła zupełnie nowy zawód i holistyczną, milionową markę. Pokazuje ona zupełnie inny sposób tworzenia biznesu, który z jednej strony skutecznie odpowiada na wyzwania dynamicznie zmieniającej się rzeczywistości ostatnich lat, a równocześnie podąża za głosem intuicji, naturalnym cyklem natury oraz daje osadzenie w głębokim zrozumieniu i poszanowaniu połączenia ciała, umysłu i duszy.
Bardzo dużo zawdzięczam i wiele się nauczyłam od poznanych na Instagramie kobiet, które prowadzą mniejsze, ale bardzo kobiece biznesy i zajmują się m.in. moimi ulubionymi tematami, czyli cyklicznością, kobiecą energią, medycyną kobiecego łona i roślin (Agnieszka Konefał, Karolina Kaf, Aleksandra Langiewicz i Samia Grabowska).
Co ostatnio usłyszałaś na swój temat?
Głęboka wiara w to, że można łączyć pozornie sprzeczne światy, znajduje coraz więcej potwierdzeń w mojej rzeczywistości. Ostatnio na jednym z korporacyjnych spotkań w zespole, z którym współpracuję, usłyszałam feedback: „Nie przypuszczałam, że kiedykolwiek to powiem, ale naprawdę jesteś wiedźmą i to jest ogromna wartość.”
Co powiedziałabyś 18-letniej sobie?
Odważ się marzyć! Nigdy, przenigdy nie należy przestawać marzyć, zwłaszcza w czasach, które wydają nam się trudne. Marzenia wyciągnęły mnie z największych tarapatów.
Na co przeznaczyłabyś dużą sumę, gdyby spadła Ci z nieba?
Zainwestowałabym w dom z ogromnym ogrodem, w którym mieszczą się wszystkie rośliny, z którymi lubię pracować, jest przestrzeń do botanicznych eksperymentów i odpowiednie warunki do realizacji moich licznych pomysłów warsztatowych. Spory jego kawałek przeznaczyłabym na ogród sensoryczny i polską wersję wiosennego ogrodu Keukenhoff.
Gdybyś miała taką możliwość, z kim zamieniłabyś się życiem na jeden dzień?
Zamiast się zamieniać wolałabym dostać możliwość spędzenia całego jednego dnia i uczenia się od osoby, której wiedza jest bezcenna, ale mało dostępna. I byłaby to jakaś stara, mądra kobieta, np. indiańska babcia, albo podlaska szeptucha.
W jakim kierunku chcesz się rozwijać?
Stale poszerzam swoją świadomość i wiedzę o kobiecej cykliczności i przekonuję się jak bardzo rozwojowy i wielowymiarowy jest ten obszar. To wiedza przydatna dla terapeutów, coachów, mentorów, trenerów, managerów i wszystkich specjalistów pracujących z kobietami. Wraz z grupą pasjonatek tego tematu chcemy wpłynąć na zmianę kobiecego doświadczenia i stworzyć nowy zawód, którego podstawą będzie menstrualny mentoring.
Gdzie Cię znajdziemy?
Moim ulubionym kanałem komunikacji jest Instagram:
https://www.instagram.com/kobietacykliczna/
Można mnie również znaleźć na Facebooku: https://www.facebook.com/kobietacykliczna
Projekt #KobietyKrakowa
Fotografia: Barbara Bogacka
Wizaż: Małgorzata Braś
Wnętrza sesji zdjęciowych: AC Hotel Kraków
Chcesz zostać #KobietąKrakowa? Kobiety Krakowa