O tym, jak urok azulejos ‒ pięknie malowanych portugalskich kafli ‒ potrafi zaczarować życie i nadać mu pasjonujący kierunek, opowiada Paulina Santos
Kim jesteś i czym się zawodowo zajmujesz?
Paulina Santos: Pod nazwą AZUL maluję i projektuję kafle ceramiczne, które potem trafiają do zaprzyjaźnionych domów i mieszkań w Polsce i za granicą. Teraz postanowiłam swoją pasję i energię przekuć w biznes. Moje kafle maluję tradycyjną techniką portugalską, korzystam z tamtejszych materiałów. Kafle są bardzo trwałe, ich żywotność to ponad 500 lat. Maluję wzory ornamentalne, typowo portugalskie, ostatnio też motywy z Delft. Cały czas poszukuję inspiracji w świecie wokół, bacznie obserwuję naturę, sięgam po dzieła sztuki. Maluję powtarzalne wzory, układające się na ścianie w jeden motyw. Ostatnio coraz większą popularnością cieszą się panele, czyli obrazy malowane na kaflach. To one najpełniej trafiają w potrzeby odbiorców, są unikalne, od początku do końca stworzone z myślą o tylko jednej osobie. Samo malowanie poprzedzone jest burzą mózgów i wieloma godzinami pracy koncepcyjnej i szkicami. Wszystko po to, aby życzenie osoby, dla której maluję panel, zmaterializowało się na kawałku ceramiki.
Ceramika to siła, piękno, tradycja, a jednocześnie niewyczerpane możliwości zdobienia. To cztery żywioły, zamknięte w każdym kafelku. Azulejo przenosi błękit nieba do szarej codzienności, otwiera oczy na kolorową stronę życia. Tym mnie uwiodło. Dodatkowo kafelki można układać jak puzzle, obracać, komponować po swojemu. Są kolorowym akcentem, ożywiającym wnętrze. Najłatwiej kolor wprowadzić do eklektycznych pomieszczeń i w takich też kafelki AZUL będą najlepiej wyglądać. Ale nawet w minimalistycznym wnętrzu obroni się dekoracyjność, jeśli zastosujemy ją na funkcjonalnym przedmiocie. Kafelki, które projektuję, można zamontować na ścianie jako tzw. „fartuszek” (wypełnienie przestrzeni ponad blatem kuchennym), jako kolorowe akcenty wmieszane w fabrycznie produkowane kafle (świetnie wyglądają jako dekory umieszczone pomiędzy prostymi kwadratowymi płytkami). Można z nich zrobić nawet blat stołu czy zagłówek łóżka (marzy mi się, żeby zrealizować ten pomysł!). Pojedyncze, oprawione w ciekawe ramy, mogą stać na półce lub wisieć na ścianie. Możliwości są niewyczerpane i ogranicza je tylko wyobraźnia.
Jaką drogę przebyłaś, by dotrzeć do punktu, w którym jesteś?
W dzieciństwie miałam dwa marzenia: zamieszkać w Krakowie i malować. O ile pierwsze z życzeń było dość łatwe do spełnienia (przyjechałam do Krakowa na studia – studiowałam resocjalizację i sztukę, i już tu zostałam), o tyle z realizacją drugiego z moich dziecięcych marzeń długo się borykałam. Nie wiedziałam, jak je doprecyzować. Nie potrafiłam zdecydować, czy zająć się na poważnie malarstwem sztalugowym, witrażowym czy ściennym.
Dopiero kiedy wyjechałam po raz pierwszy do Portugalii i zobaczyłam tę feerię barw, ulice Lizbony mieniące się w słońcu, gdzie bardzo wiele budynków ozdobionych jest kaflami, zachwyciłam się. Postanowiłam przenieść to wrażenie najpierw do swojego domu, a potem zaproponować innym podobne emocje. Teraz czasem marzy mi się, żeby zobaczyć fasady kamienic na Karmelickiej (to jedna z moich ulubionych krakowskich ulic) pokryte azulejos.
Wydarzenia, które Cię zmieniły?
W kontekście moich kafli na pewno był to pierwszy wyjazd do Portugalii w 2013 roku, to wtedy wszystko się zaczęło. A potem, z każdą kolejną wizytą, doskonaliłam język i podpatrywałam, jak maluje się azulejos w portugalskich pracowniach. Znaczącym wydarzeniem była też przeprowadzka do Krakowa, a potem założenie rodziny.
Co uznajesz za swój największy sukces?
Ten wielki sukces jest jeszcze przede mną. Teraz cieszą mnie drobne sukcesy. Przyjemność sprawia mi, kiedy czuję, jak mówił Jan Lebenstein, „że to, co było w głowie, zmaterializowało się”, kiedy widzę zachwyt i słyszę, że ktoś długo szukał osoby, która zrealizuje/namaluje projekt, ale nikt nie chciał się tego podjąć. Kiedy klient powie „ufam ci i uwielbiam twoją sztukę, cokolwiek zdecydujesz, będę zachwycony”, albo kiedy dzięki moim kafelkom do czyjegoś mieszkania wkracza kolor, a skoro już ktoś się przełamał i dał kolorowe kafle, to idąc za ciosem dodaje do tego kolorowe krzesła, poduchy, doniczki i mieszkanie zaczyna „żyć”. Takie momenty mnie, jako twórcy, dodają skrzydeł. Zawsze czekam z niecierpliwością na zdjęcia zamontowanych kafli, bo dopiero na ścianie, kiedy trafiają w miejsce swojego przeznaczenia, widać ich kontekst i piękno.
Jakie są Twoje supermoce?
To wyczucie koloru i kreatywność. Czuję kolor, wiem, czy jakieś barwy będą do siebie pasować. Nie boję się grać kolorem i formą. Eksperymenty kolorystyczne są mi bliskie od zawsze. Lubię też otaczać się kolorem prywatnie, to dodaje mi energii.
Najlepsza i najgorsza rada, jaką w życiu dostałaś?
Najgorsza rada, jaką ostatnio usłyszałam, totalna próba podcięcia skrzydeł: „A te kafle to nie mogą być tylko takim twoim hobby?”. Najlepsza była z kolei taka: „spróbuj, nic nie stracisz, a możesz wiele zyskać”.
Masz jakieś swoje patenty lub rady ułatwiające życie, którymi chciałabyś się podzielić z innymi kobietami?
Wierz w siebie – to najlepsze co możesz dla siebie zrobić! Niczego nie oczekuj, ale bądź na wszystko gotowa. Nie daj sobie wmówić, że ktoś inny wie lepiej, jak masz żyć.
Najlepsza/najtrudniejsza decyzja, jaką podjęłaś w życiu?
Jestem w trakcie jej podejmowania. Chcę ograniczyć etat aż do zupełnej z niego rezygnacji i poświęcić 100 proc. swojego czasu i energii na rozwijanie AZUL.
Ciemne strony biznesu?
Traktuję kafle trochę jak dziecko, wkładam w ich malowanie całe serce, ale to nie jest produkt dla każdego, nie każdy ma tę wrażliwość i może też odwagę, żeby wyjść poza schemat tego, co dostępne jest w każdym markecie budowlanym. A AZUL lubi wymykać się tym schematom. Każdy kafelek jest ręcznie malowany, to nie jest masowa produkcja, dlatego też cena musi być inna. Nie zawsze spotyka się to ze zrozumieniem.
Co Cię kręci i motywuje?
Kolory, sztuka i rośliny, w dowolnej kombinacji lub wszystko na raz. To też pojawia się w moich projektach. Największym zainteresowaniem cieszą się kafle malowane na niebiesko (połączenie bieli i niebieskiego jest bardzo trendy i nigdy nie wyjdzie z mody), ale powoli widzę wzrastające zainteresowanie kolorem, co mnie bardzo cieszy. Spotkałam się z opinią, że brąz, odcienie niebieskiego i zieleń do nowe kolory uniwersalne, które pasują do wszystkiego. I zgadzam się z tym całkowicie! Moi odbiorcy też chyba to czują, bo oprócz wzorów niebieskich najchętniej wybierają właśnie zielone.
Motywują mnie ludzie, wyzwania, które przede mną stawiają, by na niewielkim formacie (najczęściej zbliżonym do A3), na raptem 6 kafelkach zawrzeć ich historię, symbole i kod zrozumiały tylko dla nich.
Kto Cię inspiruje?
W ogólnym ujęciu inspirują mnie silne kobiety, które nie boją się żyć po swojemu. Osoby mądre i twórcze. Inspirują mnie artyści, którzy ceramikę potraktowali jako nowoczesne medium. Ostatnio odkryłam Joanę Vasconcelos i jej żywe, odważne kolory. Celebracja codzienności i szukanie małych przyjemności są jednymi z pierwszoplanowych tematów w jej sztuce, a ceramika, która zawsze była blisko użyteczności, jest idealnym medium do oddania tych wartości. Jednocześnie artystka nie stroni od komentowania swoją sztuką miejsca kobiety we współczesnym świecie. Robi to wszystko z dużą dozą poczucia humoru. Cenię jej projekty za łączenie tradycyjnego rzemiosła z nowoczesnymi pomysłami i za rozmach w jej realizacjach (jest autorką 3-metrowych butów Marylin Monroe, składających się wyłącznie z pokrywek i garnków, maski złożonej z luster czy gigantycznego pierścionka zaręczynowego). W jej projektach często pojawiają się kafle (azulejos). Zaprojektowała wyłożoną nimi fasadę kamienicy Steak’n Shake w Porto.
Inspiruje mnie też Anda Rottenberg, uwielbiam jej styl, sposób pisania, podziwiam jej wiedzę na temat sztuki współczesnej, ale największe wrażenie robi na mnie jej bezkompromisowość.
Co powiedziałabyś 15-letniej sobie?
To, co aktualnie Cię martwi, frustruje i przeraża ‒ minie, kiedyś spojrzysz na to z dystansu. Wierz w siebie i w swoje marzenia, ale pracuj ciężko. Nie daj sobie wmówić, że jesteś mniej warta, czy się do czegoś nie nadajesz. Realizuj swoje marzenia, nie cudze wyobrażenia na swój temat. I jeszcze „spiesz się powoli”.
Jaka jest najcenniejsza rzecz, jaką posiadasz?
Najcenniejszy jest kontakt z ludźmi, zdrowie i uśmiech moich bliskich. Materialną ekstrawagancją jest bez wątpienia moja biblioteka, która zajmuje wszystkie ściany w salonie. Reorganizuję książki w zależności od nastroju, ostatnio ustawiłam księgozbiór kolorystycznie. Na półkach między książkami poustawiałam zdjęcia, rysunki, pojedyncze kafle, pamiątki z podróży, rosnący zbiór kolorowego szkła. To przestrzeń, która żyje i jest kolorowa. Szukając mieszkania zwracałam ogromną uwagę na to, czy potencjalny salon pomieści moją wymarzoną bibliotekę.
Co zawsze masz przy sobie? Co nosisz w torebce?
Zawsze mam przy sobie jakąś biżuterię z lapis lazuli ‒ kamieniem o najpiękniejszych odcieniach niebieskiego i granatu, mieniącym się złotymi drobinkami. Występuje naturalnie tylko w Afganistanie. To z niego wytwarzany jest podstawowy pigment, którego używam do malowania kafli.
W torebce (a coraz częściej w plecaku), jako prawdziwy mól książkowy, zawsze mam coś do czytania. I kalendarz, portfel, kilka różnych pisadeł, klucze i okulary przeciwsłoneczne, bo optymistycznie uważam, że zawsze zza chmur może wyjść słońce.
Na co przeznaczyłabyś dużą sumę, gdyby spadła Ci z nieba?
Na pracownię i showroom! Zamówiłabym meble na wymiar, ekspozytory, stół kreślarski, regały do suszenia kafli, kupiłabym też nowy piec ceramiczny. A jeśli ta suma byłaby naprawdę duża, to jeszcze wyjechałabym gdzieś w poszukiwaniu inspiracji. I zabrałabym w tę podróż moich bliskich, by dzielić z nimi te chwile.
Gdybyś miała taką możliwość, z kim zamieniłabyś się życiem na jeden dzień?
Aż do matury myślałam, że kiedyś zostanę psychiatrą, więc pewnie chciałabym przeżyć jeden dzień jako psychiatra, żeby zobaczyć, jak alternatywnie mogłoby potoczyć się moje życie. Ciekawym doświadczeniem byłoby dla mnie też przeżycie jednego dnia jako Egon Schiele, mój ukochany artysta. Chciałabym stanąć, będąc nim, przed białym płótnem i namalować „Śmierć i dziewczynę”, albo któryś z widoków Krumlova. A gdyby możliwa była podróż w czasie, to najchętniej przeniosłabym się do Paryża lat 20. XX wieku, do jednej z kawiarni Montparnasse, by przysłuchiwać się burzliwym dyskusjom o życiu i sztuce tam toczonym.
Czego o Tobie nikt nie wie?
Mam tatuaż z Małym Księciem. Dodaję cynamon do niemal każdego dania. Relaksuję się, wyplatając makramy i robiąc kolaże ze zdjęć wycinanych z czasopism.
Czego chciałabyś się jeszcze nauczyć? Plany na przyszłość?
Kafle na razie głównie maluję, ale chciałabym poszerzyć swoje zdolności rzemieślnicze – robić kafle, zdobić je, nadawać im różne kształty. Ciekawi mnie możliwość robienia mozaik ceramicznych, takich różnokształtnych puzzli.
Ulubione miejsca w Krakowie?
Na spacer lubię wybrać się do Ogrodu Botanicznego, jest równie przyjemny jak Planty, ale mniej zatłoczony. Od kiedy odkryłam w sobie miłość do roślin, mogłabym spędzać tam całe godziny. To też świetne miejsce do podpatrywania natury, szkicowania, notowania pomysłów na kafle o motywach botanicznych. Na pizzę chodzę do Pizza Garden, bardzo lubię też sklepy z roślinami. Często odwiedzam krakowskie muzea i kina studyjne. Jednym z moich ulubionych miejsc w Krakowie jest też ogród Mehoffera.
Gdzie Cię znajdziemy?
Nadal szukam miejsca na pracownię, ale zapraszam na swoje media społecznościowe:
Facebook: https://www.facebook.com/azulkafelki
Instagram: https://www.instagram.com/azulkafelki/
e-mail kontaktowy: azulkafelki@wp.pl
Projekt #KobietyKrakowa
Fotografia: Barbara Bogacka
Wizaż: Beata Kamińska
Wnętrza sesji zdjęciowych: Sheraton Grand Kraków
Chcesz zostać #KobietąKrakowa? Kobiety Krakowa