Marta Kijanko: Motywuje mnie taka mała, choć niezwykle urokliwa myśl, że mimo całego niekiedy bałaganu, życie jest fajne. Jest też dobre. I smaczne. I taka prozaiczna chęć, by napić się dobrej kawy, bo smak dobrej kawy każdego ranka bardzo lubię
Kim jesteś i czym się zawodowo zajmujesz?
Marta Kijanko: Moją specjalnością jest psychobranża. Jestem psycholożką, psychoterapeutką i coachką. Pracuję z osobami, które wypaliły się życiowo lub zawodowo. Z tymi, którzy utknęli w okropnym i trudnym momencie, i nie mają już w sobie paliwa, by się z tego miejsca wydostać samodzielnie. Jestem też nauczycielką. Uczę coachingu i innych psychologicznych tematów na studiach dla przyszłych psychologów. Lubię swoją pracę ‒ robię to, co zawsze chciałam robić.
Jaką drogę przebyłaś, by dotrzeć do punktu, w którym jesteś?
Długą. To była wędrówka z licznymi potknięciami. Dziś już na szczęście widzę, że było warto. Od zawsze wiedziałam, że chcę uczyć się o tajemnicach ludzkiego umysłu. Nie od zawsze było mi to dane.
Mieszkałam w kilku miastach, tu w kraju i w Holandii. Robiłam karierę w korporacji. Skończyłam trzy kierunki studiów i dwa podyplomowe kursy. Oj, gdy dzisiaj patrzę na tę drogę… Była wyboista i wypełniona pracą. I cieszę się, że zakotwiczyłam się w Krakowie. Dobrze mi tu.
Wydarzenia, które Cię zmieniły?
Zmieniły mnie liczne klęski na egzaminach wstępnych na psychologię. To było cholernie trudne. I wymuszało na mnie zmianę wcześniejszych decyzji oraz zmierzenie się z samooceną. Poza tym w wieku 22 lat przeszłam depresję. Nie sądziłam, że mój umysł ma tyle ciemnych zakamarków i potrafi tak mnie zaskakiwać, poniewierać i osłabiać… To znów było trudne doświadczenie. No i jeszcze Amsterdam. Spędziłam tam cztery lata życia pracując, mieszkając, zwiedzając świat i odkładając pieniądze na realizację marzeń. Tam nauczyłam się otwartości, miłości do różnorodności i wolności. Odżyłam. Zakochałam się w świecie i ludziach. I ta miłość trwa do dzisiaj ‒ na szczęście.
Co najbardziej w sobie lubisz?
Lubię swój hart ducha. To, że potrafię ryzykować, odważnie decydować, zmieniać swoje koleje losu w nieoczywisty sposób, i to, że mam apetyt na poznawanie świata oraz ludzi. I że nie leżę zbyt długo na macie, gdy zostanę pokonana. Wstaję i znajduję kolejne rozwiązania. Lubię to w sobie ‒ takie niezłomne przekonanie, że warto próbować.
Najgorsza rada, jaką w życiu dostałaś?
„Nie dasz rady” i „nie warto”. O rety, nie cierpię, gdy ktoś tak wyrokuje. Wkurzam się wtedy i tupię nogą. Nie! Uważam, że warto próbować. Zawsze. Zawsze warto próbować. Tak uważam.
Masz jakieś swoje patenty / rady ułatwiające życie, którymi chciałabyś się podzielić z innymi kobietami?
Warto próbować i ryzykować. Zawsze. Stanie w miejscu i wyobrażanie sobie, tworzenie „gdybologii” albo snucie wizji, to nie jest działanie. To tylko aktywność mentalna, często wyobrażeniowa. Myślę, że w szczęściu albo w szczęśliwym czy przyjemnym życiu chodzi o coś więcej ‒ o aktywne działanie, robienie czegoś w świecie, nawet jeśli mówimy tylko o mikroskali.
Działanie to zrobienie nawet malutkiego kroku. Wystawienie się. Zaryzykowanie nowego. Wstanie z sofy. I pójście naprzód. To jest patent, który praktykuję chyba od zawsze i polecam. Choć tak, zgadzam się, że bywa niewygodny i czasami wywala z butów. Mimo to uważam, że warto, bo przynosi wiele szans na nowe. Hartuje ducha. Pozwala smakować zmianę.
Ciemne strony biznesu?
Samotność w gabinecie. W gruncie rzeczy tam jestem sama. A moją naturą jest jednak bycie team playerką. Spędzanie większości dnia na pojedynczych, niejednokrotnie trudnych rozmowach, bywa dla mnie ciemną stroną, czymś, co mnie wpędza w osamotnienie. Pewnie dlatego tak chętnie uczestniczę w superwizjach grupowych. Tam można się powymieniać, podziałać wspólnie, ponamyślać się razem, otworzyć na jakąś ważną sprawę czy sprawkę.
Co Cię kręci / motywuje?
Taka mała, choć niezwykle urokliwa myśl, że mimo całego niekiedy bałaganu, życie jest fajne. Jest też dobre. I smaczne. I taka prozaiczna chęć, by napić się dobrej kawy, bo smak dobrej kawy każdego ranka bardzo lubię. I jeszcze ta cisza osiedla, gdy wychodzę z psiakiem na spacer. Czasem właśnie z pierwszym kubkiem kawy w dłoni. No, bardzo to lubię.
Kto Cię inspiruje?
Oj, podziwiam wielu wspaniałych ludzi. Inspirują mnie moi superwizorzy swoją wnikliwością i głębią myślenia. Pani z osiedlowego warzywniaczka ‒ ten jej uśmiech i nieustająca serdeczność, gdy wita się z każdym, kto nawet tylko przechodzi obok. Towarzysze podróży też mnie inspirują. Z racji różnych zawodów, często podróżuję, i czasami te niezaplanowane spotkania na stacji benzynowej, w przedziale wagonu albo na szkoleniu, są szalenie inspirujące.
Kolekcjonuję te chwile. Chowam w sercu, żeby ogrzewały w takie ciemne, szarobure dni, kiedy robi się gorzej. No i na pewno mój pies, Afik, z którym czasem bywam w gabinecie. Mimo swojej traumatycznej historii, nie stracił psiej pogody ducha i ufności. Czasem trzęsie się jak galaretka i mimo wszystko pokonuje różne lęki. To cholernie inspirujące.
Co powiedziałabyś 18-letniej sobie?
To wszystko ma jednak sens. Czasem stracisz go z oczu, a potem na szczęście znów odnajdziesz lub odzyskasz. Idź więc dalej. Droga przynosi wszystko, co potrzebne.
Co jest dla Ciebie ważne?
Pogoda ducha i prawda. Poszukiwanie i odnajdywanie odpowiedzi na to, co aktualnie potrzebne. Sięganie po to. I aktywne zaciekawianie się. Kiedy się w taki aktywny sposób zaciekawiam, czuję że żyję, że jestem w przyjemnym, pulsującym, ożywionym ruchu. I że życie jest w gruncie rzeczy bardzo fajne.
Na co zawsze masz czas?
Na zachwyt. Nawet na najdrobniejsze spojrzenie na piękno przyrody. Na podziwianie natury. Tu w mieście, albo trochę dalej. Na góry. Te wokół Krakowa i te dalsze też. Najlepiej na odległym Kaukazie, gdzie ta bezkresna przestrzeń zachwyca mnie w oszałamiający wręcz sposób. Zawsze raz albo dwa razy w roku znajduję więcej czasu na góry.
Na co przeznaczyłabyś dużą sumę, gdyby spadła Ci z nieba?
Chciałabym mieć wielki dom, w którym oferowałabym sanatorium dla zmęczonej głowy i obolałego ciała. Wybudowałabym w pięknym miejscu przystań dla cierpiących w ten sposób. Byłaby tam kompleksowa oferta interwencji, wsparcia i opieki. Byłoby wytchnienie. No a tak poważnie, stworzyłabym własną klinikę zdrowia psychicznego Dobre Miejsce.
Gdybyś miała taką możliwość, z kim zamieniłabyś się życiem na jeden dzień?
Może to zabrzmi dziwnie, ale chciałabym przez jeden dzień być mężczyzną i zweryfikować, czy to co mi się wydaje, jest prawdą, czy nią nie jest. To mogłoby być ciekawe i odkrywcze. A potem mogłabym mieć już na ten temat amnezję, żeby nie popadać we wszechwiedzę i móc znów, po kobiecemu, odkrywać tę totalnie inną planetę pod nazwą Mężczyzna.
Chciałabym także przez chwilę móc przespacerować się po różnych etapach powstawania świata i sprawdzić, jak to było kiedyś, jaki był człowiek i świat w odległej starożytności, potem w mrocznym średniowieczu, pompatycznym baroku i trochę później. Chciałabym wniknąć w umysł tamtejszego człowieka i zobaczyć, co go zachwycało, martwiło, co stanowiło dla niego wyzwanie, a co dawało odprężenie i przyjemność. Wydaje mi się to fascynujące.
Ulubione miejsca w Krakowie?
Uwielbiam bywać w miejscach podkrakowskich, na szlakach Beskidów. A w mieście najczęściej w okolicach Rynku Dębnickiego. Tam jest blisko na bulwary i do miasta. Można smacznie zjeść i pospacerować. A jednocześnie jest cicho, ciszej niż gdzie indziej, i trochę wolniej. Jakby inna miejska czasoprzestrzeń.
Gdzie Cię znajdziemy?
Po prostu: Marta-kijanko.pl. Gdzieś w „socjalach” też jestem, wystarczy zanurkować i poszukać. Zapraszam.
Projekt #KobietyKrakowa
Fotografia: Barbara Bogacka
Wizaż: Małgorzata Braś
Wnętrza sesji zdjęciowych: AC Hotel Kraków
Chcesz zostać #KobietąKrakowa? Kobiety Krakowa