Lucyna Sołtys: Wiele kobiet zastanawia się nad pracą w delegacjach. Jak to pogodzą z domem, rodziną? Ile to razy usłyszałam, że wyjeżdżam na wakacje, że jadę odpocząć od obowiązków
Kim jesteś i czym się zawodowo zajmujesz?
Lucyna Sołtys: Jestem Krakuską i w którejkolwiek części Polski przebywam, to wychodzę „na pole”. Na co dzień zajmuję się kierowaniem budowami stacji paliw w całej Polsce, co daje mi możliwość podróżowania i poznawania naszego pięknego kraju na przekór powiedzeniu „cudze chwalicie, swojego nie znacie”.
Jaką drogę przebyłaś, by dotrzeć do punktu, w którym jesteś?
Najpierw ciężkie studia, potem wybór, w którym kierunku iść, co wybrać najpierw ‒ biuro projektów czy budowę. Budowa zawsze była bliższa mojemu sercu, ale odezwała się we mnie kobieta. Zaraz po studiach wyszłam za mąż i nie wyobrażałam sobie życia bez dzieci. Koleżanki ze studiów zdobywały doświadczenie na budowach, uprawnienia, a ja siedziałam w pieluchach. Na budowę dotarłam dopiero, kiedy młodsze dziecko miało dwa lata. Ale ani przez chwilę nie żałowałam takiej kolejności ‒ mam dwójkę najcudowniejszych dzieci.
Kiedy w końcu, jako pani inżynier, znalazłam się na mojej pierwszej budowie, już po miesiącu chciałam rezygnować. Płakałam mężowi w rękaw, że nie nadaję się do tego, nie radzę sobie. Byłam traktowana stereotypowo, chociaż nie mogę powiedzieć ‒ było kilka osób, które dostrzegały moje starania. Mimo, że od tego czasu minęło 8 lat, do tej pory utrzymuję z tymi osobami świetne kontakty i nieraz wspominamy moje pierwsze kroki w błocie.
Obecnie pracuję w bardzo fajnym środowisku. Na budowach mam ludzi, którzy wspierają się nawzajem, i takie otoczenie i atmosferę sobie cenię. Dążę do tego, aby na moich budowach było inaczej niż wówczas, gdy sama zaczynałam. Na swojej drodze spotykam czasem kobiety, które wybrały zawód podobny do mojego, albo zbliżony; staram się traktować je z szacunkiem i myślę, że udaje mi się dawać im wsparcie.
Wiele kobiet zastanawia się nad pracą w delegacjach. Jak to pogodzą z domem, rodziną? Niestety branża budowlana, a przede wszystkim wykonawstwo, wiąże się w jakiś 90 proc. z koniecznością wyjazdów poza swoje miejsce zamieszkania. Delegacje to ciężki chleb dla kobiety, przede wszystkim emocjonalnie, chyba najbardziej z powodu niezrozumienia ze strony otoczenia. Ja mam to szczęście, że mam męża, rodziców, teściów, którzy mnie wspierają i pomagają. Ale prawda jest taka, że na nic się to nie zda, jeżeli nie przepracujemy sobie tego w głowie. Ile to razy usłyszałam, że wyjeżdżam na wakacje, że jadę odpocząć od obowiązków. Zapraszam, droga wolna.
Tęsknota za domem jest niesamowita. Już pomijam fakt, że praca na budowie to minimum 10 godzin dziennie, a odpowiedzialność 24h/7. Na przykład budowa w Gdańsku i zjazdy co drugi tydzień. W niedzielę rodzina jest w Krakowie, mąż przesyła zdjęcia, jak się fajnie bawią, więc pojechałam sama na wydmy do Łeby, żeby nie siedzieć na wynajętym mieszkaniu. Pogoda cudowna, ale jako jedyna byłam tam SAMA. Spacerowały rodziny z dziećmi, pary uśmiechające się do siebie, a ja SAMA. Było pięknie, ale smutno. Pewnie niektórzy pomyślą, że wydziwiam, bo sama chciałam, dokładnie tak, to niech to działa w dwie strony. Następna budowa – Kołobrzeg, sobota, o czternastej kończymy pracę. Szybka decyzja ‒ wracam do domu. Kilka godzin jazdy, żeby zobaczyć się z rodziną, a w poniedziałek w nocy ruszam w drogę powrotną do Kołobrzegu, zmęczona ale zadowolona, że mogłam chociaż przez chwilę przytulić się do moich aniołków.
Owszem, są osoby na delegacjach, które poniedziałek rano traktują jak wybawienie. Kolejny stereotyp, bo nie każdy tak do tego podchodzi.
Co uznajesz za swój największy sukces?
Zawodowo to zdobycie uprawnień konstrukcyjno-budowlanych do kierowania robotami bez ograniczeń, dzięki czemu spełniam się zawodowo. Może też to, że ekipy, które po przerwie wracają do mnie na budowy, cieszą się, że ze mną pracują, że to akurat ja jestem Panią Kierownik. Albo tylko tak mówią, hahaha.
A prywatnie dzieci i mąż – mimo trudnego zawodu, jaki wybrałam, sukcesem jest to, że ciągle trwamy obok siebie i się wspieramy. Nie twierdzę, że nie było żadnego kryzysu czy cichych dni, bo bym skłamała. Ale walczyliśmy i cały czas walczymy o siebie, pracujemy nad relacjami. Rodzina jest najważniejsza.
Jakie są Twoje supermoce?
Lubię w sobie to, że z optymizmem i spokojem podchodzę do wielu problemów. Nie denerwuję się rzeczami, na które nie mam wpływu. Nie jest to łatwe, kiedy mam ustalony harmonogram prac, a na przykład dostaję informację o opóźnieniu priorytetowych dostaw, albo gdy pogoda wstrzymuje prace, a końcowy termin realizacji pozostaje bez zmian.
W ludziach widzę to co dobre, lubię nawiązywać nowe relacje i wkładam w nie zawsze dużo emocji i serca. Niestety kilka razy takie „bliskie” relacje okazywały się płytkie dla drugiej strony. Ale to jest kolejna cecha, którą w sobie lubię – odcinam się od osób, które wpływają na mnie negatywnie.
Najlepsza/najgorsza rada, jaką w życiu dostałaś?
Nie słucham rad. Zwykle udzielają ich Ci, którzy tak naprawdę nie mają nic mądrego do powiedzenia.
Masz jakieś swoje patenty / rady ułatwiające życie, którymi chciałabyś się podzielić z innymi kobietami?
Odpuść sobie. Nie musisz być idealna dla wszystkich. Bądź idealna dla siebie ‒ tej jednej osoby i dbaj o relację z nią. Otaczaj się tylko tymi ludźmi, którzy mają na ciebie pozytywny wpływ. Karm ludzi swoją pozytywną energią. Uśmiechaj się nawet, jeżeli pada deszcz. Szukaj pozytywnych aspektów nawet najgorszej sytuacji.
Najlepsza / najtrudniejsza decyzja, jaką podjęłaś w życiu?
Najlepsza to ta, że najpierw dzieci, potem praca. Najtrudniejsza – delegacje. Ile ja się nasłuchałam, że porzucam dzieci (to te „mądre rady”), że matkę weekendową mają i wkrótce będą mówiły do mnie „pani”. Na początku męczyły mnie te uwagi, ale przepracowałam i to (chociaż czasem jeszcze ktoś potrafi szpileczkę wbić) z mężem, z dziećmi. Tak wybraliśmy, MY. Łatwo nie było i nie jest, ale to nasza decyzja, nikomu nic do tego.
Córka żartuje: „Mamo, każdy potrafi jechać na weekend do Sopotu, Zakopanego, Wrocławia. Ale do Krotoszyna? Większość nawet nie wie, gdzie to jest”. Widzieli każdą moją budowę, staram się by też korzystali z moich podróży. Sztorm na Bałtyku ‒ coś pięknego, gdyby nie budowa, pewnie nigdy byśmy nie mieli okazji go zobaczyć. Wydaje mi się, że relacje, jakie mamy, są bardzo dobre – czasem mam wrażenie, że lepsze, niż w rodzinach, gdzie rodzice pracują stacjonarnie „od do”.
Ciemne strony tego, co robisz?
O ty można by książkę napisać. Budownictwo samo w sobie nie jest łatwym chlebem, zwłaszcza wykonawstwo, a już kobiety w tej branży są traktowane stereotypowo. Ale widzę zmianę ‒ coraz więcej kobiet w branży odnosi sukcesy, co mnie niesamowicie cieszy. Obecnie pracuję w gronie bardzo fajnych ludzi. Nie mogę narzekać, daje to nadzieję, że te ciemne strony biznesu nieco się rozjaśnią. O wyjazdach z domu to już nawet nie wspominam.
Co Cię kręci / motywuje / irytuje?
Lilka (hahaha) nasz haszczak (tak tak, husky syberyjski)! Stanowczo to ona swoimi pazurami motywuje mnie do wstawania rano. Ale dzięki temu wstaję wcześniej, mam czas zrobić dzieciom śniadaniówki do szkoły (obecnie mam budowę w Krakowie), doceniam te chwile, cieszę się z każdego dnia, jaki mogę spędzić w zakorkowanym Krakowie. A właśnie! To dzięki delegacjom o wiele silniej odczuwam radość z tego, że jestem w Krakowie, w domu.
Irytują mnie natomiast kłamstwa i oszukiwanie. Ja jestem, a przynajmniej staram się być, uczciwa względem innych. W relacjach międzyludzkich jestem szczera i daję całe swoje serce.
Co ostatnio usłyszałaś na swój temat?
To nie nadaje się to do publikacji, hahaha.
Co powiedziałabyś 18-letniej sobie?
Na pokładzie w domu mam czternastolatkę, ale często mam wrażenie, że ma bardziej poukładane w głowie, niż niejedna osiemnastoletnia osoba. Tłumaczę jej, żeby zawsze była sobą, charakter ma po mamusi, więc inni łatwo mieć nie będą. Media społecznościowe to miejsce, gdzie każdy kreuje się na takiego, jakim chce być postrzegany, więc przed młodymi trudne zadanie, aby nauczyć się brać ze świata wirtualnego to, co ich rozwija, ułatwia życie, co jest dobre.
Co jest dla Ciebie ważne?
Relacje międzyludzkie. To one dają nam motywację do działania, albo wręcz przeciwnie. Ale relacje są aspektem naszego życia, nad którymi najciężej trzeba pracować. A nie każdy to potrafi.
Co zawsze masz przy sobie?
Ketchup w saszetkach, hahaha. Zawsze mówię, że każdą złą potrawę można ulepszyć, dodając ketchup. A gdy się jeździ w trasy, niestety bardzo się to przydaje. Poza tym noszę w torebce kamienie, rysunki, jakieś inne DIY od dzieci. Można je u mnie znaleźć wszędzie, w każdej torebce, w samochodzie, walizce, biurze na budowie.
Na co przeznaczyłabyś dużą sumę, gdyby spadła Ci z nieba?
W chwili obecnej na dom. Kilka lat temu kupiliśmy z mężem działkę pod Krakowem. Taką, wiecie, wymarzoną od A do Z. Teraz trzeba spełnić kolejne marzenie i wybudować na niej dom z wielkim oknem na świat. I to jest nasze wspólne marzenie, rodzinne. Może też trochę dlatego, że jak już skończymy to dzieci mają coś obiecane, ale ciii….. żeby się spełniło.
Gdybyś miała taką możliwość, z kim zamieniłabyś się życiem na jeden dzień?
Z nikim bym się nie zamieniła. Podoba mi się moje życie, z moim mężem, z moimi dziećmi, z trudnymi i szczęśliwymi chwilami.
Plany na przyszłość?
Planuję być dobra w tym, co robię. Póki co, nie wyobrażam sobie siebie w innej branży niż budowlanka. Czasem się zastanawiam, co bym mogła robić innego, niż kierować budowami. Na pewno coś w branży, chociaż kiedyś marzyłam, że otworzę pracownię cukierniczą. Niedawno wymyśliłam, że zrobię uprawnienia technika weterynarii i kurs alpakoterapii. Rodzinnie to budowa domu.
Kiedy się uśmiechasz?
Mam tyle zmarszczek, jakbym cały czas się uśmiechała. Lubię to robić. Chyba każdy to potwierdzi. Zbyt wiele jest smutku dookoła, żeby jeszcze dokładać swoje. Czasem jeden uśmiech potrafi wiele naprawić.
Ulubione miejsca w Krakowie?
Kazimierz ‒ uwielbiam się szwendać pustymi (o ile to możliwe) uliczkami. Także okolice zalewu Nowohuckiego. W ogóle uważam, że Nowa Huta, ale ta jej stara część, jest fascynująca.
Gdzie Cię znajdziemy?
Instagram: lucy_soltys
Fb – jest w trakcie modyfikacji
Projekt #KobietyKrakowa
Fotografia: Barbara Bogacka
Wizaż: Małgorzata Braś
Wnętrza sesji zdjęciowych: AC Hotel Kraków
Chcesz zostać #KobietąKrakowa? Kobiety Krakowa