Joanna Krawczyk: Lubię sprawiać, że niemożliwe staje się możliwe. Robiąc coś niemożliwego wiem, że będzie ciężko. Wiem że będzie nieprzyjemnie. Jednak nie widzę powodu, dla którego nie mogłabym stworzyć czegoś spektakularnego, jeśli będę próbować całym sercem i umysłem
Kim jesteś i czym się zawodowo zajmujesz?
Joanna Krawczyk: Jestem, jak często o mnie mówią inni (zresztą sama też się taka czuję), szaloną inżynierką w męskim świecie platform olejowych ‒ wiertniczych i produkcyjnych. Pracuję jako inżynier automatyki w dziale bezpieczeństwa. Jestem w zespole, który „produkuje” oprogramowanie i zajmuje się faktyczną instalacją na platformie. Ostatnio byłam zaangażowana w projekty na Morzu Północnym, w sektorze norweskim.
Oprócz tego jestem mamą, inwestorką w sektorze nieruchomości, rolniczką, ekspertką w wycenie nieruchomości, opiekunką kota, kobietą w ciąży i studentką psychologii.
Jaka drogę przebyłaś, aby dojść do punktu, w którym jesteś?
Oj, droga była kręta i wyboista. W szkole zapowiadałam się na fantastyczną studentkę, w szkole średniej zawsze miałam świadectwo z paskiem, ba, za wyjątkowe osiągnięcia otrzymałam Stypendium Prezesa Rady Ministrów. Na studia na AGH, na automatykę i robotykę, dostałam się z matury łączonej, a na kolejne ‒ matematykę stosowaną ‒ na podstawie egzaminu uczelnianego. Do ostatniej chwili nie wiedziałam, co wybrać. Nie czułam, żeby to był dobry moment na naukę akademicką, haha! Targała mną chęć przemierzania świata, odnajdywania tego, co sprawia mi radość, spotykania bratnich dusz! Postanowiłam wyruszyć za granicę, ale inaczej niż inni (większość wybierała Anglię), więc postawiłam na Norwegię. Z kumpelą wsiadłyśmy do autobusu z Krakowa do Oslo, a później na południe Norwegii, gdzie miałyśmy znajomych, u których mogłyśmy się na chwilę zatrzymać. Bardzo szybko udało nam się znaleźć pracę ‒ stałyśmy się super sprzątaczkami na budowie centrum handlowego. To była ciężka praca, mozolne zamiatanie, przerzucanie desek…
Koleżanka wróciła do Polski, bo czekała na nią przygoda na wymianie studenckiej we Florencji, a ja postanowiłam zostać w uroczej Norwegii jeszcze chwilę. Kupiłam zestaw mp3 i z uporem maniaczki zaczęłam się uczyć norweskiego, więc przez cały dzień tylko miotła / ściera i lekcje norweskiego. Dzięki temu już po kilku miesiącach płynnie mówiłam w tym języku, a po roku czułam się w nim jak ryba w wodzie. Budowa się skończyła, ale mój szef wszędzie mnie rekomendował, więc dostałam pracę w firmie transportowej jako pomoc (przynieś, zanieś, pozamiataj). Dość szybko przyszło mi do głowy, żeby zostać kierowcą tira. Codziennie obserwowałam w firmie kierowców ‒ prowadzili piękne olbrzymie wozy, odwiedzali ciekawe zakątki Norwegii, Skandynawii, Europy. Czułam, że to jest mega ciekawe, ekscytujące wręcz ‒ w dodatku poznawanie ludzi z różnych kultur, różnych zakątków świata. Podczas lunchu zapytałam szefa, czy by mnie przyjął na stanowisko „tirowca”, jak zrobię „prawko”. Jego zielone światło sprawiło, że marzenia przeobraziły się w plany, które bezzwłocznie zaczęłam realizować.
Jako kierowca tira, na początku przemierzałam szerokie europejskie autostrady, przewoziłam ładunki między Norwegią a Niemcami, Danią, Holandią, Szwajcarią, Hiszpanią, Belgią, Włochami. Zawsze miałam ze sobą rower i z każdego postoju robiłam sobie przygodę życia. W trasie uwielbiałam się uczyć języków, śledzić mapę i sprawdzać, co w okolicy będę mogła zobaczyć.
Byłam za kółkiem pięć lat, brałam garściami, cieszyłam się na maksa z każdej trasy, ale ciągle chciałam więcej, chciałam sięgać wyżej i wyżej. Czas za kierownicą ciężarówki poświęcałam też nauce języka norweskiego na poziomie akademickim i szlifowaniu angielskiego, bo oprócz szeregu innych wymogów (jak fizyka, matematyka na poziomie rozszerzonym i z odpowiednim wynikiem), był to jeden z warunków dostania się na norweską uczelnię wyższą.
I tak moje kolejne marzenie aby zostać studentką mechatroniki, stało się faktem! W sierpniu 2012 roku ( tak, tam rok akademicki zaczyna się już w sierpniu) zaczęłam swoją przygodę na kierunku mechatronika na zagranicznej uczelni, i to było dla mnie mega osiągniecie! Na wykładach okazało się, że jest trudniej, niż myślałam, bo skandynawscy wykładowcy wykładali we własnych językach. I tak mechanikę miałam z uroczym Duńczykiem, którego na początku nie rozumiałam ani w ząb. Były też zajęcia po szwedzku, i z tym nie było lepiej. Ale podjęłam wyzwanie i zaczęłam się uczyć jednocześnie przedmiotów technicznych i kolejnych skandynawskich języków! Dzięki temu teraz, latając na platformy w sektorze norweskim, mogę w łatwy sposób nawiązać relacje ze wszystkimi Skandynawami.
Studia skończyłam z wysokimi notami, dziekan mojego wydziału do dziś namawia mnie na powrót na uczelnię i pracę naukową. Kto wie, może to będzie kolejny pomysł, który zrealizuję. W trakcie ostatniego roku studiów aplikowałam na wiele interesujących mnie stanowisk i dostałam mega ofertę. Była to praca i udział w programie szkoleniowym dla wybitnie zdolnych młodych inżynierów w firmie Maersk z siedzibą w miasteczku nieopodal Kopenhagi! Ależ byłam wniebowzięta! To był program, w ramach którego podczas pierwszych dwóch lat miałam możliwość pracy w trzech różnych lokalizacjach, w trzech różnych departamentach, na trzech kompletnie różnych stanowiskach!
W sierpniu 2015 roku przeniosłam swoje życie do Kopenhagi. Po 6 tygodniach pracy i życia tam poczułam, że to jest moje miejsce na ziemi! Podjęłam mega ryzykowną decyzję, która okazała się niezłą inwestycją (i początkiem mojego nowego hobby czyli nieruchomości) ‒ będąc w nowej pracy zaledwie lekko ponad miesiąc, wzięłam ogromny kredyt i kupiłam mieszkanie w centrum Kopenhagi! Jak ja się wszystkim jarałam!
Zrobiłam swój pierwszy projekt remontowy, w którym stałam się project managerem, inwestorką i momentami nawet wykonawczynią. Zrobiłam malowanie, kupiłam nawet małą cykliniarkę i sama cyklinowałam podłogę. Po zakończeniu prac remontowych całe przedsięwzięcie okazało się mega sukcesem, trafiłam w duńskie gusta ‒ było duże zainteresowanie i sprzedałam mieszkanie z dużym zarobkiem.
Tak złapałam bakcyla i nieruchomości stały się moim hobby. Zaczęłam przeglądać oferty, kupować pola, lasy, działki budowlane, mieszkania pod wynajem i do remontu. Podjęłam nawet studia na SGH, kierunek wycena nieruchomości, które okazały się bardzo interesujące, bardzo mnie zaciekawiły, ambitnie do nich podeszłam i zaciekle zgłębiałam wiedzę. Zainteresowały mnie też działki rolne i pola ‒ dalej mnie to mega kreci. Podczas mojej pierwszej ciąży skończyłam studia podyplomowe na kierunku rolnictwa na Krakowskim Uniwersytecie Rolniczym. To też sprawiło, że załapałam chęć bycia rolniczką ‒ zaczynam na mała skalę, bo tylko na potrzeby naszej małej rodzinki, choć i ta dalsza korzysta z naszych plonów. Zasadziliśmy ziemniaki, posialiśmy buraki, marchew, sałaty… Chyba nie było warzywa, które by nie zagościło w naszym ogrodzie. Wszystko wytwarzaliśmy bardzo ekologicznie i wkładając w to całe serce. W tym roku też zabrałam się za sianie w ogródku.
Podczas mojego projektu w Danii, realizowanego jako freelancerka, aplikowałam do pracy w Norwegii, która mnie interesowała. Pokonałam rywali, bo nie było łatwo dostać tę robotę, i po serii rozmów dostałam pracę jako inżynier automatyki w dziale bezpieczeństwa w przepięknym, malowniczym, narciarskim miasteczku, nazywanym norweską doliną krzemową. Znalazłam się w świetnym, głównie męskim zespole. W biurze projektowałam i układałam software, a później latałam na platformy (bo na platformę lata się helikopterem), żeby instalować oprogramowanie, modernizować je, uaktualniać itd.
Wydarzenia, które Cię zmieniły?
To były wydarzenia, w których musiałam wyjść poza moją strefę komfortu. Mam wrażenie że całe moje dorosłe życie takie było, ciągle tylko wyzwania. Dzięki tym wydarzeniom zaczęłam wierzyć w moją zdolność do osiągania najlepszych wyników bez względu na to, ile czasu to zajmie, ile razy muszę odnieść porażkę lub czego muszę się nauczyć.
Jakie są Twoje super moce?
Lubię sprawiać, że niemożliwe staje się możliwe. Robiąc coś niemożliwego wiem, że będzie ciężko. Wiem że będzie nieprzyjemnie. Jednak nie widzę powodu, dla którego nie mogłabym stworzyć czegoś spektakularnego, jeśli będę próbować całym sercem i umysłem.
Mam ogromną pewność siebie, która bierze się z przekonania, że bez względu na to, co się stanie, nie „polegnę”. Według mnie porażka jest ceną sukcesu. Dyskomfort jest walutą sukcesu. Z łatwością osiągam niesamowity sukces, ponieważ ciągle chcę iść dalej. Pewność siebie nie jest jakimś niesamowitym talentem, który tworzy sukces. Pewność siebie wynika z mojej świadomości, że mogę poradzić sobie z każdą negatywną emocją i iść dalej.
Wiem, jak zarabiać, widzę możliwości zarobkowe wszędzie, gdzie tylko popatrzę; w każdej osobie widzę ogromny potencjał do tworzenia i zarabiania ogromnych sum! Widzę możliwości zarobkowe w moich przyjaciołach ‒ często im radzę, jak mogliby się stać niezależni finansowo, stać się bogatymi ludźmi!
Nie skupiam się na tym, co już mam, bo wiem, że z łatwością mogę stworzyć więcej i więcej. Czerpię przyjemność z łatwości, z jaką mogę zarabiać pieniądze. Jednocześnie uwielbiam odkrywać w innych ludziach ich potencjał, dostrzegam ich wartość, którą mogliby podzielić się ze światem i dzięki temu, nie czując, że pracują, mogliby poczuć, że dużo zarabiają!
Masz jakieś swoje patenty/ rady ułatwiające życie, którymi chciałabyś się podzielić z innymi kobietami?
Planuj swoje życie! W planowaniu jestem dobra, ponieważ mój czas ma dla mnie ogromną wartość i pragnę być jak najbardziej efektywna w wykorzystywaniu go. Potrafię robić kilka rzeczy w tym samym czasie. Codziennie wieczorem planuję mój następny dzień, robię check listy, zapisuję wszystko, i łącze zajęcia, jeśli ich miejsca nie są odległe.
Czego chciałabyś się jeszcze nauczyć?
Uczę się zarządzać swoimi emocjami (inteligencja emocjonalna) i tego, jak mogę ukierunkować swoje skupienie w sposób wspierający drogę, którą chcę podążać. Chcę się nauczyć bardziej wsłuchiwać w swoje emocje, zamiast z nimi walczyć. Jeśli pojawia się jakaś trudna emocja, umieć popatrzeć w innym kierunku i znaleźć coś, co w danej chwili sprawi, że poczuję się dobrze ‒ popatrzeć na swoje wesołe, wymarzone dziecko, na siebie, na swoje konto bankowe lub kwiaty, ogród, cokolwiek to jest, byle było dla mnie dobre.
Mam też plan stać się coachką i odkrywać w ludziach ich potencjał, który ‒ dzięki mojej pomocy ‒ będziemy mogli przekształcać w pieniądz.
Co powiedziałabyś 18 letniej sobie?
Stawiaj sobie wysokie cele! Niemożliwe nie istnieje!
Co uznajesz za swój największy sukces?
Stałam się kobietą, o jakiej marzyłam, kiedy byłam dziewczynką, że się nią stanę, kiedy dorosnę! Jestem teraz tutaj po to, żeby inspirować inne młode damy, pomoc im uwierzyć w to, że powinny mieć DUŻE marzenia! Ale nie tylko damy! Uwielbiam pracę z mężczyznami, jestem często jedyną kobietą w zespole. W moim domu też dominują faceci, nawet nasz kot to kocur! Teraz moim celem jest dodatkowo bycie ciepłą, wrażliwą mamą, która będzie wspierać, inspirować i spędzać czas ze swoją rodziną w sposób najlepszy z możliwych! Tworzyć coś nienamacalnie pięknego.
Gdzie Cię znajdziemy?
Instagram: https://instagram.com/fit_and_crazy_engineer
Facebook: https://www.facebook.com/johanna.krawczyk
LinkedIn: https://www.linkedin.com/in/joanna-krawczyk-6aa9177a
Projekt #KobietyKrakowa
Fotografia: Barbara Bogacka
Wizaż: Małgorzata Braś
Wnętrza sesji zdjęciowych: AC Hotel Kraków
Chcesz zostać #KobietąKrakowa? Kobiety Krakowa