Friday, June 13, 2025
Home / Fundacja Miasto Kobiet  / Kobiety Krakowa  / Kobieta Krakowa: Hanna Knapik-Wiedza

Kobieta Krakowa: Hanna Knapik-Wiedza

Z wielkim apetytem na życie

Hanna Knapik

Hanna Knapik-Wiedza / fot. Barbara Bogacka

Hanna Knapik-Wiedza: Z dumą mówię, że sprzątam w ludziach, związkach i firmach. To, co wyróżnia mnie na tle innych terapeutów, to unikatowe połączenie biznesowego i korporacyjnego doświadczenia z głęboką wiedzą ajurwedyjską

 

Kim jesteś i czym się zawodowo zajmujesz?

Hanna Knapik-Wiedza: Gdybym miała to opisać w jednym zdaniu, powiedziałabym, że jestem detektywem zdrowia, który zamiast szukać przestępców, tropi blokady w ciele, umyśle i emocjach. Właśnie dlatego zawodowo jestem terapeutką holistyczną ajurwedy, specjalistką od głębokiego oczyszczania – od jelit po duszę. Można powiedzieć, że jestem taką sanitariuszką dla osób, które mówią: „Próbowałam już wszystkiego”, „To moja ostatnia szansa”, „Moje ciało mnie zawiodło”. A ja wtedy uśmiecham się i odpowiadam: „Ciało nigdy nie zawodzi – ono po prostu krzyczy: Hej, zwróć na mnie uwagę!”

 

Moja praca to nie tylko zalecenia dietetyczne czy ziołowe mikstury – choć te też mają swoje miejsce. To prawdziwa podróż w głąb siebie – od fizyczności, przez emocje, aż po przekonania, które tkwią w nas jak kamienie w bucie. A co kryje się pod fizycznością? To oddech, joga, mantry, mudry, różne zabiegi na ciało, a także słuchanie – słuchanie słów klienta, słuchanie ciała. Wyobraź sobie, że jesteś jak cebula – a ja pomagam Ci obrać warstwę po warstwie, by dotrzeć do sedna. Czasem bywa łzawo, ale efekt? Warto.

 

Współpracuję z zespołem lekarzy z kliniki ajurwedyjskiej, bo wierzę, że najlepsze efekty osiąga się, gdy łączy się starożytną mądrość z nowoczesnym podejściem, doświadczeniem i współpracą. Dzięki temu mogę zaoferować to, co ajurweda ma najlepszego – w Polsce, w Krakowie, Warszawie, Łodzi, Poznaniu, Rzeszowie, Katowicach. Stworzyłam projekt AHA space (Ayurvedic Holistic Approach), gdzie lekarze diagnozują, a terapeuci holistyczni wykonują zabiegi na ciało. Każdy klient jest prowadzony indywidualnie, bo każdy z nas jest inny – jak puzzle, które trzeba ułożyć w całość.

Jaką drogę przebyłaś, by dotrzeć do punktu, w którym jesteś?

Moja droga do ajurwedy rozpoczęła się w zupełnie innym świecie – jako przedsiębiorcza kobieta prowadziłam własną firmę budowlaną, realizującą projekty dla światowych korporacji w Rosji, Kazachstanie i na Białorusi. Zarządzałam zespołami mężczyzn z różnych kultur, operowałam milionowymi budżetami i pokonywałam tysiące kilometrów – wszystko to godząc z macierzyństwem i osobistymi wyzwaniami.
W trakcie tej biznesowej drogi zmagałam się z poważną niedrożnością jelit, która niemal kosztowała mnie życie. Mimo tego doświadczenia, które powinno być sygnałem ostrzegawczym, nadal pędziłam przed siebie. Dopiero punkt zwrotny – śmierć mojej Mamy – wywołał we mnie głęboki kryzys wartości i naprawdę mnie zatrzymał. To wydarzenie unaoczniło mi, co jest prawdziwie ważne w życiu.

 

Szukając nowej drogi, trafiłam na studia z ajurwedy. Kilka słów w opisie kierunku: „wykształcenie liderów propagujących świadomy i zdrowy tryb życia” – zmieniło wszystko. Nie poprzestałam jednak na studiach podyplomowych – ukończyłam liczne szkoły i praktyki zawodowe z zakresu ajurwedy, gromadząc ponad 1000 godzin nauki i praktycznej pracy z klientami. Dziś z dumą mówię: „sprzątam w ludziach, związkach i firmach”. To, co wyróżnia mnie na tle innych terapeutów, to unikatowe połączenie biznesowego i korporacyjnego doświadczenia z głęboką wiedzą ajurwedyjską. Rozumiem zarówno język emocji, jak i język liczb. Potrafię pracować z ciałem, ale też z organizacją i jej strukturami. Moja wartość to holistyczne spojrzenie z różnych perspektyw – przedsiębiorcy, mediatora, matki i terapeuty.

Nie oferuję gotowych rozwiązań, ale prowadzę do głębokiego zrozumienia własnego ciała i umysłu. Pracuję z tymi, którzy mówią, że „próbowali już wszystkiego”, i znajduję ścieżki tam, gdzie inni widzą tylko ściany. Jestem holistyczną sprzątaczką – i to moja najprawdziwsza droga.

Wydarzenia, które Cię zmieniły?

Paszport mam wytarty od stempli, bo ponad połowę życia spędziłam poza Polską – głównie we Francji i Rosji. Wielokulturowość mam we krwi jak Francuz bagietkę! Międzynarodowe projekty to moje naturalne środowisko – czuję się w nich jak ryba w wodzie. Macierzyństwo? Tak, zmieniło mnie na zawsze. Ta świadomość, że to ja tworzę życie, wywróciła mój świat do góry nogami. Nagle zrozumiałam cenę tego życia i swoją odpowiedzialność. Ale jeszcze bardziej zmieniło mnie, gdy dzieci zaczęły odchodzić na swoje. Ten proces puszczania, ufania i schodzenia na drugi plan – oj, to była dopiero lekcja!

 

Zawodowo? Nie, to nie milionowe projekty czy kontrakty z globalnymi korporacjami zmieniły mnie najbardziej. Paradoksalnie, to moment największego kryzysu – gdy bank odmówił kredytu na już uruchomiony projekt, a jednocześnie odeszła moja Mama. Byłam kompletnie rozbita. Ale wtedy stało się coś niezwykłego – mój zespół pokazał, co to znaczy prawdziwa solidarność. Każdy dołożył swoje oszczędności, byśmy mogli ruszyć z projektem, podczas gdy ja dochodziłam do siebie. Te pieniądze dały mi czas na znalezienie kolejnych funduszy. I udało się! Dzięki crowdfundingowi i ludziom, którzy mi zaufali, dokończyłam projekt. To doświadczenie zmieniło moje spojrzenie na biznes i ludzi na zawsze.

Hanna Knapik-Wiedza

Hanna Knapik-Wiedza / fot. Barbara Bogacka

A potem przyszedł przełom – ajurweda i autentyczna Panchakarma w klinice Easyayurveda w Mangalore. Ten starożytny, 5000-letni proces oczyszczania – którego nazwa oznacza dosłownie „pięć działań” – sprawił, że naprawdę zrozumiałam, czym jest zdrowienie. To nie tylko detoks ciała, ale głębokie oczyszczanie na poziomie fizycznym, emocjonalnym i duchowym. Wyobraź sobie, że twój organizm to dom, a Panchakarma to generalne porządki – odkurzanie, mycie okien i wyrzucanie starych gratów, które zajmują miejsce.
Ale najbardziej dodało mi skrzydeł to, że zespół lekarski z Mangalore uznał moje kompetencje i zaufał mi. To ich wiara we mnie pozwoliła mi uwierzyć w siebie i w to, że mogę prowadzić ludzi w drodze do dobrostanu i balansu.

Co uznajesz za swój największy sukces?

Sukces? Paradoksalnie, to właśnie straty nauczyły mnie najwięcej. Utrata pieniędzy pokazała mi, jak puszczać, nie przywiązywać się, skupiać się na drodze zamiast na rezultacie. Strata złudzeń kontroli otworzyła mnie na prawdziwą wolność. A strata złudzeń — to dopiero sukces! Dla mnie sukces to przede wszystkim odwaga życia po swojemu. To rezygnacja z milionowych kontraktów, które nie były zgodne z moimi wartościami. To zaprzestanie udowadniania światu, że „dam radę” i zamiast tego szczere powiedzenie sobie: „nie chcę już tak żyć” — i prawdziwe nieżycie. Największym wyróżnieniem jest dla mnie zaufanie ludzi – zarówno do moich działań zawodowych, jak i do mnie jako człowieka.

 

Sukcesem jest też samodzielność, mądrość i wolność moich dzieci — pozwalam im żyć i popełniać swoje błędy bez moich filtrów i oczekiwań. Cieszy mnie, gdy ludzie, z którymi pracuję, biorą odpowiedzialność za swoje wybory i nie obwiniają siebie ani innych, zachowując zdrowy dystans. Wtedy wiem, że moja praca ma sens. Widzę, jak na moich oczach ludzie zmieniają się i uczą się słuchać swojego ciała, które nie jest wrogiem, lecz przyjacielem wołającym o uwagę. Uczą się na nowo ufać intuicji. To momenty, które dają mi poczucie sensu i celu.
Sukces to także umiejętność bycia wrażliwą, nieodcinania się od ciała i zatrzymania się w codziennym biegu, by powiedzieć sobie: „jest dobrze”. To nauka odpoczywania bez wyrzutów sumienia i przyznania się do błędu bez rozpadania się na kawałki.

 

Wiem, że to trudna droga, wymagająca cierpliwości, wytrwałości i ogromnej wiary w człowieka oraz w możliwość zmiany. Ajurweda nie jest tylko metodą — to sposób życia, a ja jestem tu po to, by pokazywać, że ta wymagająca droga prowadzi do prawdziwej wolności. I najważniejsze — przychodzą do mnie kobiety, które dzięki naszej pracy mówią: „Nigdy wcześniej nie czułam się tak ważna dla samej siebie” albo „Nie wiedziałam, że można kochać siebie w taki sposób — cicho, delikatnie, lojalnie”. To nie ja daję im tę miłość. Ja tylko pokazuję, jak do niej wrócić. I to jest mój prawdziwy sukces.

Jakie są Twoje supermoce?

Ciekawość — ale nie myl jej ze wścibstwem! To ciekawość życia, ludzi, mechanizmów i emocji: dlaczego tak jest, a nie inaczej, i jak można to zmienić. Dzięki niej zawsze drążę, pytam i otwieram przestrzeń na zmianę.

Odwaga w mówieniu, pytaniu, marzeniu. W wyciąganiu na światło dzienne tematów, które inni wolą omijać. Może dlatego według Gallupa jestem aktywatorem — rozpalam nadzieję, inicjuję projekty i budzę wiarę, że wszystko jest możliwe. Widzę często rzeczy inaczej niż inni, co pozwala mi poszerzać swoje i cudze perspektywy.

Rezyliencja i pojemność — mam w sobie tyle przestrzeni, że ludzie wokół czują się bezpiecznie.
I wreszcie moje baterie — wyczerpują się jako ostatnie. Serio, mogłabym być powerbankiem! Dlatego dodaję ludziom skrzydeł, dzielę się energią, zaangażowaniem i wiarą.

 

Masz jakieś swoje patenty / rady ułatwiające życie, którymi chciałabyś się podzielić z innymi kobietami?

Mój ulubiony patent to żyrafolina – wspaniały koncept, który poznałam dzięki Agnieszce Pietlickiej, mojej nauczycielce NVC. Jest to taki mentalny spowalniacz odpowiedzi, decyzji i działania. Wyobraź sobie, że masz w torebce niewielki spray (tak, nazywa się żyrafoliną!), po który sięgasz w momentach, gdy coś ci odpala – złość, wstyd, bunt czy lęk. Ten symboliczny gest sięgnięcia do kieszeni czy torebki daje mi kilka bezcennych sekund na połączenie się ze sobą – z ciałem, emocjami, myślami – i okazanie sobie empatii. Kiedy już sama siebie zaopiekuję, dopiero wtedy naprawdę mogę usłyszeć i poczuć drugiego człowieka. To jak założenie najpierw własnej maski tlenowej, zanim pomożesz innym.

 

Na poziomie trudnych decyzji i wydarzeń? To po prostu danie sobie czasu, przysłowiowe przespanie się z tym – i niekoniecznie tylko jedną noc! Prawdziwa klarowność myśli przychodzi, gdy jest spokój serca. Dopiero wtedy wiem, co robić i jak działać. Żyrafolina jest teraz prezentem, który przekazuję dalej uczestnikom moich warsztatów. Bo ta mała przerwa między bodźcem a reakcją to przestrzeń, w której rodzi się nasza wewnętrzna mądrość i wolność wyboru. Pamiętaj – nie musisz natychmiast reagować, decydować, odpowiadać. Daj sobie czas. Sięgnij po swoją żyrafolinę!

 

„Niepodjęta decyzja jest również decyzją.” Brzmi niewinnie, prawda? Ta pozornie prosta rada wywróciła mój biznesowy świat do góry nogami! Latami tkwiłam w biznesowym czyśćcu czekania — na decyzje partnerów, klientów, banków… Czekaj, czekaj, czekaj. A mój wewnętrzny zegar tykał, projekty stały. Frustrowałam się i wypalałam, uzależniając swój sukces od cudzego „tak” lub „nie”. Kiedy wreszcie zrozumiałam, że cudze niezdecydowanie to też DECYZJA — po prostu zaczęłam działać! Przestałam oddawać swoją moc i odpowiedzialność innym. Nie zdecydowałeś? Świetnie! Ja już zadecydowałam — idę dalej! To było jak wybudzenie się ze śpiączki! I wiecie co? Ta zasada równie mocno zadziałała w moim życiu prywatnym! Ile razy czekałam, aż ktoś podejmie decyzję o naszej relacji, wspólnych planach, o przyszłości? Życie przeciekało mi przez palce, podczas gdy tkwiłam w zawieszeniu, czekając na cudze „może kiedyś”. Zrozumienie, że mogę sama kreować swoje życie, nie czekając na czyjąkolwiek zgodę, było prawdziwym wyzwoleniem.

 

A druga perełka mądrości? „Dużo pieniędzy często nie oznacza drogo.” To zdanie otworzyło mi oczy na zupełnie inny wymiar inwestowania — takiego, które naprawdę buduje. Ile razy łapałam się na tym, że myślałam o lepszym życiu, zdrowiu, szczęściu… ale zaraz pojawiały się wymówki: „to za drogie”, „mam teraz inne zobowiązania”, „może później, po wakacjach”. Z perspektywy czasu widzę, że to nie cena była przeszkodą — to moje przekonania nie pozwalały mi dostrzec, ile naprawdę mogę zyskać. Co by się stało, gdybyśmy zamiast pytać „Ile to kosztuje?”, zaczęli pytać: „Ile mogę dzięki temu zyskać? Jak bardzo zmieni się moje życie? Jak bardzo wzrośnie moje szczęście — i szczęście tych, których kocham — gdy ja zacznę czuć się dobrze ze sobą, zdrowa, spełniona?” To był przełom w moim myśleniu. Inwestycje w to, co wartościowe, zaczęły się zwracać szybciej i wielokrotnie, bo zamiast naprawiać czy wracać do punktu wyjścia, od razu szłam do przodu. Ta zmiana pozwoliła mi przestać traktować cenę jako główny wyznacznik decyzji, a zacząć dostrzegać prawdziwą wartość wyborów. I naprawdę — nie ma nic cenniejszego niż pewność, że to, w co wkładasz serce i środki, naprawdę Cię wspiera. Te dwie rady — tak proste, a tak rewolucyjne — zmieniły moje podejście do biznesu i życia. Bo czasem największa wartość ukryta jest w najprostszych słowach.

Najlepsza / najtrudniejsza decyzja, jaką podjęłaś w życiu?

Było wiele trudnych decyzji, ale jedna, z której jestem dziś szczególnie dumna — jako kobieta, Polka i człowiek, który nie godzi się na bycie traktowanym gorzej — to ta, którą podjęłam w 2001 roku. W czasach, gdy o mobbingu mówiło się bardzo niewiele, a kobieta w pracy często miała po prostu zacisnąć zęby, ja — młoda Polka w małym, prowincjonalnym miasteczku we Francji — postanowiłam powiedzieć „dość”.
Pozwałam mojego szefa za mobbing, ksenofobię i dyskryminację ze względu na płeć. Brzmiało to jak walka Dawida z Goliatem, ale wiesz co? Wygrałam. To był moment, w którym zrozumiałam, że granice są tam, gdzie je postawimy. Że nie trzeba być silniejszym, żeby wygrać — wystarczy być nieugiętym. I że sprawiedliwość, choć bywa ślepa, czasem widzi wystarczająco dobrze, by stanąć po właściwej stronie.

 

To, co robię, jest zarazem stare jak świat i nowe jak jutro. Ajurweda ma ponad pięć tysięcy lat, a w naszym kraju wciąż bywa jak tajemnicza księga, którą dopiero zaczynamy poznawać. Niestety, często bywa też źle rozumiana – jedni widzą w niej magię, inni patrzą z podejrzliwością, a większość po prostu nie wie, czego się spodziewać. To trochę jak tłumaczenie komuś, czym jest miłość – wszyscy wiedzą, że istnieje, ale nie każdy potrafi ją poczuć. Ludzie przychodzą do mnie z nadzieją na zmianę, ale często szukają szybkich rozwiązań bez wysiłku. Mówią: „Chcę zdrowia, ale nie mam czasu”, „Chcę równowagi, ale nie chcę rezygnować ze swoich nawyków”. Choć deklarują, że pragną naturalnych metod, w głębi duszy marzą o cudownej tabletce – najlepiej ziołowej, bo to brzmi zdrowo – która rozwiąże wszystkie problemy, podczas gdy oni będą mogli dalej żyć tak, jak dotąd.

 

I tu pojawia się największe wyzwanie: jak przekonać ich, że prawdziwa zmiana wymaga czasu i zaangażowania? Jak pokazać, że ajurweda to nie magiczna różdżka, lecz proces, który potrzebuje współpracy, cierpliwości i gotowości do zmiany? To trochę jak tłumaczenie komuś, że by zbudować dom, najpierw trzeba położyć fundamenty, a nie malować ściany.
Do tego dochodzi bardzo ludzki wymiar tej pracy. Słucham historii pełnych bólu, frustracji i zagubienia – towarzyszę ludziom w momentach, gdy ich ciała i serca wołają o uwagę. Ale nie noszę ich emocji na swoich plecach. Mam w sobie ogromną pojemność i rezyliencję, które pozwalają mi być w pełni obecna, nie biorąc na siebie ciężaru cudzych doświadczeń. To nie jest obciążenie – to przestrzeń, którą umiem trzymać z lekkością i spokojem. To właśnie daje mi siłę i klarowność, pozwala wspierać innych, nie tracąc siebie.

 

Moja odporność nie jest przypadkowa – każdego dnia dbam o swoje zasoby. Praktyki ajurwedyjskie, medytacja, ruch, regularny odpoczynek – wszystko to buduje moją wewnętrzną stabilność. Wierzę, że tylko będąc w równowadze, możemy prawdziwie i skutecznie towarzyszyć innym. Dlatego moja praca mnie nie wypala – ona mnie zasila, bo wiem, jak sięgać po narzędzia, które pomagają mi utrzymać tę jakość obecności.

Co Cię kręci / motywuje / irytuje? 

To momenty, kiedy widzę, jak ktoś odkrywa siebie na nowo. Gdy po latach ignorowania swojego ciała nagle zaczyna go słuchać. Gdy po raz pierwszy doświadcza prawdziwego głodu, zamiast emocjonalnie zajadać stres. Gdy uśmiech pojawia się na twarzy nie dlatego, że trzeba, ale dlatego, że po prostu jest. To właśnie te chwile napędzają mnie każdego dnia. Ajurweda to nie mój zawód – to moje powołanie, misja ważniejsza niż dostarczenie pizzy na czas.

 

Co mnie napędza? Ludzie, którzy wiedzą, czego chcą i nie traktują mnie jak automatu z tabletkami szczęścia. Uwielbiam, gdy tworzymy zespół – ja daję wiedzę, oni zaangażowanie. Razem jesteśmy jak dobrze zestrojony tandem – ja nie muszę pedałować za dwoje, a oni nie siedzą z tyłu, podziwiając widoki i narzekając na tempo.
Co włącza mój wewnętrzny alarm? Fraza „to moja ostatnia szansa”. Czerwona lampka w mojej głowie zaczyna wtedy migać jak szalona. Od razu zastanawiam się: „Czy ten człowiek był naprawdę zaangażowany wcześniej, czy może jest turystą zdrowotnym, kolekcjonującym specjalistów jak znaczki pocztowe?” Ajurweda to codzienna praktyka brania odpowiedzialności za własne życie, a nie modlitwa o wygraną w zdrowotnym totolotku.

 

Co mnie irytuje do czerwoności? Klienci z syndromem „napraw mnie na wczoraj”. Przychodzą z dwudziestoletnią historią zaniedbań i oczekują, że zdziałam cud między piątkowym lunchem a niedzielnym brunchem. To proces, który – choć dość szybki i wdzięczny – wymaga czasu. Już po 2-3 tygodniach pojawiają się wymierne rezultaty i przede wszystkim klient dostaje białą kartę. Jak ją zapisze tym razem? Czy wejdzie w stare schematy, czy zacznie zmieniać codzienność? To jego wybór.
Oczywiście wiem, że czasem może to utrudniać brak odwagi, decyzji, wsparcia, wiary czy zaufania. Ale to, co kocham najbardziej, to moment, gdy klient przestaje zrzucać odpowiedzialność na brak czasu, kogoś innego czy brak energii – zaczyna rozumieć, że wszystko zależy od niego i przede wszystkim przestaje ściemniać sam przed sobą. Wtedy zaczyna pisać pierwszy rozdział swojej własnej historii zdrowienia.

Kto Cię inspiruje?

Hanna Knapik-Wiedza

Hanna Knapik-Wiedza / fot. Barbara Bogacka

Wiele osób mnie inspiruje, często słucham podcastów i czasem jedno słowo potrafi dać mi kopa i inspiracji na kilka dni. Szczególnie cenię kanał Balans Kamila Jankowskiego za jego podejście do życia i rozwoju. Jestem pod wielkim wrażeniem Marianki Gierszewskiej i jej niezwykłej mądrości i dojrzałości, które osiągnęła mimo bardzo młodego wieku. Deepak Chopra fascynuje mnie ze względu na jego dar mówienia o prostych i oczywistych rzeczach w sposób odkrywczy i poruszający serce. Uwielbiam też autentyczność Gosi Ohme, która zawsze przemawia w sposób szczery i bezpośredni. Czerpię inspirację z wielu źródeł.

Co ostatnio usłyszałaś na swój temat? 

Ktoś ostatnio nazwał mnie Kobietą Tajemnicą, wprawiając mnie w niemałe osłupienie! Podobno jestem zagadką: „Skąd ta empatia, umiejętność prowadzenia innych, ciepło i spokój… u osoby ze świata biznesu?!” Jakbym była jednorożcem, który zamiast gonić za wynikami, nagle zaczął inspirować ludzi zrozumieniem! „Jak to możliwe, że wychodząc z twardego świata faktów i konkretów, zachowałaś wrażliwość i chęć zrozumienia innych?” A paradoks polega na tym, że właśnie zarządzanie firmami w ekstremalnie wymagających warunkach – od trudnych projektów po realizację zadań w miejscach takich jak Irkuck – wymagało ode mnie nie tylko biznesowej sprawności, ale też kreatywności, odporności i właśnie pracy z ludźmi!

 

Te doświadczenia ukształtowały umiejętności, które dziś przenoszę na inny grunt. Czy naprawdę istnieje niepisany zakaz posiadania zarówno analitycznego umysłu, jak i empatycznego serca? Ta reakcja, choć zaskakująca, jest inspirująca. Dowodzi, że nie trzeba wybierać między twardością a wrażliwością. Doświadczenia z zupełnie innych światów mogą się wspierać – nie trzeba wyrzucać dawnej siebie. To wszystko tworzy mój pień, jak u drzewa. Można być dyrektorem od sukcesów i mistrzem empatii jednocześnie, i wszyscy mogą z tego czerpać.

Co powiedziałabyś 18-letniej sobie?

Nie biegaj za życiem – tańcz z nim. Czasem rytm się zmienia, czasem trzeba improwizować, ale to twoja muzyka. Nie pozwól, by ktoś inny dyktował kroki. Nie musisz nic. 

Że musisz, to tylko twoje przekonanie. Świat się nie zawali, jeśli zwolnisz, odpuścisz albo wybierzesz inną drogę. Jedyne, co musisz, to być wierna sobie. Ambicja to świetny napęd, ale nie jedyny bieg. Jeśli będziesz pędzić na najwyższych obrotach, szybko się zgrzejesz. Naucz się zmieniać tempo, czasem wrzucić na luz.

Nie licz kalorii – licz wspomnienia. Te najlepsze często powstają przy stole, z ludźmi, którzy sprawiają, że śmiejesz się do łez. Życie nie jest o tym, żeby się ograniczać, ale żeby smakować. Ludzie? Wybieraj mądrze. Otaczaj się tymi, którzy cię wzmacniają, a nie tymi, którzy próbują podciąć ci skrzydła. Masz prawo kończyć znajomości, które cię duszą – to nie egoizm, to higiena emocjonalna. Błędy? Popełniaj, ale nie kolekcjonuj. Upadki są częścią podróży, ale nie siedź w kałuży – wstań, wyciągnij wnioski i idź dalej. I pamiętaj: kiedyś te spektakularne wpadki będą najlepszymi historiami do opowiadania!

Porównywanie się do innych to pułapka. Każdy jedzie w inną stronę, w innym tempie, na innym paliwie. Ty masz swój własny GPS – słuchaj go. Dbaj o siebie jak o ulubioną roślinę. Daj sobie słońce, wodę i czas na regenerację. Nie przyspieszysz wzrostu, ale możesz sprawić, że będzie piękny. Nie odkładaj szczęścia na kiedyś. Nie będzie idealnego momentu, żeby zacząć żyć. Rób to teraz – tak, jak potrafisz, z tym, co masz. A na koniec: jesteś wystarczająca. Zawsze byłaś i zawsze będziesz. I pamiętaj – życie nie przychodzi z instrukcją obsługi, ale to właśnie jest w nim najpiękniejsze.

Z czułością i uśmiechem,
Twoja starsza, mądrzejsza i wciąż ucząca się ja

Co jest dla Ciebie ważne?

Fundamenty mojego świata to pięć filarów, bez których nie wyobrażam sobie życia:
Świadomość – moje wewnętrzne światło, które pozwala dostrzegać rzeczywistość taką, jaka jest, a nie taką, jaką chciałabym widzieć. To moja busola na oceanie codzienności.
Szczerość – oddycham nią jak powietrzem. Nie potrafię funkcjonować w gęstej mgle niedopowiedzeń i udawania. Wolę bolesną prawdę niż komfortowe złudzenia.
Autentyczność – moja obietnica dana światu i sobie, że pozostanę wierna swojej naturze. Nie gram ról, nie zakładam masek. Co widzisz, to dostajesz.
Solidność – moje słowo jest skałą i tu potrzebuję wzajemności.
Wolność – mój bezcenny skarb, za który płacę najwyższą cenę bez mrugnięcia okiem. Bo życie bez niej byłoby tylko cieniem istnienia.

Na co zawsze masz czas?

Na dobry posiłek ‒ dobry, czyli ciepły, zdrowy, świeży, spokojny i regularny.

Jaka jest najcenniejsza rzecz, jaką posiadasz?

Relacje, bliscy, ludzie. Moja najdłuższa przyjaźń ma 51-52 lata.

Co zawsze masz przy sobie? Co nosisz w torebce?

Jak już mówiłam, żyrafolinę, przegotowaną wodę i notatnik, w formie telefonu .

Na co przeznaczyłabyś dużą sumę, gdyby spadła Ci z nieba?

Zafundowałabym wszystkim politykom i szefom wielkich korporacji solidne oczyszczanie – i nie mówię tu o wizerunku, ale o prawdziwym, holistycznym detoksie. Chciałabym dać im szansę spojrzenia na siebie i swoje decyzje z zupełnie nowej perspektywy. Może wtedy zaczęliby widzieć jaśniej, czuć głębiej i przestaliby traktować słuchanie serca jako oznakę słabości.

Gdybyś miała taką możliwość, z kim zamieniłabyś się życiem na jeden dzień?

Chciałabym wskoczyć na jeden dzień w buty Elona Muska, Putina czy Trumpa. Nie po to, żeby się nimi stać (Boże broń!), ale żeby zobaczyć świat ich oczami. Jak myślą? Jakie mają lęki? Co ich naprawdę napędza? Może to doświadczenie pomogłoby mi mniej oceniać – choć, nie ukrywam, to wciąż dla mnie niezła lekcja do odrobienia.

Czego o Tobie nikt nie wie?

Wielu rzeczy o mnie nie wiedzą ludzie, ale jedno zawsze budzi zdziwienie – że jestem introwertyczką! Tak, ja – ta, która prowadzi ludzi, organizuje szkolenia, motywuje innych i stoi na scenie – kiedyś bała się… pójść do piekarni po chleb. Serio. Miałam 10-12 lat i to była dla mnie niemal misja niemożliwa. Na szczęście miałam swojego osobistego coacha – druha Mirka. Stał przed piekarnią, dopingował mnie jak najlepszy trener olimpijski: „Dasz radę! Idź! Kup ten chleb! Nic się nie stanie!” I w końcu weszłam. Wróciłam dumna jak zdobywczyni Mount Everestu – z bochenkiem w rękach i triumfem w sercu.

 

Harcerstwo nauczyło mnie wielu rzeczy – odwagi, działania, odpowiedzialności – ale to wsparcie drugiego człowieka i poczucie, że nie muszę wszystkiego robić sama, są lekcjami, które noszę w sobie do dziś. Najlepszym dowodem na to, że introwertyzm we mnie wciąż mieszka, jest fakt, że odpowiadanie na te pytania zajęło mi… kilka lat. No cóż, mówienie o sobie to nadal jedno z moich największych wyzwań!

Czego chciałabyś się jeszcze nauczyć?

Uczę się nieustannie – każdego dnia, w każdej chwili. Wciąż stawiam pierwsze kroki, ale już nie gonię za niczym. Czuję pełnię w tym, co robię, więc teraz zamiast szukać, pogłębiam. Skupiam się na tym, co naprawdę mnie fascynuje: ajurweda, joga, psychologia. Chcę wchodzić w te tematy coraz głębiej, bo to one dają mi prawdziwą moc i poczucie sensu. Bez pośpiechu, ale z pełnym zaangażowaniem. Niebawem zaczynam dwa projekty, które na pewno bardzo dużo mnie nauczą – a to uwielbiam! Dodatkowo podjęłam decyzję o kolejnych studiach podyplomowych, które zacznę już we wrześniu.

Kiedy się uśmiechasz?

Uśmiecham się, kiedy tańczę i śpiewam, kiedy las pachnie deszczem, a ja biorę głęboki oddech. Kiedy zdobywam szczyt – dosłownie i w przenośni. Kiedy woda otula mnie podczas pływania, zwłaszcza nago, bo wtedy czuję się najbardziej wolna. Kiedy robię to, co kocham, i kiedy jestem z tymi, których kocham. Gdy mogę się dzielić chwilą, wycieczką, rozmową – wszystkim, co sprawia, że życie smakuje pełniej. 

Ulubione miejsca w Krakowie?

Cóż, mam swoje małe rytuały, które sprawiają, że to miasto czuję jak dom. Na przykład udział w spotkaniach Klubu Miasta Kobiet, gdy spotykam panie, które może widzę po raz pierwszy, a mimo to jest między nami duża bezpośredniość i otwartość. A w bonusie? Duża doza inspiracji od zaproszonych gości. To jak speed dating, tylko zamiast randek – mądre rozmowy i motywacja. Jeśli chodzi o zakupy, to Stary Kleparz jest moim must-have. Tam nie tylko kupuję świeże warzywa, ale też ładuję baterie przy kawie, która – nie oszukujmy się – smakuje lepiej, gdy w tle słychać gwar targowy. To jak medytacja z dodatkiem marchewki i aromatu świeżo zmielonej kawy.

 

A spacery? Wisła to mój osobisty terapeuta. Lubię wędrować wzdłuż rzeki – raz od strony Salwatoru, raz od Dębnik. To jak dwa różne światy: z jednej strony spokój i zieleń, z drugiej – miejski klimat z nutą tajemniczości. Wisła nigdy się nie nudzi, nawet gdy ja czasem mam ochotę na zmianę scenerii. Knajpy? Mam swoją świętą listę:

Zaczyn – to mój przystanek śniadaniowy. Tam każdy posiłek to małe dzieło sztuki, a awokado ma więcej stylu, niż ja na wakacjach.
Noah – bo tam jedzenie to nie tylko smak, ale też doświadczenie. To miejsce, gdzie każdy kęs opowiada swoją historię.
Nago Sushi – bo czasem trzeba sobie pofolgować, a sushi to mój sposób na „zdrowe grzeszenie”. Tam ryba jest tak świeża, że prawie mi mruga, a kreatywność kucharzy tworzy coraz bardziej zaskakujące rolki-niespodzianki.
Vamos – bo tam każda potrawa to podróż w nieznane, a smaki zaskakują, jak bilety w jedną stronę do kulinarnego raju.
Ostatnio też coraz częściej zaglądam na Podgórze. Ta dzielnica ma w sobie coś autentycznego – jak stara, dobra książka, którą odkrywasz na nowo. I wiecie co? Podgórze ma swój klimat, który nie próbuje być modny – po prostu jest sobą. A to rzadkość w dzisiejszych czasach!

Gdzie Cię znajdziemy?

Możecie mnie znaleźć na Instagramie pod nazwą Sercemmalowana, gdzie dzielę się swoimi przemyśleniami, inspiracjami i codziennymi chwilami. Zapraszam też na moją stronę internetową https://ahaspace.pro/, gdzie znajdziecie więcej informacji o moich usługach i projektach. Prowadzę również Latające Kręgi dla Kobiet – to wyjątkowe spotkania, gdzie kobiety mogą dzielić się swoimi doświadczeniami, wspierać nawzajem i odkrywać swoją wewnętrzną siłę.

 

A jeśli chcecie mnie spotkać osobiście, zapraszam do moich gabinetów w Mogilanach, gdzie pracuję z ciałem, umysłem i duszą. To miejsce, gdzie każdy może znaleźć chwilę spokoju i zacząć swoją podróż do równowagi.


Projekt #KobietyKrakowa

Fotografia: Barbara Bogacka

Wizaż: Małgorzata Braś

Wnętrza sesji zdjęciowych:  AC Hotel by Marriott

Chcesz zostać #KobietąKrakowa? Kobiety Krakowa

Dziennikarka, która nie boi się stawiania prostych pytań, w nadziei na usłyszenie nieoczywistych odpowiedzi. Prowadzi portal i media społecznościowe MK, koordynuje spotkania Klubu Miasta Kobiet, odpowiada za patronaty medialne, prowadzi kursy webwritingu. Propagatorka tworzenia i stosowania żeńskich derywatów zawodów.

Oceń artykuł
BRAK KOMENTARZY

SKOMENTUJ, NIE HEJTUJ