
Gocha Szoka / fot. Barbara Bogacka
Gocha Szoka: Uczę, jak słowem szczypać dusze i otwierać portfele klientów, luzować gumkę w gaciach (czyli nabierać dystansu do siebie i swojego pisania), oraz sięgać po swoje cojones grandes
Kim jesteś i czym się zawodowo zajmujesz?
Gocha Szoka: Uczę posługiwać się mocą, która przykleja ludzi do seriali takich, jak „Sukcesja” czy „Breaking Bad”. To moc stwarzania światów i opowiadania, którą na szczęście posiada każdy. Z tej mocy korzystają pisarze, dziennikarze i scenarzyści. Codziennie używają jej rodzice, politycy, przyjaciele… To moc słowa. Za pomocą słowa mogę wywołać obrazy w twojej głowie i emocje w twoim ciele. Jeśli powiem ci, że piję teraz kawę z ceramicznego kubka, którego pęknięcia zostały ozdobione sproszkowanym złotem za pomocą japońskiej metody kintsugi – stwarzam w twojej głowie pewien świat. A jeśli powiem, że piję teraz kawę z kartonowego kubka Warsa – wywołam zupełnie inny świat.
Uczę wykorzystywać tę moc online i pisać content tak, żeby szczypało w dusze i otwierało portfele.
Pod marką Dwa Słowa pracuję głównie z kobietami, które prowadzą własne, często jednoosobowe biznesy i które zmagają się z pytaniem: „jak komunikować to, co oferuję klientom, żeby decydowali się na zakup moich produktów i usług”. Uczę jak prowadzić angażujący dialog z odbiorcami a potem jak angażująco i nienachalnie sprzedawać.
Stworzyłam wyzwania i kursy takie jak Content Flow Intro, Content Flow, Content Flow Maxi i Selling Flow, w których do 2023 r. wzięło udział ok. 6000 osób. Za pomocą tych kursów prowadzę kobiety po meandrach komunikacji w mediach społecznościowych, newsletterach reklamach i artykułach blogowych.

Gocha Szoka / fot. Barbara Bogacka
Tak naprawdę jednak jest to tylko sposób, dzięki któremu docieram do kobiet z moją misją – rozpalam kreatywność i odwagę do pełnego wyrażania siebie. Głęboko wierzę w to, że jeśli człowiek nie tworzy, to zamiera, a może nawet umiera. Choćby wewnętrznie. W tworzeniu jest życie i przepływ. To coś, dzięki czemu chce nam się rano wstać. Natomiast wiele kobiet zaczyna moje kursy z obawami, wstydem, a nawet strachem przed wyjściem do świata i pokazaniem, jakie naprawdę są.
Do tworzenia niezbędna jest radość, luz, lekkość. A te biorą się z dystansu do siebie, zabawy i ciekawości. I to jest to, do czego zapraszam we wszystkich swoich kursach. Aby dobrze (czyli angażująco, czy wręcz porywająco) pisać, trzeba mieć odwagę, żeby pokazać swój miękki środek. Brene Brown mówi o tym – power of vulnerabilty, czyli potęga wrażliwości, czy też odsłaniania się. Tylko wtedy, gdy odsłonię to, co mam w środku (a to nigdy nie jest idealne, zawsze niegotowe, niewystarczające, za małe, nie tak błyskotliwe, itp.) staję się magnetyczna dla odbiorców. Potrzebujemy cojones grandes, żeby prowadzić biznes, pokazywać się światu ze swoimi darami, wymagać wzajemności w postaci zapłaty i jasno to komunikować.
Z drugiej strony jestem mocno świadoma tego, że nie ma przyciągających treści biznesowych bez dobrze przemyślanego biznesu. Zatem, owszem, uczę narzędzi pisarskich i copywriterskich, którym lubię nadawać głupkowate nazwy, jak: „prezes zamordysta”, „paproch”, „kamera przemysłowa”, itp., ale też przechodzimy przez biznesowe elementy takie jak budżet, wynagrodzenie, cena, misja, klient idealny, grupa docelowa, konstrukcja oferty. Dla mnie to taniec biznesu i słów. Jeśli widzę, że słowa nie porywają, może to być wynikiem tego, że autorka nie zna lub nie potrafi odpowiednio wykorzystać narzędzi pisarskich. To najprostszy i szybki do skorygowania przypadek. Ale zdarza się, że słowa nie porywają, bo sama autorka nie jest zakochana w swojej ofercie, albo klocki biznesowe, które stara się jak najlepiej opisać, niestety nie dają jej szans. Wtedy trzeba popracować nad tzw. mindsetem lub na nowo ułożyć biznes.
W skrócie, uczę składników porywającego tekstu, czyli tego, jak dobrze ułożyć biznes (przede wszystkim na liczbach!), jak luzować gumkę w gaciach (czyli nabierać dystansu do siebie i swojego pisania), oraz sięgać po swoje cojones grandes (odwagę do wyrażania siebie w pełni).
Jaką drogę przebyłaś, by dotrzeć do punktu, w którym jesteś?
Pamiętam TEN moment, kiedy wykiełkował we mnie pomysł na biznes, potem rósł, wczepił jak chwast i wołami nie dało się go już wyrwać. Siedziałam z moją przyjaciółką Miłką w knajpie i zajadałyśmy zielone tajskie curry. Opowiadała mi o regenerujsie.pl, które zaczynała rozkręcać. Chciała, żebym zerknęła na tekst jej reklamy. No to zerknęłam. W pięć minut tekst nabrał rumieńców, Miłka też, i wypaliła: „Gośka, ty powinnaś tego uczyć!” Na co ja odpowiedziałam z przekąsem: „Świetny pomysł, tylko kto za to zapłaci?”. Ale ta myśl zaczęła wwiercać się w moją głowę, badałam rynek, klientów i… 1 listopada 2019 roku założyłam Dwa Słowa. Na etacie pracowałam jeszcze rok i gdy upewniłam się, że firma ma szansę mnie utrzymać, zerwałam z korpo.
Zanim padły słowa Miłki, mordowałam się jednak przez jakiś rok, zastanawiałam i kombinowałam – czym by tu się zająć? Gdy pomysł przyjął formę Dwóch Słów, spojrzałam wstecz ze zdziwieniem – jak mogłam tego nie widzieć? Przecież to jest idealne dla mnie! Tak bardzo w punkt! Będę uczyć pisania! Dlaczego takie rzeczy stają się jasne, a wręcz oczywiste, dopiero gdy patrzysz wstecz? Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że zanim wpadłam na tę oczywistą oczywistość, napociłam się z wysiłku jak szczur.
Gdy patrzę wstecz, wszystko staje się jasne – zawsze „umiałam w literki”, nauczyłam się biegle czytać w wieku 4 lat, znam wiele języków obcych, skończyłam Lingwistykę Stosowaną, pracowałam chwilę (dosłownie) jako tłumacz symultaniczny, potem jako asystentka, jeszcze później jako specjalistka, menedżerka i dyrektorka ds. komunikacji, PR, marketingu, brandingu, CSR’u i zarządzania projektami w międzynarodowych korporacjach.
To były bardzo kreatywne prace i świetnie się w nich bawiłam. Ale urodziłam dziecko, spędziłam z synem 12 miesięcy na macierzyńskim i gdy wróciłam do pracy (za którą podczas macierzyńskiego tęskniłam), zorientowałam się, że etat nie spina się z moim małym szkrabem. Praca przestała mnie bawić i wiedziałam, że muszę coś zmienić. Tylko absolutnie nie wiedziałam jak, ani na co. Wtedy właśnie z pomocą przyszła Miłka.
Widzę, że moje klientki często przechodzą podobną do mojej drogę, o ile znajdą na niej wspierających ludzi – ktoś z zewnątrz podsuwa pomysł, na który sama nie śmiałabyś wpaść. Niestety nie każdy ma wśród znajomych lub rodziny taką Miłkę. Wtedy warto poszukać wsparcia online, np. w „Mieście Kobiet”. Same najczęściej nie jesteśmy w stanie spojrzeć na siebie z zewnątrz i dostrzec czegoś, co jest pod nosem – oczywistej oczywistości.
Wydarzenia, które Cię zmieniły?
To bardziej ludzie, których poznałam na swojej drodze – moi przyjaciele i moi faceci – byli i obecny. To oni najbardziej wpłynęli na to, kim jestem (oczywiście poza rodzicami). Gdy tak myślę, to w sumie bardzo zmieniają mnie też Dwa Słowa – dorastam do nich i stale się wzajemnie rozwijamy. Moja firma to taki mój trener personalny, mentor i przewodnik duchowy w jednym.
Co uznajesz za swój największy sukces?
Mam ambicję, taką wyrastającą z dziecięcego zapału i ciekawości, żeby moje kursy były tak motywujące i fajne, żeby najgorszym lebiegom chciało się je przerabiać. Wygląda na to, że dobrze mi idzie, bo zadowolenie z mojego flagowego kursu Content Flow oscyluje wokół 92,8 proc (7,2 proc. to liczba osób, które uważają, że kurs nie był ani dużo lepszy, ani lepszy niż się spodziewali, tylko taki, jakiego się spodziewali; nikt nie uznał, że kurs był słaby lub fatalny).

Gocha Szoka / fot. Barbara Bogacka
Cieszę się, chyba jak każdy nauczyciel, gdy różnica pomiędzy początkowymi a końcowymi umiejętnościami ucznia jest największa, gdy ‘najgorsi’ studenci zaczynają łapać. W moim przypadku ci ‘najgorsi’ to osoby, które uważają, że kompletnie nie potrafią pisać (bo dostawali tróje i dwóje z ‘polaka’, bo są ‘techniczni’), wywodzą się z usztywnionej branży, jak prawo, albo na odwrót – skończyli polonistykę (o dziwo, ten kierunek bardzo utrudnia angażujące pisanie online). Uwielbiam na kursach osoby „techniczne” – biorą narzędzie, stosują podane instrukcje i piszą. Wynik to spektakularne efekty, a radość z nich – obopólna i dzika.
Jakie są Twoje super moce?
Mój geniusz to dochodzenie do sedna. Widzę i czuję często od razu i na wskroś, o co chodzi i jakie coś jest w swojej istocie. Sedno można określić jednym słowem. A jednak moja firma to Dwa Słowa – żartuję się, że to drugie wskoczyło dla towarzystwa.
Najlepsza rada, jaką w życiu dostałaś?
Najlepszą radę usłyszałam od mentorki finansowej. Powiedziała, że strzeliłam sobie cenami w kolano. Nie spodobało mi się to oczywiście w pierwszym momencie, bo wymagało wyjścia ze strefy komfortu i podniesienia cen. Ale skorzystałam z tej rady. Teraz powiedziałaby pewnie, żebym z niektórych kursów zrezygnowała, bo nie przynoszą mi tyle zysku, co inne i że powinnam się skoncentrować raczej na tych innych, ale… nie wybieram się na razie do niej, więc udaję, że o tym nie wiem i dalej prowadzę te kursy, bo świetnie się dzięki nim bawię.
Masz jakieś swoje patenty ułatwiające życie, którymi chciałabyś się podzielić z innymi kobietami?
Świadome oddychanie, czy medytacja. Choćby pięć minut rano lub w ciągu dnia. Od kiedy zaczęłam świadomie, czyli po prostu uważnie oddychać, wszystko zaczęło się w moim życiu zmieniać na lepsze. Uważny wdech. I uważny wydech. To jest tak proste, że aż niedorzeczne. Tę moc też ma każdy z nas w sobie.
Najlepsza i najtrudniejsza decyzja, jaką podjęłaś w życiu?
Te najlepsze to jednocześnie te najtrudniejsze i dotyczyły poważnych zmian życiowych, jak rozwód z pierwszym mężem, dziecko, rzucenie świetnego etatu. Przyniosły mi prawdziwszą mnie, a w związku z tym więcej radości i szczęścia.
Ciemne strony biznesu?
Ech, nie spodziewałam się, że biznes będzie mnie zmuszał do nieustannego rozwoju, w tym do rozwoju duchowego. A kto tego ostatniego spróbował, ten wie, jakie to sakramencko niewygodne i że nie ma końca. Biznes uczy mnie empatii, współczucia, otwartości, odwagi, wrażliwości i klarowności. Tego się absolutnie nie spodziewałam. Czasem wydaje mi się, że Dwa Słowa stoją nade mną, jak trener personalny nad spoconym na macie chucherkiem, które próbuje zrobić deskę i krzyczą: „za słaby brzuch! Prostuj! Tyłek do góry! Jeszcze 10 sekund!”. Pokazują mi czarno na białym, bo na liczbach, trudzie lub lekkości, gdzie zbaczam z kursu i oddalam się od prawdziwej siebie.
Co Cię kręci i motywuje do codziennego wstawania z łóżka?
Kręci mnie moje własne lenistwo. Gdy sobie pomyślę, że w ciągu dnia pójdę na długi spacer z psem, albo poczytam książkę czy pomedytuję, to już się uśmiecham i chce mi się wstać. Uśmiecham się na myśl, że ugotuję coś pysznego, a potem to zjem, spotkam z przyjaciółką, porozmawiam z mężem, poganiam w berka z synem. Taka prawda – motywuje mnie lenistwo. A może to nie lenistwo, tylko po prostu życie? Pracuję i sprawia mi to radość, ale największą na świecie sprawia mi jednak nie-pracowanie.
Kto Cię inspiruje?
Inspirują mnie moi przyjaciele – żyją w zgodzie ze sobą, w przepływie, pełnej obfitości czasu, pieniędzy i miłości.
Co ostatnio usłyszałaś na swój temat?
Że bije ode mnie spokój. Roześmiałam się, bo spokojna, owszem, bywam, ale tylko czasami. Przez większość część czasu przepływają przeze mnie wszystkie możliwe emocje.
Co powiedziałabyś 18-letniej sobie?
O, dziewczyno, jak ty jeszcze niczego nie wiesz o świecie! Rzuć się w to życie, inaczej nie poznasz ani siebie, ani na czym to wszystko polega.
Co jest dla Ciebie ważne?
Uważność i oddech.
Jaka jest najcenniejsza rzecz, jaką posiadasz?
Lubię otaczać się pięknymi przedmiotami. W mieszkaniu mamy parę obrazów kupionych całkowicie spontanicznie i bardzo różnych – nie sądziłam, że faktycznie można na nie tak długo patrzeć. Ale też lubię kształt moich lamp i światło, jakie dają. Lubię mocny silnik w samochodzie i jego przejrzysty kokpit. Największą ekstrawagancją są świeże kwiaty w wazonie – jeżdżę po nie czasem w soboty o świcie na giełdę kwiatów w Krakowie.
Co zawsze masz przy sobie?
Nie noszę torebek, a jeśli już, to nerki. Lubię mieć wolne ręce. Od kiedy syn wyrósł i nie potrzebuję plecaka, żeby się z nim gdzieś wybrać, a mogę płacić telefonem, potrzebuję tylko tego i kluczy do domu. Po co mi więc torebka?
Na co przeznaczyłabyś dużą sumę, gdyby spadła Ci z nieba?
Na zakup dużej ilości ziemi z lasem, pastwiskiem i rzeką lub jeziorem, żeby stworzyć na niej dom dla fundacji, którą współtworzę. To fundacja ODDO – uczymy komunikacji między ludźmi a zwierzętami i naturą z poziomu serca, ciała i umysłu. Chcemy stworzyć miejsce, w którym ludzie mogą nauczyć się komunikować ze swoimi zwierzakami inaczej niż poprzez polecenia i komendy. Zapraszam na stronę i na nasze szkolenia: www.fundacjaoddo.org.pl.
Gdybyś miała taką możliwość, z kim zamieniłabyś się życiem na jeden dzień?
Z kobietą o bardzo obfitym biuście. Mogłabym zaśpiewać jak Natalia Przybysz „Śniło mi się, że mam wielki biust, poruszam nim i wszyscy się gapią”. Bardzo jestem ciekawa, jakie to uczucie.
Czego o Tobie nikt nie wie?
Wyjawiłam już chyba wszystkie swoje brudy i wstydy na różnego rodzaju terapiach i warsztatach, a ciekawe anegdoty podczas zakrapianych imprez. Z drugiej strony wciąż poznaję i zaskakuję samą siebie, więc ta tajemnica ciągle się zmienia. Przebiega to w cyklach: odkrywam coś nowego o sobie, nie wytrzymuję i komuś wypaplę, i tajemnica znika. Gdy zajrzysz do mnie na stronę, dowiesz się np. że kiedyś bałam się guzików i kotów.
Czego chciałabyś się jeszcze nauczyć?
Mam marzenie, żeby radość z pisania i kreatywne pisanie weszło pod strzechy – do szkół i do domów. Tym bardziej w czasach AI. Uczę podstaw komunikacji, która przydaje się wszędzie – gdy piszesz wypracowanie, ofertę na OLX, CV, tworzysz prezentację dla szefa, odpowiadasz na pytania w radiu. Marzy mi się, żeby każdy znał choć parę narzędzi pisarskich, np. prezesa zamordystę i paprocha.
Kiedy się uśmiechasz?
W pracy mój ulubiony moment jest wtedy, gdy kobiecie, z którą pracuję, wszystko „klika” i staje się klarowne. Wiem o tym bez cienia wątpliwości, bo przebiegają wtedy po mnie ciarki. To moment, kiedy talent i misja łączy się z tym, za co ludzie są w stanie zapłacić i pojawia się „oczywista oczywistość”, jak w moim przypadku, gdy uznałam, że powinnam zacząć uczyć ludzi pisać.
A prywatnie nie jestem w stanie powstrzymać śmiechu, gdy widzę radość naszego psa Balego – podskakuje wtedy na wysokość mojego uda, a trzeba ci wiedzieć, że normalnie sięga mi do połowy łydki. To skrzyżowanie buldożka francuskiego z buldogiem angielskim, z zębami tak krzywymi, że rosną w dwóch rzędach, uszami zająca i chrumkaniem świnki. No sama słodycz!
Ulubione miejsca w Krakowie?
Kocham Wisłę – uwielbiam wzdłuż niej chodzić na spacery lub jeździć rowerem. Od czterech lat mieszkam niedaleko bulwarów wiślanych i nie mogę uwierzyć w swoje szczęście. Lubię też Krzemionki i Zakrzówek, to dla mnie wyjątkowe miejsca.
Gdzie Cię znajdziemy?
www.dwa-slowa.pl
www.instagram.com/_dwaslowa_
https://www.facebook.com/DwaSlowa
Projekt #KobietyKrakowa
Fotografia: Barbara Bogacka
Wizaż: Małgorzata Braś
Wnętrza sesji zdjęciowych: AC Hotel Kraków
Chcesz zostać #KobietąKrakowa? Kobiety Krakowa