
Anna Gurda / fot. Barbara Bogacka
Anna Gurda: Uczę kobiety, jak dobrze żyć w czasie, gdy nasze wewnętrzne fizjologiczne istnienie robi sobie burzę stulecia. Kobiety okresu transformacji menopauzalnej, czyli orientacyjnie od 35 do 55 roku życia, to grupa, na której się skupiam najbardziej
Kim jesteś i czym się zawodowo zajmujesz?
Anna Gurda: Jestem sobą. Teraz chyba bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Bycie sobą oznacza dla mnie, że w tym, co robię w życiu, w pełni realizuję to, kim chcę być, co robić i co wnosić do świata. Jestem więc kobietą, mamą, lekarką, redaktorką, organizatorką wydarzeń medycznych. Z tych dotychczasowych ról rodzi się kolejna ‒ coach zdrowia i transformacji menopauzalnej. Ta nowa życiowa rola stała się dla mnie jednym z powodów do pojawienia się w projekcie Kobiety Krakowa.
11 czerwca kończę 50 lat. Z dzisiejszej perspektywy jestem już zadowolona z pierwszej pięćdziesiątki, ale założyłam, że druga będzie jeszcze lepsza, bo wiem, skąd wyruszam i dokąd chcę dojść. Mam doświadczenie życiowe i zawodowe, odwagę stawiania sobie ambitnych celów i wolę ich osiągania. Ale wiem też, że droga, którą przeszłam, może być łatwiejsza, bardziej świadoma i niekoniecznie realizowana wbrew naszej kobiecej naturze i fizjologii, a wręcz z wykorzystaniem zasobów naszego organizmu.
Mam świadomość, jak trudny bywa dla wielu kobiet, zwłaszcza tych aktywnych życiowo i zawodowo, ten czas, gdy musimy godzić nasze życiowe plany ze zmieniającymi się uwarunkowaniami, dyktowanymi przez nasze ciała i z oczekiwaniami otoczenia. Gdy same stawiamy sobie wysoko poprzeczkę – a najlepiej coraz wyżej każdego dnia – trudno się zatrzymać w poczuciu komfortu.
A jeśli już się zatrzymujemy, to dlatego, że zatrzymuje nas fizyczne i psychiczne zmęczenie. A i wówczas nierzadko, im bardziej ciało mówi „STOP”, tym bardziej my mówimy mu „NIE”. I tracimy energię na szarpanie się z życiem, z samą sobą. A wiem, że można spokojniej, z większą świadomością swoich ograniczeń, uszanowaniem swojej osoby ‒ a przez to efektywniej i skuteczniej oraz z większą satysfakcją z efektów. I tego właśnie uczę kobiety – jak dobrze żyć w czasie, gdy nasze wewnętrzne fizjologiczne istnienie robi sobie burzę stulecia. Kobiety okresu transformacji menopauzalnej, czyli orientacyjnie od 35 do 55 roku życia, to grupa, na której się skupiam najbardziej. Jednak z racji wykonywanego zawodu lekarza lubię pracować ze wszystkimi osobami, zarówno kobietami jak i mężczyznami, niezależnie od wieku, którzy chcą świadomie osiągać swoje cele w zakresie zdrowia i szukają wsparcia w profilaktyce zdrowotnej. Myślę, że moim atutem i cechą unikatową na tym rynku jest fakt, że jestem równocześnie lekarką i coachem.
Jaką drogę przebyłaś, by dotrzeć do punktu, w którym jesteś?

Anna Gurda / fot. Barbara Bogacka
Była ona wynikiem wielu dobrych i tych trudniejszych historii w moim życiu. Jest też wypadkową pracy nad sobą i dojrzewania jako człowiek i jako kobieta, a na koniec faktu, że byłam gotowa nazwać na głos moje potrzeby i wprowadzić w życie zmiany. Lekarką jestem od 2003 roku i przez 22 lata pracy poznałam różne twarze medycyny, różne jej aspekty ukształtowały mnie jako lekarza. Byłam chirurgiem w szpitalu uniwersyteckim, a moimi pierwszymi pacjentami byli najciężej chorzy ludzie, kierowani na leczenie do ośrodka referencyjnego, w którym pracowałam ‒ cierpiący na zaawansowane nowotwory, ale też zupełnie nieprzewidywalne przypadki z ostrego dyżuru.
Tam też pierwszy raz namacalnie poczułam, czym jest śmierć człowieka i nieskuteczna reanimacja. Był to też czas, gdy po raz pierwszy stanęłam na granicy życia i śmierci. Którejś nocy dojeżdżałam wraz z zespołem przeszczepowym do jednego z podkrakowskich szpitali, który miał pobrać nerki od młodego człowieka, ofiary wypadku. Niezależnie od nas po inne narządy przybywali kardiochirurdzy i zespół pobierający wątrobę dla człowieka, który kilkaset kilometrów dalej był już przygotowywany do operacji, która mogła uratować jego życie.
Nerki pobieraliśmy jako ostatni z zespołów, a chwilę później odłączano aparaturę medyczną podtrzymującą życie tego człowieka ‒ zespół pielęgniarsko-anestezjologiczny kończył swoją intensywną pracę, a ja z instrumentariuszką zamykałyśmy powłoki jego brzucha. Sala opustoszała, dotychczasowy harmider ucichł. I ta cisza aż bolała. Człowiek odszedł. Godzinę później i kilkadziesiąt kilometrów dalej, na innej sali operacyjnej, narastał tłok, gwar, znów słychać respirator ‒ inny człowiek zyskuje nadzieję na życie. To mocne doświadczenie nauczyło mnie wiele o szacunku do życia, do człowieka, do pacjenta. Podobnie jak osiem lat pracy na chirurgii, z którą pożegnałam się po tym, jak przeżyłam wypalenie zawodowe, a na świecie pojawiła się moja pierwsza córka. W życiu musimy podejmować decyzje. Ta była jedną z nich. Od tego czasu aż do dziś pracuję jako lekarz rodzinny.
Tu nie ma tak spektakularnych wydarzeń, ale za to jest przestrzeń na rozmowę z drugim człowiekiem, obserwowanie pacjentów i towarzyszenie im w ich drodze do zdrowia lub życia z chorobą. Czasem śmiertelną. Ale są też historie o narodzinach nowego życia i banalnych infekcjach, które w okresie jesienno-zimowym potrafią skutecznie uprzykrzyć lekarzowi życie.
Dlatego, by zadbać o higienę pracy, w 2015 roku podjęłam pracę w krakowskim wydawnictwie Medycyna Praktyczna, gdzie poza pracą redaktorki dwumiesięcznika dla lekarzy, zajęłam się organizowaniem wydarzeń medycznych, w tym mojej ukochanej konferencji dla lekarzy rodzinnych. Z kontaktów z zaproszonymi wykładowcami zrodził się pomysł nagrywania z nimi rozmów-podcastów, a w zeszłym roku ‒ napisania książki z wywiadami.
Z każdego z tych doświadczeń wyniosłam coś, co doprowadziło mnie do decyzji o podjęciu pracy z pacjentami także jako coach zdrowia, a z pacjentkami ‒ jako coach transformacji menopauzalnej. Lata pracy nauczyły mnie uważności i otwartości na drugiego człowieka, a dotychczasowe decyzje zawodowe pokazały, że zawsze warto iść za swoim wewnętrznym głosem ‒ nie bezmyślnie, ale wsłuchując się w to, co się w nas pojawia, uciszając naszego małego sabotażystę i klepiąc po pleckach nasze wewnętrzne dziecko, które dostarcza nam fantazji, kreatywności i odwagi.
Wydarzenia, które Cię zmieniły?
Niewątpliwie było ich kilka w moim życiu, jednak tym, które z perspektywy czasu oceniam jako najważniejsze, była decyzja o odejściu od męża. Rozwód zawsze jest trudny, niesie wielką zmianę z poważnymi konsekwencjami, jednak dla mnie najważniejsza była decyzja, podjęta kilka lat wcześniej i konsekwentna praca nad sobą, by stać się gotową do konfrontacji z tym trudnym kawałkiem w moim życiu. By zaufać sobie, nauczyć się zdrowego egoizmu i stawiania granic, szacunku do siebie i docenienia tego, kim jestem i co robię. To co naturalne w odniesieniu do innych ludzi ‒ okazuje się znacznie trudniejsze, gdy chcemy zastosować do samych siebie. Podjęcie decyzji o rozwodzie było też chwilą odkurzenia swoich marzeń i odważnego podjęcia działań w kierunku ich realizacji. Skoro zrobiłam tak wiele do tej pory, to i reszta jest do ogarnięcia.
Co uznajesz za swój największy sukces?
Gdy spoglądam wstecz, jako sukces postrzegam sytuacje wymagające ode mnie wyjścia ze strefy komfortu, odważnego podniesienia głowy i spojrzenia życiu w oczy („Jaki kolor oczu miałoby życie, gdyby je miało?” ‒ przyszło mi kiedyś do głowy. Otóż dla mnie byłby to kolor niebieski). Trudno mi przytoczyć jeden sukces – na każdym etapie życia inny był dla mnie tym najważniejszym. Dziś jest to odejście od męża oraz podjęcie nauki w Profesjonalnej Szkole Coachingu, a potem przyjęcie pierwszego klienta. Kiedyś był to pierwszy samodzielny dyżur w szpitalu, pierwsze asysta przy zabiegu, pierwsze przepisanie leków pacjentowi. Innym razem złożenie wypowiedzenia w pracy i widok zdziwienia na twarzach obecnych osób. Moment, gdy pierwszy raz brałam na ręce każde z moich dzieci z myślą: „jeszcze kilka miesięcy temu nie istniałaś, nie istniałeś”. Oceniając z perspektywy czasu powiedziałabym, że moimi największymi sukcesami w życiu było podejmowanie trudnych decyzji i wyrzucenie z życia MMS, czyli Mojego Małego Sabotażysty.
Jakie są Twoje supermoce?
Mówienie o swoich mocnych stronach nigdy nie było dla mnie łatwe – przecież ludzie widzą co i jak, myślałam kiedyś, więc po co o tym mówić? Dziś już wiem, że mocne strony warto nazywać i mówić o nich – nie dla ludzi, ale dla siebie samych. Potrafię już nazywać to, dzięki czemu doszłam w życiu do miejsca, w którym dziś jestem. Co za tym stoi? Otóż jest to kreatywność, konsekwencja, determinacja, odporność psychiczna, stanowczość (przynajmniej czasami), empatia, wrażliwość, umiejętność słuchania, łatwość nawiązywania kontaktów i myślenie asocjacyjne.
Najlepsza / najgorsza rada, jaką w życiu dostałaś?
Zwykle nie słucham rad, o które nie proszę, więc nie pamiętam.
Masz jakieś swoje rady ułatwiające życie, którymi chciałabyś się podzielić z innymi kobietami?
Myślę, że najważniejsze jest ufać sobie – swojej wiedzy, doświadczeniu i intuicji – i uważnie ich słuchać. Żadna z nich nie może dobrze funkcjonować bez dwóch pozostałych. Razem dają niesamowite możliwości kreowania wartościowych rzeczy i osadzania ich w realiach naszego życia.
Najlepsza / najtrudniejsza decyzja, jaką podjęłaś w życiu?
Doświadczenie życiowe mówi mi, że najlepsze decyzje są najczęściej tymi najtrudniejszymi w chwili, gdy je podejmujemy. Pamiętam, że w takich momentach zawsze towarzyszył mi lęk, zanim decyzję podjęłam, a potem niesamowita ulga, gdy już było po wszystkim. Te dwa stany, w takiej dokładnie konfiguracji, są dla mnie wskazówką, że w danym momencie idę dobra drogą.

Anna Gurda / fot. Barbara Bogacka
Ciemne strony Twojej pracy?
Praca z ludźmi stanowi zawsze wyzwanie. Każdy człowiek jest trochę inny, ma inne oczekiwania i inne potrzeby. Trudno dogodzić każdemu, a to rodzi naturalne ryzyko, że nie każdy będzie zadowolony z tego, co otrzymuje w relacji i kontakcie ze mną. To niezadowolenie może niestety przyjmować różne formy. W tych dniach jest ze mną bardzo mocno historia lekarza ze Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, zamordowanego w pracy przez niezadowolonego pacjenta. Nie potrafię przejść do porządku dziennego nad tym, że takie rzeczy mogą się dziać. To też ciemna strona tego zawodu.
Co Cię motywuje?
Moje ikigai. czyli powód, dla którego warto żyć, coś, co nadaje sens codzienności. Dla mnie to suma codziennych kroków, które prowadzą mnie ku temu, co ważne – właściwie nie jednemu, a kilku celom. To moja praca, która mimo upływu lat wciąż jest moją pasją, i kolejne projekty, nad którymi pracuję. To także ludzie, z którymi spotkam się każdego dnia, widok ich zadowolenia z pomocy, którą otrzymali, aby mogli zrobić coś dobrego dla siebie. Perspektywa kawy z przyjaciółką, kolacji ze znajomymi, relacji z ludźmi, których lubię… No i oczywiście last by not least moje dzieci i zwierzaki (tu ostatnio prym wiedzie 55 kilogramowy szczeniak „atencjusz” – berneńczyk Edek).
Kto Cię inspiruje?
Inspiracji szukam w zasięgu wzroku, więc są to zawsze osoby z mojego bliższego i dalszego otoczenia. Obserwowanie ich, a czasem uczestniczenie w tym, co robią, inspiruje mnie do konkretnego działania. Ktoś stworzył świetny produkt, ktoś właśnie realizuje swoje wielkie marzenie, inna osoba pisze powieść albo tworzy po pracy muzykę, a ktoś inny ma odwagę zmienić swoje życie, zejść z utartych ścieżek. To są dla mnie źródła inspiracji. Tuż obok mnie, autentyczne. Widzę wówczas prawdziwe oblicze realizowania tego, co dla nas w życiu ważne i mogę doświadczać wraz z tą osobą radości z osiągnięcia celu. Dla mnie nie ma lepszego źródła.
Co ostatnio usłyszałaś na swój temat?
W jednym momencie przyszły mi do głowy trzy rzeczy. Pierwsze – że łączę ludzi. Chodzi o to, że dzięki rozmowom i uważności słyszę ich potrzeby, poznaję mocne strony, wiem, czego szukają i gdy spotkam kogoś, kto odpowiada tym potrzebom, łączę kropki, a potem te osoby. I mówimy tu o gruncie zawodowym, gruncie pasji i zainteresowań. Myślę, że łączy się to bardzo mocno z drugą rzeczą o mnie, o której usłyszałam w ostatnim czasie od kilku osób, a mianowicie, że sprawiam, iż w mojej obecności czują się bezpiecznie, że wnoszę spokój do miejsc, w których przebywam i to daje im nie tylko poczucie bezpieczeństwa, ale także otwiera na rozmowę.
Trzecia z rzeczy, które usłyszałam, to że stworzyłam im przestrzeń do rozmowy i odkrycia rozwiązań lub podjęcia decyzji, które miały w sobie. Dla mnie to niesamowicie cenne słowa. To esencja mojej pracy ‒ zarówno jako lekarza, jak i coacha. Czuję, że pomaga mi to także w innych moich aktywnościach zawodowych, jak organizowanie wydarzeń medycznych, nagrywanie podcastów. Choć …. czasem niekoniecznie w domu, w relacjach z własnymi nastolatkami.
Co powiedziałabyś 18-letniej sobie?
Bój się i rób, a cokolwiek robisz, rób to najlepiej, jak potrafisz. Miej marzenia i je realizuj. Bądź autentyczna w tym, co robisz i jak żyjesz.
Co jest dla Ciebie ważne?
Dobre życie. Zgodne z moimi wartościami, dążeniami. Życie, w którym realizuję marzenia i podejmuję odważne decyzje, jeśli jest to konieczne. Życie z ludźmi, ale nie w uzależnieniu od nich. W dobrych relacjach, karmiących obie strony. Życie, które przeżyte pozwala powiedzieć „Dobrze wykorzystałam dany mi czas.”
Na co zawsze masz czas?
Chciałabym powiedzieć, że na poranną kawę i poranne pisanie, na bieganie i jogę. Na to staram się mieć czas, ale zawsze mam czas dla moich dzieci. Na rozmowę z nimi, na ich potrzeby (te większe i te mniejsze). Przy trójce nastolatków bywa to wyzwaniem.
Jaka jest najcenniejsza rzecz, jaką posiadasz?
Zdrowie.
Co zawsze masz przy sobie? Co nosisz w torebce?
Pióro do pisania, jakieś kartki, pieczątkę lekarską telefon i błyszczyk.
Na co przeznaczyłabyś dużą sumę, gdyby spadła Ci z nieba?
Zakładam, że jeśli już spada, to hojnie, więc zrealizowałabym moje marzenie o wymarzonym domu w moim wymarzonym miejscu i przyległym do niego centrum dla kobiet, z którymi chcę pracować. Cała infrastruktura, zaplecze ludzkie i nie tylko.
Gdybyś miała taką możliwość, z kim zamieniłabyś się życiem na jeden dzień?
Jeśli nie ograniczałaby mnie teraźniejszość, to chciałabym wejść w ciało słowiańskiej szeptuchy, czyli uzdrowicielki, wiedźmy, baby. Fascynuje mnie nimb tajemniczości, unoszący się nad nimi. Połączenie mądrości pokoleń kobiet z mocą słowa, wagi relacji między leczącym a leczonym oraz potęgi wiary człowieka w terapię. Chciałabym w jej ciele przeżyć też Noc Kupały ‒ to już dla czystej przyjemności zobaczenia na żywo tego, o czym można przeczytać w podaniach ludowych i mitologii słowiańskiej, która od dłuższego czasu fascynuje mnie i zachęca do poznawania.
Czego o Tobie nikt nie wie?
Jeśli nikt nie wie, to nie mogę o tym mówić.
Plany na przyszłość? W jakim kierunku chcesz się rozwijać?
Plany dotyczą wielu rzeczy, ale w najbliższym czasie, poza rozwijaniem warsztatu coacha chciałabym się nauczyć języka portugalskiego a także powrócić do jazdy konnej i żeglowania – co też się wiąże z nauką.
Kiedy się uśmiechasz?
Codziennie. Rano, gdy zaczynam nowy dzień; wieczorem, gdy spotykamy się na chwilę z dzieciakami, aby pogadać; po południu, gdy zdarzy się taki dzień, że mogę położyć się na trawie w ogródku i przez kilka minut nic nie robić.
Ulubione miejsca w Krakowie?
W Krakowie Kopiec Krakusa o zachodzie słońca i poranna kawa U Ziyada. A poza Krakowem rynek w Lanckoronie, po którym lubię spacerować, aby potem wstąpić na herbatę do Cafe Pensjonat i po chleb do cudownej piekarni tuż obok.
Gdzie Cię znajdziemy?
Zapraszam do kontaktu mailowego: annagurda@gmail.com, telefonicznego 538197544 oraz przez FB Anna Gurda lub Instagram coachyourlife_anna
Projekt #KobietyKrakowa
Fotografia: Barbara Bogacka
Wizaż: Małgorzata Braś
Wnętrza sesji zdjęciowych: AC Hotel by Marriott
Chcesz zostać #KobietąKrakowa? Kobiety Krakowa