Katarzyna Zielińska, Weronika Rosati, Julia Wieniawa: Warto wierzyć w siebie!
Z aktorkami rozmawiamy o kobiecej solidarności i o tym, czy tak jak ich bohaterki wierzą, że porażka to krok do zwycięstwa
Panią domu, wziętą prawniczkę i call girl z pozoru wszystko dzieli. Lecz jedno tragiczne zdarzenie sprawi, że przestaną być sobie obojętne. Znane i piękne aktorki – Katarzyna Zielińska, Weronika Rosati i Julia Wieniawa spotkały się na planie serialu Polsatu „Zawsze warto”. Rozmawiamy z nimi o kobiecej solidarności i o tym, czy tak jak ich bohaterki wierzą, że porażka to krok do zwycięstwa
Kim jest pani bohaterka?
Julia Wieniawa: Ada jest najmłodszą i najbardziej energiczna w obsadzie, szybko podejmuje decyzje, często bardzo pochopne. Ma zaledwie 22 lata i ciemną przeszłość. Jako nastolatka wzięła ślub, urodziła dziecko i z trudem dobrnęła do matury. Jej mąż szybko się ulotnił, zostawiając ją z małym dzieckiem i kredytami na setki tysięcy złotych. Na swój sposób kocha synka, który został w rodzinie zastępczej. Bez stałych dochodów i z długami męża, Ada zostaje call girl – prostytutką zgłaszającą się na zamówienie telefoniczne, i wpada w niebezpieczne towarzystwo. Chce zmienić swoje życie i uciec przed przeszłością. Jesteśmy podobne do siebie pod tym względem, że obie mamy mnóstwo determinacji i wytrwałości.
Weronika Rosati: Marta jest 34-letnią, dobrze sytuowaną, świetnie wykształconą prawniczką. Ma luksusowy dom pod Warszawą. Poślubiła Marka (Jacek Knap) – swoją pierwszą miłość. Z czasem przekonuje się, że spędziła połowę życia z kimś, kogo zupełnie nie zna. Postanawia opuścić prowadzoną przez ojca rodzinną kancelarię i założyć własną. Na drodze Marty staje ukochany ojciec Witold Wardecki (Mariusz Bonaszewski), adwokat skrywający liczne tajemnice i prowadzący podwójne życie, który nie jest ideałem, za jakiego uważała go córka.
Moja bohaterka jest na tym etapie życia, kiedy przestaje być zależna od otaczających ją mężczyzn. Jest odważna, ponieważ postanawia zawalczyć o siebie. Życie takie jest, że zabiera nam rzeczy po to, by dać nam nowe. Myślę, że wszystkie gramy bardzo ciekawe i skomplikowane postaci – do tej pory nie widziałam tego w żadnym polskim serialu.
Mottem serialu „Zawsze warto” może być myśl Oprah Winfrey: „Porażka to kolejny krok do zwycięstwa”. O co walczy pani bohaterka? Dlaczego musiała stanąć pod murem, by nareszcie o siebie zawalczyć?
Katarzyna Zielińska: Moja Dorota przede wszystkim walczy o rodzinę, a następnie o siebie. Brakuje mi u niej trochę takiego balansu, żeby „my” – w domyśle „rodzina” – było równie ważne jak „ja” – czyli Dorota. To kobieta inteligentna, mądra, mająca świetną pozycję w swojej pracy, ale też osoba po przejściach, po częściowej amputacji piersi, matka trójki wspaniałych dzieci, które ją oczywiście kochają, ale też maksymalnie wykorzystują matczyną miłość. Dlaczego to robią? Bo widzą, że ich ojciec (Paweł Ławrynowicz), mąż Doroty, też to robi. Pomiata nią, wykorzystuje, może nawet gardzi. Dorota nie zdaje sobie jeszcze sprawy z tego, że dzieci uczą się przez obserwację. Jeśli jej córka widzi taką relację, nie zbuduje zdrowego, partnerskiego związku, będzie zawsze uległa. Syn wyrośnie na despotę, bo ma taki wzór mężczyzny, jedyny właściwy. Jeśli Dorota nie wyłamie się z toksycznego kręgu, nie powie „stop” – może się to dla niej źle skończyć.
Dlaczego kobietom tak trudno wyrwać się z toksycznych relacji?
Katarzyna Zielińska: Bo nie potrafią? Bo się boją? Bo kochają? Bo wierzą, że się zmieni? Bo religia im na to nie pozwala? Pewnie każda kobieta ma swoją odpowiedź.
Girl power, siła jest kobietą, siostrzeństwo, przyszłość należy do kobiet. Jakie uczucia budzą w pani te hasła?
Katarzyna Zielińska: Wyłącznie pozytywne! Czy nie czuje pani girl power podczas różnych babskich spotkań czy wieczorów? Może to lekko szowinistyczne, ale faceci to lubią się spotkać na meczu, w domu lub pubie na piwie. I tyle byłoby z tej inwencji twórczej. Dziewczyny zorganizują sobie wycieczkę rowerową, wieczór w kinie czy teatrze, wypad do SPA, warsztaty kulinarne, a niektóre nawet krótki weekend w Mediolanie czy Paryżu. No i kto tu ma power? Kobiety wspierają się, dają sobie moc, potrafią mówić o swoich uczuciach, umieją zrozumieć się nawzajem. Kobiety są jak siostry. Więzy krwi są ważne – sama mam siostrę Kalę, którą kocham nad życie, która jest dla mnie ogromnym wsparciem i mam nadzieję, że ja dla niej też. Mam też od lat parę zaufanych przyjaciółek, które są dla mnie prawie tak ważne jak Kala i pewnie gdybym z jakiegoś powodu nie mogła zwracać się do nich po imieniu – mogłabym mówić po prostu „siostry”. Myślę, że „przyszłość jest kobietą”, bo te są mądre, czułe, empatyczne, ale też pracowite i ambitne. Przyszłość potrzebuje takiej mieszanki!
Niektórzy uważają, że nikt tak nie konkuruje, nie ocenia, nie zazdrości jak kobieta kobiecie. Czy ma pani własne doświadczenia z tym związane?
Katarzyna Zielińska: To stereotyp. Zazdrość, zawiść – to uczucia, które nie mają płci. Przykro mi, że wciąż się tak o nas mówi, że musimy udowadniać swoją wartość w zderzeniu ze stereotypami. Wie pani skąd może się brać takie przekonanie? Ano z tego, że kobiety nadal mniej zarabiają niż faceci – nawet w mojej, aktorskiej branży. Rzadziej awansują, ciągle muszą robić więcej, żeby pokazać swoją przydatność dla firmy. A i tak zawsze znajdzie się ktoś, kto w trakcie tzw. reorganizacji zwolni kobietę, bo albo ta zajdzie w ciążę, albo jej dziecko często choruje, albo jej mąż dobrze zarabia, więc ją utrzyma. Przecież to woła o pomstę do nieba! Nie mówię, że nie ma też zwolnień za błędy czy niekompetencję, ale jeśli kogoś tak po prostu trzeba odprawić, to w większości przypadków będzie to kobieta.
Czy wierzy pani w przyjaźń damsko-damską?
Julia Wieniawa: Wierzę. Mam kilka wspaniałych, solidarnych i lojalnych przyjaciółek, z którymi można konie kraść. Moim najlepszym przyjacielem jest jednak facet. To jemu najbardziej ufam, bo był przy mnie w najtrudniejszych momentach. Całe życie miałam raczej więcej kolegów niż koleżanek. Dziewczyny mają w sobie często wiele zazdrości, knują intrygi i celowo robią sobie na złość. Nie lubię tego. Myślę, że mam wpisane w swój charakter cechy stereotypowo postrzegane jako męskie. Lubię szczerość i bezpośredniość, ale nie demonizuję kobiet. Przyjaciółki to dziewczyny spoza branży.
Czy ma pani więcej przyjaciółek z showbiznesu czy spoza?
Katarzyna Zielińska: Mam przyjaciółki i tu, i tu. Ale w każdym przypadku są to wielo- a nawet kilkudziesięcioletnie relacje. I nie wynika to z tego, że jestem nieufna, że nie chcę się zaprzyjaźniać. Do przyjaźni podchodzę bardzo serio. O przyjaciół trzeba dbać, mieć dla nich czas, pogadać o smutkach i wesołych, codziennych sprawach. Każda relacja wymaga uwagi i czasu. A że mam rodzinę, chcę mieć też dla niej czas. Nie mogę więc powiększać nieustannie tego grona, wolę należycie zająć się tym, które mam.
Po co aktorce Instagram?
Katarzyna Zielińska: Dla zabawy. Do kontaktu z fanami, znajomymi, dla pokazania, jaka jestem naprawdę. Tradycyjne media nas kreują – profesjonalni fotograficy robią nam piękne sesje, paparazzi ganiają za sensacją, dziennikarze piszą o nas to, co widzą na zdjęciach, albo im ktoś „życzliwy” doniesie, rzadko weryfikują u źródła. A ludzie, widzowie postrzegają mnie przez pryzmat postaci, które gram. Na moim Instagramie jestem tym, kim jestem tu i teraz. Najbardziej bliską tej Kaśce, którą jestem na co dzień.
Julia Wieniawa: Instagram to sposób komunikacji z fanami i miejsce, gdzie w sposób kontrolowany kreuję wizerunek. To tutaj pokazuję, co się u mnie dzieje, nad czym pracuję i jak wygląda moje życie. Poza tym, Instagram daje mi ogromną finansową niezależność, dzięki czemu mogę selekcjonować propozycje zawodowe. Internet ma moc.
Za co pani lubi siebie?
Katarzyna Zielińska: A ile miejsca pani dla mnie zarezerwowała na wymienienie, za co siebie lubię? Żartuję oczywiście, ale jest dużo rzeczy, za które siebie lubię – począwszy od tego, że jestem dobrą żoną, matką, córką, siostrą, synową, sąsiadką. Lubię się za wiele, bo po prostu lubię siebie. Jestem dobrym, uczciwym człowiekiem. Kocham bliźniego swego jak siebie samego. Bo jak nie umiesz pokochać siebie – nie pokochasz nikogo innego, bo nie będziesz wiedzieć, na czym polega miłość, co to znaczy kochać.
Teatr, film czy serial? Jakiej roli nigdy by pani nie przyjęła, a o jakiej pani marzy? Teatr i film dają prestiż, a serial pieniądze?
Katarzyna Zielińska: Zawodowo zawsze na pierwszym miejscu teatr, bo tylko to miejsce jest dla mnie świątynią sztuki. Uwielbiam adrenalinę, napięcie, zapach garderoby, widzów czekających przed wyjściem z teatru, którzy albo chcą się przywitać, zrobić zdjęcie, albo tych, którzy wzrokiem czy gestem mówią „dziękuję”. Jakiej roli bym nie przyjęła? Nie ma takiej, bo jak mówił śp. Kazimierz Dejmek, „aktor jest do grania tak, jak d… do …”.
Nikt nie wie, że…
Katarzyna Zielińska: Jestem łasuchem. Wiem, że nie wyglądam, ale to prawda. Na szczęście mam dobrą przemianę materii, a przede wszystkim – moje życie w pędzie powoduje, że wszystko spalam.
Co zawsze warto…?
Katarzyna Zielińska: Zawsze warto być dobrym człowiekiem, wierzyć w siebie i innych, kochać i być kochanym. Nie ma większej wartości niż wolność, więc zawsze warto być wolnym i dawać wolność innym.
Julia Wieniawa: Wierzyć w siebie i swoje możliwości. Dążyć do celu i spełniać marzenia. Być sobą.
Agna Karasińska