Karolina Macios: Sąsiad sąsiadowi sąsiadem
W ramach postanowień noworocznych wraz z sąsiadami wprowadziliśmy w życie nowy projekt

Wiele zależy od tego, gdzie mieszkacie i kto mieszka wokół was. Moje osiedle w pewnym sensie się zmienia – jak grzyby po deszczu Rossmany rosną, polski miesza się z ukraińskim i hindi, psiarze zaczynają sprzątać po psach, ba, nawet drzwi na klatkę nam wymienili ‒ w innym sensie jednak nie / fot. Serhat Beyazkaya / Unsplash
W ramach postanowień noworocznych wraz z sąsiadami wprowadziliśmy w życie nowy projekt.
Może wasi sąsiedzi postanawiają schudnąć, zacząć trenować, uczyć się nowych języków czy zmienić pracę, może nawet wpisują sobie do kalendarza hasła motywujące?
Smutni panowie i smutne gotowane buraczki
Wiele zależy od tego, gdzie mieszkacie i kto mieszka wokół was. Moje osiedle w pewnym sensie się zmienia – jak grzyby po deszczu Rossmany rosną, polski miesza się z ukraińskim i hindi, psiarze zaczynają sprzątać po psach, ba, nawet drzwi na klatkę nam wymienili ‒ w innym sensie jednak nie. Smutny pan komornik w długim czarnym płaszczu co rusz wystaje przed którymś blokiem. Smutni panowie, co dotąd bywali albo bardzo weseli, albo jeszcze weselsi, w zależności od poziomu alkoholu we krwi i jego wydajności, co rusz opuszczają ów blok długim sznureczkiem z wypchanymi torbami z Ikei. Smutny pan dzielnicowy co rusz macha im na pożegnanie. Na wiatach śmietników smutni fani pewnego klubu piłkarskiego wciąż robią błędy ortograficzne, a z uchylonych okien lecą na trawnik smutne gotowane buraczki, kluseczki z mięsem i kości bliżej niezidentyfikowanych smutnych stworzeń. Smutek sączy się też z kominów okolicznych domów i śmierdzi palonym plastikiem. Tak, lokalsi smutek mają we krwi. I stąd właśnie nasz sąsiedzki projekt.
Sąsiedzki projekt antidotum na hipotonię
Postanowiliśmy wziąć sprawy w swoje ręce i urozmaić życie sobie oraz – co najważniejsze – naszym najbliższym. Bo najlepsze w tym projekcie jest to, że wszystko przeżywamy razem, współdziałamy w imię wspólnoty. Podzieliliśmy się rolami, by nie dublować się w ramach sąsiedzkich usług. I tak sąsiedzi z mojego piętra walczą ze znieczulicą społeczną oraz (uwaga: dwa w jednym!) ze zbyt niskim ciśnieniem tętniczym, bo to, jak wiadomo, prowadzi do hipotonii. W ramach codziennej aktywności pozwalają mianowicie swojemu dwuletniemu dziecku bawić się na parapecie. Tym zewnętrznym, by przy okazji pooddychało świeżym powietrzem – wiadomo: w zdrowym ciele zdrowy duch. Okolicznym przechodniom oraz mieszkańcom bloku naprzeciwko momentalnie podnosi się ciśnienie, gdy z zapartym tchem śledzą podskoki dwulatka. Dzięki temu aktywizują się tzw. środowiska wykluczone: staruszki przyklejone do kuchennych okien ożywiają się pospołu z młodzieżą szkolną permanentnie wagarującą, a kibice dwóch zwalczających się klubów piłkarskich solidarnie rozwijają prześcieradło. Codzienne happeningi dostarczają im porządnego katharsis, jednym oczyszczając duszę, innym głowę, w zależności od tego, co kto posiada.
Z kolei sąsiedzi z góry postawili na sporty wodne i aktywizują głównie tych najbliższych w linii prostej wertykalnej, czyli nas. Dzięki temu w łazience mamy przepiękny ruchomy fresk sufitowy, który wciąż się rozrasta, zajmując coraz to nowe połacie nudnego suchego tynku. Dbają o nas nie tylko sąsiedzi z góry. Ci zza ściany, wiedząc, że nie posiadamy telewizora, szlachetnie dzielą się z nami kablówką. Pytania na śniadania, kawy czy herbaty, fakty, reklamy, a także moje ulubione filmy akcji puszczane są późną nocą, gdy cisza za oknem. Naprawdę nie wiem, co byśmy bez nich zrobili, gdybyśmy cierpieli na bezsenność.
Działanie dla dobra innych
Sąsiadka z dołu zaś zajęła się edukacją i od jakiegoś czasu przeprowadza eksperymenty. Okazuje się, że odgłosy pracującej bieżni czy rowerka stacjonarnego rozchodzą się promieniście w dół, o czym zaświadczają sąsiedzi mieszkający pod nią, natomiast sprawnego wibratora idą w górę. Tak, gdybyście szukały czegoś NAPRAWDĘ SPRAWNEGO, dajcie znać, a zapytam, czego używa.
Same widzicie, że najlepsze postanowienia noworoczne to takie, które aktywizują większe grupy bliskich sobie ludzi. Nie ma nic szlachetniejszego, niż działanie dla dobra innych. A jako że każdy z nas odgrywa swoją rolę w tym pięknym sąsiedzkim projekcie, ja postanowiłam uwiecznić moich najbliższych i ofiarować im nieco światowego życia. Zatem, kochani sąsiedzi, ten felieton jest dla was.
Karolina Macios
Magda 20 kwietnia, 2020
Kiedyś sąsiedzi byli ze sobą o wiele bliżej – znali się i często ze sobą rozmawiali. Mam wrażenie, że teraz ciężko przechodzi przez gardło nawet zwykłe powitanie. Każda sąsiedzka inicjatywa jest na wagę złota!