Karolina Macios: Mówcie mi Kidman. Po babci
Znaleźliśmy wnuczkę Nicole Kidman. Ma polskie korzenie!
– Hej, przepraszam, że zagaduję, ale czy ty przypadkiem nie jesteś z nią spokrewniona? – pyta po angielsku, podsuwając mi pod nos ekran telefonu z Nicole Kidman
Poważnie? Takie teksty to krążyły jeszcze w mojej podstawówce, a uwierzcie mi, było to jeszcze zanim wynaleziono Internet. I Kidman. O smartfonach nie wspominając. Siedzę z przyjaciółką przy odrapanym stoliku w jednej z nadmorskich knajp, drewniane ścianki chronią przed wiatrem, zimne wino przed życiem, a słońce przygrzewa, choć jeszcze za wcześnie na lato. Nie, nie, to nie polska nadmorska knajpa. Tam nie podrywają na Nicole Kidman. A przynajmniej nie mnie.
Muszę wyglądać nad wyraz sceptycznie, bo przysuwa się odrobinę bliżej z telefonem, który robi za białego konia i błyszczącą zbroję w jednym.
– Tylko spójrz, macie te same oczy, te same usta. No popatrz sama.
Młody bóg, choć już nie taki młody Arab, nie zwraca uwagi na zaczepki kolegów ze stolika obok. Nie, on dopiero zaczyna się rozkręcać.
– A poza tym…
On naprawdę zaczyna się rozkręcać. Rzucam więc okiem na jego telefon i przerywam mu w pół zdania:
– Masz rację. To moja babcia. Ale nie lubi, kiedy mówię o tym publicznie, więc udajmy, że tej rozmowy w ogóle nie było – dodaję, zniżając głos.
Młody bóg mruga, drapie się po ogolonej na błysk brodzie i rzecze:
– A.
E, myślałam, że stać go na więcej.
– Przepraszam, spytam tylko o coś jeszcze: jesteście siostrami czy parą? – Patrzy na nas, a jego męskie ego rozkłada właśnie dywanik i wznosi modły o to drugie.
– Parą, ale o tym babcia też nie lubi mówić, więc psst.
Uratowany pan Arab macha na pożegnanie i odchodzi.
Takie rzeczy, proszę pań, wyłącznie w Tel Awiwie. Tak więc, jeśli na wiosnę macie ochotę poczuć się jak wnuczki Nicole Kidman, śmiało. I nie przejmujcie się płcią ani kwestiami orientacji seksualnej, bo tam to nie jest aż tak istotne, jak u nas. Może ze względu na bliskość ziemi świętej? A może to specyfika kraju, w którym nabuzowani hormonami młodzieńcy w mundurach zwiedzają Jerozolimę z palcem na spuście karabinu, a pomiędzy nimi przebiegają odświętnie ubrani trzynastolatkowie, co urwali się z bar micwy? Znajdziecie tu coś i dla ciała: hulaszcze życie Tel Awiwu (bujda, zasypiałyśmy przed dwudziestą drugą), rozbijanie się po knajpach (nie opłaca się, strasznie drogo) czy machanie nóżką w klubach (patrz: nawias pierwszy), i dla ducha: jerozolimscy muezzini nawołujący się z różnych stron, chasydzi walący środkiem wąskich uliczek, Arabki okupujące stoiska z chlebem i katolicy na drodze krzyżowej. Tu księża śpiewnym głosem wygłaszają na ulicach prawdy życiowe, a nad ich głowami koty uprawiają dziki seks. Trudno rozeznać, który uprawia, a który tylko podgląda, bo kłębią się, jakby ich tam było więcej niż turystów. I tak dołem płynie strumień ludzi, a górą strumień kociej żądzy. A kiedy koty skończą akt prokreacji na chwałę najwyższego, siadają na krawędzi dachu z blachy falistej i plują. Głównie na pielgrzymów. Co kraj, to obyczaj. Ale bez obaw, na polskich nie. Ci jako jedyni odmawiają dziesiątki, nagrywając jednocześnie wszystko wokół telefonem, włącznie z kotami. A wiadomo, co zdarzy się w sieci, to już się nie odzdarzy. Nie siedźcie więc wiosną w domu, jeźdźcie popatrzeć na koty. I od dziś mówcie mi Kidman. Po babci.
Karolina Macios – kobieta wielofunkcyjna, która potrafi wydłużać dobę i zachować przy tym zdrowe zmysły. Redaktorka, autorka kilku powieści, ghostwriterka i matka, w wolnych chwilach współpracująca z Fundacją ZNACZY SIĘ i Fundacją Miasto Literatury, gdzie zajmuje się projektami literackimi