Koniec z wakacjami?
Lato minęło?
Po gorących parnych nocach zostało tylko wspomnienie?
Stopy przywykłe do sandałów nie mieszczą się w zamkniętych butach?
Opalenizna już zeszła wraz ze skórą?
Witajcie w normalnym życiu. Praca, obowiązki, codzienna rutyna przerywana weekendową rutyną oraz weekendowa rutyna przerywana świąteczną rutyną, bo – tak, zgadza się – zaraz będą jedne święta w pakiecie z urobieniem się po łokcie, pastowaniem podłóg i myciem okien, stosem brudnych talerzy oraz dwoma centymetrami naddatku w pasie, a zaraz potem drugie i gdzieś pomiędzy kac noworoczny. Do tego dodajmy pluchę, wichury albo – co gorsza – brak wiatru, bo to w Krakowie oznacza – tak, zgadza się – smog, oraz dla bardziej wtajemniczonych alergię na roztocza i wywiadówki. Nie, jednak szkolne wywiadówki przebijają wszystko.
A było tak pięknie. Pamiętacie jeszcze te ptaki, które budziły was o 5 nad ranem? I upojone upałem cykady? I zapach świeżo skoszonej trawy poprzedzonej smrodem spalin? I te całonocne wrzaski pod oknami? I ławki lepiące się od piwa? I ten błogi bezruch, kiedy w rozżarzone popołudnia wszystko zamiera, a kolejki przed Good Loodem wyglądają jak pajęczyna uginająca się pod nawałem much? A te zatłoczone tramwaje z falującym od gorąca powietrzem pozbawionym tlenu?
No i nadszedł koniec. Trzeba się otrząsnąć i wrócić do normalnego życia bez efektów ubocznych. Tylko jak? Najlepiej trenować podczas urlopu, dzięki czemu powrót jest mniej bolesny. Wystarczy wstawać o 5.30, szybki prysznic, makijaż, włosy, prasowanie, w pośpiechu przygotować drugie śniadanie do pracy, a potem spokojnie wrócić do łóżka. W ciągu dnia trzeba koniecznie pamiętać o odpowiedniej dawce horroru. Na przykład nagrać na dyktafon wrzask szefa, a następnie ustawić to jako alarm w telefonie. Dawkowanie kilka razy dziennie znakomicie podnosi poziom akceptacji stresu. Po powrocie do roboty już nic nie wyprowadzi was z równowagi. Teraz skrzynka mailowa – bardzo ważna, gdyż w normalnym życiu to ona wyznacza rytm dnia. Każdy poranek to 300 nieodebranych wiadomości, co po trzech tygodniach urlopu daje, bagatelka, 5 400 maili. Można oczywiście usunąć je wszystkie jednym ruchem, a potem zwalić to na serwer, informatyka albo czarną dziurę i zyskać błogi spokój na kolejny tydzień. Niestety, karma wraca. Zagubione wiadomości bywają bardziej rozjuszone niż szef i prędzej czy później was dopadną, rozszarpią i strawią. A to nie jest zbyt przyjemne. Jeśli więc chcecie spędzić pierwszych 10 dni na odczytywaniu maili, należy każdego wieczoru podczas urlopu sprawdzać skrzynkę. Wbrew pozorom to idealny sposób na spędzanie wolnego czasu z dala od pracy – jeśli tuż przed snem porządnie się zestresujecie, oznacza to zarwaną noc i podkrążone oczy, a nie ma lepszego treningu przygotowującego do bezbolesnego powrotu. Jest jeszcze jeden sposób – na czas urlopu wynająć sobie mieszkanie z widokiem na miejsce pracy. Wydacie znacznie mniej niż na wakacje nad morzem i unikniecie szoku wywołanego zmianą klimatu, a i tłumy mniejsze niż w górach. Oczywiście nie wspominam o tym najprostszym i zarazem najbardziej skutecznym środku – jeśli powrót do roboty po urlopie jest dla was bolesny, nie należy w ogóle brać urlopu. To rozwiązuje wszystkie problemy.
No dobrze, ale co, jeśli urlop już za wami i właśnie wkraczacie do świata normalności?
No cóż, dupa blada, jak mawiała moja babcia. Same sobie zgotowałyście ten los.
Karolina Macios