Karolina Macios: Chcę misiaaaa!
Chcę tego misia! Misiaaaaaaa!!! Ile razy widziałyście w sklepie kopiące i wrzeszczące dziecko oraz jego spoconą matkę, zaklinającą potomka, by był grzeczny? Misiaaaaaaa!!! Nie! Teraz!!!
Chcę tego misia! Misiaaaaaaa!!! Ile razy widziałyście w sklepie kopiące i wrzeszczące dziecko oraz jego spoconą matkę, zaklinającą potomka, by był grzeczny? Misiaaaaaaa!!! Nie! Teraz!!!
Spłoszone spojrzenie kobiety, która za wszelką cenę stara się schować za półkami. Wibrujący wrzask potwora. Mord w oczach staruszki, próbującej ominąć leżące w poprzek alejki dziecko. I słodki uśmiech ekspedientek. Łaaaaaa!!! Misiaaa! I lekkie podenerwowanie wśród klientów, którzy chcą jak najszybciej dotrzeć do kasy i opuścić sklep. I pan ochroniarz nachylający się nad bachorem: – Kupże mu pani tego pier… misia. I chlipiący bachor z pier… misiem pod pachą.
Pewne książki o wychowaniu dzieci mówią, że cała kultura Zachodu opiera się na strachu: Jak będziesz niegrzeczny, to przyjdzie pan z trzeciego piętra i cię zje. Czytam je pasjami, bo w końcu chcę, żeby moje dziecko było idealne, wesołe, zaradne, z poczuciem humoru, inteligentne, towarzyskie… mówiłam już, że zaradne? I żeby poradziło sobie zawsze i wszędzie, a przy tym wyszło na ludzi, ludzi za sobą poprowadziło i w ogóle zmieniło świat. A poza tym lubię czuć się jak matka prawie idealna, a moje matczyne ego rośnie systematycznie w miarę pochłaniania kolejnych książek. Od zawsze wiedziałam, że jak będę niegrzeczna, to przyjdzie pan z trzeciego piętra i mnie zje. To samo wiedziały od zawsze moja matka i jej matka. Zapewne wiedza ta pochodzi z tego jednego zakazanego jabłka, które, jak wiadomo, rosło w zachodniej części Edenu. Zatem ja, wychowana w kulturze strachu, postanowiłam wychować swoje dziecko w kulturze zrozumienia, poszanowania i akceptacji, czyli po prostu bezstresowo. A wszystko po to, żeby moje dziecko było idealne, wesołe, zaradne, z poczuciem humoru, inteligentne, towarzyskie… mówiłam już, że zaradne? I żeby poradziło sobie zawsze i wszędzie, a przy tym wyszło na ludzi, ludzi za sobą poprowadziło i w ogóle zmieniło świat. Zaczynam zatem. Zasada nr 1 – dziecko samo podejmuje decyzje. Żabko, chcesz się wykąpać? Nie! Godzinę później: Misiu, chcesz się wykąpać?. Nie! Dwie godziny później: Synu, jak nie wejdziesz w tej chwili do wanny, to wyrzucę komputer przez okno!.
Zasada nr 2 – dziecko ma prawo mówić „nie”, rodzic musi to uszanować. Nie chcesz się wykąpać? Dobrze, nie ma sprawy. Tydzień później: Dalej nie chcesz się wykąpać? A mogę ci chociaż zeskrobać ten brud z policzka? Nie? No dobrze….
Zasada nr 3 – oswajanie dziecka z jego emocjami. Kochanie, rozumiem, że czujesz się smutny, bo zabrałam ci właśnie tasak, którym się bawiłeś. To zupełnie normalne, że tak się czujesz, ja też czasami jestem smutna.
Dzięki tym trzem prostym zasadom empatia dziecka wzrasta o 100 proc., inteligencja i zaradność życiowa o 300, a samoakceptacja o 500. Idealny przepis na wychowanie nadczłowieka. Jeszcze tylko znajdę książkę o tym, jak wychować dziecko na pisarza, ale wiecie, takiego, którego książki się sprzedają przez duże S, i wreszcie odnajdę matczyny spokój.
Karolina Macios