Kari – duchowa rewolucja
Jej muzyka dodaje siły i pozwala zrozumieć, że trudne doświadczenia mogą się obrócić ku dobremu.
Kari wydała drugą płytę „Wounds and Bruises”, dużo koncertuje i zdobywa uznanie swojej publiczności oraz takich artystów jak Katarzyna Nosowska. Jej muzyka dodaje siły i pozwala zrozumieć, że trudne doświadczenia mogą się obrócić ku dobremu.
Od kiedy Pani śpiewa i jak wspomina Pani swoje początki?
Śpiewać zaczęłam w wieku 16 lat w klasie śpiewu operowego. Jestem podobno sopranem dramatycznym. Dramatyczne były też początki. (śmiech)
Jak wspomina Pani swoją edukację muzyczną w Warszawie?
To był dla mnie bardzo intensywny czas. Kolejne szkoły muzyczne zdecydowanie bardzo mnie ukształtowały jako muzyka i jako człowieka. To była naprawdę ciężka praca. Pamiętam jak mieszkałam w internacie przy Miodowej, wyruszałam o 7:00 rano z Pl. Krasińskich, spędzałam w szkole cały dzień. Po przedmiotach typu historia, matematyka zaczynały się zajęcia muzyczne jak chór, kształcenie słuchu, historia muzyki, harmonia, a potem zajęcia indywidualne jak fortepian, śpiew, improwizacja. Pod koniec dnia zawsze była walka o ćwiczeniówkę. W bursie nie miałam dobrego instrumentu, więc ćwiczyłam w szkole aż do zamknięcia, czyli ok 21. Portier zawsze denerwował się na mnie, że nie oddaję klucza o czasie. To był bardzo ciężki czas, ale jednocześnie jakiś taki magiczny, pełen inspiracji i muzycznego wzrostu. Po liceum przyszła kolej na Uniwersytet Muzyczny.
Jaka jest różnica pomiędzy Kari Amirian z płyty” Daddy says I’m Special” a Kari z „Wounds and Bruises”?
Podstawowa różnica jest taka, że te dwa albumy są zupełnie inne stylistycznie. Płyta „Wounds And Bruises” powstała we współpracy z Jon’em Headley, który wniósł bardzo wiele do nowego projektu. Otworzyłam się tym razem na elektronikę, eksperymenty z brzmieniem oraz energetyczne bębny.
Strona wizualna płyty jest bardzo dopracowana i zachwyca znakomitymi zdjęciami. Co Panią inspiruje do tworzenia takich obrazów?
Autorami zdjęć są Zuza Krajewska i Bartek Wieczorek. To oni mieli finalny wpływ na kształt sesji. Natomiast zanim się ona odbyła długo rozmawialiśmy, szukaliśmy wizualnych metafor, w których będziemy mogli zawrzeć przekaz „Wounds And Bruies”. Moją myślą przewodnią przy tworzeniu całej identyfikacji było pokazanie ciała, które wyraża kruchość, ale jednocześnie jest manifestacją odnawiającej się siły człowieka.
Czym są tytułowe rany i blizny z najnowszej płyty?
To metafora doświadczeń, które umacniają, motywują do ważnych zmian w życiu. „Wounds And Bruises” nie traktuje o cierpieniu. Piosenki opowiadają o tym jak trudne doświadczenie może się obrócić ku dobremu.
Robert Amirian jest autorem większości tekstów z najnowszej płyty. Czy miał on jakiś artystyczny wpływ na rozwój Pani muzyki?
Myślę, że nasze muzyczne światy zbiegały się przy pierwszej płycie i to zdecydowanie miało na mnie wpływ, choć wszystkie piosenki skomponowałam sama. Później moje muzyczne inspiracje bardzo się zmieniły. Odkryłam, że komponowaniem i produkcją wolę zająć się sama. Czuję się w tej przestrzeni dość niezależna. Muszę komuś bardzo ufać, żeby znaleźć się w jednej sali prób w celu napisania piosenki.
W jednym z wywiadów wspominała Pani, że jest osobą wierzącą? Czy ma to wpływ na tworzoną muzykę?
Oczywiście. Muzyka ma bardzo duchowe podłoże. Często nie jesteśmy świadomi jak wielką moc ma dźwięk. Pisząc piosenki staram się dbać o to, aby muzyka była bogata w treść, która będzie ludzi wzmacniać i motywować. Tak działa w moim życiu Bóg. Jest mocny, fascynujący i realny. Nie potrafię się tym nie dzielić. Pewna kobieta z Australii podeszła do mnie po moim koncercie i powiedziała : „Twoja muzyka jest jak laser który rozcina duszę i uwalnia jej potencjał.” Obraz dość kosmiczny, wiem, ale to oto właśnie chodzi. Chcę śpiewać o rzeczach, które są ważne.
Moda często pomaga wyrazić siebie i dopełnić sceniczny przekaz. Jak jest w Pani przypadku?
Strój podobnie jak każdy inny element podczas występu musi współgrać z przekazem. Jest on na tyle silny, ze dziś kwestia stylizacji staje się wobec niego zupełnie podrzędna, w tym sensie, że treść i stylistyka projektu wpływa na wszystkie pozostałe elementy w bardzo naturalny sposób.
Przy pierwszej płycie pojawiały się porównania do Lykke Li. Jaka stylistyka jest Pani obecnie najbliższa? Jakby Pani opisała swoją muzykę?
Nie lubię opowiadać o muzyce. Wolę to wyrazić dźwiękami. (uśmiech)
Jakie ma Pani plany na przyszłość?
Teraz jesteśmy w trasie promującej nowy album, wiec najbliższe miesiące to koncertowanie, a potem? Chyba zasłużyłam na jakieś wakacje! (śmiech) Ostatni rok był bardzo intensywny. Przez 10 miesięcy byłam poświęcona wyłącznie produkcji „Wounds And Bruises”. Teraz staram się wrócić do normalnego życia.
Obecnie praca odbywa się pomiędzy Warszawą a Anglią. Które miejsce jest Pani bliższe?
Mój dom jest teraz w Anglii. Mieszkam tu od roku i póki co czuję się bardzo dobrze z myślą, żeby zostać tu na dłużej.
Czy czuje się Pani spełniona?
Muzycznie? Dawno nie czułam takiego spełnienia jakie odczuwam teraz. Tylko znając siebie, wiem ze długo to nie potrwa i pewnie zaraz zacznie mnie nosić do pisania nowych piosenek. Chociaż, kto wie…może wyłączę się na jakiś czas? Aby tworzyć muzykę trzeba mieć dostęp do źródła, z którego mogę czerpać. I o to źródło zamierzam teraz zadbać.
Rozmawiała Klaudia Miłkowska